fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

1.7 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Wielowiekowy apetyt na Ukrainę

W wywiadzie udzielonym „Le Figaro” Martin Motte, członek Instytutu Strategii Porównawczej, przypomina, że długo przedtem, zanim Ukraina stała się obiektem pożądania Władimira Putina, interesowało się nią wielu przywódców państw – na czele z Napoleonem.

Warto przeczytać

Rosja jest tak mocno zainteresowana Ukrainą, gdyż „jest to miejsce, w którym otwiera się dawne Imperium Rosyjskie, a następnie były ZSRR, nad Morzem Czarnym, na południowym krańcu wielkiego przesmyku łączącego północ i południe Europy Wschodniej” – tłumaczy Martin Motte. Na dodatek ten przesmyk ma ogromne strategiczne znaczenie. Prowadząc do Morza Śródziemnego, pozwala Rosji uniknąć izolacji kontynentalnej. Już Churchill zauważył, że „Rosja jest olbrzymem, któremu zatkano dwa nozdrza – Bałtyk i Morze Czarne”. Tę blokadę na południu Rosja chce zlikwidować, przejmując kontrolę nad Ukrainą.

Od dawien dawna

W stronę „ciepłych mórz” parli już Waregowie jeszcze zanim zrobiła to Rosja. Ci skandynawscy wikingowie w VIII i IX wieku działali w rejonach obecnej Ukrainy i Rosji, opanowując przesmyk bałtycko-czarnomorski i tworząc tam w późniejszym okresie pierwszy organizm państwowy, nazwany później Rusią Kijowską. Dopiero siedem wieków później książęta moskiewscy zaczęli zawłaszczać te tereny, ogłaszając się „carami wszystkich ziem ruskich”, co ostatecznie umożliwiło wasalizację Ukrainy. Osiągnięta w 1991 r. niezależność tego kraju była więc dla Rosji swoistą katastrofą. Władimir Putin wciąż twierdzi, że naród ukraiński – jako taki nie istnieje, a Ukraina w ogóle nie ma podstaw, by uważać się za państwo niepodległe.

Ziemie godne pożądania

Tereny Ukrainy stanowiły przedmiot pożądania od wieków. Ich pszenica była łakomym kąskiem najpierw dla Greków, następnie Rzymian, Bizantyjczyków, Waregów, Genueńczyków, Wenecjan, a także Mongołów i Osmanów. Rosjanie wkroczyli na te ziemie dopiero w XVII i XVIII wieku budząc duże zaniepokojenie Europy Zachodniej. Próbowano powstrzymać wschodnich najeźdźców. Francja z czasów I Cesarstwa chciała utworzyć na Ukrainie protektorat francuski pod nazwą „Napoleonide”, a już od drugiego dziesięciolecia XVIII wieku wspierała Kozaków w walce przeciwko Moskwie.

Państwo miało powstać na terytorium południowej Ukrainy po inwazji Napoleona Bonaparte na Rosję. Pomysł protektoratu wyszedł w 1812 r. od hrabiego d’Hauterive, dyrektora politycznego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Był to właśnie rok rozpoczęcia kampanii rosyjskiej. Wtedy nie wiedziano jeszcze, że przegrana Francji pogrzebie te plany. Dla Hauterive’a istotne było nie tylko rozwinięte rolnictwo Ukrainy, ale przede wszystkim geostrategiczne położenie tych terenów. Swoje przedsięwzięcie motywował tym, że „Napoleonide” „stanowiłoby jedną z najsilniejszych barier dla roszczeń Rosji do Morza Czarnego i Bosforu. Odrzucona na zawsze od Morza Czarnego, Rosja byłaby zmuszona zrezygnować ze swoich planów podboju”.

Przeczytaj także:

Podobne zamiary towarzyszyły wojnie krymskiej (1853-1856). Francuzi i Brytyjczycy chcieli zablokować Rosjan na Morzu Czarnym, aby uniemożliwić im wysunięcie się na Morze Śródziemne. Jednak w 1855 r. po zdobyciu Sewastopola, głównej rosyjskiej bazy na Krymie, nie mieli już wystarczającej liczby wojsk, by wyjść poza ten obszar. Rosja musiała jedynie przeprowadzić demilitaryzację Morza Czarnego, od czego uwolniła się szybko, bo już w 1870 r.

Zachodnie inwestycje

Dla zachodnich inwestorów Donbas zawsze miał szereg zalet gospodarczych. To tam znajdują się pokłady węgla i rudy żelaza. Port w Mariupolu umożliwiał eksportu wyrobów. Do tego rzeka Don, która dała nazwę Donbasowi, łączy go z regionem moskiewskim. Jest to więc dobry rejon dla tych wszystkich, którzy chcą wejść na rynek rosyjski.

Sam Donieck został założony w 1870 r. przez walijskiego przemysłowca. Z kolei w 1897 r. w Mariupolu powstała pierwsza duża firma z kapitałem amerykańskim.

Podczas wojny krymskiej Rosjanie uświadomili sobie, jak przestarzały mają przemysł i uzbrojenie. Dotkliwy okazał się też brak kolei. Walijczyk John James Hughes otrzymał w 1869 r. propozycję zaopatrywania Rosji w metalowe pancerze. To właśnie jego fabryka stała się zalążkiem Doniecka. „Obecna fabryka Iljicza, jedna z dwóch dużych hut w Mariupolu, została założona w 1897 r. przez Nikopolsko-Mariupolskie Towarzystwo Górniczo-Hutnicze, współfinansowana była przez Austriaka Adolfa Rothsteina z Międzynarodowego Banku w Sankt Petersburgu i Amerykanina Edmunda Smitha” – przypomina Motte.

Niedoceniane znaczenie Donbasu

W ostatnich latach Donbas przestał budzić większe emocje. Europa zaczęła go traktować jako kwestię czysto regionalną. Uważany był głównie za przedmiot niejasnych sporów między Rosją i Ukrainą.

A przecież przez wieki region ten był doceniany, był też epicentrum wojen XX wieku.

Przed 1914 r. Francja zainwestowała tu znaczne sumy, chcąc przyspieszyć modernizację wojskową Rosji, będącej jej sojusznikiem przeciwko Niemcom. Kapitał francuski stanowił wówczas, aż połowę inwestycji zagranicznych na Ukrainie. W grudniu 1918 r. Francja wysłała tam wojska, by wesprzeć białych Rosjan w walce z bolszewikami. Głównie jednak chodziło o ochronę francuskich interesów w Donbasie.

Ale jak przypomina Motte, „wyprawa, notorycznie niedostatecznie skalibrowana i skompromitowana przez słynne bunty na Morzu Czarnym, została przerwana w kwietniu”. Wybitny francuski strateg admirał Castex zauważył jednak, że „inwazja zaatakowała jeden z najsłabszych punktów ówczesnej Rosji: o ile inwazja posuwająca się 500 km od granicy z Polską nie zajęłaby żadnych ważnych obszarów kraju, o tyle taka sama inwazja posuwająca się od strony Morza Azowskiego nie tylko dotarłaby do najbogatszych obszarów zbożowych i głównego zagłębia węglowego, lecz także odcięłaby szlak kaukaski, czyli drogę do ropy naftowej”. Podczas II wojny światowej na Morzu Azowskim i w Donbasie trwały zacięte walk między Niemcami a Sowietami. Dla Niemiec był to bardzo istotny teren. Jak pisze w swoich wspomnieniach feldmarszałek von Manstein, dowódca Grupy Armii Don w latach 1942-43, „Hitler przywiązywał do tego obszaru decydujące znaczenie”.

Jaka przyszłość?

W czasie trwających obecnie walk ten tak ważny przez wieki teren zostanie zniszczony. Pozostaje pytanie, czy zachowa swoje atuty, z których Rosjanie będą mogli skorzystać. „W rzeczywistości atuty gospodarcze regionu nie są już tym, czym były w XIX i XX wieku: niektóre kopalnie i gałęzie przemysłu nie są już konkurencyjne, stąd zamknięcie zakładów w latach 90. pod naciskiem Banku Światowego. Jest to jeden z powodów, dla których część jego mieszkańców sprzeciwiła się władzom ukraińskim i przeniosła się do Rosji. Trwająca od 2014 r. wojna w Donbasie tylko pogorszyła sytuację, przynosząc 14 tys. ofiar śmiertelnych i 2 mln przesiedleńców, a jej obecna intensyfikacja zapowiada jeszcze gorsze wydarzenia. Z miastami w ruinie – w tym Mariupolem zrównanym z ziemią w 80 proc. przez rosyjską artylerię – region ten będzie raczej zobowiązaniem niż atutem” – uważa Motte.

Interesy Rosji

W takiej sytuacji cele Rosji mogą nie mieć charakteru czysto ekonomicznego. Prawdopodobnie są więc przede wszystkim strategiczne. „Dla Rosjan najważniejsze jest utrzymanie Krymu, ponieważ to właśnie baza w Sewastopolu pozwala im wykorzystywać swoje wpływy w basenie Morza Śródziemnego. Widzieliśmy to od 2015 r., gdy interweniowali w Syrii. Kontrola nad Krymem zależy jednak od kontroli nad Morzem Azowskim, jest to morze, które łączy Krym z resztą Rosji poprzez dolinę Donu. A kontrola nad Morzem Azowskim zależy od kontroli nad Donbasem” – tłumaczy Motte.

Pozostaje pytanie: kto ostatecznie zachowa kontrolę nad sytuacją? Jest szansa, że odzyskają ją Ukraińcy, mając obecnie przewagę technologiczną i dobrze sobie radząc militarnie. Istnieje jednak obawa, że Putin z jego ambicjami sięgnie po taktyczną broń jądrową. „Bez Ukrainy Rosja przestanie być wielkim mocarstwem” – napisał geopolitolog Zbigniew Brzeziński. „Należy mieć nadzieję, że wynegocjowane rozwiązanie pozwoli uniknąć tego koszmarnego ryzyka, ale rosyjskie zbrodnie wojenne, które ożywiają pamięć o wielkim głodzie zorganizowanym przez Stalina przeciwko Ukraińcom, sprawiają, że rozmowy są wyjątkowo trudne” – podsumowuje Motte.

Martin Motte jest dyrektorem ds. studiów w École pratique des Hautes Études i członkiem Institut de stratégie comparée. Jest autorem książki La mesure de la force: traité de stratégie de l’École de guerre”, wydanej przez Tallandier w 2018 r.

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »