Realizacja ambitnego pomysłu prezydenta Bidena wymagałaby oczywiście podwyżek podatków lub zaciągnięcia większej ilości pożyczek federalnych. Być może nawet obu rzeczy naraz.
Podatnik zapłaci więcej
Plan zakładający wydanie dodatkowo 3,5 bln dolarów na cele socjalne to pomysł ekstremalny przy niewiele większych rocznych wpływach z podatków. W roku fiskalnym 2021 rząd federalny zebrał 3.8 bln dolarów z tego tytułu, „aby zapłacić za obronę, opiekę zdrowotną, Social Security, usługi dla weteranów, edukację i wiele innych rocznych wydatków”.
Kosztami planów infrastrukturalnych i sieci bezpieczeństwa trzeba będzie więc obciążyć podatników. Ze strony prezydenta Bidena padła więc propozycja podniesienia podatków o około 2,5 bln dolarów w ciągu 15 lat. Administracja liczy też, że zwiększona ściągalność należności od podatników przyniesie kolejne 700 mld dolarów. Należałoby też poszukać oszczędności w innych częściach budżetu. Demokraci równocześnie wierzą, że silniejsza gospodarka zwiększy też wpływy z należnych danin.
Według prezydenta i demokratycznych kongresmenów podwyżki podatków od korporacji i osób zarabiających ponad 400 tys. dolarów rocznie sfinansowałyby większość z nowego 3,5-bilionowego planu. Zabezpieczyłyby też kolejne 579 mld dolarów na nowe drogi i mosty. Prezydent chce również podnieść górną stawkę podatku od zysków kapitałowych z 23,8 proc. do 43,4 proc.
Konserwatyści uznali jednak prognozy budżetowe Demokratów za zbyt optymistyczne, a plany za niebezpieczne.
„Proponowane przez prezydenta podwyżki podatku od osób prawnych i inne podwyżki podatków naprawdę zaszkodzą gospodarce, spowodują utratę miejsc pracy, obniżą płace i ograniczą wzrost gospodarczy” – ostrzega Matthew Dickerson, dyrektor Centrum Grovera M. Hermanna ds. budżetu federalnego w Heritage Foundation.
Zadłużone USA
Jeżeli cokolwiek nie powiedzie się przy próbie pozyskania dodatkowych środków od podatników, wówczas amerykański rząd będzie musiał zaciągnąć kolejne pożyczki. Ponieważ walka z pandemią koronawirusa już i tak ogromnie obciążyła kasę państwową, analitycy budżetowi, nie tylko opozycyjnej partii, uważają za bardzo nierozsądne dalsze zwiększanie deficytów.
Obecnie całkowity dług Stanów Zjednoczonych wzrósł do ponad 28,4 bln dolarów. Amerykańscy podatnicy są odpowiedzialni za zdecydowaną jego większość, czyli ponad trzy czwarte całości. To kwota 22,1 bln dolarów. Nie ratuje więc tego nawet fakt, że jedną trzecią amerykańskiego długu posiadają zagraniczne rządy, na czele z Japonią z 1,2 bln dolarów i Chinami z 1,1 bln dolarów.
Reszta z 22,1 bln dolarów jest w posiadaniu amerykańskich inwestorów, Rezerwy Federalnej, funduszy emerytalnych, banków, rządów stanowych i lokalnych oraz innych podmiotów. Natomiast kolejne 6 bln dolarów z ogólnej sumy 28,4 bln dolarów to dług wewnątrzrządowy, który Skarb Państwa jest winien innym agencjom federalnym.
„Na dzień 30 czerwca fundusze powiernicze Social Security posiadały prawie połowę z tych papierów skarbowych – 2,9 bln dolarów, ponieważ fundusze te mają więcej dochodów, niż wydają każdego miesiąca, a resztę inwestują w dług rządowy” – podaje „The Washington Times”.
Na dodatek Kongresowe Biuro Budżetowe przewiduje, że deficyty wyniosą 3 bln dolarów w 2021 r. i 12,1 bln dolarów w ciągu następnej dekady przy obecnym prawie.
Warto przypomnieć, że dług narodowy w momencie objęcia urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa w styczniu 2017 r. wynosił 19,9 bln dolarów. Do października 2020 r., czyli w niecałe cztery lata, wzrósł do 27 bln dolarów. To prawie 36 proc. Dodatkowo zaledwie dwa miesiące po tym, jak prezydentem został Biden, dług USA sięgnął już 28 bln dolarów.
Za rządów Obamy też nie wyglądało to kolorowo – w ciągu ośmiu lat wzrósł on o 74 proc., czyli o 8,6 bln dolarów.
Maya MacGuineas, prezes Committee for a Responsible Federal Budget, powiedziała, że tempo wzrostu długu narodowego „nie jest zrównoważone”. Ostrzegła, że same płatności odsetkowe od będą kosztować 1,5 mld dolarów dziennie w ciągu następnej dekady.
Stwierdziła, że „podczas gdy sensowne było pożyczanie, aby przetrwać pandemię i rozpocząć ożywienie gospodarcze, to dziś prognozy silnego wzrostu gospodarczego od CBO pokazują, że nadszedł czas, aby odejść od dalszego finansowania deficytu, zejść z obecnej ścieżki, by ostatecznie zmniejszyć dług narodowy”. „Bardzo zachęcające jest słyszeć wezwania wielu osób do opłacenia ważnych nowych inicjatyw, takich jak inwestycje w infrastrukturę, edukację i rozwój siły roboczej. Ale nasza sytuacja fiskalna wymaga prawdziwych kompensat, które pozwolą nam czerpać korzyści z tych inwestycji – a nie takich, które przemilczają tę kwestię lub nawet nie próbują zapobiec powiększaniu się deficytów” – dodała.
Podwyżka podatków może się nie udać
„Niektórzy konserwatyści wątpią, że Demokraci mają wystarczające poparcie w podzielonym Kongresie, by zatwierdzić to, co byłoby jedną z największych podwyżek podatków w historii” – pisze „The Washington Times”.
Brian Riedl, starszy współpracownik Manhattan Institute i były główny ekonomista republikańskiego senatora Roba Portmana, dość uszczypliwie skomentował na Twitterze, że „pomijając prostą arytmetyczną niemożliwość, Demokraci nie pokazali, że są w stanie uchwalić *jakiekolwiek* znaczące podwyżki podatków od dziesięcioleci”.
Uznał, że nawet w „skrajnie mało prawdopodobnym” przypadku, gdyby Demokratom udało się jednak zatwierdzić podwyżki danin, „nie będzie prawie żadnych realnych podatków, które mogłyby rozwiązać problem 100 bln dolarów deficytu bazowego w ciągu następnych 30 lat”.
Mitch McConnell, lider republikańskiej mniejszości Senatu zapowiedział, że żaden z nich nie poprze planu wymagającego wydania 3,5 bln dolarów. Zwłaszcza że rządzący swoimi decyzjami już obciążyli poważnie kasę państwa. Stwierdził, że obecnie naród nie może sobie pozwolić na „nowe wydatki i opodatkowanie, w czasie, gdy kraj już cierpi na 40-letnią inflację w wyniku tego, co [Demokraci] zrobili wcześniej w tym roku”. Powiedział w Senacie, że Demokraci próbują „nadmuchać swoją drogę do wyjścia z inflacji” i „prawdopodobnie połączą to szaleństwo wydatków z masowymi podwyżkami podatków, zrzuconymi na karb naszego ożywienia gospodarczego”. Stwierdził, że „trudno byłoby sobie wyobrazić propozycję mniej dopasowaną do warunków, w jakich znajduje się kraj” oraz że „Amerykanie nie mogą sobie pozwolić na kolejne socjalistyczne zapożyczenia, podatki i wydatki, które zabiją miejsca pracy i podniosą koszty dla pracujących rodzin”.
Czy ambitny plan Bidena dojdzie do skutku? – czas pokaże. Jeśli zaś dojdzie, podatnicy odczują to najmocniej.