Na przestrzeni lat zmieniały się konteksty. Od beztroski i braku odpowiedzialności, czego przejawem był slogan o „ciepłej wodzie w kranie”, przez bezpardonową walkę ze śp. Prezydentem Lechem Kaczyńskim, zakończoną tragedią smoleńską, przez czas entuzjazmu i nadziei zapoczątkowanej zwycięstwem wyborczym PiS w roku 2015, aż po czas obecny, kiedy agresja hybrydowa ze Wschodu, wespół z nieuprawnionymi i nieprzyjaznymi Polsce gestami, ale i konkretnymi decyzjami z Zachodu, nie wróżą dobrze wielkim planom modernizacji i przebudowy społecznej, zapisanym w programie PiS a skonkretyzowanym w założeniach „Polskiego ładu” i „Krajowym Planie Odbudowy”. W tym kontekście informacja o nałożeniu na Polskę w chwili, gdy pisze te słowa kary 500 tys. euro dziennie w związku z niewykonaniem kuriozalnego orzeczenia ETS w sprawie elektrowni Turów nabiera symbolicznego znaczenia.
Kryzys migracyjny na naszej wschodniej granicy, niezależnie od jednostkowych tragedii wmanipulowanych weń przez reżim Łukaszenki przybyszy z Iraku i innych krajów, to sprawa całej Europy, której wschodnią flanką jest nasza granica. Rewizja stanowiska Niemiec i Francji w tym zakresie, to pokłosie doświadczeń z lat 2015 i następnych, potwierdzająca jedynie, że konsekwentne w tym zakresie stanowisko władz Prawa i Sprawiedliwości oraz naszego rządu miało racjonalne podstawy. Paradoksalnie, sama opozycja, wprost przyznała to, mówiąc ustami Donalda Tuska o obowiązku władz państwowych, polegającym na zapewnieniu bezpieczeństwa i szczelności granic. Tym samym rachuby na rozpętanie awantury politycznej i antypolskiej histerii spaliły na panewce.
W tle kryzysu na granicy odbywały się manewry Zapad 2021, kolejna już edycja obronnych, jakoby ćwiczeń, których skala, realizowany scenariusz oraz rodzaj użytych wojsk nie pozostawiają złudzeń co do ich rzeczywistego celu. Rosja paradoksalnie chłodzi rozpalone głowy rozmaitej maści NGO-sów, tłumi skłonności do pseudoliberalnych ekscesów natury obyczajowej etc., gdyż każdy, kto ma odrobię rozsądku rozumie, że rosyjski despotyzm to kulturowe, społeczne i polityczne zaprzeczenie wszystkiego tego, co nie bez błędów i ofiar zdołaliśmy wspólnie osiągnąć, jako naród w okresie minionych trzech dekad. Niemaskowane oblicze dyktatury, czego emanacją jest sytuacja na Białorusi, pozwala żywić nadzieję, że nawet coraz mniej liczni przedstawiciele kręgów liberalnych w Niemczech i Francji zrewidują pogląd, w myśl którego korzystne interesy pozwolą zdemokratyzować Rosję.
Jak chwiejny i niepewny jest pokój w Europie, dowodzi sytuacja na Ukrainie, co stawia z kolei na wokandzie kwestię bezpieczeństwa w obliczu zmian partnerstwa euroatlantyckiego. Ostanie porozumienie USA-UK-Australia w dziedzinie obronności, tylko ową tezę potwierdza. Europa z forum współpracy staje się z wolna „super państwem”, gdzie niemająca traktatowego czy demokratycznego mandatu Komisja Europejska, ulegając presji Parlamentu Europejskiego, uzurpuje sobie prawo decyzji w sprawach zastrzeżonych do krajowej jurysdykcji. Dyktuje prawo, ład instytucjonalny, by na koniec wywierać presję ekonomiczną.
Czy taką Europę ufundowaną na wspólnocie wartości budowali Ojcowie Założyciele?!
„Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że są siły w Europie, na Zachodzie, które do Polski mają emocjonalny stosunek, mniej więcej taki jak rosyjscy komuniści – chcą »modernizacji« przez depolonizację i dechrystianizację. Nie ulega wątpliwości, że walka polityczna toczy się w sferze kultury i tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Dlatego tak wiele uwagi poświęcimy kulturze będącej źródłem siły państwa” – ta refleksja Zdzisława Krasnodębskiego najlepiej oddaje istotę rozgrywającego się na naszych oczach sporu.
Także w odniesieniu do prób pisania na nowo historii, kultury, antropologii, a nawet języka – jakoby wykluczającego, dyskryminującego, czy choćby tylko wartościującego. Mówi się nawet o kulturze anulowania (cancel culture) – pytanie tylko, co w zamian? Bezstresowe wychowanie dzieci okazało się eksperymentem tyleż opłakanym w skutkach, co skutecznym, gdy idzie o pozbawienie poczucia bezpieczeństwa, znajomość reguł w budowaniu relacji ról społecznych, a w tym, w ich płciowym wymiarze. Eliminacja hierarchii, różnic czy nawet afirmacji postaw, nieakceptowanych społecznie w opozycji do niej – w imię walki z opresyjnymi instytucjami – to prosta droga do anarchii. Bojownicy państwa islamskiego w najśmielszych snach nie marzyli o znalezieniu w zachodnich elitach tylu zwolenników skłonnych wysadzić podwaliny cywilizacji, jaka ukształtowała przez wieki Europę, a w jej ramach Polskę, jaką znamy.
„Poprawianiu” poddawany jest sam człowiek, także w behawioralnym, cielesny wymiarze, poczynając od kultury masowej kształtującej nowe trendy estetyczne, przez kwestie prokreacji, po model rodziny i relacji społecznych. Indywidualizm rozumiany skrajnie, przy jednoczesnej omnipotencji Europy rozumianej ideologicznie, a więc z wykluczeniem bądź maksymalnym ograniczeniem jurysdykcji państw narodowych. To zaprzeczenie faktyczne, formalne, a nawet logiczno-językowe wszystkiego tego, co legło u podstaw UE jeszcze w czasie, kiedy powstawała jako „Wspólnota Węgla i Stali”. I ten bilans, a nie zyski i straty, rozumiane jako różnica pomiędzy „wpłatą do”, a „wypłatą z” – innymi słowy, kto jest płatnikiem netto, powinien zdecydować o odpowiedzi na pytanie, w jakiej Unii być pragniemy i jak chcemy ją zmieniać.
Profesor Krasnodębski ujął to następująco: „Polska pozostanie suwerenna we wspólnej Europie, gdy będzie aktywnie angażować się za granicą, wspierając sojuszników i zwalczając przeciwników – nie inaczej niż nasi zachodni przeciwnicy robiący to w Polsce. W ostatnim czasie wiele się mówi o konieczności sojuszu sił, które chcą się przeciwstawić nowej fali rewolucji kulturowej i centralizacji Unii. Dlatego będziemy się także zastanawiać nad tym, jakie są szanse na taki sojusz i jak go budować wokół Polski”. To wymaga przywrócenia wagi słów i czynów. Takie pojęcia jak racja stanu, wspólnota, naród, muszą powrócić nie tylko w debacie publicznej, ale do powszechnej świadomości. Nie zastąpią tego pozbawione kulturowego podglebia łatwe pieniądze zarobione przez rodziców w pierwszych latach transformacji, zachłyśniecie się konsumpcją, podróżami czy wymianą studencką, o czym poprzednie pokolenia wychowane w „najweselszym z komunistycznych baraków” mogły jedynie marzyć, a mimo to kultura, wartości i aspiracje narodowe przetrwały.
Dziś prosty, by nie rzec prymitywny intelektualnie nurt „anty” zastąpić trzeba rzetelną debatą o naszych własnych słabościach i niedostatkach. Także po to, by historia, tak często i dotkliwie nas doświadczająca nie powtórzyła się po raz kolejny. Ani teraz, ani nigdy. Nie wierzcie zatem, że poziom debaty wyznaczają tak zwane media mainstreamowe. Tyle bowiem mają wspólnego z rzetelnością i obiektywizmem, co konstytucja z kontrybucją.
Na koniec więc, zachęcając do śledzenia dorobku i rekomendacji zakończonego Kongresu, na stronie:www.WszystkoCoNajwazniejsze.pl, zacytujmy jeszcze raz prof. Zdzisława Krasnodębskiego: „Polska jest krajem sukcesu. Aby nim pozostać, musi być jednak dobrze zarządzana. Musi reagować na zmiany w gospodarce światowej, które sięgają samego rdzenia systemu kapitalistycznego. Temu także chcemy się przyjrzeć, pytając o polski model kapitalizmu”.