Ogromne ilości pieniędzy napływają do spółek deklarujących się jako przyjazne dla klimatu, powodując szybki i gwałtowny wzrost ich kapitalizacji oraz wycen akcji.
Według Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS) zielone aktywa wyspecjalizowanych w inwestowaniu na rynku „eko” funduszy w ciągu ostatnich pięciu lat wzrosły aż o jedną trzecią, osiągając poziom 35 bln dolarów. Obecnie mają one 35 proc. udział we wszystkich aktywach będących w zarządzaniu światowych funduszy. Przewidywania mówią o dalszym umacnianiu się tego trendu.
Moda na „eko” winduje ceny akcji
Wiele poważnych amerykańskich i europejskich prognoz bierze pod uwagę dalsze ocieplanie klimatu, co przekłada się na walkę z globalnym ociepleniem i związane z tym duże inwestycje. Eksperci w dziedzinie tzw. zielonej gospodarki przewidują, że przyniesie ona nowe zyski. Zwracają uwagę na to, że inwestorzy – niegdyś nastawieni na całkiem inne inwestycje – dziś wręcz prześcigają się w finansowaniu zielonego sektora. Odbija się to na dynamicznym wzroście indeksu MSCI Global Environment, który obrazuje sytuację firm publicznych zaangażowanych w energetykę odnawialną, dekarbonizację oraz upowszechnianie nowych ekologicznych technologii, pozwalających wykorzystać na przykład wodór czy inne, nowe rozwiązania w zakresie mobilności elektrycznej.
„Szybki wzrost indeksu MSCI Global Environment obrazuje stopień fascynacji inwestorów akcjami spółek operujących w zielonym segmencie gospodarki. Te akcje szybują w górę dosłownie w oczach” – pisze „Le Figaro”.
Wyceny osiągane przez niektóre z firm prezentujących się jako „eko” lub inwestujących w ekogospodarkę, są naprawdę imponujące. Polestar, niewielki europejski konkurent Tesli, którego współwłaścicielami są Volvo i chiński koncern Geely, na początku 2021 r. ogłosił, że zamierza zadebiutować na rynku Nasdaq. Od momentu założenia w 2017 r. firma wprowadziła na rynek zaledwie dwa modele aut, a w zeszłym roku sprzedała ich tylko 10 tysięcy. Nie przeszkodziło to w tym, aby Polestar osiągnął w krótkim czasie kapitalizację rynkową na poziomie 20 mld dolarów! I jest ona prawie dwa razy wyższa od firmy Renault, która w zeszłym roku sprzedała 3 mln pojazdów!
Ostatnio w ekonomicznych mediach można przeczytać coraz więcej ostrzeżeń dotyczących spekulacji zielonymi akcjami. Na przykład rozwijający technologie wodorowe startup McPhy, w marcu 2014 r. zadebiutował na giełdzie po cenie za akcję 8,25 euro, a już w styczniu tego roku jego giełdowe walory osiągnęły poziom ponad 40 euro za akcję, by następnie w krótkim czasie spaść o połowę.
Znaczące spekulacje odbywają się także na akcjach Tesli. Chiński producent samochodów Li Auto, który pozyskał 1,1 mld dolarów po wejściu na Nasdaq w 2020 r., już w sierpniu tego roku zaliczył gwałtowny spadek kursu akcji, gdy tylko zaczął notować je na giełdzie w Hongkongu. Zapewne dlatego, że Pekin, widząc, co się dzieje, postanowił poddać firmy technologiczne, których akcjami odbywa się znacząca spekulacja, dużym i dotkliwym regulacjom prawnym. Amerykański producent elektrycznych pickupów Lordstown Motors, który zadebiutował na Wall Street w październiku 2020 r., przyznał jeszcze w czerwcu tego roku, że złożył niedokładne, czyli de facto nieprawdziwe oświadczenia na temat wartości swojego portfela zamówień i braku wystarczających środków płynnych. Po podaniu tych informacji jego akcje straciły aż trzy czwarte wartości.
Bańka TMT jest na celowniku wszystkich
Ogromne pieniądze napływające do stosunkowo niewielkiego segmentu rynku „eko” prowadzą do przegrzania tego rynku. Pojawia się coraz więcej głosów ostrzegających przed ryzykiem pęknięcia zielonej bańki. W opinii Banku Rozrachunków Międzynarodowych run na zielone akcje może zakończyć się spektakularną katastrofą. „Ich wyceny zostały wywindowane do ekstremalnych poziomów” – ostrzega BIS. Wskaźniki PE (cena/zysk) spółek czystej energii znacznie przewyższają ceny, jakie inwestorzy płacą za akcje firm wzrostowych o zdrowych fundamentach – twierdzi BIS. Według BIS „historycznie rzecz biorąc inwestycje, które towarzyszą znaczącym zmianom gospodarczym i społecznym, po początkowej fazie boomu mają tendencję do dużych korekt”.
Wszyscy powinni sobie przypomnieć nagłe pęknięcie bańki na rynku TMT (technology-media-telecom) na przełomie 1999 i 2000 r. Ówczesne ostrzeżenia co do nadchodzących wstrząsów na rynku wysokich technologii okazały się prawdziwe. Z powodu zbyt szybkiego „napompowania” kursów akcji oraz kapitalizacji spółek, po pęknięciu bańki niektóre z nich zbankrutowały, a inwestorzy zostali z niczym, albo z długami.
Inwestycje ekologiczne „dużych”
Wielu ekspertów rynku, ale i inwestorów, woli wiązać swoje przemyślenia, przyszłość, a także inwestycje, z transformacją energetyczną dużych grup kapitałowych, tych, które stały się świadome kwestii klimatycznych. Na przykład Air Liquide, gigant w branży gazów przemysłowych, ogłosił niedawno, że jest dobrze przygotowany do wykorzystania potencjału wodoru. W sektorze budowlanym, odpowiedzialnym za 40 proc. światowego zużycia energii (według ekspertów Dorval AM), dobrze radzi sobie w dziedzinie osiągania efektywności energetycznej firma Saint-Gobain.
Także sektor naftowy, do niedawna w tej kwestii zapóźniony, przeznacza dużą część swoich środków na inwestycje w dziedzinie energii odnawialnej. Na czoło koncernów naftowych deklarujących wrażliwość ekologiczną wysunął się koncern TotalEnergies. Jego strategia „Klimat 2030” wyznacza nowe, ambitne cele w zakresie produkcji i dystrybucji gazu, energii elektrycznej oraz oczywiście wodoru.
Na razie w perspektywie krótko i średnioterminowej, to gaz ziemny, paliwo kopalne charakteryzujące się najniższą emisją zanieczyszczeń, stanie u podstaw strategii rozwoju produktu w TotalEnergies. Koncern liczy na to, że w dłuższej perspektywie będzie generował połowę przychodów właśnie z gazu. Także francuski koncern naftowy zwraca uwagę na zbyt wysokie wyceny na rynku energii odnawialnej.