Czwartek 12 maja br. był także pierwszy dniem, kiedy ceremonia i msza na cmentarzu stanowiącym sanktuarium obecne w sercu każdego Polaka, odbyły się bez restrykcji czasu pandemii. To symboliczny wymiar uroczystości, związanej z nazwiskiem tego, który nie znał pojęcia „niemożliwe”. Wszak jeszcze służąc w armii carskiej, został odznaczony jednym z najwyższych odznaczeń – Krzyżem Św. Jerzego, a jako Szef Sztabu Armii Wielkopolskiej uczestniczył w jedynym udanym powstaniu – wielkopolskim. Następnie na czele 15 Pułku Ułanów Wielkopolskich wziął udział w wojnie polsko – bolszewickiej, zajmując min. Mińsk i Bobrujsk.
Lista triumfów nie ogranicza się do pól bitewnych, bowiem w roku 1925 jeszcze jako pułkownik kierował Władysław Anders ekipą jeździecką, która triumfowała podczas prestiżowego challange’u w Nicei.
Miał odwagę domagać się od Stalina wyjaśnień w sprawie mordu katyńskiego, pomimo że znał ryzyko stąd wynikające jako więzień Łubianki, uwolniony dopiero w wyniku układu Sikorski – Majski. Nie mając perspektywy na powrót najkrótszą możliwą drogą do okupowanego kraju, rozpoczął długą epopeję, która od Iranu, przez Bliski Wschód wiodła, aż po kampanię włoską, z epickim bojem o Monte Cassino.
W tle owej wędrówki pozostaje wkład żołnierzy i oficerów Andersa w tworzenie zrębów zbrojnej organizacji, bez której państwo Izrael zapewne by nie powstało. Nie podzielał ugodowej postawy Mikołajczyka w sprawie wschodnich ziem Rzeczypospolitej, czemu dawał dobitny wyraz, podobnie jak podczas dramatycznej rozmowy z Winstonem Churchillem po konferencji jałtańskiej, podczas której stwierdził, że udział innych sił politycznych w składzie Rządu Tymczasowego, jedynie legitymizuje komunistów i ich zamiary.
Historia nie oszczędziła Mu kolejnego ciosu, jakim było pozbawienie polskiego obywatelstwa, przywróconego Uchwałą Rady Ministrów z dnia 15 marca 1989 roku. Wówczas jednak spoczywał już – zgodnie z życzeniem – pomiędzy podkomendnymi, dla których Monte Cassino, stanowiące „bramę do Rzymu” było ostatnim etapem chlubnego szlaku bojowego.
Liczba zasług Generała jest daleko dłuższa, bo z chwilą, gdy stało się jasne, że żołnierze 2 Korpusu nie wrócą do kraju, tylko osobisty autorytet Władysława Andersa sprawił, że zaprawiony w bojach i dobrze wyposażony, lecz jednocześnie karny polski żołnierz podjął tyleż trudne, co niewdzięczne zadanie – najpierw w składzie wojsk okupacyjnych, a później demobilizacji po przetransportowaniu w roku 1946 do Wielkiej Brytanii w ramach Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia.
„Umieć przegrać, lecz nie zostać pokonanym”, to być może sztuka największa. To kolejna nauka, którą w rocznicę śmierci tego wybitnego dowódcy, męża stanu i patrioty warto przypomnieć, ku rozwadze w trudnym czasie, jaki stał się naszym udziałem w ostatnich tygodniach, w związku z rosyjską agresją w Ukrainie.