Brzezinski w czasie prezydentury Baracka Obamy był amerykańskim ambasadorem w Szwecji. Należy do grona nowo mianowanych ambasadorów, którzy powoli zajmują ambasady Stanów Zjednoczonych w różnych krajach całego świata. Jednocześnie nie obsadzono jeszcze istotnych ambasad w Chinach i Meksyku, choć Biden mianował już byłego sekretarza spraw wewnętrznych Kena Salazara na meksykańskiego ambasadora, pojawiły się też przecieki, że stanowisko w Pekinie ma zająć były ambasador NATO Nicholas Burns.
Obecnej administracji obsadzenie amerykańskich ambasad zajmuje więcej czasu niż zazwyczaj. Do tej pory nie wybrano ambasadorów w Wielkiej Brytanii, Niemczech, Francji i wielu innych ważnych krajach, zarówno sojuszniczych, jak i wrogich wobec USA. Amerykańscy prezydenci dość często, choć nie bez kontrowersji, przyznają ambasadorskie posady prominentnym darczyńcom i bogatym sprzymierzeńcom. „USA Today” podało, że opóźnienia w obsadzaniu ambasad wynikają właśnie z tego, że Biały Dom miał debatować, ile stanowisk przeznaczyć dla tego rodzaju ludzi.
Wiele uwagi przyciąga wybór ambasadora w Chinach, bo jest to państwo, z którym Ameryka rywalizuje już w zupełnie otwarty sposób. Sam Biden przedstawia rywalizację Stanów z Chinami jako walkę o demokratyczną bądź autokratyczną przyszłość świata.
Istotne jest też obsadzenie ambasady w Indiach, które byłoby znacznym krokiem w stronę długoterminowej obecności dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych w Azji i regionie Indo-Pacyfiku. Do tej pory ogłoszono już nominację Rahma Emanuela, byłego burmistrza Chicago, na ambasadora w Japonii.
W tym kontekście istotne jest też to, że pierwsze dwie głowy państwa, które Joe Biden przyjął w Białym Domu, przybyły z Azji. Byli to premier Japonii Yoshihide Suga oraz prezydent Korei Południowej Moon Jae-in. Wydaje się, że koncentracja na rozwijaniu dyplomacji z Azją jest jedną z taktyk przeciwstawiania się agresji Chin.