Po wycofaniu się amerykańskich wojsk oddziały talibów z łatwością zdobyły afgańskie bazy wojskowe, znajdując w nich wiele amerykańskiego sprzętu oraz archiwa dokumentów personalnych i technologicznych. To dla nich olbrzymie wsparcie.
Kilka dni temu grupa uzbrojonych mężczyzn przyjechała w środku nocy do miasta Kandahar w Afganistanie. Podjechali wojskowymi samochodami terenowymi, mieli na sobie mundury armii narodowej. Pozwolono im spokojnie przejechać przez broniący wjazdu do miasta punkt kontrolny, nie musieli nawet wysiadać z jeepów.
Po kilku minutach z taką samą łatwością znaleźli się w bazie wojskowej. Tam zaczęli ostrzeliwać afgańskie wojska. Kilka minut później Kandahar upadło, zdobyły je elitarne oddziały „talibskiej piechoty morskiej”, uzbrojone zresztą całkiem podobnie do Navy Seals, które zabiły w Pakistanie Osamę bin Ladena. Świadkowie mówili, że żołnierze mieli umundurowanie, broń i wyposażenie amerykańskiej piechoty, a do tego poruszali się w tych samych formacjach bojowych.
Te doniesienia szybko zbadał amerykański wywiad. Analiza ataku wykazała, że użyto w nim sprzętu, jaki USA dostarczało afgańskim siłom bezpieczeństwa, między innymi laserowych celowników i noktowizorów. Także opancerzone pojazdy, M-16 i ekwipunek grupy stanowiły część ogromnych łupów wojennych, jakie talibowie przejęli od pokonanych Afgańczyków, a pośrednio także od USA. Po zdobyciu baz takich jak ta w Kunduz czy wcześnie w Bagram talibowie plądrowali zawartość magazynów, zdobywając duże ilości broni i technologii. Można powiedzieć, że niezamierzenie Stany Zjednoczone stały się jednym z zaopatrzeniowców talibów.
Niedawno na Twitterze talibowie pokazali, jak wyglądają ich elitarne jednostki milicji w Kabulu. Były w mundurach afgańskiej armii, miały amerykańską broń i kamizelki kuloodporne, poruszały się w Humvee – wojskowych opancerzonych jeepach. Amerykańskie mieli też okulary przeciwsłoneczne, a nawet brody przystrzyżone na zachodnią modę. W Internecie już mówi się o „talibskich Navy Seals”, którym udało się zdobyć dla siebie nawet szkolone przez Amerykanów psy.
Amerykański prezydent Joe Biden skomentował tę sytuację i przyznał w przemówieniu, że Stany Zjednoczone dostarczyły Afgańczykom z Kabulu zaawansowany sprzęt wojskowy. Pod wieloma względami przewyższa on zaopatrzenie innych sojuszników USA w tym regionie. Mowa tu między innymi o śmigłowcach UH-60 Blackhawk, Bell MD-530F oraz produkowanych przez Rosjan Mi-35 i Mi-17. Zaopatrzono je także w nowoczesne oprogramowanie nawigujące i atakujące. Tego typu zaopatrzenie warte jest wiele milionów dolarów, a zdobycie tego sprzętu pozwoli talibom kontrolować afgańską przestrzeń powietrzną.
Choć utrata takich zasobów jest dotkliwa, to prawdziwym problemem staje się utrata czegoś dużo cenniejszego: informacji. Poprzez zajęcie baz wojskowych talibowie zdobyli systemy identyfikacji biometrycznej HIIDE (Handheld Interagency Identity Detection Equipment). Pozwalają one zabezpieczyć dostęp do bazy za pośrednictwem skanera siatkówki oka. Oprócz tego w ręce talibów dostały się archiwa z danymi osób, które wspomagały wojska międzynarodowe, a także osób należących do tych wojsk.
Eksperci Pentagonu twierdzą, że zdobyte informacje są zaszyfrowane, a ich odszyfrowanie nie będzie dla talibów łatwym zadaniem. Nie znaczy to jednak, że nie poradzą sobie z nim członkowie pakistańskiego wywiadu albo niektórzy bojownicy Państwa Islamskiego, operujący dużo wyższą technologią niż talibowie. Oznacza to, że w ręce dżihadystów wpadło sporo danych osobowych oraz technologicznych.
Podczas wojny w Iraku, kiedy materiały amerykańskiej armii zostały skradzione przez Państwo Islamskie, USA zdecydowały się na ataki bombowe, które zniszczyły przejęte archiwa. Nie wiadomo, czy tak samo będzie i tym razem. Tymczasem amerykański Departament Stanu dostał wiadomości o pojawieniu się części zdobytego sprzętu na azjatyckim czarnym rynku.