Michel Houellebecq zaciekle sprzeciwia się wspomaganemu samobójstwu. Tymczasem projekt ustawy legalizującej tę formę zakończenia swojego życia był przedmiotem debaty na Zgromadzeniu. Pisarz, rzadko biorący udział w debacie publicznej, tym razem postanowił wyjaśnić swoje stanowisko w tej sprawie.
Twierdzi on, że przede wszystkim nikt nie chce tak naprawdę umierać. Człowiek woli żyć w niedostatku niż tego życia zostać pozbawionym. Zawsze towarzyszą mu bowiem małe radości. Pisarz pyta: „A czy są inne radości niż te małe?”. I mówi, że życie z definicji jest procesem straty.
Houellebecq uważa jednak, że nikt nie chce cierpieć. Jeśli cierpienie jest na dodatek nie do zniesienia, a ucieczką od niego pozostaje jedynie śmierć, często wybiera się śmierć. Co prawda cierpienie moralne można zamienić w coś, co będzie estetyczne, wdzięczne i pociągające, jednak cierpienie fizyczne jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, nie daje człowiekowi żadnej lekcji, zamienia jego codzienność jedynie w piekło. „Życie można by w skrócie (i fałszywie) określić jako poszukiwanie przyjemności; o wiele pewniej jest ono unikaniem cierpienia” – podsumowuje pisarz.
Jednak według Houellebecqa najważniejsze jest to, że cierpienie fizyczne da się wyeliminować. Już z początkiem XI wieku odkryto, że może to zrobić morfina, a w tym samym jeszcze wieku, że pomaga hipnoza, obecnie rzadko wykorzystywana we Francji.
Pisarz uważa, że ogromne, 96-procentowe poparcie dla eutanazji wynika z braku wiedzy o możliwości niwelowania bólu. Tylko 4 procent pytanych wie coś na temat morfiny i hipnozy. Odpowiedź na pytanie – „czy wolałbyś otrzymać pomoc w umieraniu, czy spędzić resztę życia w okropnym cierpieniu?” – jest więc oczywista, ale wynikająca z braku świadomości, że temu cierpieniu można by było ulżyć.
Houellebecq widzi, jak fałszywie brzmią słowa „współczucie” czy „godność” w ustach zwolenników wspomaganego samobójstwa. Jednak, jeśli chodzi o „godność”, to jest to sprawa bardziej skomplikowana. „Poważnie odeszliśmy od kantowskiej definicji godności, stopniowo zastępując byt fizyczny istotą moralną (negując samo pojęcie bytu moralnego?), zastępując prawdziwie ludzką zdolność do działania przez posłuszeństwo imperatywowi kategorycznemu, bardziej zwierzęcą i płaską koncepcją stanu zdrowia, który stał się swego rodzaju warunkiem możliwości godności człowieka do tego stopnia, że w końcu reprezentuje swoje jedyne prawdziwe znaczenie” – zauważa pisarz. I stwierdza, że jeśli to jest godność, możemy bez niej dobrze żyć. Z drugiej strony wszyscy mamy mniejszą lub większą potrzebę czucia się potrzebnymi, lub kochanymi.
Jednak, jeśli za miarę godności uznamy stan zdrowia, to, jak przyznaje Houellebecq, on sam nie miał dotychczas wrażenia okazywania mu wyjątkowej godności i nie sądzi, że będzie lepiej. W końcu zacznie się starzeć, że wszystkimi przypadłościami towarzyszącymi podeszłemu wiekowi – z wypadaniem włosów i zębów, z osłabieniem organizmu, kiedy człowiek staje się coraz bardziej bezradny, ma czasem problem z nietrzymaniem moczu, czy nawet ślepnie. „Po jakimś czasie, po osiągnięciu pewnego etapu fizycznej degradacji, nieuchronnie skończę, wmawiając sobie (nadal szczęśliwy, jeśli nie zostanie mi to wskazane), że nie mam już żadnej godności” – pisze.
Miłość, podziw – wszystko to możemy stracić, jednak niewiele możemy z tym zrobić. „I widzę siebie proszącego o śmierć w nadziei, że ktoś mi odpowie: »Nie, nie, zostań z nami«; byłoby to bardzo w moim stylu” – przyznaje pisarz. A ponieważ, jak zauważa, przyznaje się do tego bez najmniejszego wstydu, jest „człowiekiem absolutnie pozbawionym jakiejkolwiek godności”.
Pisarz podkreśla, że nieprawdą jest, iż Francja pozostaje w tyle za innymi krajami, jeśli chodzi o eutanazję. Ten argument, mający uzasadniać sens projektu ustawy na rzecz eutanazji, jest fałszywy. Na razie bowiem śmierć na życzenie jest dopuszczona jedynie w Belgii, Holandii i Luksemburgu. A reszta uzasadnienia do ustawy, zauważa Houellebecq, „składa się z ciągu cytatów z wypowiedzi Anne Bert, przedstawionych, jako »godna podziwu siła«, ale które raczej wywołały u mnie niefortunny efekt wzbudzenia podejrzeń. Ona mówi: »Nie, eutanazja to nie eugenika«; jest jednak oczywiste, że jej zwolennicy, od »boskiego« Platona po nazistów, są dokładnie tacy sami. Podobnie, gdy kontynuuje: »Nie, belgijskie prawo dotyczące eutanazji nie zachęcało do grabieży spadków«, przyznaję, że nie myślałem o tym, ale teraz, kiedy o tym mówi…”.
Fałszem też jest twierdzenie, że eutanazja „nie jest rozwiązaniem ekonomicznym”. Podejście części ekonomistów raczej nie pozostawia złudzeń. Na przykład Jacques Attali w swojej starej pracy kładł duży nacisk na koszty, jakie musi ponosić społeczeństwo, by utrzymywać przy życiu bardzo starych ludzi. W tym samym kierunku podąża obecnie Alain Minc.
Eutanazji sprzeciwiają się katolicy, ale oni na tym tylko tracą. Podobne zdanie mają i muzułmanie, i Żydzi, jednak jest to dobrze ukrywane przez media. Houellebecq więc nie ma złudzeń co do tego, że „te wyznania skończą się wychylać, poddając się jarzmu »prawa republikańskiego«, a ich kapłani, rabini lub imamowie będą towarzyszyć uśmierconej przyszłości, mówiąc, że to nie jest straszne, ale jutro będzie lepsze i że nawet jeśli ludzie nas opuszczą, Bóg się nami zaopiekuje”.
Lamowie buddyjscy prawdopodobnie eutanazję postrzegają jeszcze gorzej jako wręcz niebezpieczną. Według „Bardo Thödol” („Tybetańskiej księgi umarłych”) agonia to niezwykle istotny moment życia człowieka. Jest to bowiem ostatnia szansa uwolnienia się od samsary – koła wcieleń. Śmierci powinna towarzyszyć recytacja tekstu pogrzebowego, aby pomóc w korzystnym odrodzeniu. Jednak buddyści niechętnie zabierają głos w debacie publicznej.
Oprac. na podst.: https://www.lefigaro.fr/vox/societe/michel-houellebecq-une-civilisation-qui-legalise-l-euthanasie-perd-tout-droit-au-respect-20210405