fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

5.3 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Prawda osobista, a rzeczywista

Tom Stoppard o współczesnej Anglii i swojej twórczości

Warto przeczytać

„W pewnym momencie w niedalekiej przeszłości straciłem optymizm” – powiedział Tom Stoppard portalowi „Telegraph” na temat jego postrzegania angielskości. W ciągu 55-letniej kariery pisarskiej Stoppard miał okazję śledzić różne przemiany angielskiego społeczeństwa. Najnowsze są jednak niepokojące: „Myślę, że dzisiejsi nowi Anglicy wpadają w konflikt prawdy osobistej i prawdy rzeczywistej, a na nim nie powstaje racjonalne społeczeństwo. W jakiś sposób straciłem optymizm co do tego, że po naszym pokoleniu nadejdą pokolenia o klarownym spojrzeniu, zrównoważonych i otwartych sercach” – przyznał.

Stoppard ma świadomość, że prawda jest dość śliskim pojęciem – jako taka pojawiała się w wielu jego sztukach – także w odniesieniu do sowieckiej Rosji i Europy Wschodniej. Słusznie był sceptyczny wobec komunizmu, którym przez chwilę zachwycali się inni dramatopisarze z jego pokolenia. Ale teraz widzi, jak w Anglii pojawiają się absurdy rodem z bloku wschodniego. Próbował je uchwycić w swoich sztukach, jak stworzony dla telewizji „Zawodowy faul” albo „Każdy grzeczny chłopiec zasługuje na łaskę”.

Stoppard przyznał, że kiedyś myślał tak: „Szczęściarze z nas, a tam biedne, bezbronne dranie. Miałem raczej protekcjonalny pogląd na te nieszczęsne dusze żyjące w społeczeństwach totalitarnych, którym narzuca się wiarę we wszelkiego rodzaju irracjonalne, fałszywe rzeczywistości”. Ale ten niegdyś obnażony przez artystę obłęd wkrada się do współczesności pod postacią odruchowej nietolerancji oraz wykorzeniania historii.

Stoppard mieszka teraz w Dorset ze swoją trzecią żoną Sabiną Guinness, która jest producentką telewizyjną. Świetnie odnajduje się w tym typowo angielskim otoczeniu. Otoczeniu w którym on, jego matka i brat – Żydzi czeskiego pochodzenia – znaleźli się po drugiej wojnie światowej.

Przeczytaj także:

I za brytyjską gościnność Stoppard zawsze był wdzięczny, jednak tej wdzięczności nie należy mylić ze zwyczajnym zadowoleniem. W dramaturgu zagnieździł się bowiem niepokój intelektualny. Dzięki temu w tak świetnych utworach, jak „Arkadia”, „Trawestacje”, „Prawdziwa rzecz” i wiele innych, porusza bardzo szeroki zakres tematów. Znajdziemy w nich nawiązania do dadaizmu, determinizmu, fizyki kwantowej, ale i Agathy Christie. „Telegraphowi” powiedział też nieco o swojej obecnej formie artystycznej: „Od trzech lat nic nie napisałem i to mnie wkurza. Wydaje mi się, że wiem tylko tyle, że widzę coś niejasno obiecującego i próbuję się do tego przekonać. Ale usprawiedliwiam swoją bezczynność. Zaczynam mieć wrażenie, że nie mam już nic do powiedzenia”.

Czym zatem Stoppard zajmuje się na co dzień? Czytaniem gazet! Zdradza, że robi to codziennie. „Jestem uzależniony. I nie jest to dobre dla poczucia własnej wartości, ponieważ kończę dzień pracy z myślą, że w jakiś sposób zawiodłem. Ale czytanie jest pożywką i jeśli tego nie robię, czuję się bezużytecznie, co oczywiście jest okropne, bo mam bliskich” – zdradził. Stoppard ma sporą rodzinę, na którą składa się między innymi czwórka dzieci (wśród nich aktor Ed Stoppard) oraz kilkoro wnucząt.

Zanim Stoppard został dramaturgiem, pracował jako dziennikarz. Zaczynał od „Western Daily Press”, następnie pisał recenzje teatralne dla „Scene”, ale – o dziwo – nie czuł się w tym dobrze. Wspomniał, jak pewnego razu „strasznie się zdenerwowałem, kiedy [redaktorzy] wycięli mój najlepszy akapit”. Już wtedy miał poczucie świętości tekstu, którym nie wolno manipulować wbrew woli jego twórcy. Stoppard wspomina początki swojej przygody z teatrem: „oglądałem występy przyjaciół w Bristol Old Vic i [uznanie] wydawało mi się tak nieosiągalne, tak pożądane. W końcu przyszło i poczułem, że dołączyłem do wyjątkowej grupy ludzi, których praca będzie czczona”.

Teraz jednak widać, że Stoppard jest spokojny o los swoich tekstów. Czy to pragmatyczna postawa? „Jestem pragmatyczny, kiedy nie jestem cenny w stosunku do swojej pracy, ale tak naprawdę to wszystko jest maskaradą. Jestem o wiele bardziej cenny, niż na to pozwalam”.

Oczywiście przychodzi taki moment, kiedy dramaturg traci kontrolę nad swoim dziełem – by oddać je w ręce reżyserów. W karierze Stopparda pojawiały się wtedy zabawne momenty. Wspomniał na przykład, jak pewnego razu do późnej nocy rozmawiał z pewnym reżyserem, który nalegał, by słowo „Eskimos” zamienić na bardziej poprawne politycznie „Inuita”. Dotyczyło to przedstawienia „Rosencrantz i Guildenstern nie żyją”, którego premiera w 1966 r. była momentem przełomowym w karierze Stopparda. „Pomyślałem wtedy: Nie, nie możesz. Eskimos to termin oświeceniowy, a przecież Rosencrantz to elżbietanin. Nie mógł przewidzieć czegoś takiego”. W końcu Stoppard zasugerował, aby wers „ci Eskimosi muszą mieć spokojne życie” zamienić na… „te niedźwiedzie polarne muszą mieć spokojne życie”.

Jeszcze inny incydent pojawił się kilka lat temu. Podczas europejskiego festiwalu teatralnego, gdy artysta wybrał się na wystawienie swojej sztuki o poecie A.E. Housmanie „The Invention of Love”. Autor dramatu zauważył, że w przedstawieniu brakowało połowy drugiego aktu. Zapytał o to później reżysera, a ten odpowiedział, że faktycznie nie zdążył z przygotowaniem całości. Uznał, że najlepszym rozwiązaniem będzie przedstawienie tych fragmentów, które aktorom udało się przećwiczyć. „Pomyślałem, że to ma sens” – skomentował Stoppard, którego pokora i humor robią wrażenie. Nie należy on do wiekowych artystów, którzy wygłaszają wielkie przemówienia.

Ten brak wybujałego ego widać także w stosunku do recenzji. Wiele jego sztuk cieszyło się uznaniem krytyków, ale bywały sytuacje, w których byli bezlitośni. Na przykład w 2015 r., kiedy Stoppard ukończył „The Hard Problem”. „Właściwie to bardzo się staram czytać recenzje” – przyznaje autor. „Myślę, że jeśli ktoś nie cierpi tego, co robię, to czuję się niedoceniony lub przeceniony. Cieszę się, że już nikt mi nie mówi, że jestem za mądry do połowy”.

Taka opinia przez długi czas prześladowała Stopparda. Krytycy uważali, że jego twórczość – choć błyskotliwa i olśniewająca – wyraźnie faworyzuje idee kosztem emocji. Częściowo taki osąd płynie z tego, że Stoppard uwielbia teatralny blichtr i idącą za nim sztuczność. Jednak stosowane przez niego dramaturgiczne akrobacje służą jedynie dotarciu do istoty prawdy.

Widać to na przykład w „Wynalazku miłości”. Jest w nim przejmująca scena, w której Housman – żyjący w wiktoriańskiej Anglii homoseksualista – spotyka siebie samego z lat chłopięcych. Uświadamia mu to, że nigdy nie osiągnie upragnionego romantycznego spełnienia. Czy w ten sposób Stoppard próbuje poruszyć publiczność? „W pisaniu działa podwójna osobowość, w której czujesz się dość obiektywny i techniczny, a jednocześnie starasz się cieszyć tym śmiechem lub łzami w momencie tworzenia. Czasami czuję się tak, jakbym był członkiem własnej publiczności i łezka mi się kręci w oku”.

Oprócz pracy dramaturgicznej Stoppard jest też zaangażowany w działalność jednej z najstarszych organizacji walczących o prawa człowieka – English PEN, która „broni wolności pisania i wolności czytania na całym świecie”. W czerwcu w Christie’s odbędzie się charytatywna aukcja, na którą Stoppard przygotował pierwsze wydanie swojej najnowszej sztuki pod tytułem „Leopoldstadt”, które opatrzył autorskimi przypisami. Sztuka ta, niedawno wystawiana na londyńskim West Endzie, jeszcze w tym roku pojawi się na Broadwayu. Autor i krytycy postrzegają ją jako jego najbardziej osobisty utwór. Opowiada on historię dwóch wiedeńskich rodzin żydowskich, które próbują odnaleźć się w skomplikowanym świecie pierwszej połowy XX wieku. W opowieść wpleciona jest tematyka rodziny autora.

Stoppard nie ogranicza się tylko do sztuk teatralnych, zdarza mu się pracować dla innych mediów. Napisał na przykład scenariusz do oscarowego filmu „Zakochany Szekspir”, współpracował także ze scenarzystami filmu „Gwiezdne wojny: Epizod III – Zemsta Sithów” oraz „Indiana Jones i ostatnia krucjata”. Przyznaje, że uwielbia kino, ale zaznacza jednocześnie, że „Nie jestem naturalną widownią filmów Marvela”. Na temat pracy dla kina i poprawiania cudzych prac mówi: „W teatrze jest inaczej, ponieważ wszystko zależy od pisarza. W filmie jesteś służebnicą reżysera. To świetna zabawa, ale tak naprawdę chcę napisać kolejną sztukę”.

Zatem Stoppard nadal na piedestale stawia sztukę i zapowiada, że może sięgnąć po temat o bardziej dziennikarskim charakterze – w swoim gabinecie przechowuje zresztą wiele akt z dziennikarskich afer. Należy jednak pamiętać, że Stoppard ma już 84 lata i naturalnie pracuje wolniej, chociaż sprawia wrażenie młodszego, niż jest. Czy jednak myśli o śmierci?

„Właściwie z wiekiem coraz rzadziej myślę o śmierci. Mam mniej czasu przed sobą, więc nie jestem skłonny patrzeć w przeszłość. Czuję się jak zegar, który trzeba nakręcić na początku każdego dnia”. Uśmiecha się. „Ale jeśli się nie rozproszę, mogę być całkiem użyteczny między południem a piątą” – odpowiada.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »