Morskie Farmy Wiatrowe (MFW) od dłuższego czasu ogniskują uwagę energetyków, samorządów, specjalistów od off-shore i statystycznego Kowalskiego. Skoro bowiem transformacja polskiej energetyki i dekarbonizacja gospodarki odbywa się tu i teraz, nie sposób abstrahować od wyzwań i szans, jakie to bezprecedensowe co do skali i złożoności zadanie stawia przed wszystkimi interesariuszami.
Do tematu wracaliśmy wielokrotnie, odnosząc się do kwestii technologii, organizacji procesu i źródeł jego finansowania, zapewnienia warunków do budowy kompetencji polskich firm w zakresie off-shore, również w aspekcie prawno-regulacyjnym, wreszcie stworzenia warunków logistycznych i przyszłej perspektywy dostępu do inwestycji zagranicznych.
Niestety, jak dotąd polskie podmioty nie miały szans w konfrontacji z zasobnymi, doświadczonymi i posiadającymi własne zaplecze badawczo-rozwojowe gigantami z Wielkiej Brytanii, czy pobliskiej Danii.
Olbrzymia skala inwestycji i potencjalne szanse na rozwój polskich firm
Wydawało się, że pomimo podnoszonych zastrzeżeń i pytań potencjalnych interesariuszy, w każdym z wymienionych obszarów uzyskano znaczący postęp i mamy realną szansę podniesienia kwalifikacji, zbudowania własnego zaplecza i poprawy standingu polskich przedsiębiorstw elektroenergetycznych. Mamy potencjał do powstania całej rzeszy wysoko wyspecjalizowanych podmiotów, zapewniających ciągłość działania, magazynowanie energii, serwisowanie i konserwację instalacji oraz ochronę i monitorowanie infrastruktury.
Rzeczywisty wymiar wyzwania to perspektywa 2026, kiedy to pierwszy prąd z morskich farm wiatrowych zasili polski system elektroenergetyczny. Stąd zaawansowane prace na sieci przesyłowej, jak i inwestycje w magazynowanie energii. Tylko na Pomorzu, a więc w bezpośrednim zasięgu źródeł wytwarzania powstanie 250 km nowych linii przesyłowych a kolejne 200 zostanie zmodernizowane. Jak informuje rzecznik PSE do roku 2030, oznacza to nakłady rzędu 4,5 mld, z czego gros realizacji i przyłączy, oznaczających faktyczną konwersję polskiego systemu elektroenergetycznego, dotąd zasilanego głównie ze źródeł zlokalizowanych na południu kraju, przypadnie, jak wynika z umów z inwestorami na lata 2025 – 2028.
Kluczowe realizacje obejmują stacje elektroenergetyczne Choczewo i Krzemienica opodal Słupska, jak również – o czym pisaliśmy – linie 400 kV: Choczewo – Żarnowiec, Choczewo – Gdańsk Przyjaźń, Choczewo – modernizacja linii Gdańsk Błonia – Grudziądz Węgrowo oraz Choczewo – Słupsk.
Już wcześniej na terenie Pomorza rozbudowano sieć przesyłową o linie 400 kV o łącznej długości blisko. 320 km na odcinku: Grudziądz – Pelplin – Gdańsk Przyjaźń, Gdańsk Przyjaźń – Żydowo Kierzkowo, Żydowo Kierzkowo – Słupsk. W tych lokalizacjach wybudowano równocześnie nowe bądź zmodernizowano istniejące stacje elektroenergetyczne.
Ambitne zadania i cele
W efekcie przeprowadzonych w roku 2020 studiów i analiz wytypowano dotąd lokalizacje dla dwóch nowych stacji oraz zaplanowano przebieg czterech linii przesyłowych. Negocjacje i uzgodnienia z samorządami oraz lokalnymi społecznościami poprzedziła inwentaryzacja zasobów przyrodniczo-krajobrazowych na terenie zaplanowanych inwestycji. Jest to bowiem warunek uzyskania decyzji środowiskowych. Dotąd odbyło się 200 takich spotkań, poprzedzających ostateczne uzgodnienia oraz przygotowujących wykup gruntów.
Konsultacje mają charakter ciągły i cykliczny, a w ich wyniku dokonano szeregu korekt przebiegu planowanych linii przesyłowych. Do końca tego roku odbędzie się jeszcze kilkanaście podobnych spotkań. Perspektywa roku 2022 to przetargi na prace budowlane i montażowe. Już teraz jednak doszło do podpisania umów na dostawy przewodów fazowych w roku 2023.
Nie przypadkiem prace studyjne, projektowe, konsultacje społeczne i uzyskanie koniecznych decyzji i pozwoleń wzięły na siebie PSE jako podmiot zamawiający. Pozwala to lepiej zaplanować harmonogram kolejnych prac, optymalizować z racji efektu skali ceny dostaw materiałów i komponentów, wreszcie zmniejsza poziom zaangażowania finansowego po stronie wykonawców.
Nierówna walka o polski udział w kontraktach
Wydawałoby się, że zwłaszcza z punktu widzenia polskich partnerów to działanie racjonalne, zapewniające dostęp do atrakcyjnych kontraktów. Taki pogląd weryfikuje złożony w Urzędzie Regulacji Energetyki Plan łańcucha dostaw materiałów i usług. Dla projektów Baltica 2 i Baltica 3 ograniczono się tymczasem do nader ogólnikowego stwierdzenia, że „ogłoszenie postępowań zakupowych dla prac lądowych ma nastąpić w roku 2022”.
Przypomnijmy, że mowa o projekcie realizowanym przez PGE wespół z duńską firmą Oested – światowym potentatem na rynku tego rodzaju projektów. W przypadku projektów MFW Bałtyk II i III, gdzie partnerem Polenergii jest norweski Equinor wybór dostawcy lądowych instalacji oraz prace budowlane na stacji i linii przesyłowej, zaplanowano na trzeci kwartał roku 2023. Kolejna farma: BC-Wind Polska, na której realizację URE przyznał kontrakt kontrolowanej przez EDP Renewables (EDPR) i Engie spółce joint-venture Ocean Winds z siedzibą w Madrycie o mocy 369,5 MW dokona wyboru dostawców i wykonawców sieci przesyłowych w 3. kwartale 2024 a stacji transformatorowej kwartał wcześniej.
Część inwestorów – jak RWE zastrzega sobie poufność tych danych. Nie można zapominać o Orlenie, który wszedł do gry nieco później, za to z impetem, bo przyjmowanie ofert na dostawy dla potrzeb Balic Power realizowanej wraz z kanadyjskim Northland Power zakończy się w tym miesiącu.
Wszyscy inwestorzy twierdzą, że odmiennie niż w przypadku morskiego segmentu planowanych inwestycji, potencjał krajowych firm stwarza im szanse skutecznego ubiegania się o udzielenie zamówienia w formule „pod klucz” zwanej też „zaprojektuj i wybuduj”, przy czym tak PSE, jak inni operatorzy, część zdań biorą na siebie. Nie przypadkiem więc Orlen powierzył prace projektowe i realizację zadań wynikających z wyprowadzenia mocy na odcinku lądowym planowanej inwestycji Baltic Power krajowemu Enprom’owi. Firma tylko w minionym roku zrealizowała trzy projekty linii przesyłowych 400 kV, z czego jeden poza granicami Polski.
Tyle że z zapowiadanej pierwotnie formuły „zaprojektuj i wybuduj” pozostał tylko ten ostatni. Sytuacja finansowa wielu firm pozostawia obecnie wiele do życzenia. Wynika to z braku rytmiki bieżących zleceń na duże roboty. W pewnej mierze powodem był harmonogram prac studyjnych i przygotowawczych, o czym PSE informowały zainteresowane strony. Swoje dołożyła także pandemia i jej następstwa.
Brak zleceń ze strony dystrybutorów energii w połączeniu z post pandemicznym zakłóceniem łańcucha dostaw, spowodował skokowy wzrost kosztów. Rozwiązaniem problemu jest usprawnienie rozliczeń i dzielenie zadań na etapy, co skraca czas realizacji oraz. Warunkiem mitygowania ryzyka są także dostawy inwestorskie, gdzie z racji efektu skali można uzyskać korzystniejsze warunki, a wykonawca nie zamraża kapitału własnego.
Procedury przetargowe dyskryminują polskie podmioty
Odrębne wyzwanie stanowią warunki przyłączeniowe mocy z Morskiej Farmy Wiatrowej, nie tylko ze względu na określone w SIWZ (Specyfikacja Istotnych Warunków Zamówienia) parametry mocy przyłączeniowych, ich alokację i poziom napięcia, ale z uwagi na stabilizację całego systemu. Wymaga to standaryzacji, co w naszych warunkach stanowi nowe doświadczenie w zakresie parametrów, z jakimi polscy operatorzy nie mieli wcześniej do czynienia.
W tym kontekście zagadnienie magazynów energii nabiera kluczowego znaczenia. W efekcie rośnie zapotrzebowanie rynku nie tylko na prace projektowe, ale studia z zakresu uwarunkowań realizacji, doradztwo techniczne oraz analizy o charakterze systemowym. Dlatego szczególnie ważna jest współpraca z zapleczem naukowo-badawczym, w tej liczbie z uczelniami i ośrodkami akademickimi. Nowe standardy dotyczą nie tylko technologii czy modelu finansowego, ale także organizacji, logistyki, a nawet komunikacji.
Jeszcze w czerwcu b.r. zwracał na to uwagę w rozmowie z niżej podpisanym szef katowickiego Elbudu Henryk Spierewka wskazując, że procedury przetargowe w obliczu braku płynności finansowej eliminują już na starcie szereg krajowych podmiotów.
Bruksela sprzyja zagranicznym firmom w Polsce
Przyjęte w kontraktach różnicowych ceny za MW energii wytworzonej w MFW zgodne z rozporządzeniem Ministerstwa Klimatu i Środowiska oraz ustawą o morskiej energetyce wiatrowej, gwarantują zabezpieczenie interesów inwestorskich, gdzie w każdym projekcie główna rola przypada zagranicznym potentatom, co więcej także spoza europejskiego obszaru gospodarczego.
Interesy krajowych wykonawców nadal zależą więc od tych, którzy z racji doświadczenia, potencjału, zasobów kapitału i nieskrepowanego dostępu do rynku dyktują warunki gry.
Próba zapewnienia równego dostępu do kontraktów na morską część inwestycji jest jeszcze trudniejsza. Paradoksalnie w tym przypadku nie chodzi tylko o potencjał finansowy, technologiczny, czy doświadczenie w tego rodzaju realizacjach. Konstrukcje i urządzenia dla MFW obejmują m.in., sztuczne wyspy. Jedna z nich już powstała dla potrzeb innego strategicznego projektu, jakim jest przekop Mierzei Wiślanej.
Tymczasem Bruksela przestrzega przed rzekomymi próbami dyskryminacji, do czego mają jakoby prowadzić prace w Ministerstwie Infrastruktury nad rozporządzeniem o postępowaniu rozstrzygającym.
Konkretnie spór dotyczy warunku, by wykonawca dysponował doświadczeniem w zakresie budowy elektrowni konwencjonalnych, czego znaczna część potencjalnych kontrahentów zagranicznych od dawna nie czyni. Artykuł 15 ust. 1 dyrektywy 2018/2001o OZE formułuje wprost zakaz dyskryminacji.
W efekcie w imię słusznych co do zasady założeń polskie firmy tracą potencjalne szanse na udział w realizacji drugiego etapu inwestycji, których pierwszy etap stał się udziałem konsorcjów, gdzie główna rola wykonawcza i udział w wynikających stąd zyskach przypadnie wymienionym wcześniej europejskim i nie tylko, potentatom rynku OZE.
Po raz kolejny zatem miało być dobrze, a wyszło jak zwykle. Polskie inwestycje, zamiast kreować kapitał naszych przedsiębiorców, są źródłem pewnych zysków dla zagranicznych gigantów.