fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

5.3 C
Warszawa
piątek, 26 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Wojenny klimat – od utopii do realizmu

Cztery dni po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę Międzyrządowy Zespół do spraw Zmian Klimatu ONZ opublikował swoją najnowszą ocenę skutków globalnego ocieplenia.

Warto przeczytać

Media postarały się, aby podkreślić najbardziej przerażające scenariusze. Jednak zainteresowanie pierwszym od 1945 r. konfliktem europejskim przeważyło, aby wnioski z raportu nie dostały się na pierwsze strony gazet. Nagłówki o „Putinie wykorzystującym opcję nuklearną” wygrały ze „Zmiany klimatyczne szkodzą planecie szybciej. niż jesteśmy w stanie się do nich przystosować”.

Gwałtowny pęd Europy Zachodniej do zastąpienia paliw kopalnych z Rosji dostawami z innych źródeł wyglądał jak kpina z obietnic zerowej emisji netto. A przecież zaledwie trzy miesiące wcześniej na szczycie klimatycznym ONZ w Glasgow taką obietnicę złożyły największe gospodarki europejskie. Powrócono do kwestii bezpieczeństwa energetycznego. Wiele krajów już wcześniej zmagało się z niedoborami energii i skokami jej cen, a obecnie muszą się zmierzyć z wrogimi działaniami militarnymi największego mocarstwa energetycznego na Kontynencie.

Po zakończeniu zimnej wojny globalna stabilność i łatwy dostęp do energii sprawiły, że społeczeństwa zapomniały, jak wygląda jej niedobór. Miało na to wpływ również rosnące zaniepokojenie zmianami klimatycznymi i nacisk ze strony rządów na źródła odnawialne. Do niektórych dopiero teraz dotarło, że ropa, gaz i węgiel nadal mają ogromne znaczenie. Wojna w Ukrainie zakończyła nie tylko erę długiego pokoju na Starym Kontynencie, ale też ponownie wysunęła na pierwszy plan podstawowe kwestie związane z dostępem do energii.

W tej nowej erze braku bezpieczeństwa energetycznego i rywalizacji o zasoby kwestie klimatyczne schodzą na dalszy plan. Szukając pozytywów tej zmiany, warto wziąć pod uwagę niewielki wpływ na emisje, jaki miały międzynarodowe wysiłki na rzecz klimatu w ostatnich trzech dekadach. Nastąpił też zwrot w kierunku realnej polityki energetycznej, z dala od utopijnych schematów kształtowania strategii klimatycznej ostatnich lat. Wbrew pozorom mogłoby to przyspieszyć przejście do globalnej gospodarki o niższej emisji dwutlenku węgla w nadchodzących dekadach.

Przeczytaj także:

Debata nad zmianami klimatycznymi rozpoczęła się pod koniec zimnej wojny. Dla społeczności międzynarodowej, szczególnie ONZ i jej agencji, zmiany klimatyczne stały się czymś więcej niż tylko kwestią środowiskową. Dzięki nim starano się stworzyć bardziej sprawiedliwy, wielostronny i politycznie zintegrowany ład. Wzory czerpano jednak z poprzedniego okresu. Podstawą globalnej współpracy klimatycznej stały się amerykańsko-radzieckie porozumienia o kontroli zbrojeń. Tak jak supermocarstwa podpisały traktaty o stopniowym zmniejszaniu zapasów broni jądrowej, tak samo narody miały zobowiązać się do ograniczenia emisji. Pierwsze duże porozumienie, w którym zaproponowano limity emisji, czyli Protokół z Kioto z 1997 r. zakończył się jednak fiaskiem. Senat USA odrzucił jednogłośnie jego warunki, niechętne były kraje rozwijające się, jak Chiny i Indie.

Nie było realnych możliwości egzekwowania postanowień. Pozostałe inicjatywy ONZ z lat 90. i przełomu wieków takie, jak Cele Zrównoważonego Rozwoju czy Konwencja o Różnorodności Biologicznej, również służyły w pierwszej kolejności zachęcaniu do działania. W corocznych konferencjach klimatycznych ONZ pojawiały się nierealne pomysły globalnego ruchu ekologicznego, takie jak ograniczenie ocieplenia do 1,5 stopnia Celsjusza powyżej poziomu sprzed epoki przemysłowej, czy zasilanie wyłącznie energią odnawialną. Wspominano o przejściu na rolnictwo ekologiczne i przekazaniu setek miliardów dolarów dla biedniejszych krajów na łagodzenie skutków zmian klimatycznych oraz adaptację do nich. Ale nie miało to wiele wspólnego z faktami. Te pokazują, że intensywność emisji dwutlenku węgla przez globalną energetykę spadała szybciej w ciągu 30 lat przed pierwszą dużą konferencją klimatyczną ONZ niż po niej. Stało się to w wyniku rosnącej efektywności energetycznej, upowszechniania się energii jądrowej oraz zmiany struktury światowej gospodarki. Po 1997 r., kiedy przyjęto Protokół z Kioto, emisje zarówno całkowite, jak i w przeliczeniu na jednego mieszkańca, rosły szybciej niż wcześniej. Zdolność adaptacji do wzrostu temperatur i ekstremalnych zjawisk pogodowych także wzrosła. Potwierdza to stały spadek liczby zgonów wynikających z warunków pogodowych.

Jednak nie zmieniło się to za sprawą wysiłków podejmowanych przez ONZ. Odporność ludności na trudniejsze warunki klimatyczne zapewniła lepsza i bezpieczniejsza infrastruktura oraz budownictwo. A więc produkt wzrostu gospodarczego napędzanego tanimi paliwami kopalnymi.

Konkurencja geopolityczna, technologiczna i ekonomiczna, która charakteryzowała zimną wojnę, skuteczniej powstrzymała nadmierną emisję CO2 w gospodarce światowej, niż wysiłki podejmowane od tego czasu w ramach polityki klimatycznej.

Bezemisyjna energia jądrowa była początkowo efektem ubocznym wyścigu zbrojeń. Traktowano ją jako demonstrację technologicznej sprawności i pokojowego potencjału atomu. Zmiany jej postrzegania nastąpiły po arabskim embargu na ropę naftową w 1973 r. Przez kolejne dwie dekady doszło do znaczącej poprawy efektywności energetycznej oraz odejścia od ropy naftowej w produkcji energii elektrycznej i ciepła. Nastąpił szybki rozwój energetyki jądrowej. Obecnie w tej dziedzinie liderem jest Francja, prowadząca najbardziej ekologiczną gospodarkę wśród państw G-7.

Fotowoltaiczne panele słoneczne opracowano na potrzeby wyścigu kosmicznego. Ich zastosowanie komercyjne wiązało się z dążeniem administracji Cartera do niezależności energetycznej. Z tego samego okresu pochodzi radykalna poprawa wydajności paliwowej pojazdów. Energia elektryczna produkowana przez czyste źródła, jak elektrownie jądrowe, wodne, czy z zasobów odnawialnych, najwyższy poziom osiągnęła w 1993 r.

Nadzieje na to, że świat zacznie współpracować na rzecz wspólnego celu, jakim jest ograniczenie emisji, okazały się złudne. Motywację do działania i dokonywania poważnych inwestycji w bezpieczeństwo energetyczne zmniejszyły pokój, dobrobyt i dostęp do znaczących zasobów taniej energii. Zintegrowana gospodarka globalna bez poważnych konfliktów umożliwiła stworzenie bazy surowcowej opartej na rosyjskim gazie, bliskowschodniej ropie naftowej, a ostatnio także chińskich panelach słonecznych. To wszystko skończyło się jednak 24 lutego.

Komentatorzy polityczni tacy, jak politycy, naukowcy i analitycy, a także dziennikarze czy działacze, wydają się wstrząśnięci gwałtownym powrotem geopolityki energetycznej i niedoborem paliw kopalnych. Ale dla wielu to także okazja do promowania energii odnawialnej. Jak stwierdził w swoim eseju dla „New Yorkera” ekolog Bill McKibben. „Ukraina i cały świat płoną, ponieważ ciągle coś spalamy. Przejście na energię słoneczną i wiatrową oraz pojazdy elektryczne uwolniłoby nas z zależności od dyktatorów takich jak prezydent Rosji Władimir Putin” – twierdził McKibben. Nie wspomniał jednak, że światową produkcję paneli słonecznych i baterii kontroluje w większości inny dyktator – prezydent Chin Xi Jinping. Nie ma też słowa o tym, że gwałtowne dążenie Europy do zaprzestania produkcji paliw kopalnych i przejścia na energię odnawialną spowodowało w ostatniej dekadzie wzrost zależności od rosyjskiej ropy oraz gazu.

Te prostackie rozwiązania nie uwzględniają tego, jak bardzo świat zmienił się od czasu rozpoczęcia wojny w Ukrainie. Dodatkowo globalna gospodarka energii odnawialnej jest głęboko uwikłana w problematyczne pod względem geopolitycznym łańcuchy dostaw. Chiny są największym dostarczycielem krzemu, litu i metali ziem rzadkich, a panele słoneczne produkowane są przez Ujgurów w obozach pracy. Kryzysu nie uda się rozwiązać poprzez zamianę rosyjskiego gazu i ropy na chińskie panele, ewentualnie stanie się to kosztem sprawiedliwości, praw człowieka i demokracji. Kwestie bezpieczeństwa energetycznego i podejmowane wybory wzmocnią lub osłabią autorytarne reżimy.

Od 24 lutego administracja Bidena zmieniła kurs w swoich wysiłkach mających na celu spowolnienie lub wstrzymanie wydobycia ropy i gazu w USA poprzez ograniczenie dostępu do terenów federalnych. Zamiast tego firmy, które nie zwiększą wydobycia, muszą się liczyć z anulowaniem i przeniesieniem dzierżaw wiertniczych. Złożono też wnioski budżetowe dotyczące zwiększenia skali krajowego przetwarzania i wzbogacania uranu. Do tej pory jego głównym dostawcą była Rosja. Z kolei Defense Production Act ma umożliwić wzrost krajowej produkcji kluczowych materiałów, których dostarczycielem są obecnie Chiny. Rozważa się obecnie cały łańcuch dostaw energii z paliw kopalnych i niekopalnych, energii jądrowej i odnawialnej zarówno z Rosji, jak i Chin.

Podobne działania prowadzi się w Europie. Wysłannik USA ds. klimatu John Kerry i jego odpowiednicy w Unii Europejskiej zmienili podejście, choć w ostatnich latach starali się odciąć międzynarodowe finansowanie rozwoju wydobycia ropy i gazu. Ponownie zaczęto rozważać gazociąg transsaharyjski dostarczający gaz ziemny z Nigerii do Maroka i dalej na rynki europejskie. Wcześniej sprzeciwiano mu się z powodów klimatycznych. Na obecnej sytuacji może więc także skorzystać Afryka.

Kraje Europy Wschodniej, takie jak Polska, Rumunia i Czechy, na długo przed wojną niechętne rosyjskiemu gazowi (co Niemcy odbierali jako paranoję) aktualnie próbują pozyskać nową technologię jądrową ze Stanów Zjednoczonych.

Technologia ta mogłaby pochodzić z Niemiec, lecz kraj ten w trakcie rządów kanclerz Merkel sprzedał swoje wiodące na świecie aktywa w dziedzinie technologii jądrowej rosyjskiemu Rosatomowi.

W Azji także energetyczna realpolitik wróciła do łask. Korea Południowa ogłosiła plany zwiększenia energii jądrowej, choć w ostatnich latach chciała z niej zrezygnować. Powodem są obawy przed wzrostem cen paliw kopalnych oraz dużymi kosztami przejścia na energię odnawialną. Również w Japonii, pierwszy raz od awarii Fukushimy w 2011 r. większa część społeczeństwa popiera rządowe plany ponownego uruchomienia reaktorów.

Nowa polityka energetyczna będzie się zapewne kształtować podobnie jak w okresie zimnej wojny. Najważniejsze stanie się bezpieczeństwo energetyczne oraz dostępność zasobów.

W odpowiedzi na kryzysy energetyczne lat 70. XX wieku Stany Zjednoczone, bogate zarówno w zasoby paliw kopalnych, jak i możliwości technologiczne, zainwestowały w niemal wszystkie możliwe źródła energii. Wiązało się to z przyspieszoną eksploatacją złóż węgla w zachodniej części USA, a także budową połączeń kolejowych w celu jego transportu na wschodnie wybrzeże. Zainwestowano też ogromne środki w rozwój niekonwencjonalnych metod wydobycia ropy naftowej, gazu ziemnego (także łupkowego), łupków naftowych oraz opartych o węgiel paliw syntetycznych. Zajęto się także inwestycjami w komercjalizację paneli słonecznych, turbin wiatrowych oraz technologii energooszczędnych, od oświetlenia LED i turbin gazowych aż po silniki z wtryskiem paliwa.

Swoją energetykę jądrową poważnie rozbudowały również praktycznie pozbawione własnych paliw kopalnych Francja, Szwecja i Japonia. Wielka Brytania zajęła się poszukiwaniem gazu na Morzu Północnym, dzięki czemu przestała być uzależniona od węgla i podatna na konflikty ze związkami.

Obawy klimatyczne wcale nie znikną, lecz rozwój energetyki kopalnej będzie miał w najbliższym czasie jedynie niewielki wpływ na emisję dwutlenku węgla. Częściowo odpowiada za to fakt, że możliwości szybkiego zwiększenia wydobycia ropy naftowej i gazu ziemnego w dużej części świata są bardzo ograniczone. Większość tanich, łatwo dostępnych złóż ropy naftowej i gazu ziemnego została już zagospodarowana, a nowe, trudniej dostępne złoża są droższe w wydobyciu. Istniejące odwierty kurczą się w sposób naturalny i jest mało prawdopodobne, że nowe wydobycie przełoży się na znaczący wzrost podaży. Jest to również szansa dla rozwoju energii niekopalnej i związanej z nią infrastruktury. Sprzeciw wobec nowych reaktorów jądrowych trudniej uzasadnić teraz niż przed inwazją. Życzliwiej zostaną też potraktowane morskie farmy wiatrowe na wybrzeżu atlantyckim czy nowe linie energetyczne o dużym zasięgu mające dostarczać energię wiatrową z północy na południe Niemiec.

Już teraz Niemcy i Unia Europejska są liderami w dążeniu do poluzowania przepisów ochrony środowiska, co umożliwiłoby przyspieszenie wydawania zezwoleń.

Związany z wojną kryzys energetyczny może więc przynieść wiele korzyści, których nie udało się osiągnąć w związku z kryzysem klimatycznym.

W poprzednich dekadach ruch ekologiczny zbyt dużą wagę przywiązywał do dokładnych regulacji prawnych oraz określonych rozwiązań technologicznych. Zatracał przez to zdolność do popierania skutecznej polityki klimatycznej na skalę niezbędną do wywarcia znaczącego wpływu na ocieplenie. Paradoksalnie to skupienie się na bezpieczeństwie energetycznym, szczególnie w przypadku Zachodu może zrobić więcej, niż osiągnął do tej pory ruch klimatyczny. Choć to nie zmiany klimatu będą najważniejsze. Stany Zjednoczone i Europa próbują zmobilizować społeczność międzynarodową do politycznej i gospodarczej izolacji Rosji. Nie spotyka się to jednak z akceptacją ze strony Chin, Indii i wielu rozwijających się krajów. Częściowo to kwestia pragmatyzmu, bowiem Rosja jest głównym dostawcą żywności, paliwa, nawozów i uzbrojenia oraz kilku innych kluczowych produktów do wielu regionów świata. Niektórzy przywódcy mogą też sympatyzować z szerszym odrzuceniem przez Putina zachodnich instytucji i norm, które ukształtowały erę po zimnej wojnie. Bliski jest im także nieliberalny, oparty o korupcję i nacjonalizm model rządów.

Za te prorosyjskie sympatie niektórzy przywódcy amerykańscy i europejscy winią swoje własne, niespójne zasady. Państwa rozwijające się były nakłaniane do rezygnacji z paliw kopalnych, a co za tym idzie z rozwoju gospodarczego w imię powstrzymania zmian klimatycznych. Rządy tych krajów słusznie widzą w tym hipokryzję. Państwa zachodnie, jak Niemcy, kontynuowały budowę swoich elektrowni węglowych, równocześnie opowiadając się za stopniowym wycofywaniem produkcji energii z węgla w krajach biedniejszych. Choć bogate demokracje nadal eksploatują własne źródła, to praktycznie odcięły większość środków finansowych przeznaczonych na rozwój infrastruktury opartej na paliwach kopalnych w bardziej zacofanych regionach świata.

Budzi to rozgoryczenie wobec organizacji pozarządowych zajmujących się ochroną środowiska i innych, wspieranych przez rządy i międzynarodowe instytucje rozwojowe. Sprzeciwiały się one rozwojowi energetyki i zasobów, nie tylko w przypadku ropy i gazu, ale też kopalni czy zapór wodnych.

Obawy organizacji pozarządowych dotyczące ochrony środowiska i praw człowieka są często prawdziwe. Wątpliwy jest jednak ich krucjatowy i często protekcjonalny charakter. Zaangażowanie Zachodu w lokalne kampanie przeciwko dużym projektom energetycznym sprawiły, że pojawiły się antykolonialne resentymenty.

Zachodnia pomoc dla krajów rozwijających się jest rozważana pod kątem różnych czynników, jak przejrzystość, zaangażowanie społeczeństwa obywatelskiego, liberalizacja rynku, czy właśnie zmiany klimatyczne. W praktyce jednak zachodnie demokracje, agencje rozwojowe oraz instytucje finansowe wycofały się ze wszystkich dużych projektów. Zarówno infrastrukturalnych, jak i energetycznych oraz związanych z zasobami naturalnymi.

Podobnych skrupułów nie mają Chiny i Rosja inwestujące w energię, wydobycie zasobów i infrastrukturę dla własnych celów. Starają się tworzyć zależność w sposób, który sprzyja realizacji ich priorytetów gospodarczych, dając im międzynarodową przewagę. Skuteczność tej strategii jest szczególnie widoczna od momentu inwazji na Ukrainę.

Jak zatem powinny się zachować liberalne demokracje ze Stanami Zjednoczonymi na czele? Jak pogodzić zaangażowanie na rzecz demokratycznych i otwartych społeczeństw, z koniecznością uniezależnienia własnych potrzeb energetycznych od Chin i Rosji oraz potrzebą zrównoważenia działań tych państw w rozwijających się krajach? Czy da się wspierać postępowanie na rzecz klimatu w sytuacji, gdy ważniejsze stają się inne imperatywy?

Będzie to wymagało odrzucenia zarówno hipokryzji moralnej, która cechuje Zachód, jak i lekceważącego kwestie etyczne postępowania Chin i Rosji. Zachodnie instytucje zajmujące się rozwojem w różnych częściach świata powinny przede wszystkim inwestować w sprawdzone czynniki rozwoju gospodarczego, jak twarda infrastruktura oraz rozwój energetyki i innych zasobów.

Warunki realizacji inwestycji muszą przede wszystkim wspierać wysiłki na rzecz demokratyzacji, przejrzystości oraz ochrony praw mniejszości. Konkretne projekty nie powinny być uzależnione od szeregu żądań związanych z lokalnym wpływem na środowisko naturalne czy krajowymi działaniami w zakresie zmian klimatycznych.

Liberalne społeczeństwa powinny też dążyć do wciągnięcia swoich sojuszników i dostawców w etyczny, wielostronny porządek polityczny i gospodarczy. Tam, gdzie Zachód z takich czy innych przyczyn zrezygnuje ze wsparcia, z pewnością wkroczą geopolityczni konkurenci. Wybór zachodnich inwestycji i technologii musi wiązać się z korzyściami w postaci dostępu do rynków i łańcuchów dostaw. Dzięki temu wschodzące gospodarki zyskają pewną przewagę w kluczowych sektorach, a równocześnie nie będą podatne na wpływy Rosji i Chin.

Zmiany widać już teraz. Prezydent Biden promuje umiarkowaną wersję porozumienia w sprawie handlu i inwestycji w regionie Pacyfiku. Stara się ona zaangażować azjatyckich partnerów we wspólną politykę przemysłową mającą na celu zminimalizowanie dominującej pozycji Chin w sektorze energii odnawialnej i akumulatorów.

Gospodarka zajmie miejsce utopijnej polityki i jej reakcji na zmiany klimatyczne. Trwały spadek wartości wielu aktywów finansowych (m.in. załamanie się wielu wysoko notowanych akcji technologicznych i kryptowalut) spowoduje spadek wartości funduszy i rachunków inwestycyjnych filantropów działających na rzecz ochrony środowiska.

Hojne subsydia napędzające w ostatnich latach transformację energetyczną również ulegną ograniczeniu. Wystawi to na próbę twierdzenia, że energia wiatrowa i słoneczna może z powodzeniem konkurować z paliwami kopalnymi w wielu regionach. W najbliższym czasie rytm będzie wyznaczać inflacja, niedobory energii i rosnące deficyty publiczne, w odróżnieniu od łatwego pieniądza i ekspansywnej polityki fiskalnej ostatnich dziesięcioleci.

Nie są to sprawy sprzeczne z polityką ograniczania emisji oraz wspierania rozwoju ekologicznego. Mimo to polityka klimatyczna i energetyczna na Zachodzie może przejść od subsydiowania popytu (np. na panele słoneczne i pojazdy elektryczne) do deregulacji podaży (np. elektrowni jądrowych i linii przesyłowych wysokiego napięcia). Dzięki stworzeniu szerszych podstaw technologicznych, regulacyjnych i infrastrukturalnych dla transformacji energetycznej polityka czystej energii zyskałaby solidniejsze przesłanki ekonomiczne. Cele klimatyczne zostałyby też lepiej dopasowane do wymogów bezpieczeństwa energetycznego.

Ostatnie lata zwolennicy ratowania klimatu byli przekonani, że świat jest gotowy na szybkie odejście od paliw kopalnych. Starali się zniechęcać do wydobywania ropy i gazu wszędzie, gdzie było to możliwe. Omijali też takie alternatywne źródła, jak energia jądrowa. Jednak mimo postępu technologicznego gospodarka światowa jest nadal bardzo daleka od całkowitego zastąpienia paliw kopalnych.

Wojna w Ukrainie oraz globalny kryzys pokazują, że Zachód nie różni się zbytnio od reszty świata. Bezpieczeństwo energetyczne jest najważniejsze. Każda strategia dążąca w przyszłości do niskoemisyjnych celów, przy gwarancji stabilności gospodarczej i z dala od autorytaryzmu będzie musiała dostosować się do tej rzeczywistości.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »