fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

5.5 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Nadciąga hiszpańska imitacja chawizmu. Pracodawcy znajdą się na usługach reżimu

Wenezuelski dziennikarz, Daniel Lara Farías w swoim artykule dla La Gaceta, pisze: „z przygnębieniem obserwujemy rozwój wydarzeń w Hiszpanii i drogi, którymi Sánchez i horda „Sanchopodemitów” postanowili poprowadzić kraj”. Współodczuwa on z Hiszpanami jako Wenezuelczyk, który dostrzega, do jak złej sytuacji mogą doprowadzić rządy obecnej koalicji. „Moja udręka jest taka sama, jak udręka wszystkich Wenezuelczyków, którzy, czując nierozerwalną więź z Hiszpanią, z naszym latynoskim dziedzictwem i z naszym własnym stanem Latynosów jesteśmy oszołomieni smrodem chawizmu, który emanuje z działań rządu PSOE-UP (Unidas Podemos) – pisze Farías

Warto przeczytać

Uważa, że sytuacja panująca w Hiszpanii jest powtórzeniem tragedii, jakiej doświadczyła jego własna ojczyzna. Ubolewa, że duża część Hiszpanów tego nie dostrzega, nie widzi, jak niekorzystny obrót tak naprawdę przybierają sprawy w ich kraju. 

Zasada jest prosta 

Dziennikarz uważa, że praktyka zawsze jest taka sama: „model, projekt, reżim, rewolucja muszą być narzucone siłą”. Legitymizacji władzy udzielonej w trakcie wyborów, w tym przypadku „towarzyszy zawsze seria działań biernej przemocy, które eskalują, aż do osiągnięcia, jeśli to konieczne, przemocy kryminalnej”. 

Jednym z narzędzi używanych do osiągnięcia władzy przez „rewolucjonistów” jest stygmatyzacja tych, którzy się z nimi nie zgadzają. Dezawuuje się przeciwników, a nawet wątpiących. Zarzuca się im zagubienie, nieświadomość lub ignorancję – niezrozumienie rewolucyjnej „prawdy”. Dotyczy to etapu wyborczego, kiedy to pożądany jest jeszcze umiar. Czasem przeciąga się to jeszcze na cały pierwszy rok rządów. 

Potem następuje segregacja. Społeczeństwo dzieli się na tych, którzy są rewolucjonistami, a tymi, którzy nimi nie są. Dotyczy to wszystkich obszarów społeczeństwa: związków zawodowych, mediów czy Kościoła. Rewolucjoniści i związkowcy stoją po stronie „dobra”. „Złym” jest natomiast każdy „zdezorientowany”, niepewny czy niechętny, który później nazwany zostaje „zdrajcą swojej klasy”. Ale i to łagodne określenie. Z czasem zostanie on „wrogiem klasy robotniczej”. Różnie ocenia się też tych, którzy zarabiają, którzy się bogacą – jeden to biznesmen trzymający się reżimu i pracujący dla niego więc „oddany ojczyźnie”. Ten, któremu nie po drodze z rządzącymi, zyskuje miano lichwiarza, wyzyskiwacza i wroga ludu. Taki przedsiębiorca nieakceptowany przez rewolucjonistów może stać się albo biernym przeciwnikiem, albo bronić związki zawodowe przed atakami reżimu na swobody gospodarcze. 

„To ważne, bo w obliczu rewolucji pierwsi podskakują ci, którzy mają najwięcej do stracenia, czyli biznesmeni. A pierwszą linią ataku jest sektor komercyjny, który zostanie oskarżony o inflację, wysokie koszty życia i deprecjację waluty” – pisze Farías.  

Chawizm szybko rujnuje gospodarkę. Szuka jednak wytłumaczenia i usprawiedliwienia. Jego alibi i wymówki są proste: „to nie niewłaściwe działania makroekonomiczne powodują wzrost cen”. Winą za taki stan rzeczy obarcza się spekulantów i „pasożytniczą burżuazję”. To biznesmeni są lichwiarzami i wrogami ludu.  

Jednak ataki na związki zawodowe, czy pracodawców powodują jedynie to, że zaatakowani okopują się, wzmacniają swoje kierownictwo i zaczynają coraz śmielej zabierać głos przeciwko nadużyciom. Na dodatek, słabnie wszystko, co mogłoby świadczyć na korzyść reżimu i przekonać kogokolwiek do przejścia na jego stronę. Ci, którzy stoją po stronie rewolucji, ale wciąż są w mniejszości w tych organizacjach, wezwani do udziału w wewnętrznych procesach wyboru dyrektorów, pojawiają się i zabierają głos, popisując się wzniosłym językiem i otwartą wojowniczością. Zostają jednak pokonani i zweryfikowani – twierdzi dziennikarz. Według jego doświadczeń „zostaną rozpoznani jako „przedsiębiorcy rewolucji”, którzy próbowali wszystkiego, aby „przekonać” „niewłaściwych” do zmiany ścieżki, ale, na nieszczęście, ich rówieśnicy nie są przywiązani do kraju i dlatego zamknęli drzwi przed rewolucjonistami”. Następuje więc podział społeczny. Ci rewolucyjni biznesmeni zmuszeni są założyć oddzielną firmę, bo w tej, w której są mniejszością, ukrywają się wrogowie ludu. 

Narodziny chawizmu 

Nieposkromiona interwencja gospodarcza właściwa dla chawizmu zaczęła się bardzo wcześnie w Wenezueli, Przeprowadzono segmentację biznesową. Skorzystano „ze zwyczaju krajowego środowiska biznesowego, zwłaszcza stołecznego, by podłączyć się do władzy poprzez uczestnictwo w finansowaniu kampanii. Nie było dla nikogo tajemnicą, że przedsiębiorca, który brał udział w kampanii, brał udział we wszystkich kampaniach”. Rzadko bowiem biznesmen finansował tylko jedną partię biorącą udział w wyborach, zazwyczaj równocześnie kilka głównych. Dawało mu to gwarancję, że gdy któraś z nich wygra, zapewni mu kontrakty z sektorem publicznym.  

Ale to nie korupcja pojawiła się wraz z chawizmem, to chawizm pojawił się dzięki korupcji. Do wenezuelskiego chawizmu dołączyli znani biznesmeni z każdej strony – ci, którzy mieli za sobą długą tradycję i ci nowobogaccy. „Burżuazja Caracas zdecydowała, że finansowanie Cháveza wcale nie jest złe”. Lepiej było stanąć po jego stronie. Pozwalało to kierować działaniami rządu tak, jak mieli to w zwyczaju robić przez poprzednie czterdzieści lat, dystansując konkurencję i wysuwając się na czoło, w cieniu władzy. 

I wyraźnie to im się opłacało. W rankingu najbogatszych Forbesa zostali wymienieni: Gustavo Cisnerosa, Don Henry Lord Boulton największy przedstawiciel grupy Boulton, bankier Luis Vallenilla (który został nawet wpisany z listy chawistów do Zgromadzenia Ustawodawczego w 1999 roku) oraz były prezes stowarzyszenia pracodawców Fedecámaras Francisco Natera, później mianowany ministrem przez Cháveza. Nawet hiszpańskiemu BBVA udało się przekonać, za pośrednictwem swojej spółki zależnej Banco Provincial, do sfinansowania Cháveza za pośrednictwem ubezpieczyciela – Tobíasa Carrero, przyjaciela Cháveza z dzieciństwa i właściciela potężnego Międzynarodowego Towarzystwa Ubezpieczeniowego. 

Dokonywane w kraju zmiany nazywano „procesem”, później „procesem rewolucyjnym” i wreszcie jednoznacznie – rewolucją socjalistyczną. Wzywano do nawrócenia się na chawizm. Eufemistycznie jednak określano to „włączeniem się w proces”. Odpowiedzialni za to byli przedsiębiorcy – i ci wymieni wcześniej i kilku innych. Niektórzy, gdy zorientowali się, że popełnili błąd, szybko odeszli. Inni woleli milczeć i nadal czerpać wszelkie możliwe korzyści. Jednak żadnym z nich nie udało się przejąć większości Wenezuelskiej Federacji Izb Handlowo-Produkcyjnych (Fedecámaras) będącej głównym związkiem gospodarczym Wenezueli. Wraz ze związkiem zawodowym Confederación de Trabajadores de Venezuela pozostał on szansą obrony społeczeństwa przed totalitaryzującym chawizmem. 

Nowe w miejsce starego – jak podmienia się związki pracodawców 

Ponieważ nie potrafiono się „dobrać” do najważniejszego stowarzyszenia pracodawców, z poziomu urzędu prezydenckiego wydano rozkaz: „Rewolucja Biznesowa”. W ten sposób narodziły się organizacje atakujące biznes, wspierane przez rząd. Podbijano małe, już istniejące, organizacje. Tak upadło stowarzyszenie producentów trzody chlewnej Feporcina. Ponieważ nadal nie udało się stojącym po stronie rewolucji zdobyć przywództwa Fedecámaras, powołali „organizację społeczeństwa obywatelskiego” zwaną Pozytywną Klasą Średnią. Miała przekonać biznesmenów i drobnych kupców, że rewolucja pozwala rozwijać biznes pod osłoną państwowej kurateli. Gdy proces rekrutacji się zakończył, stworzono równoległe stowarzyszeni pracodawców – EMPREVEN dla Wenezueli, prowadzone przez wybitnych, nowocześnie myślących przedsiębiorców, ale wyuczonych starych sztuczek, pozwalających im łatwo wzbogacić się pod ochroną państwa. 

Chawizm wykorzystuje media 

Na wszelkich szczeblach – czy to krajowym, czy regionalnym, czy też miejskim, wyraźnie widoczne było wsparcie prowadzonych akcji przez media pozostające w służbie reżimu. Mówiono wszem i wobec o zorganizowanej „nowej społeczności biznesowej oddanej państwu”. Rzecznicy tej społeczności, ciągle gościli na antenie i łamach gazet udzielając wywiadów. Brali też udział w spotkaniach towarzyskich na temat gospodarki.  

Natomiast znalazł się bat na rzeczników najstarszego związku pracodawców w kraju i zostali oni zdelegalizowani dożywotnio, a także zasłużyli na tytuł „przywódcy zamachu stanu”. Była to kara za to, że się nie ugięli przed nową władzą i towarzyszyli Wenezuelczykom, kiedy już mieli naprawdę dość Cháveza. W 2002 roku próbowano wtedy dokonać nieudanego zamachu stanu, a na ulicach Caracas polała się krew. To właśnie Pedro Carmona Estanga, lider Fedecamaras został wtedy zaprzysiężony na tymczasowego prezydenta kraju. Nie na długo, bo po 48 godzinach do władzy przywrócono Chaveza.  

Chawizm w Wenezueli dokonał więc podziału – podzielił ludzi i związki pracodawców. Był to brutalny i kryminalny akt wymierzony przeciwko obywatelom, „którego kulminacją było odejście i powrót Chaveza do władzy”. 

Powtórka w Hiszpanii? 

Farías uważa, że znając losy Wenezueli, można się obawiać, że i „hiszpańscy chavistas coś knują, wspierając powstanie nowego pracodawcy o nazwie Cenpymes”. Szczególnie daje do myślenia obecność tam znanych przywódców reżimu Sanchopodemite. „Wymuszone włączenie tej organizacji i jej rzeczników w proces rozmów ze środowiskiem biznesowym pomoże rządowi narzucić swoje środki bez należytego konsensusu, twierdząc, że „środowisko biznesowe jest podzielone”. Zignorują prośby i apele CEOE, twierdząc, że „nie reprezentują większości, ale część” hiszpańskiej społeczności biznesowej. Zniewagi, dyskwalifikacje i inicjatywy rządowe przeciwko wolnej przedsiębiorczości, niezgodnej z duchem chawizmu, będą się nasilać” – uważa dziennikarz. 

Będzie podobnie jak w Wenezueli. Przychylni reżimowi biznesmeni skorzystają z „niewidzialnej ręki rewolucji”. To oni wygrają przetargi i otrzymają nagrody oraz zabłysną w zamówieniach publicznych. Będzie rosło w siłę, to co jest tak istotne dla chawizmu – nowa burżuazja zależna od pieniądza państwowego, a nie od produkcji i eksportu. „Ta burżuazja Sanchopodemita będzie również pielęgnowana przez figurantów, którzy swoimi składkami zasilą finanse partii, będą wspierać niezbędne kandydatury, by chronić system, i mogą nawet wspierać opcje opozycyjne, które również są zbieżne” – ostrzega Farías. Ci, którzy poparli rewolucję, chociaż jak większość, starali się wcześniej związać koniec z końcem, teraz dołączą do grona mieszkańców najlepszych dzielnic. Nowa burżuazja będzie tolerowana przez starą burżuazję i podejmowana bez większego obrzydzenia.  

Hiszpanie muszą stawić temu kres i powstrzymać to szaleństwo. Albo doczekają się powtórki z Wenezueli. Ich obojętność zostanie bowiem ukarana, gdy znajdą się już w środku destrukcyjnego chawizmu. 

Chawizm (hiszp. chavismo) – lewicowy nurt polityczny, pochodzący od nazwiska prezydenta Wenezueli Hugo Cháveza. Bywa określany jako nurt marksizmu. Charakteryzuje się dążeniem do wprowadzania reform socjalistycznych oraz postawą sprzeciwu wobec dominacji USA na świecie. Bywa określany jako wyraz poparcia dla prezydenta Wenezueli. Chawizm odrzucił umiarkowane ideologie i opowiedział się za doktryną socjalizmu demokratycznego. Zakładał walkę o równość, wolność, solidarność i sprawiedliwość społeczną; pozostaje w opozycji do socjalizmu państwowego wdrażanego przez rządy ZSRR i Chińskiej Republiki Ludowej. 

PSOE – Hiszpańska Socjalistyczna Partia Robotnicza – hiszpańska socjaldemokratyczna partia polityczna. Jest jedną z największych oraz najstarszych partii w Hiszpanii. 

Unidas Podemos (UP) – hiszpańska koalicja lewicowych partii politycznych. W skład koalicji wchodzą następujące partie: Zjednoczona Lewica, Podemos, Equo. 

Na podstawie: https://gaceta.es/actualidad/el-chavismo-original-y-el-remedo-espanol-una-patronal-paralela-al-servicio-del-regimen-20210530-0700/   

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »