fbpx
8 grudnia, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Chiński imperializm rozszerza granice

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Morza Chińskie stały się sceną wielu napięć oraz agresywnej polityki Chin, które wysuwają coraz to nowe roszczenia terytorialne. To także istotny region gospodarczy, w którym nie może zabraknąć obecności Europy. O sytuacji na Morzach Chińskich opowiedział w „Le Figaro” badacz Laurent Amelot.

Laurent Amelot pracuje w Thomas More Institute, razem z Huguesem Eudeline w lipcu 2021 r. wydali opracowanie „Od Japonii do Wietnamu przez Tajwan: jaka strategia dla Europejczyków w obliczu chińskich roszczeń terytorialnych?”. 

Morza Chińskie to nazwa, pod którą funkcjonują wspólnie Morze Wschodniochińskie i Morze Południowochińskie. Sięgają więc na północy do Morza Żółtego i Japońskiego, na południu do Morza Jawajskiego, a na zachodzie do Morza Sulu i Morza Celebes. Na zachodzie morza te oblewają Chiny i półwysep Indochiński oraz Malajski, natomiast na wschodzie – archipelagi Japoński, Indonezyjski oraz Filipiński. W centrum zaś znajduje się Tajwan. Morza Chińskie przecinają cieśniny (Sunda, Luzon, Lambok, Formosa i Malakka) stanowiące swego rodzaju bramy do mórz, umożliwiające wypłynięcie na nie lub powrót z nich, są więc niesamowicie ważnymi punktami strategicznymi dla światowego handlu morskiego.

Z Morzami Chińskimi graniczy znaczna część największych gospodarek świata, wśród nich – rzecz jasna – Chiny, ale też inne duże gospodarki Azji: Japonia, Korea Południowa, Singapur czy Tajwan. Poza nimi mamy też mniejsze gospodarczo kraje z Azji Południowo-Wschodniej, które jednak w ostatnim czasie bardzo szybko się rozwijają: Tajlandię, Indonezję, Wietnam, Filipiny czy Malezję. Na peryferiach Mórz Chińskich są też Australia i Stany Zjednoczone, ale ich geograficzne oddalenie nie umniejsza bynajmniej znaczenia w rozwoju nadbrzeżnego handlu w tym regionie.

Ale kwestie handlowe to nie wszystko. Międzynarodowa Agencja Energii ocenia Morza Chińskie jako zasobne w ropę naftową (jej zasoby szacuje się na kilka miliardów baryłek), gaz ziemny (kilkaset bilionów metrów sześciennych), konkrecje polimetaliczne i źródła energii. Przez Morza Chińskie przepływa przeszło połowa globalnego handlu, połowa importu gazu, a także jedna trzecia importu ropy naftowej. Także połowa flot rybackich świata łowi właśnie na tych morzach.

W ostatnim czasie jednak Morza Chińskie pojawiają się w mediach nie tylko jako arena intensywnego handlu i gospodarczego rozwoju, ale także jako sceneria rywalizacji i konfliktów terytorialnych. Największym aktorem tych działań są oczywiście komunistyczne Chiny. To, ile uda im się osiągnąć w swoich roszczeniach na Morzach Chińskich, będzie miało niemały wpływ na światową gospodarkę, ale także międzynarodowe bezpieczeństwo. Chodzi tu między innymi o to, w jaki sposób Chiny odniosą się do Konwencji Narodów Zjednoczonych o prawie morza oraz do innych praw międzynarodowych.

Dominacja Chin na Morzach Chińskich dałaby temu państwu dostęp do wspomnianych zasobów naturalnych, a także kontrolę nad przepływem handlowym. Gdyby Chiny przejęły Tajwan, przerwałyby w ten sposób ciągłość geograficzną amerykańskiej sieci sojuszy w Azji. Oznaczałoby to, że mogą z większą swobodą przesuwać swoje siły morskie bliżej Pacyfiku i Oceanu Indyjskiego. W ten sposób całe Morze Chińskie stałoby się bezpieczną przystanią dla oceanicznej floty Chin. Istnieje zatem uzasadnione ryzyko, że zaspokojenie roszczeń terytorialnych w obrębie tych mórz pozwoli Chinom na wysuwanie kolejnych roszczeń – już z dala od Morza Chińskiego.

Dlaczego Chiny chcą przejąć obszar Mórz Chińskich? W jaki sposób zamierzają to zrobić? Jakie będzie to miało konsekwencje, jakie zagrożenia dla Zachodu?

Poprzedni przywódca Chin, Deng Xiaoping, zrozumiał, że kraj ten musi otworzyć się na międzynarodowy handel i światowe rynki, by ponownie stać się mocarstwem. Dlatego w 1978 r. zerwał z gospodarczą strategią maoizmu. Pozwoliło to na import dużej ilości surowców potrzebnych chińskiemu przemysłowi, a także na eksport tanich wyrobów przemysłowych. Była to olbrzymia zmiana nie tylko gospodarcza, ale i polityczna.

Morskie drogi handlowe są dla Chin bardzo istotne i wygodne. Pozwalają na swobodny handel z pominięciem szlaków lądowych przebiegających przez sąsiadujące z Chinami państwa, z którymi stosunki bywają przecież różne. Jednak ta swoboda i wygoda wynikające z dostępu do morza utrzymują się tylko w czasie pokoju. Chiny nie kontrolują wysp i archipelagów leżących w tym regionie, zależne są więc od otwartych cieśnin, które mają międzynarodowy charakter. Konflikty zbrojne mogłyby jednak doprowadzić do ich zamknięcia, a tym samym – odcięcia szlaków handlowych dla azjatyckiego mocarstwa. Dlatego Chiny chcą małymi krokami wzmocnić swoją obecność na Morzach Chińskich, by nie musieć przejmować się swoimi morskimi sąsiadami. Ten proces trwa już od kilku dekad. W 1974 r. Chiny odzyskały Wyspy Paracelskie, a w 1988 r. część wysp Spratly.

W zasadzie możemy powiedzieć, że dzisiejsze roszczenia terytorialne Chin opierają się na nieco poszerzonej teorii dziewięciu kresek, która została pierwotnie opracowana przez tajwańską partię Kouomintang w 1947 r. Chiny przyjęły tę teorię w 1983 r., a w 2013 r. rozszerzyły jako teorię dziesięciu kresek. W jej ramach Komunistyczna Partia Chin rości sobie prawa do większości mórz, a także wysp i raf w regionie.

Przyjęcie w 1992 r. roku ustawy o morzu terytorialnym i strefie przyległej umożliwiło prawne uregulowanie swoich terytorialnych roszczeń, które zostały potwierdzone w 1996 r. przez ratyfikację Konwencji z Montego Bay. W tym czasie Chiny wykorzystały swoją przewagę sił, by zasypać różne mielizny i je zmilitaryzować. Był to przyczynek do tworzenia wyłącznej strefy ekonomicznej, co naruszało międzynarodowe prawa morza, nie przeszkodziło jednak utworzeniu w 2012 r. prefektury w Sansha na Paracelach czy uzupełnieniu jej w 2020 r. gminami na tych samych Paracelach i Spratlejach. 

Chiny stworzyły też pas powietrzny, przez który ich samoloty mogą pokonywać Cieśninę Malakka, co stanowi swego rodzaju plan awaryjny na wypadek niemożności utrzymania ruchu morskiego na tym odcinku. Na północy Cieśniny Malakka Chiny mają także pas startowy dla helikopterów oraz bazy wojskowe mogące zwalczać podwodne okręty i nie tylko. Dzięki temu mogą przeprowadzić tu operacje wojskowe, gdyby na przykład zdecydowały się zająć Tajwan.

Komunistyczna Partia Chin utworzyła w tym regionie milicję morską, a także jednostki straży przybrzeżnej, których zadaniem jest tworzenie stref zamkniętych, w których siły marynarki wojennej i lotnictwa prowadzą ćwiczenia. Ale jednostki te używane są także do tworzenia stref wolnych od połowów czy niszczenia obcej infrastruktury, jeśli znajduje się na terenach, do których roszczenia ma Partia. Wiadomo również, że chińska milicja i straż przybrzeżna zajmują obce łodzie oraz nękają statki wykonujących misje wolności żeglugi (FONOP).

Co ciekawe, paramilitarnego wsparcia chińskim siłą porządkowym na morzu dostarcza też flota rybacka, która znana jest z działań prowokacyjnych, a nawet nękania obcych statków.

W lutym 2021 r. Chiny oficjalnie nadały straży przybrzeżnej prawo użycia siły podczas wykonywania obowiązków. Widać, że Pekin nadal dąży do tego, by Morza Chińskie uczynić własnym morzem śródlądowym. Wzmocnienie marynarki chińskiej jest też krokiem do ewentualnego przejęcia Tajwanu siłą.

Jednak mówiąc o chińskiej marynarce wojennej, należy zaznaczyć, że jest ona tematem wielu spekulacji. Choć pewne jest, że pod względem tonażu przewyższa ona marynarkę Stanów Zjednoczonych, to nie ma pewności co do jej wartości operacyjnej. Nie ma to jednak tak dużego znaczenia, ponieważ zaangażowanie marynarki USA czy innych państw Zachodnich w konflikt militarny z Chinami z powodu jednej wyspy lub rafy na Morzach Chińskich jest mało prawdopodobne. Ze zdecydowaną reakcją mogłoby się raczej spotkać zablokowanie tamtejszych szlaków handlowych.

Jak Europa powinna odpowiadać na ewentualną agresję Chin?

Chiny podejmują obecnie różnego rodzaju działania prowokacyjne, sprawdzając, na ile mogą sobie pozwolić. Unia Europejska nie może przyglądać się temu z założonymi rękoma, ponieważ w ten sposób Chiny nabiorą zbyt dużej pewności siebie. W kwietniu UE określiła ramy współpracy w regionie Indo-Pacyfiku, najpewniej w ostatnich miesiącach 2021 r. opublikuje formalny dokument na ten temat. Bruksela chce ponownie zaangażować się w działania na tym niezwykle ważnym pod względem strategicznym terenie. Nie wiadomo jednak, czy chodzi o wyjście poza kwestie handlowe. Jeśli tak, jeśli UE chce się także angażować politycznie, to problemem może być to, że kwietniowe ramy strategii nie wspominają bezpośrednio o Chinach. Mówi się o konieczności poszanowania prawa międzynarodowego czy wspierania bezpieczeństwa morskich szlaków handlowych, co można interpretować jako aluzję do Chin, jednak to tylko interpretacje i aluzje, bez konkretów. Tymczasem Unia musi konkretnie określić swoje zamiary wobec agresywnej postawy Chin. Należałoby uwzględnić poparcie Stanów Zjednoczonych w tym regionie, a także stanowczo reagować na prowokacje Komunistycznej Partii Chin, jednocześnie otwierając się na dialog i różne formy współpracy. 

Przy czym Unia powinna podejmować wszelkie możliwe działania, by zapobiegać przekształcaniu Mórz Chińskich w arenę rywalizacji między Chinami a USA. Chodziłoby więc przede wszystkim o zachowanie liberalnego porządku w regionie i wsparcie lokalnych demokracji. Istotne w tym kontekście będzie także zawiązanie silniejszych relacji z Tajwanem i wsparcie jego integracji ze społecznością międzynarodową, co pozwoli odsunąć go od Pekinu.

Te cele wymagają jednak fizycznej obecności Unii na Morzach Chińskich i w regionie Indo-Pacyfiku. Należy przeprowadzać regularne operacje w ramach wolności żeglugi (FONOPS), przeprowadzać wspólne ćwiczenia z lokalnymi sojusznikami, a także wspierać ich w rozwijaniu państwowych flot i ich możliwości.

Unia ma już program pozwalający na zabezpieczenia krytycznych morskich szlaków handlowych, to CRIMARIO II. Może też wykorzystywać model operacyjny EUNAVFOR Atalanta podczas swoich FONOPS. Ale przede wszystkim musi najpierw – jeszcze przed podjęciem tych konkretnych działań – skonkretyzować swoje stanowisko wobec Chin. Państwa członkowskie muszą wypracować na ten temat wspólny front, który musi z kolei stać się częścią ogólnego frontu zachodniego. Tylko dzięki temu potwierdzimy wartości, ambicje i projekty, których utrzymanie w obliczu agresywnych Chin stanie się priorytetem.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: