fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

8.1 C
Warszawa
środa, 24 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Francuska prawica w odwrocie? Politolog: są uwięzieni w podwójnej pułapce

Po porażce w wyborach prezydenckich liderzy prawicy najwyraźniej zrezygnowali z walki politycznej — pisze we francuskim dzienniku „Le Figaro” politolog Arnaud Benedetti. W ten sposób pozostawili otwarte pole dla lewicy — wyjaśnia krótko.

Warto przeczytać

Według francuskiego politologa te wybory parlamentarne to czarna dziura, a dokładniej czarna dziura prawicy: przynajmniej tej, którą chciał zjednoczyć Éric Zemmour, którą chciała przekroczyć Marine le Pen i o której Valérie Pécresse sądziła, że uda jej się odzyskać wszystkie elektoraty lub prawie wszystkie. Trzeba przyznać, że przyczynili się do tego dwaj najbardziej zręczni obecnie politycy: Emmanuel Macron z jednej strony i Jean-Luc Mélenchon z drugiej.

Ukryta, domyślna logika

Prawica, jak się wydaje, wygrała bitwę kulturową: jej idee przenikały wszędzie, jej intelektualiści mieli oparcie na ulicach i w telewizji. Po wyborach prezydenckich żadna z formacji prawicowych nie była jednak w stanie narzucić partnerstwa urzędującemu prezydentowi. Wręcz przeciwnie, wszyscy zaakceptowali ukrytą, domyślną logikę, zgodnie z którą zwycięstwo przyznane przez elizejską kartę wyborczą automatycznie prowadzi do uzyskania większości ustawodawczej przez nowo wybranego prezydenta.

W najlepszym lub najgorszym wypadku partie prawicowe w nadchodzących wyborach powalczą o… przetrwanie. Ta abdykacja ma oczywiście swoją logikę i historię. W istocie ma ona charakter empiryczny w odniesieniu do minionej pięcioletniej kadencji, a nawet części kadencji siedmioletniej w analogicznej konfiguracji, tj. w przypadku odnowienia składu Zgromadzenia bezpośrednio po wyborze głowy państwa. Ta odmowa walki jest jednak pierwszą w najnowszej historii wyborczej.

Coś umarło w politycznych liderach

Ten wyjątkowy charakter można wyjaśnić kilkoma czynnikami: szokiem spowodowanym katastrofalnym wynikiem Valérie Pécresse wśród Republikanów, niezdolnością tych ostatnich do wykreowania na nowo lidera i atrakcyjnej oferty, niezdolnością partii prawicowych do stworzenia i zmobilizowania się wokół wiarygodnej narracji w perspektywie celu parlamentarnego, który niekoniecznie przemawia do ich kultury. W ten sposób coś umarło w politycznych liderach prawicy.

Przeczytaj także:

Jeśli chodzi o lewicę, to Jean-Luc Mélenchon zdołał — wbrew literze konstytucji — przywrócić jej ducha. Z konstytucyjnego punktu widzenia nie ma nic niepodważalnego w związku między większością prezydencką a większością ustawodawczą, z wyjątkiem tego, że czasowość pięcioletniej kadencji wydaje się uniemożliwiać współistnienie.

„To właśnie ten węzeł gordyjski zamierza przeciąć wynalazca tego artefaktu, koalicja lewicy Nupes. Związek ten stanowi nieprawdopodobny konglomerat lewicowych marek, których powołaniem jest przywrócenie im skuteczności wyborczej poprzez relatywizację nękających je sprzeczności programowych. Z dużym prawdopodobieństwem uniemożliwiłoby to im sprawowanie władzy w dłuższej perspektywie” — pisze Arnaud Benedetti.

Przedstawiciele „płynnego społeczeństwa”

Ta sztuczność — w opinii politologa — ma jednak charakter performatywny i przypomina nam o tym, czego prawica się wyrzekła: uprawiania polityki, tworzenia historii, przyczyniania się do próby narzucenia równowagi sił na bieg wydarzeń. Chociaż „duch czasu” sprzyja ich pomysłom, są oni uwięzieni w podwójnej pułapce.

Z jednej strony zastawionej przez Wiosnę Republikańską, której przesłanie polegało na potępieniu, na zasadzie mylnej równoważności, tożsamości nacjonalistycznych i islamskich, z drugiej, kiedy nieodwracalny nacisk ujawnia się w wyborach parlamentarnych kosztem nieprawdopodobnej alchemii: lewica kulturowa, której dyktat uosabia Nupes pod wpływem melenchonizmu, i postnarodowy centryzm, którego barwy nosi macronizm.

Niezależnie od swoich przeciwieństw, współpracowników-rywali łączy to, że są przedstawicielami „płynnego społeczeństwa”, przepowiedzianego przez socjologa Zygmunta Baumana: hiperlewica Mélenchona i hipercentrum Macrona to dwie strony tego samego społecznego, postmodernistycznego medalu, dekonstruującego Francję kulturowo dla pierwszego, politycznie dla drugiego.

Wybory wyrazem paradoksu

W tym wszystkim prawica, przez dziwny efekt politycznego i medialnego zacietrzewienia, zostaje sprowadzona do roli drugoplanowej, tak jakby jej zadaniem nie było już dawanie świadectwa, a jedynie próba przetrwania w oczekiwaniu na lepsze czasy wyborcze, zamknięcie się w swoistej „wspaniałej izolacji”, skazanie na to, by się nie dogadywać, ponieważ jej przeciwnicy… tak postanowili.

„Te wybory parlamentarne są przede wszystkim wyrazem paradoksu: kraj na prawicy, którego rzeka jest jednak skierowana w inną stronę. Figura, która jest niezmienna od dziesięcioleci, ale która po raz pierwszy być może płaci za swoisty akt kapitulacji” — konkluduje Arnaud Benedetti.

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »