fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

9.2 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

W 2021 r. pierwszy raz od 50 lat, aż 5 tys. amerykańskich Żydów wyjechało do Izraela

O amerykańskim antysemityzmie przed wojną i dziś opowiada Pierre Birnbaum w wywiadzie dla „Le Monde”

Warto przeczytać

Żydzi, którzy osiedlili się w USA, dość długo sądzili, że udało im się uniknąć tragedii, jaka wpisała się w żydowską historię. Ale stopniowy wzrost popularności supremacjonistycznej prawicy, a także częściej pojawiające się akty antysemityzmu w Stanach Zjednoczonych, zmieniają to przekonanie. O sytuacji amerykańskich Żydów opowiada w wywiadzie dla „Le Monde” historyk Pierre Birnbaum, autor książki Les Larmes de l’histoire” (Łzy historii).

Czy obserwujemy upadek amerykańskiego snu Żydów?

Atak na synagogę w Pittsburghu 27 października 2018 r. wywołał olbrzymi szok. Robert Gregory Bowers zabił w nim jedenastu wiernych, ranił wielu innych, a wszystko to przy okrzykach „Heil Hitler!”. Sprawa odbiła się szerokim echem w Stanach, ale i za granicą. Wtedy to synagogi i instytucje żydowskie zaczęły się bronić, barykadować, wynajęły strażników i zamknęły na obcych, a to zjawisko niespotykane wcześniej wśród amerykańskich Żydów – spokojnej społeczności składającej się z niewielkich grup rozlokowanych gdzieś na przedmieściach w środku olbrzymich Stanów Zjednoczonych. Jednak ich ojcowie lub dziadkowie doświadczyli pogromów i pamięć o tym została im przekazana – a teraz powraca. Powraca żydowska historia, tyle że teraz Kozacy, którzy brali udział w pogromie kiszyniowskim w Rosji w 1903 r., przekroczyli Atlantyk. Skalę niepokoju pokazują statystyki: w 2021 r. pierwszy raz od 50 lat, aż 5 tys. amerykańskich Żydów wyjechało do Izraela.

W książce Spisek przeciwko Ameryce” wydanej w 2004 r. Philip Roth przepowiadał narodziny faszyzmu w USA i wydaje się, że to powoli się spełnia. Niedługo przed śmiercią w 2018 r. Roth potępił quasi-faszyzm Donalda Trumpa, którego słowa często pełne były przemocy i który prowokował takie zdarzenia, jak masakra w Pittsburghu, a także wpływał na rozwój amerykańskiej radykalnej prawicy, która jest antysemicka i inspirowana nazizmem.

Amerykańscy Żydzi myśleli, że ominie ich tragedia żydowskiej historii?

W 1930 r. na Uniwersytecie Columbia mianowano pierwszego żydowskiego profesora, Salo Barona. Uważał on, że historia Żydów nie musi być rozumiana jako ciąg masakr, pogromów i wylanych łez. Ale po Shoah zrozumiał, że faktycznie taka była przez ostatnie dwa tysiące lat. Wtedy stał się zwolennikiem decentralizacji amerykańskiej społeczności żydowskiej, którą miał budować sztetl – model żydowskiej wioski spopularyzowany wcześniej we wschodniej Europie. Miało to zapewnić demokrację i pluralizm wśród amerykańskich Żydów.

Zresztą amerykańscy Ojcowie Założyciele widzieli siebie jako nowych Hebrajczyków. Wydostali się z niewoli angielskiego „faraona”, następnie przeszli przez Atlantyk, by dotrzeć do nowej Ziemi Świętej – Ameryki i tam cieszyć się wolnością sumienia i wyznania, którą zagwarantowali sobie w 1787 r., przyjmując Konstytucję. Rozdzielenie państwa od religii, które gwarantowała, miał być tak naprawdę szansą na rozwinięcie religii.

Czy stąd bierze się wyjątkowy charakter amerykańskich Żydów?

Tak. „Niech dzieci z rodu Abrahama, które mieszkają w tym kraju, nadal cieszą się życzliwością innych mieszkańców, podczas gdy każdy z nich będzie siedział bezpiecznie pod swoim drzewem wina i fig, i nikt nie będzie go niepokoił”, powiedział w 1790 r. George Washington, przytaczając słowa ze Starego Testamentu. W tym ujęciu amerykański sen opiera się na pluralizmie. To oczywiście jego wyidealizowana wersja, bo niestety ten sam pluralizm nie objął milionów Indian i Afroamerykanów, którzy zginęli w masakrach lub byli trzymani w niewoli. Względem Żydów były to też obietnice nie w pełni pokrywane, bo w praktyce wiele stanów odmawiało Żydom dostępu do publicznych stanowisk. Tak samo zresztą było we Francji od 1791 r.

Jak wyglądały uprzedzenia społeczne wobec Żydów w USA?

Przez długi czas Żydzi nie mieli wstępów do wielu hoteli czy klubów, byli wykluczeni z rozmaitych kręgów towarzyskich, a nawet z części uniwersytetów, zwłaszcza tych należących do Ivy League, czyli ośmiu najbardziej prestiżowych uczelni w USA. Różnego rodzaju uprzedzenia nie dotyczyły tylko Żydów, dotykały również Włochów, Irlandczyków i inne mniejszości, które nie wpisywały się w Amerykę WASP [White Anglo-Saxon Protestant – białych, anglosaskich protestantów]. Jednak w Stanach nie doszło do takich starć jak na Starym Kontynencie. Przetoczyła się przez nie tylko jedna wojna domowa, tymczasem choćby we Francji często wybuchały wojny, podczas których Żydzi często byli brani jako zakładnicy.

W 1915 r. w Atlancie doszło do linczu Leo Franka, żydowskiego biznesmena. Silnie zapisał się on w pamięci amerykańskich żydów i pozostał traumą porównywalną do tej z aferą Dreyfusa. Dlaczego?

Leo Frank był dobrze zasymilowanym żydowskim biznesmenem. W 1913 r. oskarżono go o gwałt i zamordowanie Mary Phagan, młodej pracowniczki. Głośna sprawa nabrała wymiaru ogólnokrajowego. Prowadzono wiele procesów, a apelacje dotarły aż do Sądu Najwyższego. Franka skazano w końcu na karę śmierci, choć nie było dowodów przesądzających o jego winie. Jeden z miejscowych, Edouard Drumont rozpowszechniał plotki, według których w Stanach miał funkcjonować żydowski spisek zawiązany w celu atakowania chrześcijańskich kobiet. Wzbudziło to niepokój opinii publicznej. W 1915 r. gubernator Georgii postanowił, że w obliczu braku dowodów wyrok należy zamienić na dożywocie. Wtedy rozwścieczony tłum brutalnie wyprowadził Franka z więzienia i powiesił go, okaleczając ciało.

Trzeba zauważyć, że był to pierwszy, a zarazem jedyny lincz Żyda w USA. Tymczasem podobny los spotkał kilka tysięcy czarnoskórych Amerykanów. Sprawa Alfreda Dreyfusa we Francji wyglądała inaczej – tu państwo chroniło jego nietykalność fizyczną, a Sąd Kasacyjny w końcu oczyścił go z zarzutów. Państwu amerykańskiemu nie udało się ochronić Leo Franka, padł ofiarą linczu, a jego niewinność nawet dziś bywa kwestionowana.

Czy ten lincz stanowił punkt zwrotny?

Pozwolił postawić istotne pytania. Czy amerykański sen to iluzja? Czy to, co spotkało Leo Franka, charakterystyczne było tylko dla reakcyjnego Głębokiego Południa? Czy był to jednorazowy wypadek? W latach 30. XX wieku w stanach pojawił się jeszcze inny rodzaj antysemityzmu. Był reakcją na New Deal, który wprowadził Roosevelt, a który określany był też jako „Żydowski Deal” przez antysemickie organizacje wyrosłe tym razem w dużych ośrodkach miejskich i powiązane bezpośrednio z niemieckimi nazistami. Mieliśmy więc ukryty antysemityzm na dalekim Południu, który został zastąpiony otwartym antysemityzmem politycznym i przekonaniem, że państwo jest okupowane przez Żydów. Do Stanów dotarł wymyślony we Francji w czasie afery Dreyfusa mit „Republiki Żydowskiej”, który propagowany był też w Republice Weimarskiej przez nazistów.

Czy ten antysemityzm przetrwał wojnę?

Zawsze był silny wśród skrajnie prawicowych ugrupowań, tych, których członkowie wymachują „Mein Kampf” i atakują czarnych Amerykanów i Żydów, chcąc tym udowodnić wyższość rasy aryjskiej. Od 1958 r. w Stanach płonęły synagogi i instytucje żydowskie. I to w środku Stanów, a nie na dalekim Południu. W 1977 r. w Louis, w 1984 r. w Denver, w 1986 r. w Pittsburghu, w 1999 r. w Los Angeles, w 2000 r. ponownie w Pittsburghu, a w 2006 r. w Seattle mordowano Żydów. Powstawały też takie publikacje jak Dzienniki Turnera autorstwa Williama Pierce’a, członka narodowosocjalistycznej Partii Białych Ludzi, który pisał: „Jeśli nasza organizacja wygra, żaden Żyd nigdzie nie przetrwa”.

Czy od 2017 r., kiedy prezydentem został Donald Trump, sytuacja się pogorszyła?

Już Barack Obama był określany jako żydowski agent niszczących chrześcijańskie społeczeństwo, ale po wybraniu Trumpa tego typu dyskurs nabrał rozpędu. Trump czerpał z tych samych wizji, co zwolennicy Tea Party, Ku Klux Klanu, Partii Narodowo-Socjalistycznej, Proud Boys, Konfederackich Białych Rycerzy i wielu innych. W październiku 2018 r. miała miejsce wspomniana tragedia w Pittsburghu, ale po niej zaatakowano też inne synagogi – w Kalifornii i Nowym Jorku. Radykalna prawica uważa, że nowoczesność i globalizacja to efekt żydowskiego kapitalizmu, i w nie wymierza swoje ataki.

Grupy te uważają, że Waszyngton okupowany jest przez syjonistyczny rząd. Wśród napastników próbujących przejąć Kapitol w styczniu 2021 r. można było znaleźć osoby w koszulkach z napisem „6MWE”, co tłumaczy się jako „6 mln to za mało” i dotyczy liczby Żydów zabitych przez nazistów. Dziś te środowiska gotowe są działać przeciwko administracji Joe Bidena, bo ten – jak przed nim Roosevelt i Obama – umieścił w swoim otoczeniu kilku żydowskich sekretarzy stanu. W tym ujęciu wzrost antysemityzmu pokrywa się ze wzrostem niechęci wobec państwa federalnego.

W swojej nowej książce przyjmujesz dość pesymistyczne stanowisko. Z czego ono wynika?

Wbrew temu, na co liczył Salo Baron, dolina łez zalewa już amerykańskie społeczeństwo. Masakra w Pittsburghu stanowi przełamanie pewnej bariery. Dziś Żydzi giną po obu stronach Atlantyku. Wcześniej nie było to do pomyślenia w Stanach Zjednoczonych, ale też we Francji, gdzie tego rodzaju tragedie – nie licząc Vichy – nie miały miejsca w nowożytnej historii.

Teraz w USA, tak jak i we Francji, pojawiają się populistyczne agentury, które w swej radykalności rozprzestrzeniają antysemickie uprzedzenia. We Francji zamachy o charakterze antysemickim stawały się też następstwem konfliktów na Bliskim Wschodzie. Wszystkie te tragedie budzą wątpliwości co do tego, czy państwo jest w stanie ochraniać swoich obywateli. Wobec tego integracja Żydów z narodem amerykańskim czy francuskim znów staje się niepewna. Zatem przyszłość nie wygląda obiecująco dla członków „dwóch domów”, które skupiają dziś większą część diasporycznego judaizmu.

SourceLe Monde

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »