fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

13.2 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Odrzucenie „taksonomii” Komisji Europejskiej oznaczałoby uzależnienie od Rosji

Gaz i energia jądrowa mają być uznane za zrównoważone technologie przejściowe. To mądry plan Komisji Europejskiej, gdyż każda inna decyzja doprowadziłaby do rozpadu Unii Europejskiej. Zniszczyłaby partnerstwo, bez którego nie byłoby Unii i euro, i bez którego nie byłby możliwy do osiągnięcia cel „suwerennej Europy”, która łączy Francję i Niemcy – twierdzi „Le Figaro”.

Warto przeczytać

Stosunek do atomu tych dwóch państw jest zgoła odmienny. Francja wytwarza 70 proc. elektryczności z elektrowni jądrowych, co czyni ją światowym liderem w pozyskiwaniu w ten sposób energii. Tymczasem Niemcy zamykają swoje elektrownie atomowe. Już w styczniu zdążyli odłączyć trzy, a trzy ostatnie czeka ten sam los jeszcze przed końcem tego roku. Siłą rzeczy w Niemczech to gaz odgrywa coraz większą rolę. Kraj ten będzie musiał wybudować nowe elektrownie gazowe, w przeciwnym razie nie będzie w stanie do 2030 r. odejść od węgla, stanowiącego niemal 1/3 energii (31,9 proc.).

Bardziej logiczna droga Francji

Z punktu widzenia grup, które uważają, że świat znajduje się na skraju „zagrożenia klimatycznego”, a nawet, że już tam jest, i mających na względzie środowisko – ani atom, ani gaz nie są dobrym rozwiązaniem. Gaz to paliwo kopalne, a elektrownie gazowe emitują CO2. W mniejszym stopniu niż węglowe jednak także przyczyniają się do globalnego ocieplenia. Elektrownie jądrowe za to wytwarzają odpady radioaktywne, które przyszłe pokolenia będą musiały składować przez tysiące lat. Trudno też zapomnieć o awariach takich jak ta w Czarnobylu czy Fukushimie. Lepiej byłoby całkowicie zrezygnować z takich sposobów pozyskiwania energii, czy jednak jest to realne?

Ograniczenie emisji CO2 stało się głównym zadaniem państw Europy. Niemcy zamierzają w ciągu zaledwie kilkunastu lat zaprzestać wytwarzania energii z użyciem paliw kopalnych – zobowiązały się do osiągnięcia neutralności węglowej do 2045 r. Jednak droga obrana przez Francję wydaje się bardziej logiczna. Paryż planuje do 2030 r. zastąpić wszystkie elektrownie węglowe elektrowniami jądrowymi, a następnie, miejmy nadzieję, do 2045 r. zastąpić elektrownie atomowe turbinami wiatrowymi i panelami słonecznymi.

Niektórzy zarzucają Francuzom, że wybierając atom, poszli na łatwiznę. Faktem jest jednak, że są oni obecnie na drodze ku OZE, a sankcjonowanie tego przez Niemcy byłoby błędem. Tymczasem Zieloni w niemieckim rządzie grożą złożeniem skargi przeciwko „taksonomii” Komisji Europejskiej. KE chce, aby droga do finansowania energetyki jądrowej jako zrównoważonej była otwarta, co najmniej przez 20 lat, a do finansowania energetyki gazowej – co najmniej 10 lat. Zdaniem „Le Figaro” skarga Zielonych powinna, jeśli to możliwe, pozostać martwą. Oznaczałaby bowiem TAK dla rosyjskiego gazu, a NIE dla francuskiej energetyki jądrowej, co byłoby nie tylko absurdem, ale i zagrożeniem dla suwerenności Europy.

Uzależnieni od Rosji?

Nie można w tym przypadku zapomnieć o czynniku politycznym: „po katastrofalnej decyzji czarno-żółtej koalicji Merkel II o gwałtownym odejściu od energetyki jądrowej, zapoczątkowane przez poprzedników Merkel w urzędzie kanclerskim uzależnienie od dostaw rosyjskiego gazu stało się strategiczną hipoteką” – przypomina gazeta. W 2012 r. Siemens wycofał się ze współpracy w zakresie energetyki jądrowej z francuskim koncernem Areva, by szukać partnera do współpracy w Rosji. Musiał, z dużym prawdopodobieństwem, uzyskać zgodę niemieckiego rządu.

Francuzi zastanawiają się dziś, jaką „suwerennością” gospodarczą cieszyłaby się Europa, będąc, co najmniej do 2045 r. zależną od rosyjskiego gazu. Zwłaszcza że zapotrzebowanie na energię elektryczną wciąż rośnie. Potwierdza to badanie przeprowadzone przez Instytut Prognoz na zlecenie kilku organizacji ekologicznych. Wynika z niego, że „w latach 2030-2045 zużycie energii elektrycznej wzrośnie o 50 proc. do około 1000 TWh, głównie z powodu elektryfikacji i rosnącej produkcji wodoru. Do 2030 r. wzrośnie ono o dziewięć procent”. W ciągu 20 lat będziemy, więc mieli do czynienia z gwałtownym wzrostem zużycia energii elektrycznej o około 60 proc.

Niemcy chcą podjąć „kolosalne wyzwanie”, jakim jest wyprodukowanie do 2045 r. dwukrotnie większej niż obecnie ilości energii z turbin wiatrowych, paneli słonecznych i innych źródeł odnawialnych. Poinformował o tym w swoim noworocznym wystąpieniu kanclerz Olaf Scholz. To jednak nie wystarczy. Pozostanie ogromna luka. Za pomocą OZE, w najlepszym przypadku, uda się pokryć 90 proc. obecnego zapotrzebowania na energię elektryczną. Ale przecież do tego czasu zużycie wzrośnie o 60 proc.!

Problem leży w produkcji przemysłowej

W raporcie Ariadne „Niemcy na drodze do neutralności węglowej w 2045 r.” dostępnym na stronie internetowej niemieckiego Ministerstwa Edukacji i Badań Naukowych można przeczytać, że „Okres przed 2030 r. będzie decydujący dla pomyślnego przestawienia produkcji przemysłowej na neutralność węglową do 2045 r. Do 2030 r. konieczne jest, aby procesy neutralne pod względem emisji dwutlenku węgla, które obecnie znajdują się w fazie pilotażowej i demonstracyjnej, zostały wyskalowane do poziomu przemysłowego i mogły być opłacalnie eksploatowane”.

Oznacza to, że Niemcom zostało zaledwie osiem lat na to, by te procesy, które obecnie istnieją tylko w formie pilotażowej i demonstracyjnej, zostały „przeskalowane do poziomu przemysłowego”. Czy jednak jest to w ogóle możliwe, szczególnie w kraju, w którym proces planowania i wydawania zezwoleń na budowę farmy wiatrowej trwa od czterech do pięciu lat?

Jeśli Niemcom to się nie uda, energochłonna produkcja przemysłowa ucieknie z ich kraju. Jest to jedna z trzech możliwości – w programie koalicji Trójkolorowych eufemistycznie określana mianem „Carbon Leakage”. Innym rozwiązaniem będzie dalszy import gazu z Rosji, co oznacza klęskę podjętych zobowiązań klimatycznych. Trzecia możliwość to pozyskanie energii jądrowej z Francji, a być może także z Polski. Polacy, chcąc uniezależnić się od lokalnego węgla i rosyjskiego gazu, już wkrótce rozpoczną budowę własnych elektrowni atomowych.

To wszystko pokazuje jasno, że dążenie do odrzucenia planu KE dotyczącego subsydiowania inwestycji gazowych i jądrowych byłoby krótkowzroczne w polityce energetycznej. Byłoby też nieodpowiedzialne strategicznie, antyfrancuskie i antyeuropejskie. Czy rzeczywiście rząd Niemiec tego chce?

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »