Jeszcze niedawno Torysi wierzyli w niskie podatki dla małych firm i przedsiębiorców. Teraz, chociaż z jednej strony odbywają się kampanie społeczne na rzecz samozatrudnionych, to z drugiej – rząd chce usunąć jedną z ostatnich korzyści wynikających z założenia własnej firmy.
„Dzień wolności podatkowej” przypada w tym roku bardzo późno. Rząd nie ustanowił też ulgi w podatku od emerytur ani zysków kapitałowych. Potwierdził tym samym, że Torysi nie są już partią samozatrudnionych, za jaką byli od dawna postrzegani.
Wprowadzana jest za to regulacja IR35, która zmusi tysiące freelancerów do zawierania gorszych umów o pracę i to bez żadnej rekompensaty, bez żadnych dodatkowych korzyści.
Wahano się przez chwilę, czy z powodu COVID-19 udzielić państwowej pomocy osobom samozatrudnionym, ale miało to miejsce tylko na początku pandemii. Dziś już wiadomo, że podatki dla osób pracujących na własny rachunek wzrosną, by pokryć koszty pomocy wynikającej z korona-kryzysu. Teraz rząd chce, aby freelancerzy częściej płacili podatki.
Czy częstotliwość płacenia podatków sprawia jakąś różnicę? Tak. Nowy system miałby ogromny i niekorzystny wpływ na sposób działania małych firm. Według rządowych przymiarek przedsiębiorcy płaciliby podatki kwartalne, których wysokość mogłaby się zmieniać nawet w ciągu roku. Rachunki za gaz i energię elektryczną też zmieniają się coraz częściej.
IPSE, niezależna organizacja handlowa, twierdzi, że w ten sposób mikrofirmom pozostanie mniej oszczędności, a także mniej pieniędzy na inwestycje, co oznacza zniechęcanie ludzi do samozatrudniania.
Rząd nie dostrzega już korzyści z przedsiębiorczości, a partia go tworząca nie jest już partią małych firm.
Opracowano na podst. https://www.telegraph.co.uk/tax/self-employed/tories-no-longer-party-small-business-owners/?WT.mc_id=tmgliveapp_iosshare_Aw4BVlQZfHzQ
