Minęły nieco ponad dwa miesiące od spowodowanej śnieżycami katastrofy energetycznej paraliżującej Teksas, kiedy to ucierpieli mieszkańcy, producenci, sprzedawcy i handlowcy. Wszyscy oni podzielają pogląd, że reformy są niezbędne. Krajowy rynek energii musi się zmienić. Szczególnie że to zamrożenie nie było jednorazowym wydarzeniem.
Wszystko zamarzło
Wystarczył tylko jeden tydzień lutego, by burza śnieżna spowodowała zamrożenie farm wiatrowych, gazociągów, elektrowni gazu ziemnego i elektrowni atomowej. Pokazało to, jakie poważne problemy dla stanu mogą wynikać z utrzymywania własnej, odrębnej sieci energetycznej, na dodatek niezabezpieczonej odpowiednio na wypadek dużego spadku temperatur. System energetyczny niepołączony z innymi stanowymi systemami spowodował, że Teksas nie mógł „pożyczyć” energii z sieci innych stanów. W krótkim czasie sprzedaż energii elektrycznej w Teksasie przekroczyła 46 miliardów dolarów. To ponad pięć razy więcej niż stan wydał na ten cel w całym 2020 roku.
„Ten rynek działa bardzo dobrze przez większość czasu. Jednak kiedy zawodzi, jest to porażka wielkością odpowiadająca rozmiarom Teksasu” – przyznał Patrick Woodson z ATG Clean Energy Holdings Inc. On najlepiej wie, o czym mówi, bo sam doświadczył spowodowanego lutowymi mrozami upadku własnej firmy zajmującej się sprzedażą energii elektrycznej.
Pandemonium pogodowe, jakie zapanowało w Teksasie, sprawiło, że ceny energii wzrosły do astronomicznego poziomu. Nie przekładały się jednak na zarobki funkcjonujących na teksańskim rynku głównych graczy. Mimo obiecanych dużych kwot, właściciele elektrowni, sprzedawcy detaliczni, a nawet niektórzy handlowcy grożą teraz ograniczeniem inwestycji, dopóki rynek się nie ustabilizuje. Z kolei ci, którzy osiągnęli ogromne zyski, grali na zupełnie innym rynku. Dostawcy gazu ziemnego byli w stanie zamienić niedobór paliwa dla elektrowni w źródło realnych korzyści.
Ucierpieli ludzie i gospodarka
Podczas lutowej katastrofy energetycznej najbardziej ucierpieli zwykli mieszkańcy Teksasu, z których około dwie trzecie zostało odciętych od elektryczności. Domy pogrążyły się w ciemności, brakowało energii, by je ogrzać, palono więc nawet meble. Szukano rozmaitych sposobów na podniesienie temperatury w mieszkaniach, co doprowadziło do około 111 zgonów z powodu pożarów czy zatrucia czadem. Część ofiar zmarła z powodu hipotermii, a liczba ta prawdopodobnie okaże się jeszcze wyższa.
Przykładem jest 64-letnia Johanna Yale, mieszkająca tylko z psami, odkąd rok wcześniej zmarł jej mąż. Gdy w lutym padła elektryczność w jej domu, woda z pękniętej na strychu rury zalała salon i kuchnię. Sama właścicielka mogła tylko bezradnie to obserwować, próbując się nieco rozgrzać wtulona w futra swoich zwierząt. Ostatecznie wnętrze domu zostało tak zniszczone przez wodę i pleśń, że trzeba go było rozebrać. Koszty remontu są niebagatelne, gdyż już wyniosły 60 000 dolarów, a na pewno znacząco wzrosną, bo na razie dotyczą tylko wyburzenia ścian i zerwania podłóg. Właścicielkę czeka jeszcze odbudowa i zakup zniszczonego wyposażenia pokoi i kuchni. Ubezpieczenie nie pokryje wszystkiego, chociaż mocno odciążyło jej kieszeń.
„Gdybym nie miała pieniędzy z ubezpieczenia na życie mojego męża, już by mnie nie było” – przyznała Yale.
Teksańska droga energetyczna
Teksański rynek energii jest nietypowy. W lutym ta nietypowość okazała się zgubna. Panująca na tym rynku zasada „tylko energia” powoduje, że producenci otrzymują wynagrodzenie jedynie za sprzedaną energię. W innych stanach pobierają także opłatę za gotowość dostarczania prądu wtedy, gdy zachodzi taka potrzebna. Ma to zapewnić rynkowi niezawodność w dostarczaniu jego podstawowych zasobów. Dzięki temu krajowe rynki energii elektrycznej mają szansę zachować równowagę między niezawodnością a przystępną ceną. Tymczasem przez lata Teksas znajdował się po stronie przystępności cenowej.
I chociaż przez kilkadziesiąt lat to teksańskie podejście się sprawdzało, zawiodło podczas ostatniej zimy. Mimo że wcześniej pozwalało utrzymywać hurtowe ceny energii na średnim poziomie poniżej 30 dolarów za megawatogodzinę, znacznie poniżej stawek obowiązujących w większości innych stanów, to wystarczyły śnieżyce i niskie temperatury, by ceny energii osiągnęły ekstremalnie wysokie poziomy. Towarzyszyły temu przerwy w dostawie elektryczności i niedobory wody. Wszystko stanęło, stanowa gospodarka zamarzła wraz z rurami doprowadzającymi gaz. Katastrofa energetyczna spowodowała rozległe szkody majątkowe.
Jednak już przed feralnym lutym rynek w Teksasie był napięty. W 2002 r. w tym stanie nastąpiły spore zmiany. Zastąpiono stuletnie monopole konkurencją między wytwórcami energii i sprzedawcami detalicznymi. Dekadę później stanowe organy regulacyjne potroiły pułap cen do 9000 dolarów za megawatogodzinę. To była najwyższa cena w Stanach Zjednoczonych. Miała zachęcić firmy do budowy nowych elektrowni, aby zapobiec przerwom w dostawach prądu.
Z czasem zaczęto stawiać na energię odnawialną. Farmy wiatrowe i słoneczne sprawiły, że ceny energii rekordowo spadły. Rozwój energii odnawialnej i taniego gazu ziemnego sprawił, że Teksańczycy płacili mniej niż mieszkańcy większości innych stanów.
Farmy wiatrowe rosły jak grzyby po deszczu. Podczas gdy w 2012 r. dostarczały zaledwie 9% energii elektrycznej, to już w 2020 r. dwuipółkrotnie więcej – 22,8% W gorące dni sprawdzają się też farmy słoneczne. To właśnie czas, gdy popyt na prąd jest zwiększony. Konwencjonalne elektrownie opalane węglem i gazem są dziś potrzebne tylko w pewnych godzinach i okresach, co powoduje spadek ich przychodów.
Nawet najwięksi stracili
Rynek w Teksasie jest tak zaprojektowany, aby producenci energii mogli czerpać wymierne korzyści w okresach niedoboru, mając możliwość podnoszenia cen. Mimo to po lutowych śnieżnych zawieruchach cztery dominujące firmy dostały ostro „po kieszeni”. Straty były znaczące – Vistra, Exelon Corp., NRG Energy Inc. i Calpine Corp., odpowiedzialne za wytwarzanie połowy energii elektrycznej w Teksasie, łącznie straciły od 2,5 do 4 miliardów dolarów w czasie zimowego kataklizmu. Straty wynikały m.in. stąd, że firmy nie były wystarczająco przygotowane do tak niskich temperatur, jakie przyniósł luty. Wiele z nich w ogóle nie było w stanie pracować – ich sprzęt zamarzł lub nie mogli zabezpieczyć gazu ziemnego potrzebnego do zasilania elektrowni. Mówi się też o tym, że zmuszeni byli zapłacić wtedy wygórowane kwoty za gaz ziemny na rynku SPOT. By zaś spełnić zobowiązania wobec odbiorców, kupowali drogą energię elektryczną.
Dla Vistry niskie temperatury w lutym okazały się katastrofą. Paraliż, jaki dotknął producentów i dostawców gazu ziemnego, rosnące koszty paliwa i ograniczenia dostaw spowodowały, że firma musiała zamknąć dużą elektrownię gazową w pobliżu Dallas. Reszta gazowni pracowała na pół gwizdka – z wydajnością około 70% To nie wystarczało, by spełnić zobowiązania, więc luki trzeba było wypełnić, kupując zastępczą energię na rynku SPOT za 9 000 dolarów za megawatogodzinę.
Także elektrownie węglowe wpadły w kłopoty. Stosy węgla zamarzły, uniemożliwiając ich sproszkowanie i spalenie. To zablokowało pracę ulokowanej na wschód od Waco elektrowni o mocy 1800 MW, także należącej do Vistry i zarazem będącej jedną z tych mających prawdziwy potencjał do generowania dużych zysków. Jej prąd kosztował zazwyczaj około 7 dolarów za megawatogodzinę. Gdy ceny energii elektrycznej gwałtownie rosły, dawało to naprawdę dużą marżę. W tym przypadku Vistra musiała jednak czerpać energię zastępczą z kilku swoich elektrowni gazowych. Koszty wyniosły około 2500 dolarów za megawatogodzinę w związku ze wzrostem cen gazu.
Prezes Morgan chciałby dziś zmian rynkowych pozwalających obniżyć pułap cenowy o 9 000 dolarów za megawatogodzinę. Umożliwiłoby to elektrowniom opalanym gazem i węglem uzyskiwanie większych i bardziej stałych przychodów i pozwoliło odłożyć środki na zimowanie i systemy zapewniające niezawodność.
Burze śnieżne uderzyły nie tylko w tradycyjne elektrownie. Ucierpiały farmy wiatrowe, zamarzły wiatraki, a wielu deweloperów energii odnawialnej straciło setki milionów dolarów. Oni także zmuszeni byli do kupowania energii na rynku SPOT, inaczej nie byliby w stanie wywiązać się ze zobowiązań. 9 000 dolarów za megawatogodzinę dla wielu okazało się szokiem.
„Awarie elektrowni i interwencje regulacyjne zmusiły nas do zakupu energii elektrycznej po absurdalnych cenach” – podsumował sytuację międzynarodowy koncern energetyczny RWE AG, szacując, że w ciągu tygodnia poniósł 400 milionów euro straty.
Wizja bankructwa dotknęła niektórych sprzedawców energii elektrycznej, którzy kupują energię hurtowo, a potem odsprzedają ją klientom. Trzech wystąpiło o ochronę przed upadłością. Inni jednak sytuacji nie przetrwali i są w trakcie likwidacji swojej działalności, w tym ATG, które obsługiwało wcześniej 34 000 klientów. W przypadku tej firmy cena progowa wynosiła około 50 dolarów za megawatogodzinę. Zdobywając prąd za mniej, zarabiali pieniądze. Gdy temperatury zaczęły gwałtownie spadać, co znacząco zwiększyło popyt klientów, jak wielu innych dostawców usiłowali dokupić więcej energii elektrycznej. Zaoferowali wtedy 4000 dolarów za megawatogodzinę. Ze zdumieniem i przerażeniem przyjęli informację, że dali za niską ofertę, więc została odrzucona. Był to bowiem moment, gdy rynek osiągnął już cenę 7 000 dolarów. Jednak energię musieli dokupić – tracąc przy tym 8 milionów dolarów. A to nie był koniec problemów. Było to 14 lutego, a w poniedziałek 15 lutego Komisja Użyteczności Publicznej nakazała podniesienie cen do maksymalnego poziomu 9 000 dolarów za megawatogodzinę. Miała ona obowiązywać przez cały czas trwania sytuacji awaryjnej i zapewnić dostarczenie większej ilości energii do sieci. Niestety, to się nie udało.
Ponieważ ATG nie mogło przerzucić wyższych kosztów na swoich stałych klientów, jego kolejne straty szybko przekroczyły 10 milionów dolarów dziennie przez kolejne dwa dni. Dla firmy, której dochody za cały poprzedni rok wyniosły 16 milionów dolarów, były to kwoty stanowiące przysłowiowy gwóźdź do trumny. Firma tego nie przetrzymała.
Istnieje spore prawdopodobieństwo, że decyzja Komisji Użyteczności Publicznej o ustaleniu stawek na maksimum 9 000 dolarów, która już wywołała ostrą reakcję ze strony sprzedawców energii elektrycznej, przedsiębiorstw użyteczności publicznej, mieszkańców i firm, spowoduje, że wiele spraw trafi do sądu. Te niebotycznie wysokie ceny ustalone na kilka dni zdewastowały wiele nawet dużych firm.
Zareagowali też politycy. Gubernator Teksasu Greg Abbott złożył rezygnację.
„Rynek zabijał ludzi w ich domach, a ja straciłem wiarę w to, że każda decyzja, jaką podjęliśmy w tamtym momencie, dotyczyła włączenia świateł” – stwierdził z kolei komisarz Arthur C. D’Andrea w senacie stanu Teksas.
Ucierpiały też konta firm niepowiązanych bezpośrednio z rynkiem energetycznym. Zarządzający 60 nieruchomościami w Teksasie Shane Cawood, dyrektor operacyjny w Hartman Income REIT Management, przyznał, że rachunek za energię elektryczną dla jednego z wieżowców w Dallas tylko przez pierwsze dwa dni zamrożenia wyniósł 609 000 dolarów. To więcej niż zapłacił za energię elektryczną dla wszystkich swoich nieruchomości w lutym rok wcześniej.
Cawood szacuje, że ostateczny rachunek za energię podczas feralnego tygodnia wyniesie od 5 do 10 milionów dolarów więcej niż zwykle. Będzie on musiał te koszty przenieść na najemców już i tak pokrzywdzonych finansowo przedłużającą się pandemią. „Ledwie sobie radzą” – powiedział. „To może być ostatnia kropla”.
To będzie kosztować
Luty pokazał, że potrzeba więcej zabezpieczeń chroniących w przyszłości teksański rynek energii. Sieci energetyczne i elektrownie muszą wyjść obronną ręką, gdyby sytuacja się powtórzyła. Ich wydajność nie powinna spadać, bez względu na warunki pogodowe. Koszty zmian prawdopodobnie będą wysokie. Jak wysokie – jeszcze nie wiadomo. Zapłacą za to podatnicy, a ustawodawcy w Teksasie opracowują odpowiednie ku temu przepisy. Wielu ekspertów uważa, że to wciąż nie wystarczy, aby doprowadzić system do odpowiedniego stanu. Pojawiają się też głosy, że należy zmienić przede wszystkim strukturę rynku tak, by elektrownie mogły szybko i skutecznie reagować w przypadku, gdy popyt na energię gwałtownie wzrośnie. Jednak wiąże się to z dodatkowymi kosztami. Albo odbiorcy energii będą płacić za pracę elektrowni w trybie czuwania, albo trzeba tak ustawić ceny, by konwencjonalni dostawcy prądu mogli konkurować z tańszymi wiatrakami czy panelami słonecznymi.
Teksańczycy muszą się więc liczyć ze wzrostem cen energii. Dotychczas płacili stałe stawki i nie byli narażeni na skoki cen. Jednak prawdopodobnie to się zmieni. Sprzedawcy detaliczni będą chcieli zrekompensować sobie koszty burzy, a sam Teksas może być zmuszony zaciągnąć wielomiliardową pożyczkę, aby wspomóc rynek energetyki.
Według Kellego Hancocka, republikańskiego senatora z przedmieść Fort Worth będącego przewodniczącym Komisji ds. Biznesu i Handlu, chociaż system działa, należy go zrównoważyć. Wiąże się to ze zwiększeniem liczby inwestycji związanych z wytwarzaniem energii elektrycznej. Chodzi przede wszystkim o elektrownie na gaz ziemny lub baterie, które można by było wykorzystać w razie potrzeby.
Podobnego zdania jest też demokrata z Dallas. „Mamy bardzo wydajny, ale bardzo kruchy rynek energii elektrycznej” – stwierdził Rafael Anchia. Jest on przekonany, że Teksańczycy, mając za sobą tak dramatyczne doświadczenie z brakiem wody i prądu, będą skłonni zapłacić trochę więcej za niezawodność systemu.
Pojawił się też pomysł budowy elektrowni, które działałyby tylko w przypadku awarii elektryczności. Plan o wartości 8,3 miliarda dolarów opracował Warren Buffett z Berkshire Hathaway Inc. Jednak konkurenci poczuli się zagrożeni. Uznali to za potencjalnie niszczące wolnorynkowy system energetyczny, jaki ma obecnie Teksas.
Przede wszystkim reformy
Curt Morgan, dyrektor generalny Vistra Corp., największego wytwórcy energii w Teksasie, zauważył, że „Wszystkie oczy skierowane są na Teksas i powinny być, ponieważ sprawa dotyczy reform rynku energii elektrycznej”.
Jednak naprawienie teksańskiego rynku energii będzie skomplikowanie i kosztowne. Musi on stać się niezawodnym, ale wprowadzanie zmian nie powinno równocześnie generować dużych kosztów, gdyż energia elektryczna nie może znacząco zdrożeć.
Reformy są jednak niezbędne. W przeciwnym razie system już i tak mocno nadwyrężony nie przetrzyma kolejnej burzy śnieżnej.
Oprac. na podst.:
https://www.wsj.com/articles/a-failure-of-texas-size-proportionsstate-struggles-to-overhaul-its-power-market-11618565415