Bankierem tym był Mark Welch Munroe, ale mieszkańcy Quincy nazywają go zwykle Pan Pat lub Tata Pat. Był zwykłym bankierem, tyle że w 1919 roku postanowił zainwestować fundusze w akcje wchodzącej właśnie na giełdę Coca-Coli. Kupił je po 40 dolarów za sztukę.
Choć dzisiaj wydaje się to dobrą inwestycją, niedługo po zakupie wcale na taką nie wyglądała. Firma produkująca napój miała problemy z dostawcami cukru, a także rozlewniami. Odbiło się to na jej wynikach finansowych, a wartość akcji spadła do 19 dolarów, czyli mniej niż połowy pierwotnej wartości. Pat wiedział jednak, że cola to popularny napój i nie może upaść, uznał to za okazję i kupił jeszcze więcej akcji.
Munroe rozpoczął też coś, co można określić mianem prywatnej kampanii. Namawiał miejscowych rolników, by też inwestowali w akcje Coca-Coli. Pożyczał im nawet pieniądze. Wielu poszło za jego radą, zwłaszcza w roku 1922, w którym okoliczne pola tytoniu obrodziły wyjątkowo dorodnie. Od tego czasu mieszkańcy Quincy sukcesywnie inwestowali w producenta coli.
Sytuacja na giełdzie Stanów Zjednoczonych pod koniec lat 20. była bardzo zła. Gospodarka upadała, rosło bezrobocie, sporo firm bankrutowało. Coca-Cola też odczuła Wielki Kryzys, ale w skali, która obecnie wydaje się niemal śmieszna. W 1929 roku wyniki sprzedaży spadły tu bowiem o 2%. Majątek firmy wynosił wtedy 6 milionów dolarów, była ona w pełni wypłacalna i nie miała żadnych długów. Dzięki temu nawet w obliczu gospodarczego krachu Coca-Cola mogła wypłacać dywidendy swoim akcjonariuszom. Już wtedy stanowiło to niemal wybawienie dla wielu mieszkańców Quincy.
Kiedy gospodarka Stanów Zjednoczonych zaczęła wychodzić z kryzysu, a wraz z nią giełda – ceny akcji Coca-Coli poszybowały w górę. Quincy zostało najbogatszym miasteczkiem USA, jeśli brać pod uwagę średni majątek mieszkańca. Majątki przynajmniej 67 osób przekroczyły milion dolarów, a pokaźne fortuny dziedziczone były przez dzieci i wnuki, z których spora część została w mieście do dziś.