Kaliningrad, przez wieki znany jako Królewiec, to miasto pełne tradycji i pięknych zabytków. Jego historia jest pełna zwrotów akcji od czasów zakonu krzyżackiego, przez wojny napoleońskie aż po ciężkie walki w czasie II wojny światowej i zdobycie miasta przez Armię Czerwoną. Dla obecnej Rosji to nie tylko nadmorski przyczółek, ale też bardzo ważny strategiczny punkt nad Morzem Bałtyckim.
Wielki filozof Immanuel Kant (1724-1804) spędził w Kaliningradzie, który zwał się wówczas Königsberg, całe swoje życie. Był człowiekiem, który cenił sobie porządek i punktualność. Studia, nauczanie i spacery wyznaczały jego rytm dnia, a anegdota głosi, że ludzie nastawiali swoje zegary na właściwą godzinę, gdy widzieli go przechodzącego. Choć mieszkał i pracował w tym spokojnym mieście, to jednak za sprawą gazet oraz wiadomości od przyjaciół na bieżąco pozostawał z wydarzeniami politycznymi na świecie. Ten ojciec nowoczesnej myśli krytycznej, który rozsławił Królewiec i miejscowy uniwersytet pozostaje ikoną miasta do dziś. W księgarni na międzynarodowym lotnisku można zakupić różne wydania „Krytyki czystego rozumu”, najsłynniejszej rozprawy filozofa, a jego stojący naprzeciwko katedry grobowiec jest jednym z najchętniej odwiedzanych zabytków. I można się tylko zastanawiać, czy jego wyidealizowana definicja enklawy, jako „miejsca stworzonego dla poszerzenia wiedzy o człowieku, jak również wiedzy o świecie, gdzie można zdobyć tę ostatnią bez podróżowania” pasuje do obecnego Kaliningradu.
Cień Napoleona
Królewiec nie oparł się podbojom Napoleona. W 1807 r. wojska francuskie rozpoczęły kampanię w Prusach Wschodnich, czym cesarz zyskał korzystny traktat pokojowy w Tylży oraz efemeryczny sojusz z Rosją przeciwko Anglii. Później sprawy szły już znacznie gorzej. Zanim jednak pokój został podpisany, wódz Francuzów stoczył krwawą bitwę pod Pruską Iławą, która nie przyniosła rozstrzygnięcia, tylko ogromne straty po obydwu stronach. Jak podsumowuje to francuski pisarz Jean-Paul Kauffmann: „wszystkie elementy katastrofy, która zaprowadzi go na Świętą Helenę, były już obecne”.
Klątwa Pruskiej Iławy będzie się ciągnąć za Napoleonem aż do ostatecznej klęski i wygnania. Dziś to miasto położone w obwodzie kaliningradzkim tuż przy granicy z Polską nazywa się Bagrationowsk, na cześć słynnego rosyjskiego generała Piotra Bagrationa, który odznaczył się podczas bitwy.
„W Kaliningradzie często słyszy się określenie »Wielki Kraj« (Bolszaja Ziemia) w odniesieniu do Rosji. Do pierwszego miasta metropolii jest 600 kilometrów, do Moskwy aż 1200 km. Dwa razy bliżej, bo tylko 650 km, jest do Berlina” – jak opisuje Kaufmann w swojej książce. Obwód to raczej eksklawa niż enklawa, jak twierdzi autor i wielu mieszkańców tego rosyjskiego cypla. Region ma trochę ponad milion mieszkańców, a samo miasto około 500 tys. Ten przyczółek położony tak blisko Unii Europejskiej przez pięć dekad był radziecką strefą wojskową zamkniętą dla wszystkich obcokrajowców.
Strefa zakazana
W czasach Związku Radzieckiego dostanie się do Bałtyjska, największej bazy radzieckiej marynarki wojennej w tej części Bałtyku, wymagało posiadania specjalnej przepustki. Jak wyjaśnia Jurij Zwieriew, profesor geopolityki na Uniwersytecie Emmanuela-Kanta: „Jesteśmy na pierwszej linii obrony kraju”. Wtóruje mu Igor Delanoë, zastępca dyrektora Obserwatorium Francusko-Rosyjskiego w Moskwie: „Dla Rosji to bardzo wrażliwy obszar, a Kaliningrad jest uważany za słaby punkt systemu, ponieważ terytorium jest odizolowane i otoczone przez »wrogie« kraje, jak Polska i Litwa”. To jeden z powodów wdrożenia przez rosyjską armię systemu dostępów i blokad obszaru (w żargonie wojskowym A2/AD), które umożliwiają zwiększenie potencjału obronnego. Główną siłę stanowią tu rakiety balistyczne Iskander, radarowe stacje ostrzegawcze, jednostki pancerne oraz flota wzmocniona o okręty wyposażone w rakiety Kalibr.
Według Jurija Zwieriewa, w przypadku działań wojskowych, ta broń miałaby na celu ograniczenie swobody działania NATO i byłaby odpowiedzią na aktualne napięcia, zwłaszcza utworzenie przez Sojusz Atlantycki tarczy antyrakietowej w Polsce. Jednak Zwieriew zaprzecza „militaryzacji” Kaliningradu, a nawet twierdzi, że liczba broni rozmieszczonej w regionie zmniejszyła się od lat 90. Sytuacja może się jednak zmienić, gdyż od chwili aneksji przez Rosję Krymu w 2014 r. oraz związanych z tym sankcji wzrosło napięcie między Rosją a krajami UE. Jak zauważa Aleksander Byczenko, 50-letni przedsiębiorca z Kaliningradu, „Wraca sowiecka retoryka. Pamiętam, jak nauczyciel historii opowiadał nam, że Kaliningrad był niezatapialnym lotniskowcem w samym środku NATO”. Jurij Zwieriew dodaje: „Istnieje dziś ryzyko incydentów wojskowych z powodu braku zaufania. Codziennie nad obwodem kaliningradzkim przelatują zagraniczne samoloty szpiegowskie” – mówi.
Strażnik Rosji
„Bądźmy realistami” – mówi 35-letni Anton Alichanow, młody gubernator Kaliningradu mianowany na ten urząd pięć lat temu. „Mamy wyjątkowe położenie w centrum Europy. Musimy być przyjaciółmi dla naszych sąsiadów. Z ludzkiego i handlowego punktu widzenia stosunki są dobre. Ale bronimy naszych interesów i pozycji naszego kraju” – powiedział, przyjmując dziennik „Le Figaro” w siedzibie samorządu, mieszczącej się w imponującym budynku dawnej wschodniopruskiej administracji finansowej.
Od wielu wieków Kaliningrad jest miejscem o strategicznym znaczeniu. Z portu w Bałtyjsku, gdzie cumują eskortowce i korwety, płynie się promem kilka minut do Mierzei Wiślanej, która odegrała ważną rolę w militarnej historii regionu. Ten cienki pas ziemi o długości 65 km (w tym 35 km na terytorium Rosji, a 30 km to terytorium Polski) ma szerokość zaledwie od 300 metrów do 9 km. Dalej na północy ciągnie się kolejny odcinek wybrzeża, Mierzeja Kurońska prowadząca aż do granicy z Litwą.
Miejscowa legenda głosi, że książę rozpaczał nad brakiem królestwa, a pocieszenia udzieliła mu syrena, przywołując z dna morza ten kawałek ziemi bogaty w lasy, dzikie zwierzęta i bursztyny. Ale obecnie ten najbardziej na zachód wysunięty kawałek Rosji jest przede wszystkim bastionem pełnym fortec, bunkrów, baz lotniczych i innych budowli obronnych.
Nazistowska placówka
W XIX wieku, za czasów Cesarstwa Niemieckiego, powstał tu „zachodni fort” do obrony przed zagrożeniem ze strony morza. Do dzisiaj zachowały się ściany budynku z czerwonej cegły. W 1937 r. naziści wybudowali z kolei najnowocześniejszą bazę lotniczą w Prusach Wschodnich – Neutief.
Valeria Nadymova, która prowadzi miejscowe muzeum oraz stowarzyszenie obrony dziedzictwa, urodziła się na tym zniszczonym przez fale pasie ziemi. Doskonale zna historię regionu, wiele szczegółów, o których mało kto wie. Z zapałem opowiada o odlanych z żelbetonu hangarach, skąd w czasie wojny latały samoloty Messerschmitt podczas niemieckich inwazji na Norwegię, Litwę czy Białoruś. Dwukilometrowy pas startowy jest obecnie porośnięty chwastami, ale okolica jest bardzo malownicza. Valeria Nadymova marzy o przekształceniu tego miejsca w park ekologiczny, aby przyciągnąć turystów.
Po upadku ZSRR tereny wojskowe zostały sprzedane prywatnym inwestorom. Dwa z sześciu hangarów Neutiefa zostały rozebrane. Valeria jest zadowolona, że udało jej się uratować dwa inne, dzięki wpisaniu ich na listę regionalnego dziedzictwa kulturowego. To duży sukces, zwłaszcza że próby zachowania obiektów historycznych sprzed 1945 r., a więc poniemieckich, były przez wiele lat traktowane przez władze Kaliningradu podejrzliwie.
„Naziści wypędzili mieszkańców wsi, aby zbudować tu ogromną bazę lotniczą, z koszarami i mieszkaniami dla oficerów i ich rodzin. Było tu 70 tys. żołnierzy, z ciężkim sprzętem, artylerią i czołgami” – opowiada Valeria. „Między lutym a marcem 1945 r. w tym rejonie zaginęło trzech francuskich pilotów z eskadry Normandia-Niemen: Roger Panverne, Maurice Monge i Maurice Challe. Ku ich pamięci postawiono właśnie niewielki pomnik. Walki ustały 25 kwietnia 1945 r., gdy teren zajęła Armia Czerwona. Ale historia nie kończy się na tym. W lipcu 1945 r. alianci na konferencji w Poczdamie przyznali Prusy Wschodnie ZSRR jako odszkodowanie za straty wojenne. Sowieci przejęli więc niemiecką bazę lotniczą i rozbudowali ją. Messerschmitta zastąpiły MiG-15, MiG-17 i wodnosamoloty B-12. Wybudowano dom oficerski i kino. Baza lotnicza działała, w całkowitej tajemnicy, do 1995 r.”.
W sierpniu 1944 r. alianckie bombardowanie doprowadziło do ciężkich zniszczeń Królewca. Stare miasto, założone przez Krzyżaków w 1255 r. i będące przystanią dla francuskich hugenotów, szwajcarskich kalwinów i Szkotów, zostało zrujnowane w 90 proc. Radziecka artyleria dopełniła dzieła zniszczenia w lutym 1945 r., a Królewiec poddał się ostatecznie 25 kwietnia. Nagrobek Immanuela Kanta, symbol tego dumnego miasta, przetrwał jednak nienaruszony.
Zapomniana niemiecka przeszłość
Przez trzy kolejne lata spośród 120 tys. cywilów, 100 tys. zmarło w wyniku głodu, chorób i przemocy, a pozostali zostali deportowani do Niemiec. Nieliczni pozostali – najczęściej specjaliści, choć wielu uciekających miało nadzieję, że powrócą w rodzinne strony, dlatego w pośpiechu zakopywali swoje rzeczy. Jednak powrócić mogli jedynie jako turyści, już po upadku Związku Radzieckiego. „Kiedy byliśmy dziećmi i kopaliśmy doły, często znajdowaliśmy naczynia, a nawet broń” – jak wspomina historyk Władimir Woronow, urodzony już po wojnie w nieodległej Tylży. Królewiec stracił swoją szlachetną nazwę, gdy w lipcu 1946 r., na polecenie Stalina zmieniono jego nazwę na Kaliningrad, dla uczczenia zmarłego miesiąc wcześniej Michaiła Kalinina prominentnego działacza i przewodniczącego Prezydium Rady Najwyższej ZSRR. Zmazano germańską przeszłość miasta, a za mówienie w języku Goethego czy noszenie niemieckiego nazwiska groziło powieszenie. Niemieckie cmentarze zrównano z ziemią, a w 1967 r. Breżniew nakazał zburzenie położonego w centrum miasta zamku w Królewcu, który został poważnie uszkodzony już w kwietniu 1945 r.
„W szkole moją matkę nazywano »faszystką« i mnie też tak nazywano, choć w moich czasach był to raczej żart” – wspomina 28-letnia Maria Becker. Jej rodzina – Niemcy, którzy osiedlali się nad Wołgą od czasów Katarzyny Wielkiej w XVIII wieku, została w czasie wojny deportowana przez Stalina do Kirgizji. Do Kaliningradu przybyli w 1996 r. „Wielu Rosjan niemieckiego pochodzenia wolało nie mówić o swojej przeszłości, bo wcześniej było to niebezpieczne” – dodaje. Sporo osób przyjechało tu po upadku ZSRR, z różnych części niedawnego imperium i republik, które uzyskały niepodległość, jak Uzbekistan czy Kazachstan. Niektórzy widzą bowiem w tym mieście nie tylko „małą Rosję”, ale też „nową Amerykę”.
Wielki ciężar historii
Mimo sowieckiego dyktatu historia nie dała o sobie zapomnieć, a przeszłość można w Kaliningradzie spotkać na każdym kroku. Tę wyjątkową atmosferę podsumowuje miejscowe powiedzenie: „Kaliningrad to jeszcze nie Europa, ale już nie całkiem Rosja”.
Neośredniowieczna i neobarokowa architektura jest wszechobecna i przyciąga wzrok. Można spacerować po mieście, podążając za starymi pruskimi fortyfikacjami z czerwonej cegły i wieżami strażniczymi, które zostały przekształcone w muzea lub restauracje. Poszczególne epoki mieszają się i nakładają na siebie, nawet tam, gdzie się tego nie spodziewamy. Przykładowo w centrum miasta, na Alei Lenina, pozbawione wdzięku fasady chruszczowowskich budynków zostały wzbogacone o szczyty w stylu pruskim.
„Żyjemy w historii, nie wolno nam jej zaprzeczać. Nie da się oddzielić przeszłości od teraźniejszości, chodzimy po przedwojennym bruku, mieszkamy w poniemieckich domach” – mówi historyk Władimir Woronow. W ostatnich latach miasto szuka swojej tożsamości, a władze wspierają kampanie restauratorskie. Na brzegu rzeki Pregoły odbudowano katedrę, w której koronowano pruskich królów. Odzyskują swój urok eleganckie wille w starej dzielnicy Amalienau. Za sprawą prywatnych inicjatyw powstają muzea, jak choćby zlokalizowane w mieszczańskim domu Altes Haus, a Dom Baleiniera zachwyca odtworzoną w najdrobniejszych szczegółach atmosferą rodzinnego mieszkania z lat 70. Jednak Kaliningrad pozostanie Kaliningradem, a ci, którzy chcieliby, żeby na powrót stał się Królewcem, są w mniejszości.
„Oczywiście nasza historia nie zaczęła się w 1945 r.” – mówi gubernator Alichanow, człowiek, który popiera programy wspierania dziedzictwa kulturowego. Postanowił zmierzyć się z przebudową Domu Sowietów, gigantycznej betonowej brodawki, która szpeci centrum miasta. Budowa tej ogromnej budowli, zwanej „robotem”, która od dziesięcioleci stoi niezamieszkana, rozpoczęła się w latach 70. na tym samym terenie co zamek, została jednak przerwana. Obecnie ma w tym miejscu powstać centrum biznesowe, duży hotel oraz mieszkania. Jednak dla Antona Alichanowa priorytetem jest rozwój aktywów przemysłowych regionu oraz potencjału logistycznego. Ambicją gubernatora jest też utworzenie węzła kolejowego między Europą a Azją. „Transport kolejowy może dotrzeć z Chin do Kaliningradu w dwanaście dni, podczas gdy najszybsze kontenerowce potrzebują od czterdziestu do pięćdziesięciu dni drogą morską” – przekonuje.
Pokusa, by się otworzyć
Wyzwania mają swoją wagę. Nie jest pewne bezpieczeństwo dostaw energii, mimo wybudowania czterech elektrowni i podziemnego systemu magazynowania gazu. Dla Igora Plechkowa, który prowadzi firmę betoniarską, Kaliningrad jest pełen przeszkód dla biznesu takich, jak czasochłonne i kosztowne formalności celne czy brak miejscowej siły roboczej. Nałożone na Rosję w 2014 r. sankcje bardzo odbiły się gospodarczo na regionie. „Bądźmy przyczółkiem, nie do obrony czy do ataku, nie budujmy barier, ale otwierajmy się, bo inaczej popadniemy w stagnację” – zauważa. Według Plechkowa Kaliningrad powinien być „miejscem świętowania”. Także poprzez sport – wielki stadion zbudowany na Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej 2018 i cztery mecze rozegrane w tym czasie pozostają w pamięci jako wielkie święto otwarcia miasta na inne kultury i narodowości.