fbpx
7 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

„Le Point” o nowej zimnej wojnie na Indo-Pacyfiku

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Chiny pod przewodnictwem Xi Jinpinga stanowią poważne zagrożenie dla systemów demokratycznych. Poważniejsze nawet niż Związek Radziecki w czasach zimnej wojny, ponieważ zajmują istotne miejsce w światowej gospodarce, a do tego umacniają swoją pozycję na rynkach kluczowych we współczesnym świecie technologii: biomedycyny, sztucznej inteligencji i ogólnie ujmowanych technologii cyfrowych. Stoimy zatem u progu nowej zimnej wojny, przy czym tym razem nie dotyczy ona wpływów w Europie, ale na Indo-Pacyfiku. To właśnie tam mamy dziś z jednej strony największe światowe wzrosty gospodarcze, a z drugiej strony zagrożenia związane między innymi ze wzrostem radykalnego islamu, rozprzestrzenianiem broni jądrowej, atakami cybernetycznymi czy globalnym ociepleniem.

Nic więc dziwnego, że Indo-Pacyfik staje się priorytetem wielkich mocarstw. Już w 2008 roku Barack Obama wyznaczył ten kierunek amerykańskiej polityki zagranicznej, choć początkowo był on realizowany dość powoli. W 2019 roku Donald Trump określił ten region głównym obszarem działań amerykańskich sił. Co ciekawe, tę strategię zachował także Joe Biden, chcąc urealnić wpływ USA na Indo-Pacyfiku kosztem Chin.

Sojusz z Indiami

Wydaje się, że w tej chwili najbardziej istotnym dla Stanów Zjednoczonych sojusznikiem na Indo-Pacyfiku mogą być Indie. Jeśli obecna tendencja demograficzna się utrzyma, w 2027 roku liczebność Indii przewyższy Chiny. Państwo to ma także spory potencjał gospodarczy i może być kluczowym graczem przeciwko imperialnym ambicjom Chin. Indie nie były szczególnie otwarte na zachodnie sojusze, jednak pominięcie ich przy nowych Jedwabnych Szlakach oraz eskalacja konfliktów zbrojnych w Himalajach sprawiły, że Narendra Modi postanowił zacieśnić relacje z Waszyngtonem. Indie, USA, Japonia i Australia toczą aktualnie czterostronny dialog dotyczący bezpieczeństwa. Włączyły się też w działania mające na celu utrzymanie swobody handlu w cieśninach morskich, przez które transportowana jest ropa.

Tymczasem Europa niechętnie podejmuje działania w obszarze Indo-Pacyfiku. Co prawda NATO uznało zagrożenia ze strony Chin, jednak przez ostatnie dekady Unia Europejska pozostawała ślepa na dalekowschodnie problemy. Dopiero pandemia COVID-19 dobitnie uświadomiła państwom europejskim ich głęboką zależność od chińskich dostaw wielu podstawowych towarów. Niepokoi również fakt, że nieliberalne demokracje, takie jak Węgry, okazały się znajdować pod wpływem Chin. Europejczycy dysponują jednak ograniczonymi środkami, a na dodatek są zbyt podzieleni, aby skutecznie działać na Indo-Pacyfiku. Zanim to zrobią, muszą zabezpieczyć własny region.

Indo-Pacyfik jest terenem, na którym z pewnością można zatrzymać chińskie imperialistyczne zapędy. Jednak wymaga to jeszcze sporych wysiłków. Należy przede wszystkim umocnić współpracę między USA, Unią Europejską i demokracjami azjatyckimi. Stawka jednak jest wysoka, może nią być nawet uniknięcie zbrojnych konfliktów z Chinami. Tajwan będzie przedmiotem zainteresowania Pekinu tak długo, jak jego podbój nie okaże się zbyt kosztowny i zwyczajnie nieopłacalny nawet mimo przewagi militarnej Chin. Zachód musi bronić międzynarodowego prawa oraz praw człowieka. Łańcuchy dostaw muszą być dywersyfikowane. Należy podtrzymać dialog z chińskim społeczeństwem obywatelskim, ponieważ młodzi ludzie mogą przeciwstawić się totalitarnej władzy – widzieliśmy to już w Hongkongu, Tajlandii, Myanmarze i na Tajwanie.

W XXI wieku z pewnością możemy się spodziewać konfrontacji demokracji z reżimami autorytarnymi. Areną starcia może być obszar Indo-Pacyfiku. Najlepszą strategią zachodnich mocarstw będzie umocnienie tam wolności politycznej, ale jej sukces zależy w głównej mierze od zdolności zachodnich demokracji do wymyślenia siebie na nowo, dotrzymania obietnic i obrony swoich wartości.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: