Jeżeli rynek mieszkaniowy utrzyma obecne tempo, to zasoby nowych lokali dostępnych w Madrycie i okolicznych gminach wyczerpią się w ciągu pięciu miesięcy. Tak wynika z szóstego spisu nowych mieszkań opublikowanego przez Valuation Society.
Zupełnie inna sytuacja panuje w Barcelonie. Miasto posiada wystarczające rezerwy na ponad rok. Ta dysproporcja wynika w dużej mierze z różnic w cenach gruntów. W stolicy Katalonii metr kwadratowy mieszkania kosztuje 5852 euro. Tymczasem w Madrycie jest to 4790 euro, co daje 22 proc. rozbieżność. Przykładowo za 103 metry kwadratowe będzie to 602756 euro; w Madrycie cena przeciętnego domu o metrażu 121 m² wynosi 579590 euro. To nie tylko 23166 euro mniej, ale i o 18 m² większa powierzchnia.
Dla Consuelo Villanueva, dyrektora ds. Instytucji i kluczowych klientów w Sociedad de Tasación, przyczyny tych różnic wynikają z ograniczeń geograficznych Barcelony. Otoczona przez dwie rzeki, morze i góry nie może tak łatwo powiększyć swojego miejskiego obszaru. W Madrycie natomiast rozwinęły się obszary peryferyjne, które oferują bardziej przystępne ceny. Dzięki temu średni koszt jest tam niższy.
Kryzys mieszkaniowy w takich miejscach jak stolica Hiszpanii jest związany z sytuacją, w jakiej znajdują się obecnie firmy budowlane. Rok 2021 zamknął się znakomitymi wynikami, co ożywiło hiszpański sektor nieruchomości. Jednak wybuch wojny między Ukrainą a Rosją zupełnie zmienił środowisko działania tej branży.
Bezpośrednio ucierpiał łańcuch dostaw, a niektóre materiały, takie jak aluminium, zdrożały o blisko 60 proc. Sprawia to, że przedsiębiorstwom budowlanym bardzo ciężko jest ustalić koszty i okres budowy. Jak stwierdza Villanueva, „Obecnie trudno jest rozpocząć nowe inwestycje i już zauważyliśmy, że liczba pozwoleń na budowę nieco spadła”.
Najbliższe miesiące będą kluczowe dla przyszłości nowego budownictwa mieszkaniowego w Hiszpanii. Przy utrzymującej się inflacji sytuacja w sektorze pozostanie skomplikowana.