fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

6.4 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Europejskie wyzwania amerykańskiej armii

Kiedy wszyscy patrzą na Chiny, amerykańska armia musi mieć też oko na Rosję – alarmuje „Breaking Defense”

Warto przeczytać

W Waszyngtonie odbywa się właśnie coroczna konferencja Stowarzyszenia Armii Stanów Zjednoczonych (AUSA). Dowódcy armii i technicy wojskowi skupiają się przede wszystkim na sytuacji, na Pacyfiku. Ten obszar stał się ostatnio celem wielu amerykańskich działań – nie tylko wojskowych, ale i ekonomicznych. Tymczasem Dan Goure z Lexington Institute przekonuje na łamach „Breaking Defense”, że amerykańskie siły lądowe nie mogą jeszcze odwracać wzroku od ich największego europejskiego rywala. 

Rozwój Chin jest największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych – ten pogląd w amerykańskim Departamencie Obrony powtarzany jest niczym mantra. Chiny rzeczywiście stały się potęgą gospodarczą. Inwestują w nowoczesne technologie, a przy tym rozbudowują swoją armię i angażują się w coś, co czasem określa się mianem „szarej strefy konfliktu”. Pentagon więc nabiera obaw przed tym, czy aby na pewno jest w stanie wraz z sojusznikami stopować chińską agresję w regionie Pacyfiku – w bliższej i dalszej przyszłości.

Pojawiają się już opinie mówiące o tym, że równowaga sił wojskowych na obszarze zachodniego Pacyfiku przesunęła się tak bardzo w stronę Chin, że Stany Zjednoczone nie byłyby w stanie obronić Tajwanu.

W tym myśleniu jest jednak pewna pułapka. Nie polega ona ani na przecenianiu, ani na niedocenianiu militarnej siły Chin czy istotności obszaru Pacyfiku we współczesnej geopolityce. Pułapka ta polega na pomijaniu Rosji i jej rosnących sił lądowych. Tymczasem wróg z czasów zimnej wojny jest zagrożeniem bardziej bezpośrednim niż Chiny.

Analizy wykazały, że Rosja byłaby zdolna do szybkiej inwazji na kraje bałtyckie, jednocześnie zakłócając reakcję NATO. Możliwość koncentracji dużych naziemnych sił bojowych na zachodnich granicach Rosjanie demonstrują przy regularnych, szeroko zakrojonych ćwiczeniach wojskowych. Niedawno zresztą Moskwa ogłosiła tworzenie nowych jednostek w Zachodnim Okręgu Wojskowym, czyli bezpośrednio przy wschodniej granicy NATO.

Amerykańska armia nie powinna zatem modernizować swoich sił jedynie z myślą o działaniach na obszarze Pacyfiku. Należy także zabezpieczyć odpowiednią ilość sił dostępnych w Europie, aby trzymać Rosję w ryzach.

Inwestycje w wojska lądowe nadal są potrzebne

Chiny wraz z Rosją wydały sporo funduszy w wachlarz zdolności bojowych określany jako A2/AD. Został on zaprojektowany z myślą o przeciwdziałaniu wojskom Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszników, ma zapewnić przewagę przy ewentualnych starciach. W odpowiedzi na to Amerykanie w 2018 r. podjęli nową Strategię Obrony Narodowej, która zakładała rozwój technologii kosmicznych, cybernetycznych, C4ISR, systemy bezzałogowe i precyzyjne uderzenia. Wszystkie służby opracowały koncepcje operacyjne, w których koncentrowały się na rozmieszczeniu sił, mobilności czy łączności.

Mark Milley, przewodniczący Połączonych Szefów Sztabów, zaproponował nawet, żeby przyszłe budżety optymalizować pod kątem rozwoju sił morskich, powietrznych i kosmicznych. Powiedział wprost: „Jestem wojskowym. I kocham piechotę… ale podstawą obronną Stanów Zjednoczonych będą siły morskie, powietrzne i kosmiczne”.

Należy jednak pamiętać, że wydatki na obronność w USA spadają, przez co słowa przewodniczącego są szczególnie niepokojące. Inwestycje w okręty, samoloty i satelity będą bowiem czynione kosztem armii jako całości, a szczególnie wojsk lądowych. Istnieje też ryzyko, że dowódcy innych wydziałów będą próbowali rozwijać zdolności wykraczające poza ich dotychczasowe role, by wpisać się w nowy program budżetowy.

Widać to w niedawnych wypowiedziach wysokich urzędników, którzy podkreślali zdolność oddziałów lądowych do działania jako tak zwane siły „stand-in”, na wzór Piechoty Morskiej. Chodzi o ich wykorzystanie przeciwko wrogiemu systemowi A2/AD (czyli temu, który mają Chińczycy) w roli niewielkich, mobilnych sił mających do dyspozycji siłę ognia dalekiego zasięgu oraz systemy wywiadowcze dające możliwość prowadzenia operacji informacyjnych czy wojny elektronicznej, także przy wykorzystaniu zasobów kosmicznych (satelitów). Jednocześnie armia USA ogłosiła poszukiwania sposobów rozszerzenia skuteczności bojowej nowych rakiet i artylerii o zwalczanie okrętów.

Nadanie priorytetu inwestycjom w siły używane w obszarze Indo-Pacyfiku kosztem Europy było oczywiście przedmiotem zaawansowanych dyskusji. Szef sztabu armii generał James  McConville otrzymał dokument, w którym proponowano, by „zamiast koncentrować się na wystawieniu w pełni zmodernizowanych sił do [Dowództwa Europejskiego USA], alternatywą może być odstraszanie Rosji przy użyciu minimalnych obecnych sił konwencjonalnych i pozwolenie armii na przeniesienie strategicznego punktu ciężkości dla wysiłków modernizacyjnych do [Dowództwa Indo-Pacyfiku USA]”. I chociaż generał McConville nie uznał tej strategii wprost, to jego ostatni dokument jako dowódcy – „Army Multi-Domain Transformation” – zawiera wyraźne echa tego podejścia.

Uniwersalne systemy mogą nie wystarczyć, by odeprzeć Rosję

W tej sytuacji dość łatwo wyobrazić sobie, jak skuszona priorytetami budżetowymi armia przenosi nacisk na te systemy uzbrojenia, które szczególne zastosowanie znalazłyby w rejonie Indo-Pacyfiku, jednocześnie zaniedbując rozwijanie systemów o dużej skuteczności na europejskim lądzie. To oczywiście byłby błąd, bo nawet generał McConville zauważył podczas ostatniej dyskusji w Brookings Institution, że „rdzeniem amerykańskiej armii jest walka lądowa”. I ma to szczególne znaczenie dla Europy.

Oczywiście niektóre systemy, jakie opracowuje się w ramach aktualnej modernizacji armii USA, znajdą szerokie zastosowanie, to znaczy sprawdzą się zarówno na Indo-Pacyfiku, jak i w Europie. To na przykład systemy precyzyjnego rażenia dalekiego zasięgu – artyleria lufowa o wydłużonym zasięgu, precyzyjne pociski uderzeniowe, samoloty rozpoznawcze, samoloty szturmowe dalekiego zasięgu, mobilna obrona przeciwlotnicza i przeciwrakietowa czy pociski hipersoniczne. Nie wystarczą one jednak do tego, by powstrzymać Rosję przed ewentualnym zajęciem i utrzymaniem Europy Wschodniej.

Żeby taka reakcja była możliwa i skuteczna, w budżecie muszą znaleźć się środki na zwiększenie zdolności do długotrwałej walki lądowej. Chodzi między innymi o nowe wozy bojowe, które zastąpią aktualne wozy piechoty Bradley, a także o ulepszenia głównego czołgu bojowego Abrams w wariancie SEPV3, a wreszcie o wdrożenie nowego opancerzonego pojazdu wielozadaniowego w miejsce aktualnie używanego, ale przestarzałego M-113.

Na terenie Europy Wschodniej z pewnością przydatna okazałaby się też mobilna haubica 155 mm. Armia USA zastanawia się nad modernizacją systemu platform, które mogłyby zastąpić holowane haubice 155 mm M777 Stryker w brygadach. Gdyby haubice montować na ciężarówkach, zyskałyby na zwrotności i lepszej reakcji w porównaniu z obecnym systemem holowania. 

Zasilenie obrony NATO na jego wschodniej granicy to także konieczność wysłania większej liczby żołnierzy do krajów bałtyckich oraz Polski. Wydaje się, że w obecnej sytuacji utrzymywanie sił rezerwowych stacjonujących niedaleko zagrożenia jest istotniejsze w Europie aniżeli na Indo-Pacyfiku.

Jak napisał niedawno Robert C. O’Brien, były doradca prezydenta Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego, „Administracja Bidena mogłaby pokazać swoją solidarność z Polską i krajami bałtyckimi, ogłaszając zwiększoną obecność USA w regionie. Stacjonowanie pancernej brygady bojowej w Polsce byłoby idealnym uzupełnieniem istniejących sił sojuszu w tym kraju”.

Poprzednia administracja Białego Domu poczyniła wiele wysiłków, by wzmocnić zdolności bojowe amerykańskiego wojska w Europie. Należy te starania poszerzyć.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »