Józef Stalin nie pojawia się w Hiszpanii codziennie. Ostatnio jednak dwóch młodych mężczyzn „wniosło go” w plecaku do ratusza w Walencji. W ostatni sierpniowy poniedziałek, o godzinie jedenastej przekroczyli bramki ochrony i wspięli się po marmurowych schodach na pierwsze piętro budynku. Tam odszukali biuro burmistrza Joana Ribó z Compromís, przeszli na pobliski balkon i rozwinęli wniesiony transparent, przedstawiający olbrzymi portret rosyjskiego dyktatora, podpisany hasłem „W obronie Stalina”. Akcja trwała jakieś pół minuty i została zarejestrowana przez ich współpracowników stojących przed ratuszem. Trzydzieści sekund później mężczyźni zwinęli transparent, zapakowali do plecaka i jakby nigdy nic – opuścili budynek.
Podobne transparentny pojawiły się tego dnia w Sewilli, Kartagenie, Toledo, Vigo, Barcelonie i Madrycie. Akcję zorganizowała Marksistowsko-Leninowska Partia na rzecz Komunistycznej Odbudowy, która powstała w Hiszpanii w 2009 r., miała ona na celu wyrażenie sprzeciwu wobec Europejskiego Dnia Pamięci Ofiar Stalinizmu i Nazizmu.
Krajowym rzecznikiem partii jest 23-letni Fermín Turia. Niedawno ukończył studia prawnicze, jest stażystą w jednym z biur w Walencji. Według niego „Socjalizm to coś innego, to zorganizowana klasa robotnicza, w ofensywie, zdolna do użycia rewolucyjnej przemocy, by stłumić tych, którzy chcą ją wykorzystać. Nie ma to nic wspólnego z małymi historyjkami o głosowaniu co cztery lata, aby przekonać wyzyskiwaczy, by pozwolili robotnikom żyć lepiej. Nie wierzymy w takie upokorzenie. Nie wierzymy w te syrenie śpiewy”.
W co, w takim razie wierzą? W zniesienie monarchii, wyjście Hiszpanii z Unii Europejskiej oraz NATO, tworzenie frontu robotniczego, wzbudzanie świadomości klasowej, a także zmianę systemu państwa na federalną republikę ludową, przypominającą tę, jaką w latach 1944-1985 prowadził Enver Hoxha w Albanii.
Tylko że w tym czasie, w Albanii na śmierć skazano 5 tys. osób, emigracja była uważana za zdradę i karana przynajmniej dziesięcioma latami więzienia, a na granicy z Jugosławią ustawiono ogrodzenie pod wysokim napięciem. Albańskie elity żyły w strefach niedostępnych dla reszty ludności.
Turia i jego poplecznicy uważają, że „Związek Radziecki był demokracją dla robotników. Sto tysięcy razy bardziej demokratyczną niż mogłaby być jakakolwiek z tych na wpół zepsutych europejskich demokracji. ZSRR był dyktaturą na wyzyskiwaczy, właścicieli ziemskich i obce mocarstwa”.
Jednak czy w takim wypadku należy przymknąć oko na wszystkie śmierci, jakie spowodował Stalin? „Oficjalna historiografia ma słabe źródła” – przekonuje rzecznik Marksistowsko-Leninowskiej Partii na rzecz Komunistycznej Odbudowy. „Zakładacie, że morderstwa Stalina liczą się tak, jakby był on narcystycznym psychopatą i zabijał ludzi. Teraz odtajnia się materiały z ZSRR i wielu ludzi ma odwagę mówić o tych barbarzyństwach. Unia Europejska próbuje go uznać za przestępcę, zrównać odpowiedzialnych za wojnę światową, która wyniszczyła narody Europy i przyniosła głód i śmierć milionom ludzi, z tymi, którzy ją wyzwolili, którzy pokonali faszyzm i którzy umieścili flagę z sierpem i młotem na szczycie Reichstagu, co może nie wygląda dobrze w amerykańskich filmach, ale jest prawdą”.
Walencka opozycja zareagowała na akcję marksistów krytyką burmistrza, który ich zdaniem ułatwił przeprowadzenie happeningu, a na dodatek nie potępił tych działań. Podobna akcja miała miejsce przed rokiem, kiedy podobny transparent zawisł na wieżach Serranos. Rzecznik hiszpańskiej Partii Ludowej María José Catalá zapytała: „Co by się stało, gdyby baner opowiadał się za innym dyktatorem, który nie był z jego komunistycznego ugrupowania?”.
To niejedyna aktywność marksistów w centrum Wenecji. Od marca pracują w tamtejszej siedzibie Departamentu Równości, któremu przewodniczy Monika Oltra, również z grupowania Compromis. Stalinowska partia postanowiła tam przykucnąć i co dwa tygodnie rozdawać żywność potrzebującym.
„Nawet jeśli ogłosisz to z jednodniowym wyprzedzeniem, pojawi się 200 osób. Taka jest rzeczywistość. Co więcej, to godne ubolewania, gdy w Walencji na szczeblu lokalnym, regionalnym i krajowym rządzi lewica, ale debata polityczna nie dotyczy głodu” – wytyka Turia.
Burmistrz Ribó twierdzi, że o incydencie poinformował policję. Odkąd podjął decyzję o otwarciu budynku dla ludzi, zapełnił się on turystami i łatwo wtopić się w tłum. Zapowiedział, że od teraz kontrole bezpieczeństwa będą bardziej nakierowane na wnoszenie transparentów. Turia nie przyznaje się do rozwieszenia portretu Stalina, a policja nadal nie wie, kto to zrobił.
W Partii Marksistowsko-Leninowskiej cała kontrowersja wywołuje raczej śmiech. „Skoro Ribó jest takich tchórzem, to jak może bronić Stalina?” – pyta Turia.
Ta partia, która powstała przez rozłam partii komunistycznej, mniej uwagi poświęca na krytykę kapitalizmu, a więcej – na krytykę dzisiejszej lewicy, a przynajmniej tych, którzy dziś w Hiszpanii uważają się za lewicę. „PP, Vox, Toni Cantó, prawicowe media… nie mają się czego obawiać w XXI wieku, w którym nadal krytykuje się Stalina, ale u władzy pozostają Ribó, Mónicas Oltra czy Irene Montero pochodzący z tamtych czasów. Jest to lewica zaprzedana i zasymilowana z systemem” – mówi rzecznik.
Urodzony w Madrycie w 1986 r. Roberto Vaquero jest sekretarzem generalnym tej partii. Ma 192 cm wzrostu, jego ciało pokryte jest tatuażami, studiował między innymi u Pabla Iglesiasa. Vaquero ma za sobą wyrok za przynależność do grupy przestępczej. Początkowo Sąd Narodowy skazał go na dwa lata i trzy miesiące pozbawienia wolności, ale hiszpański Sąd Najwyższy zmniejszył karę do roku i trzech miesięcy, zaliczając na jej poczet dwa miesiące spędzone przez Vaquera w areszcie. Chodziło o jego współpracę z Partią Pracujących Kurdystanu (PKK), która w Unii Europejskiej uznawana jest za organizację terrorystyczną walczącą przeciwko Państwu Islamskiemu. W domu Vaquero znaleziono maczetę, cztery noże i siekierę, natomiast w siedzibie partii – środki, które potencjalnie mogły posłużyć do wyprodukowania materiałów wybuchowych. Turia zastrzega jednak, że partia nie zajmuje się żadnego rodzaju werbunkiem, a zarekwirowane w trakcie dochodzenia „niebezpieczne komponenty” to sylwestrowe petardy, cukier i nawóz. Podkreśla też, że w biurze znajdowały się rośliny, dla których nawóz był przeznaczony.
Partia składa się z 300 bojówkarzy. Turia tłumaczy, że tak skromne szeregi wynikają z tego, że „kultura bojówkarska nie polega na tym, że »idzie się na kogoś zagłosować« albo »retweetuje się czyjeś wpisy«, nawet nie na pójściu na demonstrację dla Rewolucji Kubańskiej. Chcemy aspirować do partii zawodowych rewolucjonistów”. Poparcie jednak jest większe, a Vaquero na Youtubie subskrybuje ponad 28 tys. ludzi. Bojowe centra partii znajdują się w Madrycie, Walencji, Barcelonie, Sewilli, Palmie i Bilbao. W środowisku partii znajdują się różni ludzie, od przedstawicieli rad zakładowych po studentów.
Rok temu jeden z bojówkarzy napadł na przyjaciółkę z dzieciństwa, która też należała do partii. Został za to skazany, a według sądu powodem napaści miało być opuszczenie szkolenia i brak świadomości klasowej. Turia tłumaczy jednak, że chodziło o partnera tej dziewczyny, nie o faktyczne postawy ideologiczne.
Partia prowadzi letnie obozy, które przypominają paramilitarne szkolenia. Turia przestrzega jednak przed tym określeniem: „Słuchaj, nie możesz mówić »paramilitarny«, bo usłyszy to jakiś wojskowy i cię wyśmieje”. Właśnie zakończyła się czwarta edycja takiego obozu, ale jego programu nie chcą ujawnić. Nie wiadomo też, co powie w planowanym w Walencji wykładzie o Stalinie. O ile oczywiście dojdzie on do skutku, co nie jest pewne, ponieważ wiele działań partii jest odwoływanych, na przykład planowane w Barcelonie marksistowskie targi książki. Turia tłumaczy, że odwoływanie ich działań bierze się z chęci zapobiegania przemocy motywowanej nienawiścią. „Ale wiecie, teraz za sytuację przemocy motywowanej nienawiścią można również stworzyć, mówiąc, że mężczyzna jest mężczyzną, a kobieta kobietą”.
Ostatnia edycja wspomnianego obozu treningowego odbyła się tego lata. Zgromadziła 180 ludzi, w przewadze młodych, średniej wieku wyniosła tylko 25 lat. W ramach obozu odbywały się szkolenia z komunistycznej doktryny, ale także zajęcia fizyczne – na nagraniach można zobaczyć, jak uczestnicy boksują, robią pompki i przysiady, a także maszerują w szyku pod flagą Republiki i Związku Radzieckiego. Wygląda to jak indoktrynacja Hitlerjugend albo Komsomołu w ZSRR.
Turia wyjaśnia: „Staramy się promować sport i edukację, nakłaniać ludzi do wysiłku fizycznego i intelektualnego, zachęcać do koleżeństwa i dyscypliny, która jest wartością bardzo skryminalizowaną, a która jest niezbędna do wszystkiego. Jeśli chcemy rewolucyjnych zmian w Hiszpanii, nie możemy tego dokonać, trzymając ludzi w bezruchu albo na pijących alkohol czy zażywających narkotyki na koncertach”. Na końcu nagrania pojawia się hasło „Organizacja, szkolenie i walka”.
Jednak kiedy rzecznik partii wypowiada się na aktualne tematy społeczne i polityczne w Hiszpanii, jego dyskurs wydaje się bardziej zbliżony do radykalnej prawicy niż lewicy. Yolanda Díaz jest dla niego „typową osobą, która miała kartę PCE, aby sprawować urząd w Izquierda Unida. Samym PCE nigdy się nie przejmowała. […] Gdzie są strajki generalne czy żądania w sprawie energii elektrycznej? Skupiają się na błahych rzeczach, które nie spowodują żadnej zmiany w kraju, jak język inkluzywny, ustawa o osobach transpłciowych, rzeczy tego typu, które niczego nie zmieniają”.
O aferze wokół rapera Pabla Haséla, którego wyroki za nieodpowiednie treści w utworach (obrażanie hiszpańskiego króla, chwalenie organizacji terrorystycznych) doprowadziły w końcu do uwięzienia, a to stało się przyczyną licznych protestów obrońców słowa – Turia mówi: „Nie protestujemy. Każdy, kto zna się na prawie, wie, że to, co mówili o tym, dlaczego idzie do więzienia, nie było prawdą. Był osobą, która miała sporą kartotekę. Nie chodziło o wolność słowa. Nie sądzimy, by jego skazanie było bardzo złe, ale żeby robić z niego ikonę popu? To gadanie o tym, że palenie kontenerów to rewolucja… cóż, spójrzcie, tak jak kandydowanie w wyborach jest czymś symbolicznym, tak samo palenie kontenerów. To nic nie znaczy ani niczego nie zmienia”.
Czy Turii zależy więc na niepodległości? „To jest cyrk. […] To walka między biznesmenami. Jesteśmy bardzo zawstydzeni, że z dwóch ostatnich dużych strajków w Hiszpanii jeden dotyczył Katalonii i lockdownu. Wystarczy spojrzeć na więźniów, aby przekonać się o ich klasie społecznej. W tym najbardziej społecznych więźniów, takich jak Jordis, którzy są biznesmenami, dosłownie, stojącymi na czele katalońskich pracodawców”.