fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

6.7 C
Warszawa
czwartek, 25 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Historyczny błąd Niemiec z 1970 r. stworzył potwora, jakim jest Putin – uważa Jose Antonio Zarzalejos

Gdyby Niemcy, przy samozadowoleniu innych państw UE i NATO, nie prowadziły przez ostatnie 50 lat polityki współpracy z ZSRR i Rosją, międzynarodowy krajobraz wyglądałby teraz zupełnie inaczej. Dziś są samobójczo uzależnione od dostaw energii z Gazpromu, ogromnego rosyjskiego koncernu gazowego z siedzibą w Petersburgu – pisze Jose Antonio Zarzalejos, dziennikarz i prawnik, w swoim „Notatniku” w „El Confidencial”.

Warto przeczytać

Nałożenie embarga energetycznego na Rosję, które miałoby być decydującym środkiem do udaremnienia zbrodniczej inwazji Putina na Ukrainę, nie dojdzie prawdopodobnie do skutku. Na przeszkodzie stoi Republika Federalna Niemiec, która jest uzależniona od importu rosyjskiego gazu. Szefowa niemieckiego MSZ Annalena Baerbock opowiedziała się jasno przeciwko zakazowi importu gazu, ropy i węgla z Rosji.

„Niemcy więc wciąż płacą, a UE i NATO płacą za »Ostpolitik« (politykę wschodnią) zainaugurowaną w latach 1969-1974 przez socjaldemokratycznego kanclerza Willy’ego Brandta” – zauważa w swoim artykule Zarzalejos. Przypomina, że w przeciwieństwie do Konrada Adenauera, Brandt uważał, że Niemcy Zachodnie powinny uznać granice ustalone w Europie Wschodniej po II wojnie światowej, a także zaakceptować podział kraju zgodnie z zasadą „jeden naród, dwa państwa”. Był też otwarty na nawiązanie współpracy z ZSRR. Zgodnie ze swoimi przekonaniami 12 sierpnia 1970 r. podpisał on Układ Moskiewski (ZSRR-RFN) zobowiązując się tym samym do poszanowania wszystkich granic europejskich. W 1971 r. otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla.

Prowadzonej przez Niemcy „Ostpolitik” nie zmieniła ani nie powstrzymała, nawet inwazja ZSRR na Węgry w 1956 r. czy Czechosłowację w 1968 r.  – kraje, które postanowiły zliberalizować komunistyczny reżim. Polityka wschodnia była kontynuowana przez Socjaldemokrację Niemiecką, a następnie Chrześcijańskich Demokratów, aż do Angeli Merkel. Przywódców Niemiec nie zaniepokoiła „skrajna surowość Breżniewa, który zaproponował ograniczoną suwerenność dla krajów satelickich ZSRR i inwazja na Afganistan w 1979 r.”.

Przeczytaj także:

Tak SPD, jak i CDU prowadziły aktywną współpracę handlową z ZSRR, a następnie z Rosją Putina. Taka polityka doprowadziła Niemcy do „samobójczego uzależnienia od dostaw energii z Gazpromu”. Ten gigantyczny rosyjski koncern państwowy będący największym światowym wydobywcą gazu ziemnego, zatrudnia obecnie pół miliona pracowników, a w 2021 r. z tytułu samego tylko eksportu osiągnął przychody w wysokości 55,51 mld dolarów. „Ponad 50 proc. kapitału spółki należy do Federacji Rosyjskiej, ale bardzo niewielki procent jest również własnością firm niemieckich. Ta okoliczność oraz intensywna współpraca handlowa między oboma krajami wyjaśnia, dlaczego były kanclerz z ramienia SPD w latach 1998-2005 Gerhard Schröder jest członkiem zarządu Gazpromu, z którego to stanowiska nie zrezygnował pomimo niepokojów w swoim kraju oraz skandalu w krajach graniczących z Rosją i Ukrainą” – pisze Zarzalejos.

Angela Merkel w 2011 r. zarządziła „przerwę w dostawach energii jądrowej”. Co prawda promowała energię odnawialną i angażowała się w działania na rzecz ochrony klimatu, to jednak swoją decyzją zwiększyła zależność kraju od rosyjskiego gazu. Opracowany wtedy, na zlecenie Federalnego Ministerstwa Gospodarki, raport wskazał jasno, że aby zastąpić energię elektryczną produkowaną w elektrowniach jądrowych, konieczne będą wzrost importu gazu i węgla oraz rozbudowa elektrowni gazowych i węglowych.

8 listopada tego samego roku kanclerz zainaugurowała wraz z ówczesnym prezydentem Rosji Miedwiediewem budowę gazociągu Nord Stream 1 umożliwiającego bezpośrednie tłoczenie gazu z Rosji do Unii. Rosjanie podają, że „w ciągu dekady gazociąg północny dostarczył do Niemiec ponad 430 mld metrów sześciennych gazu”. Uzgodniono wtedy również budowę gazociągu Nord Stream 2, 1200-kilometrowego rurociągu mogącego dostarczać błękitne paliwo wprost z rosyjskich stepów do północnych Niemiec. Stany Zjednoczone ostrzegały Merkel, że takie dostawy to nadzwyczajna „broń geostrategiczna” w rękach Putina. Jak się okazuje, miały rację.

Coś się jednak zmieniło – obecny kanclerz Olaf Scholz niedawno poinformował, że w „obecnych okolicznościach” proces certyfikacji gazociągu Nord Stream 2 zostanie wstrzymany. W wywiadzie dla „El Confidencial” Felipe González nazwał zmianę w polityce niemieckiej „najważniejszą od czasów II wojny światowej”. Kończy ona bowiem wreszcie zapoczątkowaną przez Willy’ego Brandta „Ostpolitik” i kładzie podwaliny pod nową politykę obronną Niemiec w ramach NATO. Zakłada ona 2 proc. budżetu dla niemieckich sił zbrojnych i nadzwyczajny fundusz w wysokości 100 mld euro na ich wzmocnienie i modernizację. Dość optymistycznie zapowiada się też uniezależnienie Niemiec od importu energii z Rosji od roku 2024. Do tego jednak czasu główna gospodarka UE pozostanie uzależniona od rosyjskiego gazu. I to bez realnej alternatywy.

„Emocje, jakie towarzyszyły Niemcom po II wojnie światowej w związku z nieznośną spuścizną nazizmu, sprawiły, że ich przywódcy, oprócz unikania militaryzacji znormalizowanej w krajach zachodnich, chcieli dać wyraźny sygnał, że niemiecki imperializm to zamknięty rozdział historii. I wybrali najgorszą drogę przed i po upadku ZSRR do tego stopnia, że stali się nawet energetycznie zależni od Moskwy” – zauważa autor.

Mimo tego, że od czasu objęcia władzy Putin z uporem pokazuje, jakim jest „wybitnym uczniem rosyjskiego imperializmu”, mając na swoim koncie inwazję na Gruzję (2008 r.), zbrodniczą interwencję w Syrii (2015 r.) i siłową aneksję Krymu (2014 r.), to Niemcy nadal niewzruszenie realizowały wspólne projekty gazowe. Dopiero 27 lutego kanclerz Scholz ogłosił w Bundestagu koniec „Ostpolitik”.

Gdyby Niemcy prowadziły przez ostatnie 50 lat inną politykę wobec ZSRR i Rosji, sytuacja międzynarodowa wyglądałaby dziś inaczej. Dlatego Tony Judt w swojej książce „Postwar” twierdzi, że lata 1945-1989 były w rzeczywistości tylko nawiasem. Obecnie powraca gorąca i zimna wojna, konieczna, by uniemożliwić Putinowi osiągnięcie któregokolwiek z jego celów. Musi dotrzeć do niego ostateczny sygnał: „koniec z ekspansywnym imperializmem, czy to carskim, sowieckim, czy też idiosynkratycznym w największym kraju na ziemi”.

„Z powodu samozadowolenia i dobrej woli Zachodu karmiliśmy potwora, który teraz nas pożera poprzez inflację (9,8 proc. w Hiszpanii), gwałtownie rosnące deficyty, nowe migracje i skokowy spadek poziomu dobrobytu. Już przed inwazją choroby te zmierzały w złym kierunku, a od tego czasu gwałtownie wzrosły” – zauważa Zarzalejos.

„Rząd niemiecki wezwał do ograniczenia zużycia energii i ostrzegł, że inflacja wymyka się spod kontroli, a wzrost gospodarczy spowalnia w oczach. Niech spojrzą wstecz, a zobaczą źródło tej katastrofy” – podsumowuje autor.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »