fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

11.6 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

„Friend-shoring” to nowy trend w światowej gospodarce, który może uchronić łańcuchy dostaw – uważa „The Wall Street Journal”

Zarówno Amerykanie, jak i ich globalni sojusznicy próbują stworzyć „przyjazne szlaki dostaw”, dzięki którym przepływ kluczowych towarów byłby możliwy i bezpieczny w czasach takich zawirowań jak wojna czy pandemia.

Warto przeczytać

Zarówno pandemia, jak i wojna pokazały, jak kruche potrafią być łańcuchy dostaw. Dlatego Stany Zjednoczone wraz ze swymi sojusznikami próbują przeformułować międzynarodowy handel w taki sposób, aby przepływ towarów odbywał się w kręgu zaufanych, partnerskich krajów. Model taki otrzymał nazwę „friend-shoring”.

Taka strategia byłaby oczywiście odwrotna wobec trwających przez ostatnie dekady trendów gospodarczej globalizacji. Przez dziesięciolecia firmy kierowały się przede wszystkim obniżaniem kosztów produkcji, wybierając państwa, w których było najtaniej. Teraz jednak Amerykanie, a także ich sojusznicy w Azji, na Pacyfiku i w Europie wydają się koncentrować na nowych kanałach produkcji i przepływu podstawowych towarów, które uwzględniałyby zaprzyjaźnione kraje. Na tym trendzie korzystają takie firmy jak Samsung Electronics i Gap.

„Friend-shoring” jest próbą uporania się z zakłóceniami dostaw, jakie miały miejsce najpierw w trakcie pandemii koronawirusa, później z powodu inwazji Rosji na Ukrainę oraz na skutek wojny handlowej zawiązanej między Stanami Zjednoczonymi i Chinami. Jego zwolennicy uważają, że taka reorganizacja łańcuchów dostaw pozwoli na większą niezależność od gospodarek nierynkowych i państw autokratycznych, takich jak Chiny i Rosja. Miałby to być kompromis pomiędzy izolacjonizmem i globalizacją, a także produkcją krajową i offshoringiem.

Przeczytaj także:

„»Friend-shoring« ograniczy łańcuchy dostaw do dużej liczby zaufanych krajów – tak, abyśmy mogli nadal bezpiecznie rozszerzać dostęp do rynku – zmniejszy ryzyko dla naszej gospodarki, jak również dla naszych zaufanych partnerów handlowych” – powiedziała amerykańska sekretarz skarbu Janet Yellen. Dzięki temu USA będą mogły pogłębiać gospodarcze więzi z krajami, które podzielają „zestaw norm i wartości dotyczących funkcjonowania w gospodarce światowej”.

Tego typu dążenia są już teraz podejmowane przy metalach ziem rzadkich oraz półprzewodnikach, które są niezbędne przy produkcji zarówno pojazdów elektrycznych, jak i pocisków. Choć inicjatywa pojawiła się wśród urzędników, ruch ten chętnie zasilają prywatne przedsiębiorstwa, zwiększając produkcję tam, gdzie ryzyko polityczne i logistyczne wydaje się niższe.

Nie wszyscy jednak są optymistycznie nastawieni do nowego trendu. Swoje niepokoje wyrażają niektórzy ekonomiści, których zdaniem może on podziałać na niekorzyść zarówno bogatych, jak i biednych krajów. Gospodarki jednych i drugich czerpały korzyści z globalnego systemu handlu trwającego przez ostatnie dziesięciolecia. „Jednym z możliwych scenariuszy jest sytuacja, w której powstają oddzielne bloki, które nie handlują ze sobą zbyt wiele i stosują różne standardy” – mówi Pierre-Olivier Gourinchas, główny ekonomista Międzynarodowego Funduszu Walutowego. „Byłaby to katastrofa dla światowej gospodarki”.

Inni sceptycy, którzy opowiadają się za ograniczeniem międzynarodowej wymiany handlowej, twierdzą natomiast, że „friend-shoring” to tylko przykrywka dla faktycznego zwiększenia offshoringu, a nie zwiększenia produkcji krajowej, która daje dużo pewniejsze dostawy, a dodatkowo stwarza miejsca pracy dla obywateli. „Friend-shoring to coś w rodzaju globalizacji w wersji light. Jeśli nie ma się poparcia społecznego dla takiego podejścia, to nie odniesie ono sukcesu” – mówi Jamieson Greer, prawnik z firmy King & Spalding i były szef personelu Biura Przedstawiciela USA.

Zdaniem ekonomistów zaprzestanie produkcji w Chinach może także zwiększyć inflację w USA.

Wzrost napięcia w relacjach Stanów Zjednoczonych i Chin sprawił, że wiele firm zdecydowało się na dywersyfikację produkcji i wyprowadzenie jej z tego kraju. Trend przyspieszył w trakcie pandemii COVID-19. Wojna na Ukrainie pokazała, że zagrożone są także dostawy żywności oraz energii, a sankcje nakładane na Rosję zakłóciły również globalny przepływ pieniędzy.

„Być może słyszeliście powiedzenie, że kraje, które prowadzą ze sobą handel, nie prowadzą ze sobą wojen. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy przekonaliśmy się, że niekoniecznie jest to prawdą” – powiedziała Katherine Tai, przedstawicielka USA ds. handlu. Opowiedziała się za dywersyfikacją źródeł zaopatrzenia w kluczowe towary, „aby przy następnym kryzysie nie było paniki i poczucia desperacji”.

Stany Zjednoczone w dużej mierze zależne są od Chin pod względem dostaw minerałów potrzebnych do produkcji pojazdów elektrycznych i broni. Żeby tę zależność zmniejszyć, wraz z Australią planują budowę zakładów wydobycia i przetwarzania metali ziem rzadkich. W kwietniu 2022 r. Biały Dom opublikował raport, z którego wynika, że Chiny rafinują obecnie ok. 50 proc. światowego litu i 80 proc. kobaltu – minerałów używanych do produkcji wysokopojemnościowych akumulatorów.

W tej sprawie odbyło się niedawno w Waszyngtonie spotkanie amerykańskich urzędników z australijskimi. Sekretarz handlu Gina Raimondo powiedziała po nim, że Stany Zjednoczone gotowe są zapewnić wsparcie regulacyjne oraz potrzebne finansowanie.

„Okoliczności geostrategiczne uległy zmianie i dlatego myślimy o rzeczach, których być może kilka lat temu nie braliśmy pod uwagę” – przyznał Arthur Sinodinos, ambasador Australii w USA.

Natomiast z Unią Europejską USA zastanawiają się nad możliwością wsparcia miliardami dolarów takich form jak Intel Corp., aby mogły one zbudować w Europie i Stanach fabryki zaawansowanych półprzewodników. Według wspomnianego raportu Białego Domu w 2021 r., aż 92 proc. światowej produkcji zaawansowanych półprzewodników pochodziło od jednej firmy – Taiwan Semiconductor Manufacturing Co.

Choć urzędnicy zajęli się intensywnie koncepcją „friend-shoringu”, niektórzy przedsiębiorcy ich w tym wyprzedzili. Na przykład w branży odzieżowej od lat pojawiały się problemy – na przykład w USA wynikające z polityki dotyczącej produktów z bawełny z chińskiego regionu Xinjiang, gdzie odkryto praktyki przymusowej pracy. Zatory związane pandemią i późniejszy wzrost kosztów transportu z Azji, także przyczyniły się do szybszych reakcji w tej branży.

Firmy odzieżowe bardzo często przenoszą swoje zakłady lub dostawców z Azji do Ameryki Środkowej, czyli takich krajów jak Gwatemala, Honduras i Salwador. Region ten miał dotychczas 5-proc. udział w globalnej produkcji Gap (największej sieci handlowej sprzedającej odzież w Stanach Zjednoczonych), ale firma planuje podwoić go w ciągu roku, a docelowo zwiększyć, aż do 25 proc.

Jakość materiałów i dostępność siły roboczej oferowane w Ameryce Środkowej nie są tak wysokie, jak w Chinach, ale znajduje się ona zdecydowanie bliżej amerykańskich klientów, a amerykańska umowa o wolnym handlu zapewnia dodatkowe korzyści w postaci niższych stawek celnych. Ponadto administracja prezydenta Bidena wydała sporo dolarów w tym regionie, aby rozwijać lokalne gospodarki i przyciągnąć inwestorów, co miało zmniejszyć skalę migracji do USA.

Korzystają na tym takie firmy jak pochodząca z Miami Intradeco Holdings, która w Salwadorze produkuje ubrania dla sprzedawców detalicznych takich jak Amazon czy Walmart. Felix Siman, dyrektor Intradeco, pochwalił się, że od wiosny 2021 r. firma zawarła umowy z czterema lub pięcioma nowymi klientami, między innymi z PVH Corp., do której należy między innymi marka Calvin Klein. Siman spodziewa się, że tegoroczne przychody Intradeco przewyższą o 20 proc. okres przedpandemiczny.

„Firmy nie chcą już produkować wszystkiego w Chinach” – twierdzi Siman. „Zainteresowanie regionem jest ogromne. Popyt jest znacznie większy, niż jesteśmy w stanie zaspokoić”.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »