fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

8.2 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Migranci – pionki w geopolitycznej rozgrywce

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej to dopiero początek – przestrzega „Foreign Policy”

Warto przeczytać

Zanyar Ahmad przetrwał gaz łzawiący, bicie przez polskich i białoruskich strażników oraz temperatury poniżej zera. W podartym, zimowym płaszczu kulił się przy ognisku, starając się zagłuszyć wyjące syreny ostrzegające go przed zawróceniem. Mimo to podjął już pięć prób przedostania się do Polski. Podczas jednej z nich przeszedł prawie kilometr, zanim został złapany przez patrol wojskowy i odstawiony z powrotem przez granicę do prowizorycznego obozu na Białorusi. Jest jednak zdeterminowany, żeby nie wrócić do pełnego „przemocy, korupcji i zła” północnego Iranu, skąd uciekł. „Zostaniemy tutaj, dopóki Unia Europejska nie zrobi czegoś dla nas”.

Ahmad, podobnie jak 7 tys. migrantów rozlokowanych w tymczasowych obozach namiotowych przy granicy Białorusi z Polską, Łotwą i Litwą, jest tylko pionkiem w geopolitycznej rozgrywce. Unia Europejska postrzega to jako element wojny hybrydowej, w której reżim prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki stosuje dezinformację w celu przyciągnięcia migrantów z Bliskiego Wschodu, a następnie przewozi ich na granicę, aby przedostali się do Europy.

Od września spokojne wcześniej polskie lasy diametralnie zmieniły swoje oblicze. Teraz patrole policyjne przeczesują je w poszukiwaniu migrantów i przemytników, niebo rozświetlają ostrzegawcze flary, a firmy budowlane stawiają kolejne ogrodzenia z drutu kolczastego. Nie wydaje się, aby w obliczu sporów o finansowanie murów na granicy oraz zmianę polityki migracyjnej, jakie toczą się w Brukseli, los ludzi takich jak Ahmed miał się poprawić.

Podczas kryzysu migracyjnego, który rozpoczął się w 2015 r., do Europy dotarło 5,2 mln ludzi. Obserwując obecne wydarzenia na granicy z Białorusią, wielu przywódców państw UE doszło do przekonania, że to, co wówczas wydawało się dystopią, może okazać się normalnością w nadchodzącej przyszłości katastrof klimatycznych, ubóstwa i konfliktów zbrojnych, a także narzędziem w rękach dyktatorów pragnących zdestabilizować europejską demokrację.

„Szczerze mówiąc, nie wiem, jak możemy chronić nasze interesy bezpieczeństwa narodowego, a równocześnie poważnie traktować kwestie humanitarne w świetle pogarszających się warunków pogodowych” – stwierdził Tomas Vytautas Raskevicius, przewodniczący Komisji Praw Człowieka w litewskim parlamencie.

Zarówno Polska, jak i Litwa, zdecydowały się zastosować odpowiednie środki prawne i biurokratyczne umożliwiające im opanowanie sytuacji. Ogłoszenie stanu wyjątkowego wiąże się z zakazem nieautoryzowanego przemieszczania się w strefie nadgranicznej. Dzięki temu strażnicy zyskują dodatkowe środki kontroli, pozwalające na zapobieganie nielegalnemu przedostawaniu się migrantów. Obydwa państwa próbują też zdobyć poparcie dla swoich inicjatyw ze strony Brukseli. Litwa oczekuje zmiany istniejących zasad migracyjnych UE na takie, które pozwoliłyby jej na wypychanie przybyszów w krytycznej sytuacji.

„Litwa potrzebuje bardziej elastycznych relacji z UE w kwestiach migrantów. Dzięki temu możemy zorganizować ich przepływ oraz odpowiedzieć na różne metody dezinformacji ze strony białoruskiego reżimu” – stwierdza Dainius Zalimas, były prezes litewskiego Sądu Konstytucyjnego. „Jesteśmy małym krajem i niestety polityka wypychania i stan wyjątkowy są najskuteczniejszymi środkami” – dodaje.

Jednak obrońcy praw człowieka byli na miejscu świadkami znęcania się, bicia i niepotrzebnego przetrzymywania migrantów. Podczas wystąpienia do Komitetu ONZ Przeciwko Torturom, litewski Instytut Monitorowania Praw Człowieka opisał przypadki złego traktowania osób przetrzymywanych w litewskich obozach dla uchodźców, poważne ograniczanie prawa do azylu w tym kraju oraz sytuacje, które można by uznać za tortury.

Na Litwie dziennikarze i organizacje pozarządowe mają możliwość przebywania w strefie przygranicznej, ale w Polsce obowiązuje zakaz wstępu w promieniu 15 km od granicy.

Organizacja pozarządowa „Fundacja Ocalenie”, która specjalizuje się w pomocy uchodźcom i migrantom, od kilkunastu tygodni zajmuje się zaopatrywaniem potrzebujących w jedzenie, wodę i koce. Kierujący nią Piotr Bystrianin opisał policyjne i wojskowe punkty kontrolne uniemożliwiające organizacjom pozarządowym niesienie pomocy czy takie praktyki jak śledzenie ich wolontariuszy lub zatrzymywanie samochodów. Ogólna atmosfera strachu sprawiała, że niejednokrotnie migranci byli zbyt przerażeni, żeby w nagłych wypadkach wezwać pomoc medyczną, w obawie przed deportacją.

„Pomaganie ludziom i branie od nich pieniędzy lub wspieranie ich w nielegalnym przekraczaniu granicy z Polską jest nielegalne i może za to grozić od roku do czterech lat więzienia” – powiedział Bystrianin o polskich przepisach dotyczących sytuacji nadzwyczajnych. „To sprawia, że bardzo trudno pomagać potrzebującym. Gdybyśmy mogli wykonywać naszą pracę i docierać do ludzi na tej granicy, byłoby mniej ofiar śmiertelnych” – dodał. Od początku kryzysu na granicy zginęło co najmniej 11 migrantów.

Massimo Moratti, zastępca dyrektora Amnesty International na Europę, zauważa też, że zakaz wstępu do strefy przygranicznej dla pracowników organizacji humanitarnych i dziennikarzy uniemożliwia także dokumentowanie mających tam miejsce nadużyć. Moratti sądzi, że jest to wzorzec wspólny dla całej Europy, gdzie wypychaniu migrantów towarzyszą restrykcyjne środki przeciwko organizacjom pozarządowym.

Pospieszna budowa ogrodzeń czy montaż czujników ruchu na granicach Polski, Litwy i Łotwy z Białorusią ponownie ożywiły debatę, jaka pojawiła się po kryzysie migracyjnym z lat 2015-2016. To także ogromne koszty – na ukończenie budowy 300 mil muru do września 2022 r. Litwa przeznaczyła aż 152 mln euro. Polska planuje rozpocząć prace budowlane do 15 grudnia. Tymczasem w Brukseli trwają spory czy UE powinna wesprzeć te inicjatywy.

7 października ministrowie spraw wewnętrznych i imigracji Polski, Litwy, Łotwy i dziewięciu innych państw członkowskich Unii Europejskiej napisali list do Komisji Europejskiej, w którym domagają się, by budowa mająca na celu powstrzymanie migracji została przez Unię sfinansowana. Premier Węgier Viktor Orban posunął się nawet do szantażu, twierdząc, że jeżeli Bruksela nie zwróci jego rządowi miliardów dolarów, które rzekomo wydał na budowę własnego muru antyimigracyjnego w 2015 r., to jest gotowy otworzyć korytarz dla migrantów do Austrii. Niemiec czy Szwecji.

Jednak wśród polityków europejskich panują mieszane nastroje. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen stanowczo odrzuciła prośby o finansowanie murów granicznych, natomiast przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel wskazał, że UE może je legalnie finansować.

Dwa największe bloki w Europejskim Parlamencie, czyli centroprawicowa Europejska Partia Ludowa (EPP) oraz centrolewicowy Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów (S&D) wyrażają przeciwstawne poglądy w tej sprawie.

Rasa Jukneviciene, wiceprzewodnicząca EPP i była minister obrony Litwy, podkreśliła, że oddziela swoje poparcie dla muru od stanowiska w sprawie migracji. Jak powiedziała: „Budujemy fizyczne granice nie przeciwko migrantom, ale przeciwko wrogiemu reżimowi Łukaszenki. Gdy upadnie i będziemy mieli nowego sąsiada na naszej granicy, nie będzie potrzeby budowania fizycznej granicy”.

Z kolei Pedro Marques, wiceprzewodniczący S&D i były portugalski minister planowania i infrastruktury, stwierdził, że polski rząd „igra z życiem tysięcy ludzi, nie zapewniając migrantom odpowiednich warunków”.

Piotr Bystrianin sceptycznie podchodzi do projektu murów granicznych. Uważa, że mur i tak nie pokryje tych mniej bezpiecznych fragmentów granicy, przez które migranci nadal będą próbowali przechodzić, a handlarze ludźmi i przemytnicy będą żądali więcej pieniędzy za swoje usługi.

Jak zauważa Massimo „Odstraszanie jest tutaj słowem kluczowym, niewypowiedzianą polityką łączącą wszystkie te kwestie”. Jego zdaniem politycy wykorzystują migrację w walce o władzę, grając na lękach własnych obywateli oraz jako próbę odstraszenia osób ubiegających się w państwach zachodnich o azyl.

Wielu polityków twierdzi, że odstraszanie jest skierowane przeciwko Łukaszence, a nie migrantom. „Jeśli pozwolimy ludziom na granicy wjechać do UE, Łukaszenko wykorzysta to, by przekonać tysiące osób z Afryki Północnej i Iraku do podążania tą samą drogą” – uważa Andrius Kubilius, członek Parlamentu Europejskiego i były premier Litwy, który popiera finansowanie przez UE budowy muru granicznego. „W przyszłości będzie to wyglądać o wiele gorzej, jeśli nie podejmiemy działań teraz”.

Sytuacja wydaje się odrobinę uspokajać. Trwają loty repatriacyjne do Iraku, a Białoruś opróżniła część swoich obozów. Jednak ostatnie miesiące pozwoliły Europie i światu poznać blaski i cienie obecnej polityki migracyjnej. Wymaga ona zmian, jednak politycy i aktywiści nie zgadzają się co do tego, jakiego rodzaju powinny to być zmiany.

Zdaniem Austina Kochera, naukowca z Uniwersytetu Syracuse zajmującego się zatrzymaniami imigrantów, obrazy koczujących ludzi w namiotach zdanych na łaskę żywiołów i wykorzystujących ich sytuację polityków, staną się powszechne w przyszłych kryzysach migracyjnych. Szacunki pokazują, że rocznie nawet milion osób będzie próbowało dostać się do UE, wraz ze zmianą klimatu i wzrostem temperatury na półkuli południowej. Jak podsumował to Andrius Kubilius: „UE i inne zachodnie demokracje nie są na to gotowe”.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »