Socjalkomunistyczny rząd PSOE i Podemos chce doprowadzić do zmian w kodeksie karnym umożliwiających karanie więzieniem osób, które pokojowo demonstrują przed klinikami aborcyjnymi. Takie właśnie protestujące grupy najbardziej denerwują proaborcjonistów. Jeśli propozycja przejdzie, bycie pro-life w Hiszpanii będzie przestępstwem.
Najnowsze poprawki do projektu reformy Kodeksu Karnego promowane przez PSOE, pozwalają ścigać osoby, które modlą się i organizują pokojowe manifestacje przed klinikami aborcyjnymi, Działania te miałyby być sądzone tak jak fizyczna lub psychiczna przemoc wobec kobiet, przy czym „nie będzie konieczne, aby osoba poszkodowana lub jej przedstawiciel prawny złożyli skargę”.
Taka modyfikacja była promowana przez, pierwotnie bardzo katolicką, Baskijską Partię Nacjonalistyczną (PNV), która w listopadzie ubiegłego roku zapewniała, że gdyby wymagana była formalna skarga na proliferów modlących się przed klinikami, „wiele przestępstw pozostałoby bezkarnych, ponieważ kobiety chcą zachować swoją prywatność”.
Jak przekazał hiszpański dziennik „El Debate”, we wrześniu 2021 r. PSOE przedstawiła swój projekt legislacyjny dotyczący dodania artykułu „172 quater” do hiszpańskiego kodeksu karnego. Zgodnie z nim, modlący się lub protestujący przed klinikami aborcyjnymi popełnialiby przestępstwo zagrożone „karą więzienia od trzech miesięcy do roku lub pracami społecznymi od trzydziestu jeden do osiemdziesięciu dni”.
Projekt ten został przyjęty do rozpatrzenia 21 września 2021 r. w hiszpańskim Kongresie Deputowanych. Po przejściu przez komisję sprawiedliwości mógłby zostać skierowany na posiedzenie plenarne w lutym tego roku.
Ta reforma kodeksu karnego ma już zagwarantowane poparcie całego bloku lewicowego, a ponadto PNV i Ciudadanos. Zdecydowanie sprzeciwia się jej VOX. Natomiast PP, chociaż też nie popiera takich zmian, jeśli wejdzie do rządu, nie anuluje tej reformy. Podobnie zresztą zrobiła z aborcją i małżeństwami homoseksualnymi, chociaż wcześniej im się sprzeciwiała.
To wszystko zaczyna przypominać dyktaturę. Bo jak nazwać sytuację, kiedy zakazuje się manifestowania własnych przekonań, nawet gdy odbywa się to w ramach pokojowego zgromadzenia się w jakimś miejscu i bez zwracania się do kobiet, które chcą dokonać aborcji? To ograniczenie prawa do wyznawania ideologii, wolności słowa i możliwości wypowiadania opinii.