fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

16.8 C
Warszawa
piątek, 29 marca, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

„Zielone źródła” nie gwarantują pewności dostaw energii w Europie, a Rosja zaciera ręce…

Ocieplenie klimatu czy chłodna rzeczywistość energetycznej transformacji? Opinia „Wall Street Journal”

Warto przeczytać

W ubiegłym tygodniu europejscy przywódcy w ramach forum Organizacji Narodów Zjednoczonych postanowili podwoić swoje wysiłki w ograniczaniu emisji dwutlenku węgla. Premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson powiedział, że jego kraj „będzie świecić przykładem, utrzymując środowisko w globalnej agendzie i służąc jako platforma startowa dla globalnej zielonej rewolucji przemysłowej”. W takich deklaracjach dostrzec można jednak niemałą ironię, biorąc pod uwagę fakt, że Europa zmaga się ze sporym niedoborem energii elektrycznej, a także wysokim wzrostem jej cen, który jest konsekwencją tej zielonej rewolucji przemysłowej.

Przez ostatnie dziesięć lat na Wyspach Brytyjskich oraz kontynentalnej Europie zamknięto setki elektrowni węglowych, a w Wielkiej Brytanii do dziś ostały się tylko dwie. Latem 2020 r. Hiszpania wyłączyła z użytku aż połowę tamtejszych elektrowni węglowych. Na odnawiane źródła energii kraje europejskie wydały biliony dolarów. W efekcie zielona energia na Starym Kontynencie po raz pierwszy w zeszłym roku prześcignęła paliwa kopalne w produkcji energii elektrycznej.

Pojawił się jednak pewien problem, gdyż odnawialne źródła energii nie są niezawodne, to znaczy nie mogą dostarczać prądu przez całą dobę, są też uzależnione od czynników atmosferycznych, jak np. siła wiatru, która w minione lato była w Europie poniżej średniej. Z tego powodu konieczne stało się sięgnięcie po węgiel i gaz ziemny, aby uzupełnić powstałe braki. Tymczasem popyt na paliwa kopalne wzrósł równolegle w Azji i Ameryce Południowej, gdzie elektrownie wodne z kolei zmagały się z suszą. Zresztą azjatyccy producenci wykorzystują obecnie więcej energii, by zaspokoić zachodni popyt na różne towary.

Odkąd w 2011 r. Japonia wyłączyła większość swoich elektrowni atomowych, w reakcji na katastrofę w Fukushimie, kraj ten stał się wyjątkowo zależny od importowanego skroplonego gazu ziemnego. Chiny z kolei wytworzyły tak duże zapotrzebowanie na energię w swoich hutach aluminium, że konieczne stało się jej racjonowanie. Przełożyło się to na wzrost cen aluminium na światowych rynkach.

Niedobory energii elektrycznej sprawiły, że cena węgla na międzynarodowym rynku potroiła się, a cena gazu ziemnego jest już pięć razy wyższa niż rok wcześniej. Na wzrost cen ma wpływ także europejski program „cap-and-trade”, który wymaga od producentów i dostawców energii wykupywania specjalnych kredytów węglowych, będących swoistym zrównoważeniem ekologicznych kosztów emisji CO2. Ponieważ kredyty węglowe funkcjonują na otwartym rynku, podlegają też rynkowym zachowaniom, więc wyższe nimi zainteresowanie doprowadziło do wzrostu cen, zwłaszcza że rządowi regulatorzy postanowili zmniejszyć ich podaż.

Na kłopotach energetycznych Europy zyskuje Rosja, na razie zmniejszając dostawy rosyjskiego gazu, co może być formą nacisku na Niemcy, by te szybciej certyfikowały Nord Stream 2, gazociąg, który omija terytorium Ukrainy. Rosyjski Gazprom postanowił wysłać przez gazociąg jamalski jedynie jedną trzecią dostępnej zdolności przesyłowej i nie zapowiedział żadnych dodatkowych transferów. Tymczasem Europa jeszcze silniej uzależniła się od rosyjskiego gazu po tym, jak Niemcy i Wielka Brytania zakazały szczelinowania hydraulicznego, rezygnując tym samym ze swoich źródeł gazu łupkowego. Do tego Holandia zdecydowała się zamknąć największe pole gazowe w Europie.

W ostatnich tygodniach kilku detalicznych dostawców energii w Wielkiej Brytanii upadło właśnie przez rosnące ceny gazu. Przed podobną sytuacją w Niemczech ostrzegają tamtejsi eksperci. Ceny energii elektrycznej w Niemczech są już dwa razy wyższe niż w lutym tego roku, a kraj ten w dużej mierze uzależniony jest od odnawialnych źródeł.

Oprócz upadku dostawców detalicznych, w Wielkiej Brytanii pojawił się też kryzys wśród producentów stali, którzy zawiesili swoją działalność ze względu na rosnące ceny energii, a co za tym idzie – koszty produkcji. Były doradca rządu brytyjskiego ds. energii zapowiedział, że jeśli sytuacja się nie zmieni, to zimą Brytyjczyków może czekać trzydniowy tydzień pracy, sytuacja podobna do tej z 1974 r., kiedy strajk górników i kolejarzy zmusił rząd do racjonowania energii dla przedsiębiorstw i zakładów produkcji.

Ostrzeżenia od dawna wysyłało także Europejskie Stowarzyszenie Stali, które zauważyło, że kontynentalni producenci tracą globalną konkurencyjność. Problem pojawił się także wśród wykorzystujących gaz ziemny jako surowiec producentów nawozów. Norweska firma Yara International chce ograniczyć o 40 proc. swoje moce produkcyjne, jeśli chodzi o nawozy w Europie. Amerykańskie CF Industries, mające zakład produkcji nawozów w Anglii, wstrzymało jego działalność na początku września. Grozi to dalszymi problemami w branży przetwórczej, np. u producentów napojów gazowanych oraz piwa, którzy wykorzystują powstały przy produkcji nawozu dwutlenek węgla. Ten sam produkt uboczny nawozów wykorzystywany jest w ubojniach do ogłuszania zwierząt gospodarczych, a także w procesie pakowania próżniowego i produkcji suchego lodu umożliwiającego przechowywanie mrożonek. Alarm podniosła więc Brytyjska Federacja Żywności i Napojów, przewidując braki w łańcuchach dostaw.

Rząd brytyjski postanowił wesprzeć finansowo CF Industries, by uniknąć czarnego scenariusza. O rządowe dotacje zwracają się także europejscy producenci metali. Mamy jednak przed sobą zimę, kiedy popyt na energię rośnie, więc możemy się spodziewać więcej bailoutów. Problemy energetyczne nie rozwiążą się same, a w kolejnych latach możemy raczej spodziewać się ich wzrostu, jeśli europejscy przywódcy nadal naciskać będą na zmniejszenie emisji CO2.

Oprócz Rosjan na sytuacji w Europie zyskują także Amerykanie, a dokładnie tamtejsi producenci gazu i węgla. Jednak i w Stanach Zjednoczonych możemy zaobserwować wzrost cen, ponieważ gonią one wysokie ceny eksportowanej energii, a produkcja energii w USA nie osiągnęła jeszcze poziomu sprzed pandemii. W efekcie ceny gazu ziemnego w Stanach Zjednoczonych podwoiły się, a niektóre elektrownie węglowe zmagają się z problemem braku węgla.

Jeśli administracja Bidena będzie dalej dążyła do zrezygnowania z paliw kopalnych i zasilania Ameryki ze źródeł odnawialnych, czeka ją najprawdopodobniej taki sam los jak Europę. Demokraci bowiem nie są w stanie wyeliminować zapotrzebowania na paliwa kopalne, odnawialne źródła energii nie pokryją całego zapotrzebowania tego ogromnego państwa. Kto wie, czy wtedy USA nie stanie się zależne od rosyjskiego gazu.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »