Dla chińskiej „miękkiej siły” poligonem doświadczalnym stała się Afryka. Niedawno Chiny przekazały krajom afrykańskim szczepionki przeciwko koronawirusowi oraz wiele innych środków medycznych. Zwiększono wysiłki propagandowe zmierzające do ukazania Chin jako łagodnego partnera umożliwiającego rozwój, a nie realizującego strategię wyzysku na afrykańskim kontynencie. Na pozytywną opinię Chin pracują inwestycje w afrykańskie media, powoływanie kolejnych Instytutów Konfucjusza, przyznawanie stypendiów oraz organizacja wielkich festiwali kulturalnych.
Intensyfikację obecności Chin w Afryce dobrze oddaje liczba Instytutów Konfucjusza na tym kontynencie. W 2005 r. był tam tylko jeden taki instytut, w 2019 r. – 53. Oficjalnie instytuty te są miejscami nauki języka chińskiego i wiedzy o chińskiej kulturze. W praktyce często stanowią platformy inwigilacji i cenzurowania dyskusji na drażliwe tematy, stanowiąc element państwowego systemu propagandy. Nie są jednak kontrowersyjne w Afryce, gdzie instytuty ogólnie znane są z cenzurowania debat na sporne tematy. Poza tym za rozbudową tych instytutów idzie wzrost nakładów na stypendia finansowane przez Chińczyków, które są obecnie wyższe niż stypendia finansowane przez Stany Zjednoczone czy Wielką Brytanię.
Inną strategią miękkiej dyplomacji kulturowej w Afryce są wspomniane festiwale, na przykład Święto Młodzieży i Wiosny. Jeśli spojrzymy na nie krytycznie, wydaje się, że nie mają one większego wpływu na tworzenie prawdziwych relacji z mieszkańcami Afryki, jednak z pewnością są pompatycznymi wydarzeniami, które chętnie relacjonują media. Faktyczne interakcje między Afrykańczykami i Chińczykami są ograniczone, między innymi z powodu różnic językowych i braku pokrewieństwa kulturowego.
Widać też intensywną obecność chińskich mediów w Afryce – tendencję odwrotną do wycofywania się z tego kontynentu mediów zachodnich. W 2018 r. wspomniana Xinhua otworzyła biuro w Nairobi. Ma też placówkę w Afryce Wschodniej, podobnie jak China Global Television Network (CGTN), „China Daily” i China Radio International. W różnych częściach kontynentu działa także prywatna stacja telewizyjna Star Times. Chiny mają w tej chwili jedną z największych sieci korespondentów zagranicznych, więc w dużej mierze kontrolują przekaz medialny w Afryce.
Można już zaobserwować, jaki niesie to skutek. W listopadzie 2019 r. Kenyan Broadcasting Corporation wyemitowała materiał o walce z ubóstwem w Sinciangu jako treść własną. Moglibyśmy znaleźć wiele przykładów na to, jak przekazy projektowane w Chinach pojawiają się w Afryce w formie materiału przygotowywanego przez lokalnych dziennikarzy. Chiny mogą sobie pozwolić na wspieranie techniczne afrykańskich mediów czy finansowanie domów medialnych. Regularnie przeprowadzane są nawet wyjazdowe szkolenia dziennikarskie w Chinach – i to sponsorowane przez Chińczyków. Rodzi to poważne obawy o zachowanie autonomii afrykańskich mediów, zwłaszcza że „Reporterzy bez Granic” zaobserwowali pewne zmiany w narracjach dziennikarzy afrykańskich, którzy takie wyjazdowe szkolenia odbyli.
Afrykańskie zakusy Chin obejmują także infrastrukturę sportową. „Le Monde” pokazał, w jaki sposób Pekin próbuje przejąć kontrolę nad afrykańskimi rynkami sportowymi (i łączącymi się z nimi transmisjami medialnymi). Wykazuje przy tym dużą systematyczność – zaczynając od uczestnictwa w międzynarodowych zawodach sportowych organizowanych w Afryce (często też je wygrywając) oraz konsekwentne zdobywanie miejsc w komitetach organizacyjnych, co otwiera furtkę do promowania chińskich narracji za pośrednictwem sportu.
Wszystkie te działania zmierzają do zdobycia kontroli, ale też korzyści ekonomicznych. Chińczycy próbują pokazać, że ich sportowcy i drużyny w żaden sposób nie ustępują reprezentantom krajów zachodnich, by w ten sposób udowodnić przez analogię, że ich niskogatunkowe produkty wprowadzane na rynki afrykańskie, także są konkurencyjne. Popyt stymulowany jest zaś poprzez wznoszenie obiektów sportowych, a należy pamiętać, że w wielu biednych rejonach Afryki rzeczywiście brakowało tego rodzaju infrastruktury. Nic więc dziwnego, że prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej Alassane Quattara, otwierając w stołecznym Abidżanie stadion na 60 tys. osób, nazwał go „prezentem z Chin”. Przypuszczalnie, to tam w 2023 r. odbędzie się finał Pucharu Narodów Afryki, w którym zmierzą się drużyny z 24 krajów. To nie koniec chińskich ambicji sportowych. W planach jest budowa dwóch kolejnych stadionów dla Wybrzeża Kości Słoniowej, których łączny koszt to ponad 200 mln euro. Czy infrastruktura sportowa w tak małym i ubogim państwie jest konieczna? Nie, ale takie prezenty przyjmowane są chętnie przez władzę, a na rozbudowie skorzysta chiński rynek.
Przez minioną dekadę Chiny zbudowały lub wyremontowały w Afryce przeszło 100 stadionów. Jest to jeden ze sposobów wzmacniania więzi dyplomatycznych i zyskiwania poparcia potrzebnego Chinom na arenie międzynarodowej, na przykład w ramach ONZ. Tego typu „prezenty” generują też rynki zbytu, a także pomagają zdobywać prawa do transmisji najważniejszych wydarzeń sportowych. Zresztą kraje afrykańskie bardzo chętnie odsprzedają prawa do wydarzeń sportowych chińskim nadawcom.
Choć wydaje się, że Chiny próbują stosować „miękką siłę” w Afryce, bliższe przyjrzenie się sytuacji pokazuje, że to neokolonialne działania mogące w przyszłości uderzyć w afrykańskie państwa od strony ekonomicznej. Trudno też nazwać „miękką siłą” budowanie zaplecza dla propagandy.
Zresztą wątpliwe jest, by agresywna propaganda chińska mogła faktycznie zdobyć serca i umysły Afrykańczyków. Ciężko bowiem o wiarygodność w momencie, kiedy nie ma wolności informacji. Niezależne media i społeczeństwo obywatelskie wydają się konieczne do stosowania „miękkiej siły”, ale nie są to filary działania Chińskiej Partii Komunistycznej. Nie ma tu miejsca na wspieranie niezależnych inicjatyw różnych podmiotów (przedsiębiorców, artystów, działaczy obywatelskich, mediów), zamiast tego mamy scentralizowane działania realizujące konkretną strategię wspartą intensywną propagandą.