Ekspertyza naszego rozmówcy obejmuje doświadczenia na rynkach międzynarodowych. Ich przeniesienie na grunt naszych realiów, to proces tyle złożony, co konieczny. W tej chwili niewiele krajów dysponuje bowiem potencjałem umożliwiającym samodzielną realizację inwestycji w morską energetykę wiatrową.
Jakie uwarunkowania przemawiają za realizacją farm wiatrowych na polskim Bałtyku?
Zacznę od tego, że jako kraj stoimy przed ogromną szansą, która jest związana ze wdrożeniem projektów mających na celu wygenerowanie w ciągu najbliższej dekady prawie 11 GW energii z wiatru na morzu oraz stojącej za tym planowanej skali inwestycji rzędu 200 miliardów złotych. W tle jest uruchomienie sekwencji procesów modernizacji polskiej gospodarki, wygenerowanie ok. 70 tys. miejsc pracy, etc. By tak się stało, należy spełnić szereg istotnych warunków. Kompleksowości dodaje słowo „offshore” zawierające elementy, które są dla nas zupełnie nowe i nieznane, definiują nowe ryzyka inwestycyjne i projektowe, zmieniają także wymagania w obszarze koniecznych narzędzi i procedur, wymogów prawnych czy też skali wydatków. Wyjście z projektami na morze wpisuje się w ogólnoświatowy trend związany z rozwojem sektora energetyki morskiej. Tereny na lądzie są coraz trudniej dostępne albo nie ma ich już w ogóle, a na morzu mamy nie tylko kompletnie niezagospodarowany obszar, ale również wiejący bez ograniczeń wiatr. Bałtyk dodatkowo jest akwenem stosunkowo płytkim, co pozwala na przyspieszenie realizacji tych projektów, a co się z tym wiąże skala wydatków i koszty są mniejsze. Nasze morze również ma niskie zasolenie, co przy rozwiązaniach stalowych obliczanych na 20, 30-letni cykl życia ma ogromne znaczenie w kategoriach wytrzymałości i odporności na korozję. Ponadto, a może przede wszystkim, stosunkowo mała głębokość wody pozwala na instalacje tradycyjnych fundamentów osadzonych na dnie, co w przypadku wielu regionów świata będzie niemożliwe, a wybór tam będzie się sprowadzał wyłącznie do rozwiązań samonośnych, pływających i zakotwiczonych do dna. To jest technologia, która wciąż się rozwija i takich projektów jest jeszcze bardzo mało. Z tej perspektywy Bałtyk na szczęście nie ma takich wymagań.
Jakie wyzwania w obszarze procesowym, technologicznym, inżynierii finansowej etc. stanowią barierę wymagającą udziału podmiotów zewnętrznych?
Należy sobie zdać sprawę z tego, że aby samodzielnie zagospodarować i wykorzystać potencjał „na offshorze”, inne kraje potrzebowały dziesiątek lat inwestycji i nauki. Tej luki nie da się zniwelować w krótkim czasie, a droga na skróty oznaczałaby fiasko. Nie musimy jednak oddawać pola pod warunkiem wykorzystania zasobu kompetencji, które budowaliśmy latami i posiadamy po dziś dzień w sektorze konstrukcji stalowych, automatyki czy elektryki. Sama inwestycja w budowę i operacje farmy wiatrowej to bardzo kompleksowy i złożony projekt, zawierający kilka mniejszych elementów, z których każdy z osobna jest sam w sobie dostatecznie rozbudowany. To inwestycje bardzo kapitałochłonne, wymagające specjalistycznej wiedzy i narzędzi. Spojrzenie tylko na początkową fazę tej kampanii stwarza złudne przekonanie, że jesteśmy przygotowani. Jednak dopiero wejście z operacjami na morze stanowi esencję tego, co ma się wydarzyć. A przecież jest jeszcze ogrom prac poprzedzających, koniecznych do realizacji projektu. To nie tylko badania wiatru czy przegląd dna morskiego, to nie tylko kwestia zalegających tam niewypałów i niewybuchów, szeregu pozwoleń, badań środowiskowych, przygotowanie „designu” i opracowanie dokumentacji, ułożenie szczegółowych harmonogramów czy strategii kontraktacji, wreszcie badania geofizyczne i geotechniczne, które dopiero zdefiniują, jak ukształtowane jest dno i z jakimi formacjami skalnymi mamy do czynienia na Bałtyku, jak dobrać rozwiązania fundamentów oraz jaka jest struktura nośna, pozwalająca na bezpieczne instalacje i cała rzesza innych elementów. Dzisiaj w mojej opinii największa, ale nie jedyna, luka jest w obszarze technologii związanej z instalacjami na morzu. Nie mamy na rynku ani jednego podmiotu, ani żadnego statku, który byłby w stanie czy to posadowić fundamenty turbin, czy też zainstalować wieże, turbiny i śmigła. Gdybyśmy dzisiaj budowali farmę wiatrową na polskim morzu, musielibyśmy ściągać te serwisy z zagranicy. Z zagranicy oczywiście przyjechać musi technologia samych turbin, takiej produkcji w Polsce nie ma i nie sądzę, żeby ona miała się zdarzyć. Brakuje też producentów największych gabarytowo komponentów takich, jak fundamenty, których rozmiary przekraczają zdolności produkcyjne w Polsce. Nie ma też producentów kabli, bo choć mamy polskiego przedsiębiorcę to jego produkcja zlokalizowana jest za granica. Musimy pamiętać, że jeśli pojawią się zagraniczni podwykonawcy do wykonania tych największych kontraktów, to wraz z nimi przyjadą mniejsze, ale rodzime firmy, które będą bezpośrednio przez nich „subcontractowane”. To jest zjawisko bardzo powszechne w środowisku „offshorwowym” na świecie. Taką sytuację obserwujemy dzisiaj np. na Tajwanie, który stawia pierwsze kroki na offshore i tam możemy mówić o prawdziwej inwazji firm holenderskich, które kontraktują swoje podmioty jeden po drugim. W przypadku, kiedy strategia kontraktowania będzie rozpisana w formule EPIC (engineering, procurement, installation, commissioning), co jest częstym wyborem szczególnie wśród mniej doświadczonych inwestorów, którzy zgadzają się, żeby o wyborze technologii czy instalacji decydował duży podwykonawca i trudno się w takim przypadku spodziewać, że skorzysta on z oferty firm polskich, zwłaszcza że one w ogóle nie istnieją.
Proszę zdefiniować kluczowe obszary ryzyka w realizacji tego rodzaju inwestycji.
Brakuje nam wielu kompetencji i przeniesienie ciężaru odpowiedzialności na partnerów naszych rodzimych spółek Skarbu Państwa oznacza, że będą oni z definicji preferować współpracę z własnymi podmiotami lub firmami, z którymi współpracowali już wcześniej. To może oznaczać wyniesienie dużej liczby kontraktów na zewnątrz i realizację ich za granicą, nie tylko w obszarze samej realizacji projektu, ale również produkcji dużych komponentów, a nawet magazynowania i obsługi logistycznej od strony portów. Polska szansa na rozwój gospodarczy i rozwiniecie potencjału, który niesie koniunktura offshore wind, to kategoria wszystkich inwestycji w koncesje, również tych prowadzonych przez podmioty prywatne czy zagraniczne. Nie wiemy, jak obwarowane są kontrakty spółek Skarbu Państwa, które wchodzą w relacje inwestorskie z partnerami zagranicznymi i jak definiowane jest zagospodarowanie naszego potencjału. Należy jednak przyjąć, że pozostałe inwestycje w koncesje morskie, prowadzone przez firmy z kapitałem zagranicznym lub prywatnym nie będą kierowały się sentymentem narodowym, ale czystą ekonomią i minimalizacją ryzyka związaną z zamknięciem projektów w harmonogramie i założonym budżecie. Ponieważ nie mamy wielu kompetencji, a zanim wypracujemy swoje, własne fundamenty musimy oprzeć się na barkach innych, co wcale nie gwarantuje, że realizowane projekty nie napotkają problemy, to jesteśmy niejako skazani na relacje partnerskie. Przy coraz większej dynamice wzrostu tego rynku (a nie zanosi się, żeby w najbliższym czasie była mniejsza), właściwe dostrojenie rosnącej wraz z rynkiem organizacji zawsze obarczone jest ryzykiem tego, że ucierpi jakość czy terminowość dostaw. W związku z tym zasadnym byłoby jak najszybsze skupienie uwagi na firmach konsultingowych, które mogą te procesy wspomóc i mają niezbędne kompetencje. Mam poczucie, że bardzo brakuje nam wśród decydentów, stosownej i ugruntowanej, a nawet podstawowej wiedzy, co zrozumiałe biorąc pod uwagę krótką historię tej gałęzi i brak praktycznych doświadczeń, jak również chłodnej i racjonalnej oceny sytuacji. Co do kwestii finansowania, należy zaprosić przedstawicieli banków i wysłuchać ich opinii. Dałoby to asumpt do oceny, jak dalece sektor bankowy rozumie i chce te inwestycje wspierać. Offshore w środowisku banków polskich zapewne jest czymś nowym. Pozostaje otwartym pytanie, czy rozumieją ryzyko i mają apetyt, aby je ponieść. Z drugiej strony bez finansowania nie można mówić o realizacji projektów. Stopień zaawansowania takich projektów jak farmy wiatrowe na morzu, automatycznie zwiększa poziom, rodzaj i liczbę ryzyk. Zdefiniowanie wszystkich zagrożeń na takim projekcie i pokazanie sposobów ich minimalizowania jest jednym z najważniejszych zadań i zaczyna się już na wstępnym etapie projektu. Każdy projekt z definicji ma swój arkusz ryzyk, który jest w trakcie projektu aktualizowany. Zaczynając rozmowę o ryzykach, trzeba najpierw dokonać podziału obszarów tych ryzyk i przeprowadzić wnikliwą analizę każdego z nich. Mogą to być zagrożenia życia, kwestie komercyjne związane np. z utratą kontraktu czy opóźnienia spowodowane złą pogodą.
Czy obowiązujące regulacje – prawo zamówień publicznych – są adekwatne do specyfiki inwestycji w farmy wiatrowe?
Walorem każdej regulacji jest jej stabilność i przejrzystość. Kluczowe pozostaje stosowanie prawa w sposób zgodny z jego przeznaczeniem, transparentny dla zainteresowanych stron i gwarantujący równą konkurencję. Wydaje się, że po ostatnich zmianach jesteśmy bliżsi obecnym realiom i potrzebom rynku. Trzeba jednak pamiętać, że żadne, nawet najlepsze regulacje nie zastąpią potencjału, kompetencji i zasobów koniecznych do realizacji trudnych i złożonych projektów, do jakich bez wątpienia zalicza się morska energetyka wiatrowa. Nie bez znaczenia jest także przestrzeganie wymogów i dyrektyw unijnych, także w kontekście oddziaływania na środowisko, czy priorytetowych obecnie: dekarbonizacji gospodarki i redukcji tzw. śladu węglowego.
Jak należy balansować krajowe i zewnętrzne zasoby infrastrukturalne na lądzie i w portach, by zaplecze inwestycji optymalnie technologicznie, logistycznie i operacyjnie wspierało realizację inwestycji na szczególnym placu budowy, jakim pozostaje obszar akwenu morskiego?
Oceniając polski potencjał, wydaje się, że jest on największy w segmencie produkcji podzespołów do urządzeń. Jestem przekonany, że istnieje cała grupa poddostawców drobnych i małych komponentów, z powodzeniem dostarczająca materiały i podzespoły dla dużych producentów np. turbin. Ten łańcuch dostaw został już wypracowany i te firmy automatycznie przejmą większą część produkcji pod kątem rynku polskiego. To się przede wszystkim będzie opłacać dostawcom turbin, którzy automatycznie obniżą koszty swojej produkcji, a przy okazji skrócą łańcuch dostaw i poprawią ich terminowość. Nie sądzę natomiast, żeby udało się przekonać dużych producentów do uruchomienia produkcji w Polsce, w celu budowania wszystkiego na miejscu. Powinniśmy zagospodarować te obszary, na które mamy wpływ, a które wymagają wcześniejszego przygotowania. Jeśli przemysł stalowy był zawsze naszym filarem, to warto przygotować procesy produkcji, zaplecze magazynowe, park maszynowy czy logistykę w obszarze budowy dużych elementów stalowych, takich jak fundamenty wiatraków czy „Transition Pieces”. Wiem, że dzisiaj mimo tak dużego potencjału stalowego w kraju, nie mamy w Polsce zakładu, który udźwignąłby te największe konstrukcje, które będą produkowane w następnych latach, pod kątem dopasowania do wymogu instalacji turbin o mocy 10 i więcej megawatów.
Mówienie o tym, że docelowo zbudujemy flotę ponad 100 statków w Polsce, jest absolutnie nierealne, ale też pozbawione racjonalnego uzasadnienia. Proces budowy statków i wiążąca się z tym możliwość odbudowy polskiego przemysłu stoczniowego jest i autentyczną szansą po wielu latach stagnacji w tym sektorze. Zagospodarujmy te obszary, w których przez lata Polska dominowała. Jeśli polskie stocznie zostaną zakontraktowane adekwatnie do możliwości produkcyjnych i stoczniowe „sloty” zostaną wypełnione, to nie należy się bać rozwiązań kontraktacji statków za granicą w renomowanych stoczniach, bo to będzie z korzyścią dla państwa, w którym będą odprowadzane podatki od ich działalności.
Bądźmy realistami, zbudujmy to, co można zbudować. Sektor offshore będzie wymagał kilku specjalistycznych jednostek konstrukcyjnych, kilku serwisowych i zaplecza logistycznego oraz przewozu załóg i personelu. Ograniczeniem jest niewielka przepustowość polskich stoczni oraz długi czas budowy jednostek. Harmonogram budowy właściwie sprowadza się do tego, że prace powinniśmy zacząć już teraz, jeśli chcemy zdążyć, kiedy pierwsze statki będą kontraktowane do realizacji prac dla właścicieli koncesji, którzy są najbardziej w swoich projektach zaawansowani. Kontraktacja pierwszych statków jest spodziewana na rok 2023 a rozpoczęcie pierwszych prac konstrukcyjnych na II-III kwartał 2024. Utrzymanie takiego tempa wymaga szybkiego podpisania kontraktów i pozyskania finansowania. Wielokrotnie w dyskusji pada terminologia „local content”. Słusznie, wspierajmy to, co polskie i w Polsce. Mamy dziś swoją szansę, wykorzystajmy to do tego, by promować Polaków, nasze firmy, nasze pomysły i rozwiązania. Moje ponad 25-letnie doświadczenie w branży offshore zdobywane na całym świecie jest dowodem na to, że my też potrafimy i możemy. Dzisiaj wielotysięczne środowisko pracy, które reprezentuję, jest aktywne na całym świecie i w różnych segmentach tego offshor’owego rynku. Dajmy wiec Polakom szansę, ale nie oczekujmy, że będą 2 razy tańsi od kolegów z Zachodu.
Jeśli urzędnicy, prezesi, decydenci mają świadomość koniecznego zaangażowania kwestii lokalnych, to muszą mieć wiedzę jak ją pozyskać, kto ma właściwe kwalifikacje, kto ma odpowiednie referencje oraz stworzyć warunki, w których ten zasób lokalny będzie się skutecznie rozwijał. Mamy ustawę offshor’ową, która w paragrafie 42. definiuje wkład lokalny. Te narzędzia można by jeszcze rozszerzyć. Np. w zakresie wymagań związanych ze zmianą flagi na polską dla statków operujących „na polskim offshorze”, stworzeniem pakietu wymaganych certyfikatów bezpieczeństwa w polskiej strefie i realizacją szkoleń – tu na miejscu, wprowadzeniem wymogów odnośnie do listy dostawców tzw. vendor’s list, aby znalazł się przynajmniej jeden polski podmiot dla danego zakresu dostaw, czy dublowaniem załóg na statkach osobami z polskim paszportem. To jest tylko mały obszar, gdzie polski podmiot można skutecznie wesprzeć, w trakcie budowy farm oraz w zakresie całego cyklu życia tej farmy. Przed nami jeszcze dużo do zrobienia, by jak najlepiej te nasze polskie szanse wykorzystać.