fbpx
10 listopada, 2025
Szukaj
Close this search box.

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Amerykański wywiad wspomaga Ukrainę – informuje „El Mundo”

Redakcja
Redakcja

Nowy Świat 24 | Redakcja

wywiad, wojsko, dane wywiadowcze, rozpoznanie,

Bilans błędów amerykańskiego wywiadu jest przytłaczający. Mylą się od czasu zbombardowania Pearl Harbor przez Japonię w 1941 r., aż do 2021 roku, kiedy to oszacowali, że talibowie będą potrzebowali co najmniej pół roku, aby przejąć władzę w Afganistanie po opuszczeniu go przez wojsko amerykańskie. Tymczasem wystarczyły im zaledwie trzy tygodnie. Na liście porażek amerykańskich agencji wywiadowczych są też m.in.: radziecka bomba atomowa, wystrzelenie przez ten kraj „Sputnika”, inwazja Iraku na Kuwejt, zamach 11 września 2001 r., związki Saddama Husajna z Al-Kaidą, czy iracka broń masowego rażenia.

Jest jednak coś, czym wywiad USA może pochwalić się dziś przed całym światem. Bo tym razem się nie pomylił, chociaż mało kto uwierzył ich doniesieniom. Chodzi o atak Rosji na Ukrainę. Przez wiele tygodni USA ostrzegały, że Władimir Putin przygotowuje inwazję, która rozpocznie się od zmasowanego bombardowania Kijowa samolotami i rakietami manewrującymi. Nie dali temu wiary ani Macron, ani Scholz. Nawet ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski uznał, że to zwykłe sianie paniki. Rosyjska telewizja państwowa RT informowała, że wszystko to jest ukartowane przez USA. Żartowała też z amerykańskiego straszenia rzeczniczka Kremla Maria Zacharowa. Współpracownik WikiLeaks, dziennikarz Glenn Greenwald w zgodnym z nimi chórze twierdził, że nie będzie żadnej wojny.

Pod kobiecym zarządem

A jednak tym razem amerykańskie służby wywiadowcze się nie pomyliły. Na ich czele stoi obecnie Avril Haines. To pierwsza kobieta na stanowisku dyrektora wywiadu narodowego od czasu jego utworzenia przed 76 laty. Haines, zanim objęła to stanowisko, prowadziła dość nieszablonowe życie. Porzuciła studia na Uniwersytecie Johnsa Hopkinsa, by wraz ze swoim chłopakiem kupić za pół ceny bar prowadzony wcześniej przez handlarza narkotyków. Ten lokal w Baltimore City, niedaleko Waszyngtonu, przekształcili w dobrze prosperującą kawiarnio-księgarnię, gdzie odbywały się odczyty poezji erotycznej. To wszystko wydaje się nie pasować do kogoś, kto miał w przyszłości zostać szefem największego aparatu szpiegowskiego w historii. W USA funkcjonuje 17 różnych agencji szpiegowskich, zatrudniających ponad pół miliona osób. W tym roku dysponują one imponującym budżetem wynoszącym 84,1 mld dolarów, czyli 76 mld euro. To mniej więcej tyle, ile Wielka Brytania i Francja wydają łącznie na obronę.

Przeczytaj także:

Jak się udało przewidzieć agresję na Ukrainę? Rosja to dyktatura, która w skrajny sposób kontroluje informacje. Krajem rządzi były szpieg KGB z pomocą czterech innych byłych członków KGB i generała. Jest jednak jeden kluczowy element. W 2018 r., za czasów prezydenta Donalda Trumpa, USA zmieniły swoją strategię obronną z walki z terroryzmem i wojny asymetrycznej na konflikt konwencjonalny. Chodziło o przygotowanie się do wojny z Chinami i, w pewnym stopniu, z Rosją. Agentom łatwiej było jednak przeniknąć do Rosji. 30 lat po upadku Związku Radzieckiego Amerykanie wciąż mają ogromne doświadczenie związane z zimną wojną. Przy tym podobieństwo kulturowe między Stanami Zjednoczonymi a Rosją jest o wiele większe niż między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Dodatkowo przeżywająca regres gospodarczy Rosja oszczędza na zabezpieczeniach, co znacznie ułatwia włamywanie się do jej systemów łączności. Umożliwiło to sporą kontrolę nad tym, co robią i co planują Rosjanie. Dzięki temu już we wczesnych godzinach rannych 24 lutego Waszyngton poinformował, że wojna może wybuchnąć w ciągu kilku minut, ponieważ odbyło się posiedzenie rosyjskiego Sztabu Generalnego. Godzinę później rozpoczęły się bombardowania.

Niewiarygodny Putin

Ujawnienie planów Rosji przez USA nie jest niczym nowym. Już w 1962 r. Stany Zjednoczone pokazały Organizacji Narodów Zjednoczonych rakiety nuklearne, które ZSRR rozmieścił na Kubie. Z kolei w 1980 r. rząd Jimmy’ego Cartera dał do zrozumienia Moskwie, że wie, iż Rosja przygotowuje się do inwazji na Polskę. Upublicznienia tej informacji chciało wtedy samo wojsko, zwykle kojarzące się z tajemnicą. W rzeczywistości amerykańscy generałowie od lat chcieli, by administracja Obamy i Trumpa ujawniała informacje uzyskane przez szpiegów. Służyć to miało przeciwdziałaniu rosyjskiej i chińskiej propagandzie w mediach społecznościowych, sieciach telewizyjnych czy organizacjach takich jak WikiLeaks. Te działania sprawiły, że dziś wiarygodność Putina jest zerowa. Także dlatego, że on sam zaprzeczał, że zaatakuje Ukrainę. A w toczącej się obecnie wojnie narracja kijowska dominuje nad rosyjską.

Także w czasie walk wywiad amerykański odegrał kluczową rolę. Informacje pozyskiwane są głównie drogą elektroniczną, ale prawdopodobnie także z udziałem szpiegów działających w Rosji. Dzięki temu Waszyngton może informować Ukraińców w czasie rzeczywistym, jakie są ruchy rosyjskich wojsk – dokąd zmierzają wrogie kolumny, jakie jednostki się w nich znajdują i jakie są ich cele. Nie ma już czegoś takiego jak zaskoczenie. Nie zadziałały nawet kierowane przez Moskwę cyberataki. W tym przypadku jest to jednak przede wszystkim zasługa Microsoftu mającego gigantyczne doświadczenie w zwalczaniu rosyjskich hacków.

Nie wszystko jednak dało się przewidzieć. Wojna trwa dłużej niż przypuszczano i okazało się, że dysponujący przede wszystkim artylerią Ukraińcy są w stanie zatrzymać rosyjskie kolumny pancerne. Zaskakują podawane przez USA straty Rosji – liczba 5 800 żołnierzy zabitych już w pierwszym tygodniu wojny. Jeśli to tempo się utrzyma, już po dwóch tygodniach zginie więcej Rosjan niż wszystkich ich żołnierzy, którzy polegli w ciągu dziewięciu lat wojny w Afganistanie.

Niestety, nie wygląda to wszystko tak optymistycznie, jak się wydaje. Według amerykańskich szpiegów Rosja ostatecznie wygra tę wojnę, gdyż dysponuje siłą zbrojną znacznie większą niż przeciwnik. Szacunki służb wywiadowczych wskazują, że Moskwa straciła w pierwszym tygodniu wojny od 350 do 500 czołgów, wobec 250 ukraińskich. Tyle tylko, że te 500 czołgów to zaledwie 5 proc. wszystkich posiadanych przez Rosję. Tymczasem 250 to aż 10 proc. ukraińskich. Kijowowi zabraknie w końcu środków pancernych. A to tylko jeden z przykładów ogromnej dysproporcji sił obu stron tego konfliktu. Rosja ma więc duże szanse na zdobycie Kijowa i znacznej części Ukrainy, co zresztą nie musi zakończyć wojny. Oznacza to natomiast rozpad kraju, przedłużającą się wojnę partyzancką i być może nowy Afganistan dla Rosji. Tyle że w tym przypadku chodzi o państwo leżące w Europie.

Przeczytaj także:

NAJNOWSZE: