Do tej pory w Singapurze – podobnie jak w innych krajach – media informowały codziennie o ilości nowych przypadków koronawirusa. Teraz jednak statystyki te mają zostać zastąpione danymi medycznymi, czyli między innymi liczbą hospitalizacji czy zapotrzebowanie na tlen. Jednocześnie państwo ma luzować do tej pory bardzo surowe obostrzenia.
Przywódcy kraju ujawnili plan przejścia „od pandemii do endemii” i życia w nowej rzeczywistości, w której wirus jest obecny.
„Złą wiadomością jest to, że COVID-19 może nigdy nie odejść” – powiedzieli w zeszłym miesiącu ministrowie zdrowia, handlu i przemysłu oraz finansów, którzy kierują rządową grupą zadaniową ds. koronawirusa. „Dobrą wiadomością jest to, że możliwe jest normalne życie z nim wśród nas. Nie możemy go wyeliminować, ale możemy przekształcić pandemię w coś znacznie mniej groźnego, jak grypa, choroba dłoni, stóp i ust lub ospa wietrzna – i zająć się naszym życiem”.
Singapur wprowadza nową strategię, której centralnym elementem jest szybkie szczepienie obywateli i szerokie testowanie przy okazji wszelkich wydarzeń publicznych, dużych zgromadzeń czy placówek takich jak siłownie, restauracje czy salony kosmetyczne.
Nowym celem przyspieszonego programu szczepień jest zaszczepienie dwóch trzecich ludności do 9 sierpnia – czyli obchodów Dnia Narodowego, który ma stać się kamieniem milowym w nowym programie. W ciągu dwóch tygodni natomiast zaszczepionych miałoby zostać już 50 proc. populacji, która liczy prawie sześć milionów.
Gdyby faktycznie udało się zaszczepić połowę obywateli, Singapur osiągnąłby procentową liczbę zaszczepionych porównywalną do Wielkiej Brytanii. Trzeba jednak zaznaczyć, że na tym podobieństwa w walce z pandemią się kończą.
Pierwszy przypadek koronawirusa w Singapurze odkryto w styczniu 2020 r. – państwo zareagowało bardzo poważnie, wprowadzając surowe ograniczenia. Skutek był imponujący, w ciągu 18 kolejnych miesięcy w Singapurze z powodu koronawirusa zmarło tylko 36 osób. Największym ogniskiem koronawirusa okazały się hotele pracownicze dla emigrantów zarobkowych z Azji Południowej, w których wykryto prawie 90 proc. z wszystkich 62 tys. przypadków odnotowanych w tym kraju od początku pandemii.
Kiedy inne kraje azjatyckie, takie jak Indonezja, Tajlandia czy Malezja, zmagały się z nową odmianą koronawirusa – Delta – Singapur, po sprawnej akcji zaszczepiania, odnotowywał średnio po 11 nowych zakażeń dziennie. Skuteczność dotychczasowych działań – która przejawiła się między innymi w dniach, podczas których nie odnotowano nowych przypadków – skłoniła władze do odejścia od „zerowego przenoszenia”.
Premier Lee Hsien na nagraniu opublikowanym w mediach społecznościowych powiedział, że „w nowej normalności COVID-10 nie będzie dominować nad naszym życiem”.
Minister zdrowia Ong Ye Kung dodał, że Singapur podąża środkową ścieżką – pomiędzy masowym otwarciem (jak w Wielkiej Brytanii) a skrajną ostrożnością i zamkniętymi granicami (jak Australia i Chiny). „To, co nas czeka, to nie nagłe i wielkie otwarcie, ale stopniowe luzowanie” – powiedział.
Minister zdrowia nie uznaje osiągnięcia odporności stadnej za cel. „Do uzyskania odporności stadnej potrzeba nawet 90-95 proc. zaszczepionej populacji, a my możemy tego nie osiągnąć – nawet w takim miejscu jak Singapur, gdzie istnieje duże zaufanie ludzi do instytucji” – powiedział Ong w wywiadzie dla Bloomberg TV. „Możemy uzyskać 80 proc., jeśli będziemy mieli szczęście. Możemy natomiast przejść do sytuacji endemicznej, w której można żyć z wirusem”.
Nowe zasady obejmą między innymi obowiązek testowania szybkimi testami antygenowymi pracowników, którzy mają bezpośredni kontakt z klientami. Chodzi tu między innymi o pracowników gastronomii, trenerów sportowych, kosmetyczki, instruktorów na siłowniach czy pracowników kin.
Zdaniem urzędników do tej pory centra testowe działały niczym dobrze naoliwione maszyny, ale rząd chce proces jeszcze usprawnić poprzez zamontowanie sieci testerów działających podobnie do alkomatów – miałyby dostarczać wynik niemal natychmiastowo i znaleźć się w szkołach, szpitalach, centrach handlowych i biurowcach.
Oprócz tego pozostanie obowiązek noszenia maseczek, który w Singapurze dotyczy praktycznie każdej przestrzeni publicznej, a nadzorowany jest przez oddziały „ambasadorów bezpiecznego przemieszczania się”. Chodzenie bez maseczki karane jest grzywną sięgającą niemal 1000 złotych, a do tego dochodzi napiętnowanie społeczne polegające między innymi na publikacji nagrań z kamer bezpieczeństwa, które pokazują daną osobę bez maseczki.
Singapurczycy – podobnie jak większość Azjatów – uważają, że zakrywanie twarzy maseczką jest niewielką ceną za ograniczenie przenoszenia wirusów.
Mniej spotykaną restrykcją jest nakaz zachowania ciszy w wagonach metra, aby w ten sposób zatrzymać rozprzestrzenianie się wydychanego aerozolu mogącego zawierać wirusy. Z podobnego powodu w restauracjach nie puszcza się muzyki ani filmów, by goście mogli mówić ciszej.
Singapur to niewielka wyspa, a jego ludność jest przyzwyczajona do opiekuńczego państwa i nakazów. Niemal anegdotyczny stał się już zakaz sprzedaży gum do żucia albo chłosta dla grafficiarzy.
Chociaż rząd koncentruje się na stanie zdrowia publicznego, nowe zasady nie pozostają bez znaczenia dla handlu i gospodarki. „Siłą napędową Singapuru jest wolny handel i swobodny przepływ usług, więc z pragmatycznego punktu widzenia musimy się w końcu otworzyć” – powiedział Jeremy Lim, profesor nadzwyczajny zdrowia publicznego na Narodowym Uniwersytecie Singapuru. „Mieszkańcy Singapuru w większości rozumieją, co rząd próbuje zrobić i zgadzają się z ogólną trajektorią. Wszelkie obawy dotyczą tempa – niektórzy powiedzą, że jest zbyt szybkie, inni, że zbyt wolne. To była naprawdę długa podróż i ludzie na całym świecie są zmęczeni. Musimy po prostu pogodzić się z rzeczywistością taką, jaka jest, a nie z taką, w jakiej chcieliśmy być”.