fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

3.4 C
Warszawa
wtorek, 19 marca, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Media społecznościowe to broń wojenna

14 kwietnia Elon Musk ogłosił złożenie oferty kupna Twittera. Za sprawą tej informacji trafił na pierwsze strony gazet i portali informacyjnych, gdzie mówił także o swoich zamiarach związanych z tą platformą społecznościową. „Le Point” zastanawia się, jaką rolę polityczną odgrywać mogą media społecznościowe pozostające w rękach osób tak potężnych, jak Musk. Swoje pytania kieruje do Asmy Mhalli, specjalistki od politycznych zagadnień technologii cyfrowych, profesor Sciences Po Paris, współpracującej wcześniej z Agencją Badań i Innowacji Komisji Europejskiej (REA) w zakresie badań nad demokracją, suwerennością technologiczną i dezinformacją w mediach społecznościowych.

Warto przeczytać

Le Point: Co jest najbardziej uderzające w chęci przejęcia Twittera przez Elona Muska?

Asma Mhalla: W zasadzie od końca kwietnia nie wiemy, czy Elon Musk w końcu kupi Twittera, czy nie. Ten cliffhanger pojawia się praktycznie każdego dnia. Nikt tak naprawdę nie wie, czy Musk kupi ten serwis, bo byłby to ruch przede wszystkim polityczny, a nie ekonomiczny. 18 maja Musk wypowiedział się na temat swoich aktualnych poglądów politycznych. Powiedział, że gdy zaczynał karierę, głosował na lewicę. Ale dodał też, że obecnie nie ufa Demokratom, których podejrzewa o próby szkodzenia mu w przyszłości. Może to być kolejna jego prowokacja, ale przyczynia się do zaostrzenia publicznej debaty w USA, do pogłębienia politycznego impasu, w jakim znajduje się ten kraj. Ten dramatyzm Muska w pewnym stopniu pokazuje wady amerykańskiego modelu.

Co oceniasz paradoksalnie jako korzystne dla Europy…

Tak. Europa została nieco w tyle pod względem technologicznym. Utraciła przez to utraciła cyfrową suwerenność, nie będąc w stanie zbudować samodzielnie europejskiej infrastruktury informacyjnej. Ale teraz – paradoksalnie – wyprzedza Stany Zjednoczone! Żeby bronić się cyfrowo, Europa wprowadziła pojęcie defensywnej suwerenności normatywnej. Skupiono się na standaryzacji, co początkowo stało się powodem drwin. Jednak teraz okazuje się, że to szaleństwo kolejnych regulacji może chronić Europę przed tymi problemami, z jakimi obecnie mierzą się Stany Zjednoczone.

To też dobra okazja dla Europy, by tę przewagę zaznaczyć, by narzucić własne standardy dla nowych projektów zarządzania sieciami społecznościowymi – a przez nie także demokracją. Musk wspomina o impasie demokratycznym, który pojawił się w Stanach, ale sięga on daleko poza poczynania Muska.

Ale Elon Musk samego siebie nazywa „cywilizowanym anarchistą”

Musk jest konserwatywnym anarchistą. Pod tym względem przypomina Jokera z Batmana, jest tak samo bezwzględny, choć bardziej jowialny. Nie interweniował w sprawie niedawnej masakry w Buffalo. Nie wypowiada się na temat aborcji (która w Stanach stała się ostatnio ponownie przedmiotem ożywionej debaty). Musk wyraźnie pogrywa sobie z amerykańskimi władzami, przeciwstawia im się, a czasem nawet otwarcie z nich kpi. Niedawno Thierry Breton mówił o „techplomacji” i ostrzegał Muska, ale nie wiadomo, czy on go w ogóle słucha. Elon testuje odporność amerykańskiego systemu. Staje się symbolem rozpadu suwerenności i kluczem do nowego podziału władzy: między państwem a BigTech.

Jak to świadczy o europejskiej demokracji?

Elon Musk pokazuje, że hiperpolaryzowany amerykański system demokratyczny znalazł się w ślepym zaułku. Sieci społecznościowe ukazują kres jego wytrzymałości i grożą zniszczeniem.

Ta fatalna kondycja amerykańskiej demokracji sprawia, że znikają punkty odniesienia – coraz trudniej porozumieć się choćby na temat podstawowych wartości. W USA nie udaje się już zdefiniować wolności słowa. Czy słuszna jest maksymalistyczna wersja Muska, czy umiarkowana i regulowana wersja Obamy? To kwestie niezwykle istotne dla systemu państwowego, a Stany Zjednoczone nie potrafią już ich rozwiązać. Dochodzi do ideologicznej walki, której wynik będzie bardzo ważny dla Europy – głównego sojusznika USA.

Czas, w jakim pojawiają się te zasadnicze kwestie w USA, jest czasem, kiedy zachodnie demokracje muszą uporządkować własne modele polityczne. A sieci społeczne pojawiają się w samym centrum nowych rozwiązań gospodarczych, ideologicznych, politycznych i geopolitycznych.

To też wojna nerwów…

Media społecznościowe były kiedyś platformą egoistycznej ekspresji o raczej łagodnym charakterze. Dziś to miejsce psychologicznej wojny, która może mieć zarówno charakter militarny, jak i ekonomiczny. Musk sam rozpoczął ekonomiczną walkę 13 maja, kiedy napisał na Twitterze o wstrzymaniu wykupu tej platformy. Rozpoczęło to pokerową rozgrywkę z zarządem Twittera, pełną blefów i skrywanych motywacji.

Wcześniej negocjacje biznesowe tego typu prowadzono w kuluarach, a dziś prowadzi się je otwarcie na portalach społecznościowych. Wszyscy możemy zobaczyć, kto co oferuje, kto blefuje. To zaskakuje nawet regulatorów.

Więc tak, dochodzi do wojny nerwów, a stawka ma wymiar nie tylko finansowy, ale i psychologiczny. To brzmi komicznie, ale jest bardzo poważne: Musk może dziś zdestabilizować globalny rynek technologiczny jednym tweetem.

Ale media społecznościowe wikłają się też w walki polityczne. Widzieliśmy to na przykładzie Donalda Trumpa. Widzieliśmy też niebezpieczeństwa tej gry, gdy algorytmy grały na smutnych namiętnościach, co doprowadziło do ataku na Kapitol i wygnaniem z mediów społecznościowych Trumpa czy jego ekstremistycznych zwolenników.

Skutki dotyczą jednak całego świata.

Tak. Dwa ostatnie fronty geopolityczne, czyli wojna na Ukrainie i konfrontacja francusko-rosyjska w Sahelu, pokazały, że sieci społecznościowe to nowy teren informacyjnej wojny. Media społecznościowe umożliwiają prowadzenie cybernetycznych operacji destabilizacyjnych i dezinformacyjnych, i to przy niewielkich kosztach.

Sieci społecznościowe stały się częścią arsenału wojen hybrydowych. Jej elementami jest informacja (oraz dezinformacja) i nasze schematy poznawcze. Mówiąc inaczej, sieci społecznościowe stały się bronią – tak militarną, jak i ekonomiczną. Manipulują naszym poznaniem, grają na emocjach, zmieniają nasze indywidualne i zbiorowe postrzeganie świata. W takiej formie są niedemokratyczne.

Co masz na myśli, mówiąc, że są niedemokratyczne?

Jeśli demokracja liberalna byłaby rynkiem, idee musiałyby na niej konkurować między sobą w wolny sposób. Ale sieci społecznościowe na to nie pozwolą. Pozostają bowiem w rękach prywatnych firm, co oznacza, że podlegają arbitralności rynku lub zarządzających nimi osób.

Tymczasem rozwiązania technologiczne i prawne dotyczące mediów społecznościowych osiągnęły najniższy poziom. Zdjęcia publikowane w sieci rozprzestrzeniają się z ogromną prędkością. Widzieliśmy to przy ujęciach z niedawnej masakry w Buffalo, To tylko najnowszy przykład wadliwej moderacji. Te trudności da się rozwiązać tylko poprzez zmianę modelu zarządzania tymi nowymi miejscami władzy i wpływów. Stany Zjednoczone przechodzą jednak głęboki kryzys swoich instytucji, którego wynik nie jest pewny. Nie powinniśmy zatem spodziewać się, że to od nich przyjdzie odpowiedź na problemy związane z mediami społecznościowymi.

Dlaczego nie dochodzi do powstania konkurencyjnych sieci społecznościowych?

Ależ istnieją alternatywy, tylko obowiązujący aktualnie model ekonomiczny platform cyfrowych ogranicza nas do trzech czy czterech platform, których używamy na co dzień. Wystarczy, że jesteś na Facebooku, Twitterze czy TikTok i na pewno tam znajdziesz to, czego akurat szukasz.

Jeśli ten model paru oligopoli dzielących między siebie „rynek uwagi” zostanie zakłócony, to stanie się tak w wyniku przyjętych regulacji (szczególnie w zakresie mikrotargetowania politycznego) albo ich wewnętrznych problemów z utrzymaniem wyników. Pokazują to dane dotyczące programu Meta, który nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań i nie zatrzymuje swoich użytkowników.

Młodzi ludzie wybierają chętniej inne sieci, na przykład TikToka, przez co Meta chce zmienić się w metawersum i w ten sposób rozkręcić swój rozwój. Ale to stwarza kolejne pytania o etycznej i politycznej naturze. Treści, które teraz mają wymiar komercyjny, w przyszłości mogą bowiem stać się częścią wojen poznawczych.

Przez to Stany Zjednoczone, myślące nad sposobem ograniczenia sieci społecznościowych poprzez odpowiednie regulacje, przyglądają się z uwagą temu, co dzieje się w Europie, szczególnie ustawie DSA (Digital Services Act), która ma regulować media społecznościowe.

Co w tej sytuacji powinna zrobić Europa?

Europa musi się przede wszystkim zatroszczyć o samą siebie. I część tej troski wyraża wspomniana ustawa o usługach cyfrowych. Opiera się ona na terytorializowaniu amerykańskich platform, przez co zostaniemy częściowo uwolnieni od Stanów. Wtedy zyskamy możliwość stworzenia mieszanego statusu prawnego, który będzie musiał opierać się na modelu publiczno-prywatnym, uwzględniając jednak model ekonomiczny i zarządzanie dostosowane do firm prywatnych, które stały się istotną przestrzenią publiczną, polityczną i medialną.

W praktyce nie możemy już odbijać się od nakazów regulacyjnych z jednej, a zasadami rynkowymi z drugiej strony. Te dwa interesy z natury są nie do pogodzenia, próba taka byłaby ślepym zaułkiem. DSA będzie jednak bardzo ważne w europejskich przemianach, ponieważ stać się może podstawą koniecznych reform strukturalnych. Tym razem nie możemy brać przykładu ze Stanów Zjednoczonych, tylko działać szybko i sprawnie.

Europejska Rada ds. Handlu i Technologii może stać się forum dyskusji dotyczących koniecznego zarządzania transatlantyckiego, które Europa powinna zainicjować. Te działania są tym bardziej istotne, że należy sprecyzować swój model w alternatywie do Chin i Rosji, gdyż ich techno-autorytarna wizja już rozwiązała ten problem – przynajmniej pozornie. To właśnie do tej dyskusji zmusza nas Musk.

* Elon Musk został pozwany przez inwestorów Twittera, którzy twierdzą, że manipulował on ceną akcji firmy, zbijając jej wartość, tak by zapłacić za platformę społecznościową dokładnie 44 miliardy dolarów, które przeznaczył na transakcje – poinformował Reuters.

Przeczytaj także:

SourceLe Point

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »