„Relacjonowałem kryzys w 2015 r. z Węgier, Serbii i Chorwacji. Kilku miejscowych wyrażało otwartą wrogość wobec nowo przybyłych. Inni obawiali się, że muzułmańscy uchodźcy nie podzielają ich wartości kulturowych i nie będą się asymilować. Jednak antypatia i obawy kulturowe nie wyjaśniają w pełni odmiennego traktowania tych dwóch fal uchodźców” – pisze Jillian Kay Melchior w swoim artykule dla „The Wall Street Journal”.
Zauważa ona, że w 2015 r. Europejczycy mogli słusznie bać się, że z falą imigrantów do Europy przenikną terroryści i islamscy radykałowie. Obawiali się tego nawet sami uchodźcy. „Baszar al-Assad zatruł tę studnię, kiedy zaoferował amnestię islamskim terrorystom i wypuścił ich z więzień w 2011 r. w obliczu antyrządowych protestów” – pisze dziennikarka. Podobne ryzyko nie istnieje jednak w przypadku Ukraińców.
Istotną różnicą między falami uchodźców z lat 2015 i 2022 jest też to, że 7 lat temu to panowie w sile wieku stanowili około 73 proc. osób starających się o status uchodźcy. Obecnie młodzi mężczyźni pozostali w Ukrainie, by walczyć, więc granicę przekraczają głównie kobiety, dzieci i mężczyźni powyżej 60. roku życia. Pełni podziwu dla odwagi i ducha walki Ukraińców Europejczycy chętnie więc pomagają, udzielając schronienia żonom, dzieciom i starszym krewnym żołnierzy.
Przeczytaj także:
- Jak Ukraińcy radzą sobie na polskim rynku pracy
- Przyszłość gospodarki w cieniu rosyjskiej agresji na Ukrainę – rozmowa z Piotrem Arakiem, dyrektorem Polskiego Instytutu Ekonomicznego
- ZPPHiU: ukraińscy uchodźcy mogą wypełnić lukę na rynku pracy w sektorze handlu i usług
- Pierwsi wojenni uchodźcy w szkole – największy problem to bariera językowa
W 2015 r. wielu migrantów pochodziło z pozaeuropejskich państw, w których nie toczyły się żadne wojny. Budziło to więc wątpliwości, czy są to prawdziwi uchodźcy, czy tylko migranci ekonomiczni. Ukraińcy natomiast uciekają z terenów zaatakowanych przez inny kraj, szukając schronienia w pierwszym bezpiecznym miejscu, do którego docierają.
„W schronisku dla uchodźców w Użhorodzie, mieście położonym w południowo-zachodniej Ukrainie, widziałam samochód podziurawiony kulami i dziwiłam się, że ktokolwiek nim jechał i przeżył podróż. Na przejściu granicznym w Medyce między Ukrainą a Polską, tuż przed przejściem granicznym, ziemia była usłana puszkami z gazem pieprzowym i nożami, pozostawionymi przez podróżnych, którym udało się pokonać niebezpieczne terytorium” – opisuje Melchior.
Rozmawiała ona z Ukraińcami i twierdzi, że większość z nich „popiera ograniczenia wyjazdowe dla mężczyzn i obwinia Władimira Putina za rozbicie ich rodzin”. Nie zmienia to jednak faktu, że cierpią z powodu rozstania i tęsknoty za bliskimi. Na dworcu we Lwowie Katerina Bondrewa trzymająca na biodrze swojego 6-miesięcznego synka opowiadała dziennikarce, że jej mąż został w domu w Sumach, w północno-wschodniej Ukrainie, aby bronić ich miasta. „Dla nas jest to bardzo trudne, szczególnie emocjonalnie, ponieważ przed 24 lutego byliśmy naprawdę szczęśliwą rodziną i staraliśmy się wychowywać nasze dzieci w miłości. A teraz musimy opuścić nasz dom” – powiedziała. Płakali, kiedy się żegnali. Teraz czekają na spotkanie, chcieliby jak najszybciej wrócić do domu.
Dziennikarka w swoim artykule wspomina też 32-letniego Władysława Dmitrenko, który w marcu uciekł z Sum wraz z 12-letnią córką Poliną. Po przybyciu do zachodniej Ukrainy przekazał ją swojej teściowej na granicy z Polską. Wrócił do ojczyzny walczyć, ale mówił, że żegnał swoje dziecko ze „strasznym uczuciem w swoich wnętrznościach, jak gdyby jego jelita były wywracane”. Polina na szczęście dobrze radzi sobie za granicą. Dmitrenko pokazał dziennikarce zdjęcie, na którym przebywająca daleko od domu córka się uśmiecha: „Jest bardzo silna, na tyle silna, że sobie z tym poradzi”.
Jednak ta emigracja z Ukrainy nie jest dla Europy bez znaczenia. Powoduje trudności. „Z ekonomicznego punktu widzenia ci uchodźcy są ciężarem, a nie zaletą, więc jest to ogromne wyzwanie” – twierdzi Tomasz Grzywaczewski, polski dziennikarz zajmujący się Europą Środkowo-Wschodnią. Uważa, że Polska sobie z tym poradzi, ale „żeby zmniejszyć napięcia społeczne, potrzebujemy pomocy międzynarodowej” – mówi.
Jest jednak nadzieja, że ukraińscy uchodźcy będą chcieli szybko powrócić do domów, gdy będzie to tylko możliwe – mówią wiele o tęsknocie za domami i bliskimi. Różni ich to od przybyszów z 2015 r. którzy często dawali do zrozumienia, że nie mają dla siebie przyszłości w swoich krajach.
Na dodatek większość uciekających z zagrożonych terenów Ukraińców pozostała w ojczyźnie. 7,1 mln z nich zamieszkało w innych miejscowościach w Ukrainie – wskazują dane Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji ONZ. „Jestem z Charkowa. Gdzie miałabym pójść?” – powiedziała dziennikarce przebywająca w schronisku we Lwowie 70-letnia Nina Belkina. W domu, który musiała w marcu opuścić, gdy eksplozje wybiły okna sąsiadów, mieszkała od 7. roku życia. Jej rodzina namawiała ją, by wyjechała do Finlandii lub Kanady. Ona jednak odmówiła, gdyż chce jak najszybciej wrócić do siebie. „Obcy kraj zawsze będzie obcy. Dziękujemy wszystkim w różnych krajach, ale zawsze będziemy chcieli wrócić do domu. Jak tylko skończy się bombardowanie, wrócimy” – powiedziała.
Nie wyjechała też do Polski 35-letnia Nelly Trubnikowa-Omelczenko z Charkowa. Wolała zostać w Ukrainie z mężem Ołegiem. Gdy autorka przeprowadzała z nią wywiad w marcu w małym zachodnim miasteczku Wynohradiw, była w ciąży z pierwszym dzieckiem, które urodziło się 12 kwietnia. „Myślę, że to jest zwycięstwo życia nad śmiercią” – powiedziała młoda mama.
Dla wielu Europejczyków wsparcie dla ukraińskich uchodźców to kwestia interesu narodowego. W Polsce istnieje „przemożne poczucie potrzeby pomocy tym ludziom” – twierdzi Sławomir Dębski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. „Myślę, że istnieje szerokie zrozumienie, że Ukraińcy walczą nie tylko o siebie, ale o nasze cele. Aspiracje Putina nie kończą się na Ukrainie. Jeśli uda mu się na Ukrainie, pójdzie dalej” – mówi. A wtedy Ukraińcy nie byliby jedynymi uchodźcami.