fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

6.7 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Rosyjska demonstracja siły nad granicą z Ukrainą

Czy Ukraina zagrożona jest inwazją? Sytuację ocenia francuski politolog w wywiadzie dla „Le Figaro”

Warto przeczytać

Florent Parmentier rozmawia z francuskim dziennikiem o sytuacji, w jakiej obecnie znajduje się Ukraina. Mówi o wzroście napięcia i zagrożeniach płynących ze strony Rosji i o intencjach Władimira Putina. Tłumaczy też, jakie pole manewru ma w tym przypadku Europa.

Sytuacja Ukrainy nie należy obecnie do najciekawszych. Rosyjskie siły wojskowe od kilku tygodni gromadzą się w pobliżu jej granicy, a wysoki rangą urzędnik amerykański powiedział dziennikowi „Washington Post”, że Rosja przygotowuje ofensywę z udziałem nawet 175 tys. żołnierzy.

W tej sytuacji szef dyplomacji USA Antony Blinken po spotkaniu z Siergiejem Ławrowem piastującym takie samo stanowisko w Rosji, powiedział, że Stany Zjednoczone nie pozostaną obojętne w przypadku ataku na ukraińską granicę.

O tej napiętej sytuacji „Le Figaro” rozmawiało z Florentem Parmentier, sekretarzem generalnym Cevipof, centrum badań politycznych na Sciences Po.

„Rosja przeprowadza manewry na swoim terytorium, co nie jest w istocie naganne. Z drugiej strony, niepokojące są intencje, które za tym stoją. W tym kontynuowanie tego, co Moskwa rozpoczęła w 2014 r. i wykorzystaniu tego do przeprowadzenia ataku na terytorium Ukrainy, z wojskami, które znajdują się zarówno na północy (na Białorusi), na wschodzie, jak i na południu Ukrainy. Konkretnie rzecz ujmując, nie jest to pierwszy raz, kiedy mamy do czynienia z tego rodzaju manewrem, jak wiosną ubiegłego roku, ale na szczęście nie miał on żadnych konsekwencji” – przypomina Parmentier.

Wszystko to dzieje się dlatego też, że Rosja bada sytuację. Próbuje zareagować na dwa lub trzy wydarzenia militarne, których ostatnio doświadczyła. Są to, między innymi, tureckie drony, zwiększona obecność wojskowa NATO na Morzu Czarnym i obecność amerykańskich bombowców w odległości 20 km od Rosji.

Władimir Putin niedawno wyraził też chęć uzyskania gwarancji bezpieczeństwa na swoim terytorium. Tu dochodzi sprawa czerwonej linii – dla każdej ze stron jest ona inna: dla USA to suwerenność Ukrainy, dla Rosji nie do przyjęcia jest natomiast zbliżenie NATO z Ukrainą.

Jeśli chodzi o ewentualną interwencję Rosji na Ukrainie, to wydaje się ona mało prawdopodobna. Przede wszystkim to sprawa kalkulacji geopolitycznej. Moskwa musi uwzględnić tu trzy zasadnicze elementy. Musi wziąć pod uwagę, że inwazja wiąże się z ogromnymi kosztami, tak ludzkimi, jak i gospodarczymi. Należy też pamiętać, że Rosja nie jest zainteresowana rozmowami pokojowymi z Kijowem. Nie interesują ją w tym przypadku ani Europejczycy, ani NATO. Wszystko zamierza ustalać jedynie ze Stanami Zjednoczonymi. Moskwa chce rozmawiać bowiem tylko z „przywódcą”, a za takiego uznaje USA.

Eskalacja, jaką teraz widzimy, nie powinna być przede wszystkim postrzegana w kategoriach konfrontacji. To raczej próba zastraszania i test sprawdzający, jak daleko są gotowe posunąć się Stany Zjednoczone w określonej sytuacji.

Co do Ukrainy, to ma ona „bardzo specyficzną wewnętrzną dynamikę polityczną: istnieją tam zarówno terytoria secesjonistyczne, które są w dużym stopniu wspierane przez Rosję, jak i partie opinii publicznej, które są niechętne jakiemukolwiek porozumieniu z Rosją. Ryzyko dla Ukrainy polegałoby na tym, że stałaby się jedynie przedmiotem tego kryzysu, a nie aktorem, w tym sensie, że nie miałaby na niego wpływu” – wyjaśnia Parmentier. I przyznaje, że „można się zastanawiać, czy Rosja rzeczywiście chce utrzymać format porozumień Mińsk II z 12 lutego 2015 r., podpisanych po negocjacjach między Rosją, Ukrainą, Francją, Niemcami i przedstawicielami rebeliantów, czy też znaleźć nowych rozmówców”.

Kiedy w 2021 r. Joe Biden i Władimir Putin podczas szczytu w Genewie wymienili poglądy, udało im się osiągnąć niewielki postęp we współpracy w kilku obszarach. Tak było np. w przypadku powrotu ambasadorów obu stron. Jednak w kwestii Ukrainy nie poczyniono znaczących postępów. Moskwa zajmuje tu wciąż twarde stanowisko. Daje do zrozumienia Stanom Zjednoczonym, że jeśli nie chcą porozumieć się na gruncie dyplomatycznym, będą zmuszone rozmawiać z rosyjskim ministrem obrony. Co oznacza bardzo wiele.

7 grudnia odbyło się spotkanie Władimira Putina i Joe Bidena. Wywiad z francuskim politologiem odbył się nieco wcześniej. Uważał on, że aby doszło podczas rozmowy szefów obu państw do porozumienia, „obie strony musiałyby mieć poczucie, że doszły do kresu swoich możliwości negocjacyjnych, zanim ryzyko błędnej kalkulacji będzie zbyt wysokie”. Obecnie takie wymiany zdań służą jedynie zwiększeniu napięcia. Jeśli którekolwiek z tych dwóch mocarstw uzna, że ma „jeszcze trochę swobody, to rezultaty będą umiarkowane lub żadne”.

Gdyby jednak Rosja zdecydowała się zaatakować Ukrainę, to militarnie ma duże możliwości, by zająć sporą część terytorium. Jednak trzeba zdać sobie sprawę, że teraz ukraińska armia jest lepiej przygotowana niż w 2014 r. Ale gdyby nawet Rosja osiągnęła swoje, to okupacja dużego kraju liczącego 45 mln ludzi jest bardzo skomplikowana, a być może nawet niemożliwa. Do tego nie wystarczą rosyjskie wojska.

Niekoniecznie też zajęcie kolejnej części Ukrainy jest potrzebne Rosji. „Jeśli dojdzie do zjednoczenia Ukrainy, będzie to oznaczało, że Doniecka i Ługańska Republika Ludowa staną się podmiotami federacji ukraińskiej. W ten sposób będą mogli blokować decyzje dotyczące szeroko rozumianej polityki zagranicznej, co dawałoby Rosji nieoficjalne weto wobec wszystkich decyzji podejmowanych w Kijowie. Tak więc w pewnym sensie celem Rosji w 2014 r. nie było zdobycie całej Ukrainy, ale zdobycie wystarczającego kawałka, poza Krymem, który jest szczególnym przypadkiem, aby w końcu regularnie przypominać Kijowowi, że Moskwa dzierży część kluczy” – tłumaczy politolog.

Na razie jednak Władimir Putin próbuje testować granice. W tym przypadku to Europa musi wykazać się nie tylko stanowczością, ale i chęcią współpracy z Moskwą w kilku obszarach. Rosja, będąc sąsiadem państw Europy, będzie im potrzebna i to zawsze, choćby do uderzenia w Państwo Islamskie. „Musimy zaproponować coś w perspektywie długoterminowej, biorąc pod uwagę postrzeganie zagrożenia i postrzeganie bezpieczeństwa przez państwa członkowskie z Europy Środkowej, zwłaszcza w czasie francuskiej prezydencji Unii Europejskiej” – radzi Parmentier.

I należy brać pod uwagę też fakt, że nie tylko Władimir Putin podejmuje decyzje. W jego cieniu i pod jego kuratelą działają różne grupy. Często mają rozbieżne interesy, te Gazpromu nie zawsze są spójne z interesami armii czy służb wywiadowczych. Prezydent Rosji musi w tym przypadku przyjąć postawę arbitra.

Jeżeli chodzi o rolę Francji, to prezydent Emmanuel Macron deklaruje, że Francja jest za Ukrainą i będzie bronić jej suwerenności. Jednocześnie od 2019 r. podjął on inicjatywy zbliżenia z Moskwą w ramach dialogu Trianon. Nie wszyscy europejscy partnerzy byli tym faktem zachwyceni. W sierpniu 2019 r. w przemówieniu do ambasadorów Macron sugerował, że głębokie państwo nie powinno przeszkadzać w zbliżeniu z Rosją.

„W normalnych okolicznościach kryzys ten przeszedłby w pierwszej kolejności przez Angelę Merkel, a następnie rykoszetem przez Paryż. Jednak w obliczu obecnej próżni władzy w Niemczech, Emmanuelowi Macronowi przypada w udziale większa odpowiedzialność, zaledwie kilka tygodni przed objęciem przewodnictwa w UE w styczniu 2022 r.” – przypomina na koniec rozmówca.

Florent Parmentier – francuski politolog – jest sekretarzem generalnym CEVIPOF (Centre de recherches politiques de Sciences Po) i pracownikiem naukowym w Centrum Geopolityki HEC. Jego najnowsza książka nosi tytuł „La Moldavie a la croisée des mondes” (wraz z Josette Durrieu).

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »