fbpx
7 listopada, 2024
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Powtarzanie kłamstwa skutecznie kształtuje rosyjską świadomość

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

Propaganda jako filar systemu ma w Rosji długą tradycję.

Intensywny tydzień dla dyplomacji. Od poniedziałku 10 stycznia trwają rozmowy między Rosją i USA, a w dalszej kolejności Rosja spotka się z przedstawicielami NATO oraz Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Wszystko oczywiście po to, by uniknąć eskalacji konfliktu z Ukrainą.

17 grudnia 2021 r. Moskwa opublikowała dwa projekty traktatów – jeden dla USA, drugi dla NATO. Te dokumenty najprawdopodobniej zdeterminują prowadzone w tym tygodniu rozmowy. Kreml uzależnia zaniechanie swoich działań zbrojnych na Ukrainie od szybkiego i pełnego zaakceptowania warunków postawionych w traktatach. Przekaz traktatów wzmocniony został także konferencją prasową prezydenta Rosji Władimira Putina, która miała miejsce 23 grudnia. Wszystko wskazuje na to, że Rosja chce odwrócić porozumienia z 1990 i 1997 r. Nastawienie Moskwy do Ukrainy można zrozumieć właśnie przez pryzmat różnic w postrzeganiu wydarzeń, jakie miały miejsce w latach 90. ubiegłego wieku.

Ówczesnemu prezydentowi Rosji Borysowi Jelcynowi zależało na wprowadzeniu do porozumienia zapisu o rosyjskim wecie wobec dalszego rozrostu NATO. Nie udało mu się tego zrealizować, a jednak publicznie twierdził, że negocjacje zakończyły się sukcesem i taki zapis dodano.

Putin uważa, że w 1990 r., chwilę po upadku muru berlińskiego, państwa zachodnie złożyły Moskwie obietnicę. W tamtym czasie Niemcy dążyli do ponownego zjednoczenia kraju, podzielonego po wojnie na dwie strefy – Wschodnią i Zachodnią. Mur dzielący państwo upadł, ale ZSRR nadal miał 380 tys. żołnierzy we Wschodnich Niemczech i zapewnione szerokie wpływy na tym terytorium. Żeby Niemcy faktycznie mogły się zjednoczyć, Moskwa musiała wycofać swoich żołnierzy i odstąpić od przysługujących jej praw. I tak się stało w 1990 r.

Czemu Rosja przystała na te ustępstwa? Putin twierdzi, że właśnie z powodu otrzymanej wtedy obietnicy – w zamian za umożliwienie zjednoczenia Niemiec, NATO nie rozrośnie się nigdy na wschód. Jednak, ponieważ nie istniało co do tego żadne wiążące porozumienie, niedotrzymanie tej obietnicy (zdaniem Putina) uszło Zachodowi na sucho.

Putin pomija tu ważny element, czyli faktyczne zapisy traktatu z 12 września 1990 r., zwanego Ugodą Końcową, która umożliwiła zjednoczenie Niemiec. Przywódcą Związku Radzieckiego był wtedy Michaił Gorbaczow, który podczas negocjacji treści traktatu z administracją USA i Niemiec rzeczywiście spekulował na temat nierozszerzania NATO. Jednak ostatecznie w traktacie znalazł się inny zapis. Chodziło o 5. artykuł NATO, który sprawia, że atak na każdego członka paktu traktowany jest, jak atak na wszystkich pozostałych członków. Związek Radziecki chciał, by spod tego zapisu wyłączyć tereny byłego bloku sowieckiego, ale ostatecznie traktat dawał możliwość rozszerzenia NATO także na wschodnią część Niemiec.

Dzięki temu rozwiązaniu NATO mogło przekroczyć linię podziału zimnej wojny – choć musiało na to zaczekać do 1994 r., kiedy ZSRR zakończyło wycofywanie się z zajmowanych terenów, miało też pewne ograniczenia dotyczące rozmieszczenia wojsk i broni atomowej. Gorbaczow podpisał traktat z 1990 r. nie z powodu wynegocjowanych zapisów, a zachęt finansowych. I wydawało się, że doskonale wiedział, co robi, ponieważ w maju 1990 r. powiedział, że jest świadom „zamiaru wyrażonego przez wielu przedstawicieli krajów Europy Wschodniej, aby wystąpić z Układu Warszawskiego, a następnie wstąpić do NATO”.

W 1990 r. osiągnięto zatem porozumienie w sprawie Niemiec. Problem stanowiły natomiast przyszłe konsekwencje tego porozumienia, bo zapatrywania NATO i Moskwy zaczęły się tu znacząco różnić. Ponieważ ugoda nie wykluczała w jednoznaczny sposób możliwości rozszerzenia NATO na wschód od zjednoczonych Niemiec, państwa członkowskie uznały, że traktat zezwala na takie działania. Inaczej tę kwestię interpretuje dziś Rosja, dla której traktat zakazywał dalszego przesuwania granic NATO poza wschodnie Niemcy, bo znalazły się w nim zapisy mówiące jedynie o aktywności w Niemczech, a nie na terenie państw leżących dalej – na wschód.

Gdy prezydentem Rosji został Jelcyn, naciski na Waszyngton w tej sprawie stały się ważnym elementem jego rządów i trwały już od 1993 r. Jelcyn próbował wyjaśnić amerykańskiemu prezydentowi Billowi Clintonowi, że włączenie Polski do NATO narusza warunki porozumienia z 1990 r., bo „wyklucza ono opcję rozszerzenia strefy NATO na wschód”.

Kilka lat później Jewgienij Primakow, ówczesny minister spraw zagranicznych Rosji, a wcześniej doradca Gorbaczowa i szef rosyjskiego wywiadu zagranicznego, spotkał się ze Strobem Talbottem, głównym doradcą prezydenta Clintona do spraw Rosji. Powiedział mu wtedy, że przeglądał materiały w rosyjskich archiwach z 1990 i 1991 roku, gdzie zobaczył, że wielu zachodnich przywódców „powiedziało Gorbaczowowi, że żaden kraj opuszczający Układ Warszawski nie wejdzie do NATO”. Primakow nazwał tę koncepcję „prawdziwą czerwoną linią” Moskwy: „Jeśli infrastruktura NATO przesunie się w kierunku Rosji, będzie to nie do przyjęcia”.

Kolejnym ważnym rozdziałem w relacjach między Rosją a NATO był Akt Założycielski NATO-Rosja (NATO-Russia Founding Act, NRFA), który Sojusz wynegocjował z Moskwą w 1997 r., żeby ułatwić późniejsze rozmowy o rozszerzeniu NATO na kraje Europy Środkowej i Wschodniej. Początkowo Jelcyn chciał wprowadzić do aktu wiążące ograniczenia w tworzeniu infrastruktury bezpieczeństwa NATO w nowych państwach członkowskich, ale Waszyngton na to nie przystał. Wtedy prezydent Rosji chciał wprowadzić wspomniany wcześniej zapis o rosyjskim prawie weta wobec kolejnych rozszerzeń Paktu. To też mu się nie udało, ale w celach politycznych twierdził publicznie, że taki zapis ostatecznie znalazł się w akcie. W wyniku manipulacji Jelcyna, w społeczeństwie rosyjskim pojawiło się przekonanie, że po raz kolejny Moskwa została oszukana przez Zachód.

To przekonanie utrzymuje się do dziś i Putin na nim buduje swoją narrację, którą usprawiedliwia trzymanie Ukrainy w roli zakładnika. Chciałby teraz nadrobić to, co nie udało się osiągnąć Gorbaczowowi, Jelcynowi i Primakowowi w latach 90. XX wieku – uzależnić politycznie kraje byłego Związku Radzieckiego, takie jak Ukraina, od moskiewskich wpływów, odsuwając zarazem infrastrukturę NATO, co dziś ma jeszcze większe znaczenie, ze względu na posiadane siły jądrowe średniego zasięgu nowej generacji.

Historia Putna o tym, jak Zachód zdradził Moskwę, nie znajduje potwierdzenia w żadnych pisemnych dowodach. Należy jednak brać pod uwagę, jak mocno zakorzeniona jest ona w umysłach rosyjskiego społeczeństwa, choć od tamtych wydarzeń minęły już dekady. Putin uważa (i głosi), że Rosja straciła swój niegdysiejszy status nie dlatego, że upadł Związek Radziecki, ale dlatego, że oszukał ją Zachód. Rosjanom łatwiej uwierzyć w taką historię.

Oczywiście w Rosji nie każdy popiera agresję wobec Ukrainy, ale nawet ci, którzy się jej sprzeciwiają, czują żal, że nie udało się nawiązać współpracy między Moskwą a Waszyngtonem po zakończeniu zimnej wojny. Dziś straconych lat nie da się nadrobić, ale można uniknąć wojny na Ukrainie. NATO teoretycznie mogłoby przyjąć do Paktu Ukrainę oraz Gruzję, ale jeśli nie zamierza tego robić, jeśli nie zamierza przesuwać sił bliżej granicy Rosji (w tym sił nuklearnych średniego zasięgu), powinien przejrzyście to deklarować.

Jeśli NATO, USA i OBWE chcą powstrzymać Rosję od dalszej agresji na Ukrainie, powinny ujawnić granice swoich intencji. W ramach tej transparentności należałoby pozwolić Moskwie na prowadzenie inspekcji, rozmów czy wizyt umożliwiających potwierdzenie deklarowanych ograniczeń. W 2002 r. powstało forum dyskusyjne Rada NATO-Rosja, a Putin chciał, by pełniło funkcję konsultacyjną. NATO było zainteresowane taką formą dyplomacji i nadszedł czas, by wrócić do Rady i ożywić ją dla obopólnego dobra.

Rosjanie nie są najważniejszym problemem NATO czy USA. Deeskalacja działań na Ukrainie pozwoli odwrócić uwagę od związanych z nią obaw o krótkoterminowym charakterze i powrócić do strategii długofalowych, w których centrum znajdują się Chiny.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: