fbpx
8 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Historycy powinni wiedzieć trochę lepiej – komentuje „National Review”

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Wśród różnych metod propagandy za jedną z bardziej skutecznych można uznać przemycanie nieprawdziwych treści pod płaszczykiem prawdy. Heather Cox Richardson to autorka najpopularniejszego biuletynu historyczny na platformie Substack, co daje jej wielkie zasięgi. Jednocześnie jej kwalifikacje profesjonalnego historyka tworzą pozory autorytetu, zza których opowiada czytelnikom o naszej przeszłości. Taka platforma i taki zasięg powinny być wykorzystywane odpowiedzialnie. Tymczasem poniższy wpis pokazuje, że jest odwrotnie. W publikacji z 3 lipca znajdziemy taki fragment:

„To, co założyciele Stanów Zjednoczonych uznali za oczywiste, nie było tak jasne osiemdziesiąt siedem lat później, kiedy biali mężczyźni z południa wyruszyli na wojnę, aby zagwarantować, że czarni Amerykanie, rdzenni Amerykanie, Chińczycy, Meksykanie i Irlandczycy zawsze będą mieli niższy status niż biali. W tamtych czasach równość stała się »propozycją«, a nie »oczywistością«”.

Richardson zwraca się tu ku prawdzie historycznej: choć żołnierze Konfederacji podejmowali walkę o wiele rzeczy, historia wskazuje, że to obrona niewolnictwa stała się główną siłą napędową secesji, a co za tym idzie – także wojny secesyjnej. Widać to zresztą w stanowych uchwałach o secesji. Richardson przybliża także konflikt o naturze bardziej filozoficznej – podczas gdy Abraham Lincoln jako przywódca Partii Republikańskiej uważał, że Deklaracja Niepodległości i zapisane w niej zasady powinny zajmować centralne miejsce wśród wartości nowego państwa, John C. Calhoun i większość przywódców Konfederacji chciała zmniejszyć rolę Deklaracji w powstaniu państwa.

Wątpliwości budzi jednak fraza „biali mężczyźni z południa”. Bo racją jest, że to mężczyźni głosowali za Konfederacją, a także kierowali jej rządem oraz armią. Tak samo jak mężczyźni z Południa głosowali za Unią i kierowali jej rządem oraz armią. Trzynasta, czternasta i piętnasta poprawka konstytucji USA to także zasługa mężczyzn – napisali je i uchwalili. W XIX wieku światem rządzili mężczyźni. Wystarczy jednak nieco większe zorientowanie w historii Konfederacji, by można było zauważyć, że również białe kobiety z Południa popierały secesję i wojnę. Białe kobiety z Południa mobilizowały mężczyzn i popychały ich ku bardziej stanowczym działaniom. Znamy też przypadki bezpośredniego zaangażowania kobiet w konflikt. W Georgii istniała żeńska milicja, a także działające dla Konfederacji kobiety-szpiedzy.

Wydaje się, że twierdzenie Richardson o tym, jak „biali mężczyźni z południa poszli na wojnę”, by w ten sposób uciskać „rdzennych Amerykanów, Chińczyków, Meksykanów i Irlandczyków”, wykracza poza kanon obecnej wiedzy historycznej o wojnie secesyjnej. Warto zauważyć tendencyjność jej twierdzenia, rozkładając je na części.

Rdzenni Amerykanie. Różne plemiona miały różne nastawienie do wojny secesyjnej. Część nawet angażowała się w walki, ale przystępowały do obu stron. Wyłania się tu zresztą pewien paradoks, ponieważ większość plemion rdzennych Amerykanów znalazła się na terytorium Unii, ale jednocześnie większość plemion postrzegała Unię jako większe zagrożenie. Czirokezi, Czoktawowie i Chickasawowie w większości walczyli po stronie Konfederacji. Warto pamiętać, że wielu Czirokezów miało niewolników. Silną reprezentację wśród Konfederatów miały też takie plemiona jak Seminole i Krikowie. Stand Watie, przywódca Czirokezów, był generałem w armii Konfederacji. Mało tego, kiedy Robert E. Lee i Joe Johnston poddali się, Stand Watie był ostatnim dowódcą Południa, który złożył broń.

Zdarzało się zresztą, że rdzenne plemiona walczyły z Unią bez przystępowania do Konfederacji czy oficjalnego sojuszu z nią. Przykładem jest trwające od sierpnia do grudnia 1862 r. powstanie Siuksów z Dakoty w Minnesocie. Jej skutkiem było wypędzenie plemiona z Minnesoty. Lincoln kazał powiesić 38 przywódców Siuksów, co było największą masową egzekucją w historii Ameryki. Miało tam miejsce jednocześnie największe wówczas ułaskawienie w historii Stanów, ponieważ Lincoln znacząco skrócił listę wyroków śmierci.

Dwa lata później, w 1864 r. doszło do masakry w Sand Creek w Kolorado, która pochłonęła wiele ofiar spośród plemion Czejenów i Arapaho. Jej sprawcami były wojska Unii. Zresztą nie tylko w czasie wojny domowej Unia źle traktowała rdzennych mieszkańców Ameryki – po wojnie plemiona nie zostały objęte czternastą poprawką, a zatem nie przyznawano im przyrodzonego obywatelstwa. To unijni przywódcy – tacy jak William Tecumseh Sherman, George Custer czy Philip Sheridan – walczyli później z Indianami na Zachodzie, wykazując się nieraz wyjątkową brutalnością.

Nie znaczy to, że przywódcy Konfederacji odnosili się pozytywnie do rdzennych Amerykanów, ale ich los nie był przedmiotem walki Konfederacji. Ich zachowanie w tamtym czasie wskazuje jednak, że być może w powodzeniu Konfederacji mieli lepszy interes.

Chińczycy. Zanim w 1849 r. rozgorzała w Kalifornii gorączka złota, chińskich imigrantów praktycznie nie było na ziemiach USA. Przyciągnęło ich dopiero złoto, a wygnała okropna wojna domowa w ich własnej ojczyźnie. Faktycznie w połowie XIX w. ich liczebność w Kalifornii byłą znacząca, w 1851 r. sięgnęła około 25 tys. I rodziło to różnego rodzaju napięcia, ale jeśli chodzi o terytorium Konfederacji, liczebność Chińczyków była niewielka. Zaangażowanie tego narodu w wojnę secesyjną nie było wielkie, aczkolwiek możemy wskazać kilku uczestników po obu stronach konfliktu. 

Wspomniane napięcia w Kalifornii były podsycane przez antychiński ruch inicjowany przez partię Know-Nothing. Miała ona duże znaczenie dla miejscowej polityki, w 1855 r. wywalczyła stanowisko gubernatora. Później, pod koniec lat 50., jej członkowie w większości zasilili Republikanów. Choć pamiętamy Lincolna jako polityka proimigranckiego, jego partia taka nie była, a wspomniany gubernator Kalifornii Leland Stanford w trakcie swojego inauguracyjnego przemówienia ostro zaatakował chińską mniejszość. Zatem po wojnie secesyjnej to przede wszystkim republikanie dążyli do uchwalania antyimigracyjnych praw – także w celu ograniczenia napływu Chińczyków.

Stanford zmienił nieco nastawienie w późniejszych latach, kiedy okazało się, że chińscy imigranci to doskonała tania siła robocza potrzebna do rozbudowy zachodniej części kolei transkontynentalnej – Central Pacific Railroad. Zaczęto wtedy zabiegać o chińskich pracowników, a nawet sprowadzać ich specjalnie z Chin. Ich warunki jednak nie poprawiły się. Sytuacja chińskich imigrantów nie była jednak wcale gorsza w Konfederacji niż w Unii, nie mieli też motywującego wpływu na secesyjne dążenia Południa.

Meksykanie. W czasie konfliktu między Konfederacją a Unią miał także miejsce konflikt między Meksykiem a Francją. Konfederaci wspierali Francuzów w ich inwazji na Meksyk, podczas gdy Lincoln i uniści popierali opór Benito Juareza. W tym ujęciu można by Konfederację uznać za antymeksykańską. Konflikt ten zresztą przeciągnął się poza granice wojny secesyjnej – po przegranej wielu konfederatów uciekło do Meksyku, gdzie opowiedzieli się po stronie cesarza Maksymiliana, tymczasem przekroczenie meksykańskiej granicy przez armię Unii było znaczącym krokiem w stronę wypędzenia Francji.

Jednak zupełnie innym tematem jest stosunek do meksykańskich Amerykanów, czyli obywateli USA meksykańskiego pochodzenia. Ci, którzy zamieszkiwali na przykład południowy Teksas, byli w dużej większości za Konfederacją. W szeregach Południa wysławił się także pochodzący z Meksyku pułkownik Santos Benavides, wcześniej łowca niewolników, który pokonał unijną kawalerię w marcu 1864 r. W Laredo wciąż jest bohaterem, a jego imię nadano lokalnej szkole.

Co jednak ważniejsze, wystąpienie przeciwko meksykańskim Amerykanom nigdy nie było istotą konfliktu między Konfederacją i Unią.

Irlandczycy. Imigracja dużej liczby Irlandczyków – a także Niemców – między 1830 a 1850 r. faktycznie była znacząca dla powstania konfliktu między Północą a Południem. Biali imigranci wybierali głównie północne stany, przez co Północ zyskiwała przewagę w Izbie i Kolegium Elektorów. Na początku lat 60. XIX w. na Północy i Zachodzie było proporcjonalnie więcej ludzi urodzonych za granicami USA niż na Południu. Prowadziło to także w tych stanach do większych napięć i problemów związanych z imigrantami. 

Irlandczycy zaangażowali się szeroko w działania wojenne, służyli jednak w dużej liczbie po obu stronach konfliktu.

W przypadku Irlandczyków problemem bywał jednak ich katolicyzm. Znany powszechnie Ku Klux Klan na południu był nie tylko antysemicki i rasistowski, ale też antykatolicki. Jednak z wrogością spotykali się katolicy także w takich stanach jak Indiana czy Oregon. Wrogość nie była jednak wycelowana w samych Irlandczyków, białe grupy etniczne nie były dyskryminowane w Konfederacji. W niektórych miejscach, na przykład w Nowym Orleanie katolicy byli licznie reprezentowani. Zresztą w Konfederacji prokuratorem generalnym był Judah Benjamin, w zasadzie jedyny amerykański Żyd, który w tamtych czasach był osobą publiczną i nie wyrzekł się swojej wiary. Później służył jako sekretarz wojny i sekretarz stanu.

Trzeba tu oddać sprawiedliwość i wspomnieć, że Konfederacji zdarzyły się okropne akty przemocy także wobec białych mniejszości, a najokropniejszym przykładem jest masakra w teksańskim hrabstwie Nueces z sierpnia 1862 r. dokonana na napływowych Niemcach. Chodziło tam jednak nie tyle o uprzedzenia etniczne, ile o tworzoną przez Niemców prounijną milicję.

Ameryka w połowie XIX w. była pełna napięć rasowych czy etnicznych, które często prowadziły do eskalacji przemocy – zarówno na północy, jak i południu kraju. Ale było to też najbardziej wolne państwo na świecie, jeśli oczywiście pominiemy niewolnictwo. I samo bronienie niewolnictwa jest wystarczającą przewiną Konfederacji oraz usprawiedliwieniem dla Unii.

Czemu w takim rasie Richardson tak bardzo chce poszerzyć zakres win Konfederacji o nieprawdziwe intencje? Podpowiedź znajdziemy w innym fragmencie jej wpisu:

„Tak jak w latach 50. XIX w., tak i teraz stoimy w obliczu buntu przeciwko idei równości, gdy kilku bogatych ludzi stara się przekształcić Amerykę w naród, w którym jedni ludzie są lepsi od innych”.

To popularna strategia postępowców. Biali mężczyźni z Południa są dziś silną republikańską grupą, więc należy tak przedstawić przeszłość, aby zwrócić wszystkich przeciwko nim – nawet tym, którzy w czasie wojny secesyjnej walczyli z nimi po tej samej stronie. Uczciwa historia jest zawsze bardziej skomplikowana.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: