4 lutego ubiegłego roku, gdy wieści o pandemii nowego koronawirusa zelektryzowały Europę, ówczesny hiszpański minister zdrowia Salvador Illa zwołał wyjątkową Międzyterytorialną Radę Narodowego Systemu Zdrowia (SNS). Wiadomo było, że potrzebne będą środki chroniące mieszkańców kraju. Należało zacząć podpisywać kontrakty.
Cztery, którym kryzys sprzyja
Pandemia uderzyła boleśnie w wiele firm. Niektóre jednak w tej sytuacji znalazły swoją szansę i sposób na zarobienie dużych pieniędzy w 2020 roku. Wygrały 4 firmy, do których trafiło ogółem 636 mln euro. To prawie 10 proc. łącznej kwoty przyznanej w Hiszpanii na ochronę w 2020 r.
Najwięcej zarobiła FCS Select Products zajmująca się sektorem napojów energetycznych. Firma ta, z siedzibą w Barcelonie i delegaturą z siedzibą w Chinach, nigdy nie była związana z sektorem zdrowia. Jednak, dzięki czterem umowom z Ministerstwem Zdrowia, podpisanym 23 marca na łączną kwotę ponad 217 mln euro, stała się głównym importerem lub pośrednikiem rządu w przypadku środków ochrony.
Druga na liście znalazła się chińska firma Hong Kong Travis Asia z 187 milionami, zarobionymi głównie dzięki sprzedaży 150 milionów masek.
Trzecia ze wzbogaconych to Barna Import Medica. Ta, już wcześniej zajmowała się importem i sprzedażą artykułów sanitarnych. Tym razem sprzedawali maski, rękawiczki i fartuchy i inne elementy ochronne, administracjom na wszystkich poziomach. Łącznie otrzymali za to 121 milionów. Czwarta na liście to firma Abbott, która obłowiła się na 111 milionów. Otrzymała je za testy antygenowe, które należą do najbardziej skutecznych testów diagnostycznych.
Jak wzbogacić się na kryzysie
Gdy wiadomość o pandemii dotarła do Hiszpanii, w ramach umowy awaryjnej Teneryfa zakupiła natychmiast 1004 maski FFP2 po 1,40 euro za sztukę. Kolejne 1200 sztuk, zamówione tydzień później, kosztowało nadal tyle samo.
Kantabryjska służba zdrowia podpisała trzy podobne kontrakty w pierwszej i drugiej połowie lutego i na początku marca ubiegłego roku, dotyczące łącznie 1400 masek. Były one jednak sporo tańsze niż te, które trafiły na Teneryfę – ich cena wyniosła zaledwie 80 centów.
Niskie ceny nie były jednak regułą. Niektórzy postanowili zarobić na napiętej sytuacji. Barna Import, trzecia firma, która zebrała najwięcej pieniędzy na kontraktach awaryjnych w 2020 roku, sprzedając pod koniec marca Murcji maski FFP2 podniosła ich cenę aż do pięciu euro. W tym miejscu zaczynają się badania prowadzone przez Civio Foundation, niezależną organizację non-profit, monitorującą władzę publiczną.
Według Civio sytuacja przedstawiała się następująco
10 marca Ministerstwo Zdrowia po raz pierwszy sięgnęło po kontrakty awaryjne, by nabyć maseczki, chociaż nie były jeszcze obowiązkowe, ani nawet zalecane dla ogółu społeczeństwa. Zapłacili wtedy nieco ponad dwa euro za sztukę. Przekraczało to znacznie cenę, za jaką zaledwie kilka dni wcześniej Kantabryjczycy nabyli maski dla siebie. W kwietniu ceny wręcz eksplodowały. Wtedy osiągnęły też szczytowy poziom. Aż osiem euro wydał na jedną maseczkę Zarząd Portu Walencji kupując je w Almacenes Elite, firmie zajmującej się wcześniej artykułami papierniczymi.
Przez trzy ostatnie miesiące roku, cena FFP2 obniżyła się o 1 euro. Healthcare podpisało w listopadzie milionowe porozumienie ramowe, z zamiarem wybrania różnych dostawców, od których będzie kupować produkty związane z pandemią. Przedział cen masek FFP2 kształtował się od 25 centów do ośmiu euro, cena KN95 od 87 centów do 11,25 euro. Tę ostatnią zapłaciło (delikatnie mówiąc) nierozważnie w czerwcu położone, w prowincji Las Palmas na Gran Canarii, małe miasteczko Ingenio.
Inna kuriozalna historia dotyczy masek FFP3. W tym przypadku Extremadura podpisała w połowie czerwca – tego samego dnia i (16 czerwca) i z tą samą firmą dwa kontrakty. Na każdym widniała inna cena tego samego produktu. Odpowiednio do 7,86 euro i do 6,90 euro.
Jeśli chodzi o maski chirurgiczne – Teneryfa i Kantabria w lutym, zapłaciły za nie po cztery i po pięć centów za sztukę. W marcu Ministerstwo zatwierdziło trzy umowy, wszystkie opiewały na 2 centy za sztukę. Jednak zaledwie trzy dni po podpisaniu ostatniego zamówienia dotyczącego takiej ceny, zaczęli płacić 20 razy drożej. Niemal pół euro za sztukę płacili FCS, firmie, która zebrała najwięcej pieniędzy w 2020 roku na kontraktach awaryjnych. Kupili wtedy 430 mln masek, za prawie 183 mln euro.
W aptekach ceny spadły
Agència Catalana de l’Habitatge zdążyła jeszcze nabyć 1000 masek chirurgicznych bezpośrednio w aptece po cenie 1,82 euro za sztukę. Niedługo potem, maksymalna cena, za jaką maski chirurgiczne można było sprzedawać osobom fizycznym w aptekach lub innych firmach, spadła niemal trzykrotnie – do 62 centów. Uregulowano to 19 listopada specjalną uchwałą. Dotyczyła ona też rękawic nitrylowych, które zaczęto sprzedawać od 0,35 do 0,02 euro. Oznaczało to różnice nawet milionowe, jeśli środki ochrony kupuje się hurtowo.
Najdroższe testy
Fundacja Civio wykryła też, że paczki sztyftów i tubki do pobierania i przechowywania próbek zostały 17 kwietnia zakupione przez Ministerstwo Zdrowia za ponad sześć euro za sztukę. Z ich danych wynika, że była to najwyższa cena zakupu tego produktu. Wygórowana, jeśli wziąć pod uwagę, że dziesięć dni później Castilla y León kupiła to samo za 1 euro. Tym boleśniejsza, że Ministerstwo nabyło 700000 tych wymazów. Ponad cztery miliony euro, trafiło do firmy Value & Bro. Co ciekawsze, samo to przedsiębiorstwo nie zatrudnia nawet pracowników. Ma za to kontakty w Chinach.
Fundacja porównała również zakup testów antygenowych. Jednym z najczęstszych dostawców, sprzedających je niezmiennie po 4,5 euro, była firma Abbot. Pozwoliło jej to stać się czwartą firmą, która zebrała w 2020 roku najwięcej pieniędzy na kontraktach awaryjnych.
Mimo wszystko, ceny oferowane przez Abbot nie były najwyższe. Część administracji wybrała droższe marki. Castilla y León kupiła Roche za 6,5 euro i 5,3 euro od Kalea. To firma pośrednicząca, zajmująca się przede wszystkim doradzaniem hiszpańskim firmom, które mają interesy w Chinach. Castilla La Mancha płaciła z kolei pięć euro. Jednak i w tym przypadku wszystkich pobiło znów Ministerstwo Zdrowia. Urzędnicy zapłacili firmie Interpharma po 21,5 euro za 659000 wadliwych testów Bioeasy. W sumie umowa opiewała na 14 mln euro. Interphatrma obiecała jednak zwrot pieniędzy za niepełnowartościowy towar.
Największe chyba różnice cenowe dotyczyły środków odkażających. Według badań Civio, za żele wodno-alkoholowe płacono od niecałych 1,4 euro do aż 40 euro za litr. To ogromne różnice i nie obroniły się nawet w sytuacji, gdy bierze się pod uwagę wielkość opakowań. Zwycięsko z tego wyszedł, płacąc w marcu najmniej, bo poniżej 1,4 za litr, Generalitat Valenciana.
Drogo i nieprzejrzyście
W ubiegłym roku cztery firmy wzięły jedno na dziesięć euro przyznane w nagłych wypadkach w 2020 roku. W przypadku Administracji publicznych rozdzielanie kasy odbywało się ręcznie i przy minimalnej kontroli i przejrzystości. Dotyczyło aż 16589 kontraktów opiewających na 6,445 mld euro. Stanowiły one 15 proc. wszystkich kontraktów podpisanych w tym roku. Zdecydowana większość pieniędzy poszła na zakup środków ochrony zdrowia z powodu pandemii. Hiszpańskie Prawo Umów pozwala na to w trzech bardzo wyraźnych przypadkach: katastrofach, sytuacjach stwarzających poważne zagrożenie i potrzebach, które mają związek z obroną narodową.
Główną kwotę z 6,445 mld euro, kontraktów awaryjnych przeznaczono na środki ochrony. Zdecydowana większość, bo 5,398 mld euro, poszła na maski i inną odzież ochronną (prawie 3 mld euro), a reszta na przeprowadzenie testów. Wśród zamówień wartości 326 milionów euro, ponad 94,30 proc. dotyczyło rewitalizacji, naprawy i konserwacji pomieszczeń sanitarnych.
Generalna Administracja Państwowa wydała na agencje ponad połowę z tych 6,445 mld. Prawie wszystkimi kwotami zarządzało Ministerstwo Zdrowia. W rzeczywistości 98 proc. pieniędzy z kontraktów tego ministerstwa zostało przyznanych na „nagłe wypadki”.
Opracowano na podst. https://www.larazon.es/sociedad/20210329/uojv27iaa5efvexdyvx3h4ryxq.html