Inwazja na Ukrainę sprawiła, że na międzynarodowej scenie politycznej i gospodarczej Rosja stała się pariasem. Państwa Zachodu nałożyły na nią serię surowych sankcji – w skoordynowany, szybki i niespotykany dotąd sposób – aby w ten sposób doprowadzić do upadku rosyjskiej gospodarki. Jednak Władimir Putin wciąż może liczyć na wsparcie swojego wschodniego sąsiada i nowego sojusznika – Xi Jinpinga. Czy jednak znamy jego prawdziwe intencje? „Le Point” przeprowadził rozmowę o więziach gospodarczych między Rosją i Chinami oraz konsekwencjach, jakie dla Pekinu niesie ze sobą wzmocnienie relacji z Moskwą. Rozmówcą jest George Magnus, brytyjski ekonomista wyspecjalizowany w problematyce Państwa Środka, pracownik naukowy China Center na Uniwersytecie Oksfordzkim oraz School of Oriental and African Studies w Londynie (SOAS). Jest autorem książki „Red Flags: Why Xi’s China is in Jeopardy” traktującej o ukrytych słabościach chińskiej gospodarki.
Jak bardzo rosyjska gospodarka związana jest z chińską?
George Magnus: Nie tak bardzo, jak z Unią Europejską. Jednak w ostatnich latach więzi gospodarcze między tymi krajami się wzmocniły. Od rosyjskiej inwazji na Krym w 2014 r. wymiana handlowa Rosji i Chin praktycznie się podwoiła, obecnie jej roczna wartość wynosi około 150 mld dolarów. Z perspektywy Pekinu nie jest to największe partnerstwo handlowe, ale 15 proc. chińskiego zapotrzebowania na ropę naftową zaspokajane jest właśnie z rosyjskiego importu, niedawno dołączył do niej także gaz ziemny. Możemy się spodziewać wzrostu tych zamówień – już na początku lutego tego roku kraje te ogłosiły podpisanie nowych kontraktów na gaz i ropę, które łącznie opiewały na 117,5 mld dolarów. Natomiast z perspektywy Rosji już teraz Chiny stały się głównym partnerem gospodarczym.
Czy w takim razie Rosja może zostać gospodarczym wasalem Chin?
W zasadzie już nim jest. Sankcje, które po inwazji na Ukrainę nałożył świat Zachodu, odizolowały Rosję gospodarczo i finansowo. Już teraz wiele zachodnich firm opuściło ten kraj lub wstrzymało prowadzenie w nim działalności. Niedługo kraje zachodnie mają wycofać się z klauzuli „największego uprzywilejowania” w ramach Światowej Organizacji Handlu (WTO) – wtedy możliwe stanie się nakładanie na Rosję wysokich ceł. Ten kraj to obecnie ekonomiczny parias, który staje się coraz bardziej uzależniony od Chin. Nie wydaje mi się, by zmiana czekała nas tak długo, jak długo u władzy pozostaje Władimir Putin.
Czy Rosja i Chiny mają podobną wizję świata?
Tak. Możemy mówić o sojuszu gospodarczym, ale to przede wszystkim sojusz ideologiczny. Interesem obu państw jest zabezpieczenie reżimów autorytarnych we współczesnym świecie. Przywódców Rosji i Chin łączy podobna wizja: antyamerykańska i antyliberalna. Dlatego państwa te rozszerzają także współpracę wojskową i podpisują regionalne porozumienia o bezpieczeństwie. Wypracowały wspólne stanowiska geopolityczne, żeby móc przeciwstawić się Zachodowi – przykładem tego jest długie wspólne oświadczenie wydane na początku lutego przez Władimira Putina i Xi Jinpinga podczas wizyty pierwszego z nich w Pekinie.
Przeczytaj także:
- Rosja nie jest tak potężna, jak się wydaje, ale działa na korzyść Chin – opinia z „Expansión”
- USA potrzebują wyzwolenia od chińskiego łańcucha dostaw
- Chiński monopol uderza w europejski przemysł
- Kuszenie świata chińskim modelem państwowego kapitalizmu
Czy wzmacnianie relacji z Rosją ma jakieś groźne konsekwencje dla Chin?
Czasami na Zachodzie przedstawia się chińskich przywódców jako genialnych szachistów, którzy rozgrywają swoją partię na międzynarodowej arenie, zdolni przewidzieć i planować posunięcia na wiele ruchów do przodu. To jednak błędna wizja. Xi Jinping pomylił się w przypadku Rosji. Można powiedzieć, że z tego powodu utknął „na drucie kolczastym” – żaden jego ruch nie będzie dobrym rozwiązaniem. Dalsze wspieranie Putina w sytuacji przedłużającej się wojny na Ukrainie niesie ze sobą ryzyko wizerunkowe, które mogłoby zniechęcać zachodnie firmy i inwestorów. Obecnie nic nie wskazuje na to, by Chiny miały składać deklaracje neutralności, ale muszą mieć na uwadze, że to właśnie globalizacja umożliwiła ich rozwój. Odcięcie od świata mogłoby odbić się na już i tak kiepskich perspektywach gospodarczych.
A co z chińską strategią „zero COVID”? Czy była błędem, jeśli COVID-19 nadal rozprzestrzenia się w Państwie Środka?
Ta strategia walki z pandemią odniosła spektakularny sukces w latach 2020 i 2021. Była nawet okazją do kpin z nieudolnych prób okiełznania kryzysu sanitarnego w USA i Europie. Jednak nowy wzrost zachorowań w Hongkongu i wykrycie kolejnych przypadków wirusa w innych prowincjach, które odpowiadają za niemal połowę PKB Chin, pokazuje, że chiński rząd musi być ostrożny. Używana lokalnie szczepionka nie jest – w ocenie środowiska międzynarodowego – uznawana za skuteczną, ale Pekin nie zezwala na import zagranicznych, ponieważ chce zachować twarz, jednak przy niskiej odporności stadnej Chińczycy mogą być najbardziej na świecie narażeni na wariant Omikron. Na Zachodzie „zero COVID” nie jest uznawane za skuteczną strategię, przynajmniej nie przy tym wariancie wirusa. Wydaje się jednak, że Chiny pozostaną przy swojej strategii przynajmniej do XX Zjazdu Partii Komunistycznej, czyli do jesieni przyszłego roku.
Premier Li Keqiang uważa, że wzrost gospodarczy Chin w 2022 roku osiągnie 5,5 proc. W ubiegłym roku był na poziomie 8,1 proc. Czy to znaczy, że chińska gospodarka traci impet?
Wielu komentatorów zauważyło, że wyznaczony przez premiera Li cel wzrostu gospodarczego jest najniższy od kilku dekad. Ale nawet tak nisko ustawiony – nadal wydaje się nie do spełnienia, jeśli Chiny nie dostaną nowych bodźców gospodarczych. Pod koniec 2021 r. tamtejszy wzrost gospodarczy wyniósł tylko 4 proc., ze względu na wiele negatywnych czynników. Początek 2022 r. prezentował się o wiele lepiej, ale już wojna na Ukrainie, która może odbić się na cenach żywności i eksporcie, a także kolejna fala koronawirusa i wynikające z niej blokady wewnętrzne, zaciemniły obraz sytuacji. Uważam, że cel 5,5 proc. jest niemożliwy do zrealizowania. Może jednak zostać osiągnięty przez kreatywną księgowość i uruchomienie dodatkowych środków stymulacyjnych.
Czy w takim razie należy dobrze przemyśleć inwestowanie w Chinach?
Inwestorzy rzeczywiście powinni wykazać większą ostrożność. Transparentność nigdy nie była mocną cechą chińskiego biznesu, ale teraz wycofanie się z tego rynku może być dodatkowo utrudnione. Oprócz tego możliwe, że duże grupy chińskie zostaną objęte restrykcyjnymi przepisami albo sankcjami. Nie tworzy to dobrego klimatu gospodarczego do nabywania chińskich akcji.
Rośnie natomiast chiński budżet wojskowy. W 2021 r. został zwiększony o 6,8 proc., a w tym roku o 7,1 proc. Czy to powody do obaw dla Tajwanu?
Oczywiście! Tajwańczycy mają bardzo potężnego sąsiada, którego autokratyczny przywódca obiecał, że przyłączy wyspę do swojego kraju – choć on woli używać określenia „zjednoczy”. Xi Jinping określa Tajwan mianem „renegackiej” prowincji. Zaprzecza jego niezależności, tak samo, jak Putin neguje istnienie Ukrainy. Tajwańczycy od dawna to wiedzą, ale zwiększanie chińskiego budżetu wojskowego nie pozwala im siedzieć bezczynnie. Sądzę jednak, że teraz, to znaczy w obliczu ataku na Ukrainę, Stany Zjednoczone oraz inne kraje zaczną jeszcze bardziej pomagać Tajwanowi i wzmacniać jego zdolności obronne.
Jeśli Chiny zaatakowałyby Tajwan, to czy możemy spodziewać się nałożenia podobnie surowych sankcji przez Zachód?
Nie wiem, czy udałoby się to tak szybko zrealizować. Chiny są ogromne i zajmują centralne miejsce w światowych łańcuchach dostaw. Są powiązane z wieloma krajami, nie tylko w Europie, ale przede wszystkim w Azji. Z pewnością chińska gospodarka zostałaby sparaliżowana, gdyby nagle zamrozić rezerwy warte 3 bln dolarów, wykluczyć ją z międzynarodowego systemu bankowego SWIFT czy zakazać nabywania i sprzedawania wybranych produktów technologicznych – co widzimy w przypadku Rosji. Problem w tym, że te sankcje sparaliżowałyby także obecną gospodarkę reszty świata. Da się to jednak przeprowadzić w średnioterminowej perspektywie, powiedzmy za pięć lat. Wymaga to oczywiście podjęcia odpowiednich działań przygotowawczych przez zachodnie rządy, a także zdywersyfikowania łańcuchów dostaw przez zachodnie firmy.
Czy jeśli Zachód nałoży takie sankcje na Chiny, państwo to może stać się samowystarczalne?
Z całą pewnością nie. Chiny są uzależnione od zagranicznych dostaw energii i żywności. Dlatego przywódcy tego państwa chcą teraz zwiększyć bezpieczeństwo tych dostaw. Poza tym w wielu aspektach Chiny są uzależnione od zagranicznych technologii – wartość importu półprzewodników jest wyższa nawet od wartości importu ropy naftowej. Handel zagraniczny natomiast odbywa się przede wszystkim w dolarach. Stany Zjednoczone mogłyby stać się samowystarczalne, ale nie Chiny. Jednak raz jeszcze podkreślam, że nałożenie sankcji na Chiny negatywnie dotknęłoby wszystkie gospodarki.
Trzy lata temu wydał pan książkę omawiającą niepokojące sygnały zagrożenia chińskiej gospodarki: olbrzymie zadłużenie, słabą krajową konsumpcję, niż demograficzny… Jak brzmi pańska obecna diagnoza?
To, o czym pisałem, nadal jest aktualne. Chiny nie mogą już dalej się zadłużać. Sektor nieruchomości w tym państwie źle sobie radzi – i to mimo rządowych starań ograniczenia wzrostu akcji kredytowej – a przecież jego udział w PKB tego kraju wynosi od 22 do 28 proc. Widzimy też zamykanie się pułapki geograficznej, w którą wpadły Chiny przez zbyt długie trzymanie się polityki jednego dziecka. Dzietność obecnie wynosi tylko 1,3 dziecka na kobietę, wzrasta natomiast populacyjny udział seniorów. W Chinach nie ma znanych na zachodzie systemów emerytalnych i wielu Chińczyków może zestarzeć się, zanim zbudują swój kapitał emerytalny. Być może do 2023 r. Chinom uda się osiągnąć średni roczny dochód w wysokości 12,5 tys. dolarów na osobę, dzięki czemu znalazłyby się w kategorii krajów o wysokim dochodzie – według kryteriów Banku Światowego – ale wciąż pozostaną zależne od eksportu, a wydajność ich pracowników będzie niezadowalająca.
Co mogą z tym zrobić?
Aby stać się trwale produktywnym krajem, Chiny musiałyby rozbudować instytucje zajmujące się promowaniem produktywności. Na przykład szkolnictwo – tylko 30 proc. osób w tym kraju ma odpowiednik naszej matury. Innym rozwiązaniem jest wzmacnianie praworządności. Chociaż w Chinach wprowadzono wiele ustaw, to – podobnie jak kiedyś w Związku Radzieckim – Partia Komunistyczna sprawuje każdy rodzaj władzy: wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą. Natomiast prawa własności pozostają niejasne. Zagwarantowanie faktycznego prawa własności oraz równości wobec prawa umożliwiłoby znaczną poprawę wydajności chińskich przedsiębiorstw i pracowników. Tyle tylko, że nie jest to na rękę reżimowi Xi Jinpinga.