Walki w Ukrainie trwają i po okresie sukcesów Ukraińców szala zwycięstwa powoli przechyla się na stronę Putina. Po części jest to zasługa bardziej kompetentnej, choć niezwykle destrukcyjnej kampanii wojskowej – ocenia brytyjski dziennik.
Do sukcesów Rosji przyczynia się też fakt, że w Unii Europejskiej „praktycznie niemożliwe okazuje się uzgodnienie wspólnego, twardego podejścia, niezbędnego, by pomóc Ukrainie pokonać ambicje Władimira Putina”. Nic dziwnego więc, że Wołodymyr Zełenski czuje się okrutnie zawiedziony.
Chwiejna postawa UE
Europa nadal kupuje rosyjską ropę i gaz. Tym samym, kwotą prawie 1 mld dolarów dziennie finansuje poczynania Kremla. Z drugiej strony, te same kraje obiecują dostawy sprzętu wojskowego, którego Ukraina potrzebuje do obrony. I śmieszne to, i straszne. A raczej to drugie.
Początkowe groźby bezkompromisowych sankcji wobec Rosji ustąpiły miejsca niechlujnym półśrodkom. Także początkowe dążenie Zachodu do bezwarunkowego pokonania Rosji z czasem przyjęło postać dążenia do jakiegoś rodzaju porozumienia pokojowego. I to takiego, w ramach którego Ukraina oddałaby duże połacie swojego terytorium najeźdźcy.
W tym samym czasie transporty broni nie są realizowane. Unijny zakaz importu rosyjskiej ropy złagodzono tak, by nie obejmował Węgier. Chociaż Komisja Europejska domaga się, by wszyscy trzymali się jednej linii, Włochy chcą takich rozmów pokojowych, które oddałyby teren Putinowi.
Przeczytaj także:
- Ropa tanieje, bo UE łagodzi propozycje sankcji wobec Rosji
- Eksperci: rosyjska ropa może wrócić na rynki tankowcami pod tanią banderą
- Europa zrezygnowała z energetycznego uniezależnienia się od Rosji – donosi „El Economista”
- Problemem Zachodu jest rusofilia
Wspólna rozmowa telefoniczna Emmanuela Macrona i Olafa Scholza z Putinem wzbudziła dodatkowo podejrzenia, że także Francja i Niemcy są gotowe sprzedać Zełenskiego.
Najwyraźniej interesy gospodarcze są ważniejsze dla krajów UE niż zasadnicza obrona demokracji. „Wygląda to tak, jakby Europie nie leżała na sercu walka Ukrainy” – pisze „The Telegraph”.
Widać też, że rośnie rozdźwięk między twardą retoryką a pozorną gotowością do kompromisu.
Komu bardziej szkodzi embargo – Putinowi czy Zachodowi?
„Putin musi się śmiać aż do rozpuku, ponieważ najbardziej namacalną konsekwencją unijnego embarga na ropę naftową było jak dotąd dalsze podbijanie cen tego surowca” – zauważa gazeta.
Wraz ze wzrostem cen ropy rosną zyski Putina. Zarabia znakomicie, nawet sprzedając surowiec po obniżonych cenach. Zmuszony jest je zaakceptować, ponieważ Europa ogranicza swoje zakupy. A chętnych poza Europą też nie brakuje. Czy Chiny, czy Indie, zawsze znajdą się chętni na alternatywnych nabywców.
Jeszcze miesiąc temu wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Ukraińcy dzielnie się broniąc, uniemożliwili Putinowi zajęcie terytorium. Przywódcy europejscy zaś deklarowali gotowość do poniesienia trudów gospodarczych związanych z zakazem importu rosyjskiej ropy i gazu.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula Von der Leyen w przemówieniu wygłoszonym w Parlamencie Europejskim, z przekonaniem zapowiedziała wprowadzenie ogólnoeuropejskiego zakazu importu rosyjskiej ropy „w ciągu kilku dni”.
Te „kilka dni” okazały się czterema tygodniami. Przy czym Węgry, z sympatyzującym z Putinem Viktorem Orbánem, wyłączono spod zakazu.
To wszystko pokazuje trudności, z jakimi boryka się Europa, by skutecznie ukarać Rosję za jej rosnącą listę zbrodni wojennych. Nie jest łatwo ustalić coś wspólnego, gdyż potrzebna jest zgoda 27 różnych narodów.
„Nie wiadomo, jak to wszystko ma się do »integralności« jednolitego rynku europejskiego, bronionego do ostatka w negocjacjach z Wielką Brytanią w sprawie Brexitu i protokołu irlandzkiego. W przypadku Węgier z pewnością nic nie znaczy” – pisze „The Telegraph”.
Zwolnienie Budapesztu z przestrzegania embargo daje państwu nieuczciwą przewagę konkurencyjną nad pozostałymi krajami UE. Te będą zmuszone płacić krocie za kosztowne alternatywne surowce, podczas gdy Węgry mogą kupować tani produkt rosyjski.
W sytuacji, gdy Rosja pozostaje największym na świecie eksporterem gazu i jednym z największych eksporterów ropy naftowej, rodzi się poważne pytanie – czy embargo na ropę jest w ogóle skuteczną formą sankcji?
„Wykluczając ją z rynków europejskich i amerykańskich, poprzez wyższe ceny wyrządza niewyobrażalne szkody gospodarkom Zachodu, a jednocześnie nie pozbawia Putina środków potrzebnych mu do sfinansowania wojny” – zauważa „The Telegraph”.
Mimo że Kreml w obecnej sytuacji, by zdobyć nowych nabywców, musi zaoferować okazyjnych cen, to i tak na tym zarabia, gdyż ceny ropy rosną z powodu inflacji.
Konsekwencje podpisanego w Europie porozumienia będą jednak takie, że do końca roku zniknie około 90 proc. obecnego eksportu rosyjskiej ropy do Europy. O ile sankcje zostaną tak długo utrzymane.
Jeśli chodzi o Niemcy, mimo opóźnień, nadal bardzo poważnie podchodzą do kwestii obiecanych dostaw broni. Chcą też jak najszybciej uniezależnić się od rosyjskiej ropy i gazu. Holandia z kolei odmówiła płacenia w rublach.
„To zadziwiające, jak szybko zmienia się narracja w tej sprawie. Na początku kryzysu energetycznego jesienią ubiegłego roku gwałtownie rosnące ceny gazu w Wielkiej Brytanii zostały niekorzystnie przeciwstawione z kontynentem, gdzie znacznie większe możliwości magazynowania gazu i pozornie nieograniczony dostęp do rosyjskich dostaw utrzymywały koszty na stosunkowo niskim poziomie” – zauważa gazeta.
W tamtym czasie pojawiły się informacje o tym, że Rosja manipuluje dostawami, ale mało kto przypuszczał, że dokona inwazji na Ukrainę, zmuszając tym samym Europę do szukania sposobów uniezależnienia od rosyjskiej energii.
Wielkiej Brytanii łatwiej jest to zrobić niż reszcie Europy. Jest ona uzależniona w znacznie mniejszym stopniu od rosyjskiego importu. Jedynie 20 proc. oleju napędowego dostarczane jest tu z Rosji. Znacznie ułatwia to przyjęcie moralnej postawy. Jeśli chodzi o gaz, to rynek brytyjski zareagował już dużo wcześniej – od marca nie było ani jednego transportu rosyjskiego LNG.
Brak umiejętności porozumienia się w sprawie nałożenia sankcji w UE budzi wątpliwości. Czy istnieje w ogóle nadzieja na europejską armię i wszystkie inne elementy wyposażenia supermocarstwa, do którego Unia pretenduje?