Dziś Stany Zjednoczone nie wahają się zawierać paktów szkodzących ich sojusznikom. Ostatnim z nich jest sojusz Aukus, którego stronami są też Australia i Wielka Brytania. Istnieją ku temu powody, bo jak wyjaśniał Sekretarz Stanu USA Antony Blinken: „świat się zmienił”, a „Pekin stał się wielkim wyzwaniem geopolitycznym XXI wieku”.
Blinken przyznał, że „priorytetem i zobowiązaniem Stanów Zjednoczonych jest konkurowanie z Chinami”. Tymczasem Unia Europejska wiedząc, że spędził on dzieciństwo i młodość w Paryżu, liczyła na nawiązanie dobrych stosunków z amerykańskim Sekretarzem Stanu. Zawarty przez USA sojusz Aukus potwierdził jednak nie tylko to, że Amerykanie, mając interes, nie liczą się ze swoimi sojusznikami, ale przede wszystkim pokazał słabnące wpływy Europy.
Potęgi światowe nie oglądają się na innych, gdy dążą do celu
Waszyngton przyznał ostatnio – po imponującym dochodzeniu przeprowadzonym przez dziennik „New York Times” – że wskutek ich błędu zabito dziesięciu cywilów. W ataku amerykańskiego drona, zamiast terrorystów Państwa Islamskiego, w kabulskiej rezydencji zginęli trzej dorośli i siedmioro niewinnych dzieci.
Ze szczególną szkodą dla Francji, USA zawarły też wojskowy sojusz Aukus z Wielką Brytanią i Australią. Ta umowa między trzema państwami ma na celu powstrzymanie Chin na Indo-Pacyfiku. Nie raczono jednak uprzedzić o niej krajów Starego Kontynentu.
To wszystko powinno zaalarmować Europę. Pokazuje bowiem, jak słabną jej wpływy. A to oznacza, że „musi ona na nowo wymyślić lub zmienić swoje globalne położenie geostrategiczne, jeśli nie chce nadal być oskrzydlana” – ostrzega „El Mundo”.
Sprawie smaczku dodaje też fakt, że w czasie, gdy na tle flag swoich państw, prezydent Joe Biden, premier Boris Johnson i premier Scott Morrison ogłaszali informację o sojuszu, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Josep Borrell przedstawiał w Brukseli, strategię UE na rzecz zwiększenia znaczenia w regionie Indo-Pacyfiku.
Bezpośrednio na anglosaskiej umowie straciła Francja, gdyż Australia wycofała się z zawartego z nią wielomilionowego kontraktu na sprzedaż 12 francuskich okrętów podwodnych. Canberra bowiem uzgodniła z Waszyngtonem i Londynem, że otrzyma od nich wrażliwą technologię do opracowania podobnych jednostek, ale o napędzie atomowym (mniej wykrywalnych przez Chiny).
Bezsilna Francja
Chociaż taka sytuacja wywoła kryzys dyplomatyczny, to Francja niewiele może już zrobić. „Wszystko, co wychodzi z Elysée, to eksklamacje i gorące decyzje, takie jak odwołanie ambasadorów na konsultacje. Z Downing Street 10 rozlega się śmiech po wyrachowanym posunięciu Borisa Johnsona, które planował krok po kroku od marca, widząc, jak Australijczycy coraz bardziej obawiają się swoich chińskich sąsiadów i jak Biden zaczął wymazywać Bliski Wschód ze swojej agendy i zastępować go Indo-Pacyfikiem. To wszystko do siebie pasowało: połączyło potrzeby jednego kraju z potrzebami drugiego, wzmocniło brytyjskie więzi z USA po zerwaniu mostu ze Starym Kontynentem, pokazało obywatelom, jak słuszny był Brexit, a jako wisienka na torcie zaszkodziło Francuzom, z którymi Londyn, tak długo był w stanie wojny” – informuje „El Mundo”
Macron przed majowymi wyborami próbuje podjąć jeszcze walkę. Stara się wykazać, że wciąż jest najlepszym przywódcą do sprawowania władzy w kraju. Francja jest jednym z tych państw, które są rzecznikiem zbudowania armii europejskiej. Wszystko to rozgrywa się jednak w nieciekawym dla francuskiego prezydenta momencie. Chociaż od zawsze jego wielkim zwolennikiem były Niemcy, dziś stały się bardzo ostrożne. Wpływają na to nadchodzące wybory i opuszczenie przez Angelę Merkel urzędu kanclerskiego.
Na dodatek państwa europejskie nie mają raczej ochoty na krytykowanie posunięć Stanów Zjednoczonych i konfrontację z Waszyngtonem. Zwłaszcza gdy duża grupa krajów wschodnich i bałtyckich, która obawia się agresji ze strony Rosji, woli utrzymać dobre stosunki z USA. „W przypadku poważnego zagrożenia ze strony Moskwy stolice te z pewnością zwróciłyby się o pomoc do swojego amerykańskiego przyjaciela, od którego zawsze otrzymywały wsparcie w powstrzymywaniu Kremla, a także, który jest latarnią morską NATO, organizacji, o której Macron powiedział, że jest »mózgożerna«, ale która dla Litwy czy Rumunii to polisa ubezpieczeniowa na życie” – uważa gazeta.
Benjamin Haddad z think tanku Atlantic American Council nie pozostawia złudzeń. „Europa coraz bardziej odsuwa się na drugi plan. Biden będzie uprzywilejowywał sojusze o zmiennej geometrii, zgodnie ze swoimi interesami” – twierdzi. Uważa on, że obecnie dla USA „priorytetem jest konkurowanie z Chinami”. Amerykanie nie będą więc rozpraszać uwagi na sprawy Europy. Zwłaszcza że z ich punktu widzenia UE wydaje się mało znacząca na decydującej arenie bezpieczeństwa.
„To jest wyzwanie dla Europy: albo będzie mogła uczestniczyć w podejmowaniu ważnych decyzji, albo stanie się wieczną ofiarą na uboczu” – podsumowuje „El Mundo”.