W artykule dla „The American Conservative” Evin Ashley Erdoğdu snuje rozważania na temat kultury amerykańskiej, wolności słowa oraz rosnącego wpływu Arabii Saudyjskiej i Chin na hollywoodzką kinematografię.
Oba te kraje mają przede wszystkim pieniądze. Co za tym idzie, wpływają na amerykańską kulturę, w tym filmy. Finansując je, uzurpują sobie prawo do wtrącania się do ich produkcji. Rzecz w tym, że fundusze płyną od represyjnych rządów. To rzutuje na to, czego oczekuje się od twórców. To rodzaj „cenzury, która jest sprzeczna z naszą wolnością wypowiedzi” – zauważa dziennikarka.
Sama zna dobrze uwarunkowania kulturowe i realia panujące w Arabii Saudyjskiej, gdyż dorastała w tym kraju, będąc amerykańską emigrantką.
Trwa Kulturowa Zimna Wojna
Nie da się zaprzeczyć, że filmy mają ogromny wpływ na postrzeganie rzeczywistości. Dlatego cenzurowanie ich jest dla państw typu Chiny czy Arabia Saudyjska tak ważne. Trwa coś w rodzaju zimnej wojny, a walka idzie o treści. Jak opisała Frances Stonor Saunders w swojej książce „The Cultural Cold War” („Kulturowa Zimna Wojna”), „najgłośniejszymi przedstawicielami wolności intelektualnej podczas zimnej wojny były narzędzia amerykańskiej kultury, a kulturowe wysiłki na rzecz zdobycia serc i umysłów są nadal aktualne. Jednak kluczową różnicą między kulturową zimną wojną z połowy XX w. a dzisiejszą, jest zdolność innych rządów do finansowania wpływów kulturowych. Związek Radziecki nie mógł konkurować z amerykańskim przemysłem rozrywkowym – Chiny mogą”.
„Ameryka musi odzyskać pióro narracji kulturowej”
Przemysł filmowy wywiera znaczący wpływ na kraje. „Kultura, w tym film, jest cennym narzędziem w teorii stosunków międzynarodowych o »miękkiej sile«, czyli zdolności kraju do przekonywania innych do robienia tego, co chce, bez użycia siły i przymusu” – pisze Erdoğdu. Przy czym amerykański przemysł kinematograficzny jest bardzo dochodowy. Sektor ten wyceniony był w 2019 r. na ponad 2 bln dolarów w samych tylko przychodach kasowych.
Stany Zjednoczone jednocześnie pociągają i odrzucają Saudyjczyków – mają oni dychotomiczny stosunek do Amerykanów. Z jednej strony lekceważą wpływy gospodarcze USA, z drugiej tęsknią za wolnością wypowiedzi, która cechuje to państwo. Mimo ogromnej cenzury w swoim kraju, chętnie oglądają hollywoodzkie produkcje.
Podobny stosunek do USA mają Chiny. Postrzegają je jako zło konieczne dla rozwoju gospodarczego, ale jednocześnie się ich obawiają, widząc w nich ideologiczne zagrożenie dla swojej dyktatury. Jednak Chiny sprytnie zniwelowały kulturowy wpływ USA na swoich obywateli, strategicznie produkując propagandę i bardzo dokładnie cenzurując każdy film trafiający na ekrany.
Kontrolują produkcję od samego początku, manipulują przy tym wizerunkiem samych Stanów Zjednoczonych – nie tylko we własnych filmach, ale także w amerykańskich. Produkcje dopuszczone do rozpowszechniania, coraz częściej zaspokajają ideologię chińskiego rządu. Dotknęło to nawet taką ikonę kultury, jaką jest Disney. W napisach końcowych „Mulan” pojawiły się nawet specjalne podziękowania ze strony the Walt Disney Company dla kilku podmiotów rządowych działających w chińskim regionie Xinjiang, gdzie w obozach internowania zamknięto ponad milion członków mniejszości ujgurskiej.
Chiny też coraz mocniej wdzierają się do kin i na festiwale całego świata. W tym roku „Nomadland” w reżyserii Chloé Zhao triumfował w kategoriach Najlepszy Film i Najlepsza Reżyseria zarówno podczas rozdania Złotych Globów, jak i Oscarów. Chloé Zhao jest córką pekińskiego magnata stalowego i lekarki Armii Ludowo-Wyzwoleńczej.
Wszystkie jej filmy ukazują Amerykę jako świat, w którym nie można spełnić marzeń, odejście od ustalonych tam norm spowoduje nieuniknioną porażkę. Jej „Pieśń braci moich” oraz „Jeździec” – przedstawiające współczesnych kowbojów i Indian w Stanach Zjednoczonych, ukazują bohaterów walczących w przestępczych światach i ostatecznie porzucających swoje marzenia. W podobnym duchu jest „Nomadland”, rozgrywający się w amerykańskim mieście Empire. Opowiada historię kobiety po sześćdziesiątce, która wybiera wędrowne życie współczesnego nomady, po tym, jak w wyniku recesji straciła swój dobytek. Teraz szuka pracy w jednej z największych amerykańskich firm, Amazon. Przy czym, jeśli chodzi o to przedsiębiorstwo, w filmie zawoalowana była jego krytyka. Kolejny projekt Zhao, „Eternals” przedstawia wyjście z ukrycia nieśmiertelnej rasy, aby ochronić Ziemię przed „dewiantami”.
Dwie amerykańskie wartości
Pieniądze odgrywają znaczącą rolę w amerykańskiej kulturze – zauważa autorka. Kapitalistyczna gospodarka rynkowa zachęca do konkurencji i innowacji. Jednak według Erdoğdu to wolność słowa jest dla obywateli Stanów Zjednoczonych najważniejsza. Jednakże po tragedii 11 września i późniejszej recesji, pojawiły się napięcia między tymi priorytetowymi wartościami. Rządy zaczęły podejmować bowiem decyzje nastawione przede wszystkim na zysk.
„Partnerstwo amerykańsko-saudyjskie było pełne kontrowersji i sprzeczności od czasu ataków z 11 września, których kulminacją było głosowanie w Kongresie w 2016 r., umożliwiające rodzinom z 11 września pozwanie Arabii za rzekome powiązania z napastnikami” – pisze dziennikarka. Natomiast już rok później administracja Trumpa podpisała z rządem saudyjskim umowę na dostawę broni o wartości 350 mld dol. To sprawia, że Królestwo Arabii Saudyjskiej jest obecnie największym zagranicznym odbiorcą uzbrojenia, a także jednym z najważniejszych partnerów handlowych USA na Bliskim Wschodzie.
Saudyjczycy to nowi Chińczycy
Arabia Saudyjska wiele nauczyła się od Chin w dziedzinie kinematografii. Jeden z dziennikarzy „Forbesa” wręcz powiedział: „To nowi Chińczycy”. Mają strategię kupowania drogi do Hollywood podobną do tej obranej przez zarządzających Państwem Środka. Saudyjska Generalna Komisja ds. Mediów Audiowizualnych (GCAM), podobnie jak Chińczycy, wnikliwie przygląda się produkcjom filmowym i cenzuruje treści. Wcześniej w Królestwie Saudów obowiązywał 35-letni zakaz oglądania filmów kinowych. Po jego zniesieniu amerykańska sieć AMC Theatres zadeklarowała zamiar otwarcia 100 kin do 2030 r., a państwo arabskie zainwestowało około 500 mln dol. w akcje Disneya. Penske Media (współwłaściciel Hollywood Reporter) także wzbogacił się o 200 mln dol. od Saudyjczyków. Również Netflix podpisał z saudyjską firmą produkcyjną umowę na osiem filmów. I nie pozostał do końca niezależny. W 2019 r. po żądaniu Saudyjczyków Netflix usunął drugi odcinek serialu „Patriot Act” Hasana Minhaja. Treści w nim zawarte stanowiły ponoć naruszenie saudyjskiego prawa dotyczącego cyberbezpieczeństwa. Przedstawiał on Minhaja, który kpi z działań saudyjskich urzędników po zamordowaniu na zlecenie władz w 2018 r. dziennikarza Jamala Khashoggiego. Netflix powiedział wtedy, że wspiera wolność artystyczną, ale musi „przestrzegać lokalnego prawa”.
Ręce Saudyjczyków sięgają daleko
Nic więc za darmo. „Nie stawaj w obronie wolności słowa” – takie było przecież, dosłowne i przeciwne amerykańskim wartościom, przesłanie związane z brutalnym zabójstwem Khashoggiego.
Także to dbałość o zyski zadecydowała o tym, że film Briana Fogela „Dysydent” znalazł się na czarnej liście w Hollywood. „Pomiędzy największymi światowymi koncernami medialnymi, dystrybutorami, zaistniał zjednoczony front, żeby nie dotykać tego filmu” – stwierdził reżyser. Film skrupulatnie udokumentował zamordowanie zatrudnionego przez „Washington Post” Khashoggiego.
Thor Halvorssen, założyciel i dyrektor naczelny organizacji non-profit Human Rights Foundation, która sfinansowała i była producentem „Dysydenta”, podsumował sprawę jasno. „Zaobserwowałem, że dążenie do zysków korporacji osłabiło integralność amerykańskiej kultury filmowej” – powiedział.
Dług amerykański w rękach Chińczyków
Od czasu ataku z 11 września Chiny gromadziły amerykańskie papiery skarbowe. Obecnie posiadają 4 proc. długu narodowego USA. To aż 1,1 bln dolarów – więcej ma tylko Japonia. Chiny mają jeszcze inne znaczenie dla Hollywood. To ogromny rynek, jeśli chodzi o publiczność kinową. Mając największą na świecie liczbę ludności, mogą wyprzedzić Stany Zjednoczone, jeśli chodzi o oglądalność, a więc i przychody ze sprzedaży biletów. Odczuł to na własnej skórze Disney, który zarobił w Chinach w 2019 r. ponad miliard dolarów. Ale nie bez naginania się do żądań Chińczyków. Wersja „Iron Man 3” wyświetlana w azjatyckim kraju zawierała dodatkowe materiały filmowe z lokowaniem chińskich produktów. Z kolei w obawie przed złym odbiorem w Chinach, w filmie „Dr Strange” z 2016 r. zmieniono wygląd jednej z głównych tybetańskich postaci. Nie tylko Disney boi się odrzucenia produkcji przez ten ogromny rynek. Inne amerykańskie studia filmowe, również zapraszają chińskich regulatorów rządowych na plany filmowe, by doradzali „jak uniknąć potknięcia się o druty cenzury”.
Chiński rząd rozumie bardzo dobrze, że kultura wpływa na ludność i stoi przed polityką. Hollywoodzkie produkcje stanowią potężną siłę opowiadania historii. Tym większą, że o zasięgu globalnym. Jest to przedmiotem zazdrości rządu Chin.
Według Matthiasa Niedenführa, wicedyrektora Chińskiego Centrum w Tybindze w Niemczech, chińscy cenzorzy rządowi nie chcą, aby Chińczycy byli przedstawiani jako złoczyńcy i nie chcą, aby amerykańskie potęgi były przedstawiane jako bohaterowie.
Erdoğdu zauważa przy tym, że Hollywood „często chętnie mówi prawdę o amerykańskiej władzy politycznej, ale przyjmuje odwrotne podejście do chińskiego rządu, który monitoruje swoją ludność za pomocą dronów, kamer CCTV zasilanych sztuczną inteligencją i systemowej cenzury”.
By zwyciężać w tej wojnie
Organizacja non-profit PEN America opublikowała w 2020 roku raport „Wyprodukowane w Hollywood, ocenzurowane przez Pekin: amerykański przemysł filmowy i wpływy rządu chińskiego”, który zaleca, żeby jakakolwiek wersja filmu zaadaptowana na rynek chiński nie była tą wersją, którą otrzymuje widz w USA czy gdziekolwiek indziej na świecie. Przy tym proponuje, by studia hollywoodzkie były zobowiązane do publicznego udostępniania informacji o wszystkich żądaniach cenzury dotyczących ich filmów. Każda amerykańska instytucja z branży, w tym szkoły filmowe, media i dziennikarze, miałaby zwracać uwagę opinii publicznej na to zjawisko. Raport proponuje też, żeby amerykański rząd wprowadził ustawodawstwo mające na celu zwalczanie wpływów chińskich lub innych obcych rządów na amerykański film. Taka „Ustawa o zatrzymaniu cenzury, przywróceniu integralności, o ochronie rozmówców” lub ustawa SCRIPT zabroniłaby Departamentowi Obrony USA współpracy z jakimkolwiek studiem filmowym, które montuje lub modyfikuje ich filmy w celu wyświetlania w Chinach i wymagałaby, aby studia ubiegające się o taką współpracę zawarły pisemną umowę z rządem USA o niestosowaniu się do cenzury rządu chińskiego. Raport stwierdza, że „amerykańscy decydenci mają moralny imperatyw, by opowiadać się za wolnością wypowiedzi, sprzeciwiać się stopniowej ingerencji jakiegokolwiek rządu, który próbuje dyktować, jakie historie mogą być opowiadane. Dziennikarze zajmujący się Hollywood powinni o tym pisać, a ci, którzy cenią wolność słowa, powinni zwracać uwagę na kagańce cenzury”.
„Jako Amerykanie jesteśmy odpowiedzialni za ewolucję naszej kultury i reprezentacji na świecie. Nie możemy pozwolić, aby wolność, o którą walczyliśmy, kiedy zakładaliśmy Stany Zjednoczone Ameryki, została sprzedana. Wolność słowa jest cenniejsza niż pieniądze” – podsumowuje swój tekst Erdoğdu.
Evin Ashley Erdoğdu jest autorką, artystką i analitykiem. Dużo podróżowała po Bliskim Wschodzie i jest członkiem organizacji „Córki Rewolucji Amerykańskiej”. Opinie, które wyraziła w swoim artykule, są wyłącznie jej własnymi poglądami.
Źródło: https://www.theamericanconservative.com/articles/hollywoods-other-foreign-censor-saudi-arabia/