fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

4.7 C
Warszawa
sobota, 20 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Analiza wojny w Ukrainie. Jakie koncepcje walki mają sens?

Dla amerykańskiej armii wojna w Ukrainie to również możliwość zbierania doświadczeń i dokonywania cennych analiz, które mogą usprawnić jej własną strategię. W Europie działa cały sztab ekspertów, których celem jest znalezienie odpowiedzi na pytanie: Czy w podobnym konflikcie siły USA byłyby w stanie zwyciężyć, stosując koncepcję operacji wielodomenowych?

Warto przeczytać

Na razie to tylko pomysł, jak wojsko zamierza walczyć w przyszłości. Wcześniej wszystkie rozwiązania trzeba poddać właściwej ocenie, przeprowadzić ćwiczenia i gry wojenne, a także dokonać analizy przez pryzmat odpowiedniego doświadczenia bojowego jednostek.

Koncepcja operacji wielodomenowych zaliczyła wszystkie szczeble z wyjątkiem ostatniego. Dlatego wojna w Ukrainie stanowi ważne studium przypadku, dzięki któremu tego typu działania można dokładnie przetestować. Nie bez znaczenia jest fakt, że w konflikt uwikłana jest Rosja – jeden z dwóch największych rywali armii amerykańskiej.

Ostatnia szansa na podobną analizę nadarzyła się w trakcie wojny arabsko-izraelskiej w 1973 r. Wojska arabskie korzystały wówczas z rosyjskiego sprzętu i doktryny, omal nie zwyciężając sił Izraela, po cichu wspieranych przez USA. Dla Stanów Zjednoczonych konflikt był sygnałem alarmowym, że potrzebna jest zmiana, zwłaszcza dla wojsk lądowych i sił powietrznych.

W obecnej wojnie największe znaczenie ma ziemia. Być może rodzaj operacji przewidzianych w koncepcji wielodomenowej nie miałby znaczenia dla odstraszania czy pokonania rosyjskich agresorów. Wymaga to jednak większej ilości danych.

To, czy operacje wielodomenowe sprawdziłyby się na Ukrainie, jest kluczowe zarówno dla połączonych sił zbrojnych USA, jak i dla armii. Czy eksperci zakwestionują na podstawie analizy konfliktu własne strategie prowadzenia działań wojennych, czy wybiorą jedynie te spostrzeżenia, które będą potwierdzać ich dotychczasowe postępowanie?

Przeczytaj także:

Obecna inwazja pokazuje, że wojna wciąż wymyka się jednoznacznym rozwiązaniom oraz ambitnym koncepcjom. Warunki terenowe, odległości czy pogoda nadal stanowią problem dla armii. I ciągle to artyleria powoduje największe straty na polu bitwy.

Obserwacje, jakich dostarcza wojna na temat konfliktów zbrojnych, są sprzeczne z większością poglądów Departamentu Obrony dotyczących wpływów działań wojskowych. Zarówno na temat operacji w powietrzu, na morzu i na lądzie, jak i w przestrzeni kosmicznej, czy cyberprzestrzeni. Oprócz kwestii operacyjnych istotne są również implikacje biurokratyczne wynikające ze znaczenia poszczególnych domen. Każda jest bowiem związana ze służbą lub głównym dowództwem, a te mają własne koncepcje zwycięstwa i wagi swoich pomysłów. Większe znaczenie domeny to równocześnie wyższy budżet.

W tym konflikcie żadna ze stron nie potrafiła osiągnąć szczególnej przewagi powietrznej, ponosząc znaczne straty w samolotach i śmigłowcach. Zachodnia perspektywa jest kształtowana przez ukraińskie źródła informacji w połączeniu z bardzo kompetentną ochroną operacyjną. Nie znamy więc rzeczywistych strat w lotnictwie, poza raportami poszczególnych stron, które są nieobiektywne. Nie wiadomo też czy przyczyną zniszczeń we flotach powietrznych są Stingery, wysokiej klasy systemy obrony przeciwlotniczej, czy też bezpośrednia walka. Nie zmienia to jednak faktu, że żadna ze stron nie panuje na niebie. Biorąc pod uwagę centralne znaczenie dominacji powietrznej w doktrynie amerykańskiej, takie szczegóły są niezwykle ważne. Siły Powietrzne wpływają na całość wspólnych działań wojsk USA. Dlatego samo stwierdzenie, że będą miały w konflikcie przewagę, już nie wystarczy.

Patowe zdają się też działania morskie. Rosyjska blokada wybrzeża i Odessy sieje spustoszenie w ukraińskiej gospodarce i światowym zaopatrzeniu w żywność. Mimo zatopienia przez Ukrainę kilku okrętów Moskwa nie zaprzestała działań, a jedynie wykonuje je dalej od brzegu.

Cyberprzestrzeń nigdy do tej pory nie stanowiła dominującego elementu wojny. A przynajmniej nie tak ważnego, jak przewidywali jej zwolennicy. Hakerskie batalie nie spowodowały strategicznych klęsk, cyberprzestrzeń nie odegrała zaś centralnej roli w walkach. Postulowana przed agresją przewaga Rosji w tym aspekcie nie znalazła odzwierciedlenia w faktach. Na poziomie taktycznym i operacyjnym przydatne okazały się bardziej tradycyjne metody wojny elektronicznej, takie jak zagłuszanie, lokalizowanie przeciwników i podsłuchiwanie ich niepewnej komunikacji. Dzięki temu namierzono cele o dużej wartości, w tym personel wyższego szczebla.

Dużą rolę odegrała także przestrzeń kosmiczna, dostarczając zdjęcia, a szczególnie przydatne okazały się satelity komercyjne. To pokazuje, że istotne zasoby będą szeroko dostępne dla wszystkich walczących stron, a pole bitwy stanie się przejrzyste.

Możliwe więc, że przestroga T.R. Fehrenbacha z czasów wojny koreańskiej pozostaje prawdziwa także dziś:

„Możesz bez końca latać nad jakimś terenem, możesz go bombardować, atomizować, rozbijać i oczyszczać z życia. Jeśli jednak chcesz go obronić, musisz to zrobić na ziemi, tak jak robiły to rzymskie legiony, wrzucając swoich młodych ludzi w błoto”.

Pytanie, jakie powinno sobie zadać dowództwo armii USA, brzmi: jak najlepiej odstraszyć przeciwnika w przyszłości, a jeśli nie jest to możliwe, to jak go pokonać? Aktualny konflikt pokazuje, że wojny będą rozstrzygane na lądzie i to zniszczenie sił lądowych, a także ewentualnych partyzantów będzie najistotniejsze, choć inne działania również będą miały znaczenie.

Wysłanie do Europy zespołu analityków jest z pewnością dobrym pomysłem. Ważne jednak, aby była to krytyczna i obiektywna ocena wojny, w kontekście wad ewentualnych operacji wielodomenowych. Na pewno taka analiza będzie mniej przydatna, jeśli jej celem będzie tylko próba zatwierdzenia koncepcji preferowanej przez armię w ciągu ostatnich kilku lat. Na ten konflikt należy patrzeć przez pryzmat poszukiwania pytań i kwestionowania założeń, nie zaś dążenia do weryfikacji z góry ustalonych wyników. W jaki sposób operacje wielodomenowe sprawdziłyby się w obecnej wojnie?

Operacje ofensywne

Główne założenia operacji wielodomenowych koncentrują się na ofensywie. To wynik głębokiego przekonania, że wojny wygrywają tylko takie działania. To podejście jest zakorzenione w amerykańskiej armii od bardzo dawna. W Field Service Regulations z 1923 r. jasno to określono: „Ostatecznym celem wszystkich operacji wojskowych jest zniszczenie sił zbrojnych przeciwnika w walce. Decydujące wyniki osiąga się tylko poprzez ofensywę”. Niemal dosłownie to samo powtórzono w przewodniku operacyjnym dla armii FM 3-0, Operations z 2001 r. (zgodnie z jego wytycznymi prowadzono m.in. operację Iraqi Freedom): „Ofensywa jest decydującą formą wojny. Operacje ofensywne mają na celu zniszczenie lub pokonanie przeciwnika. Ich celem jest narzucenie rywalowi woli USA i osiągnięcie decydującego zwycięstwa”.

Operacje wielodomenowe podobnie zapatrują się na ofensywę, o czym świadczą ich trzy kluczowe elementy: penetracja, dezintegracja i wykorzystanie. Założenie przygotowania operacji ofensywnych jest takie, aby na terenie działań wojennych znajdowała się ilość sił wystarczająca do spowolnienia przeciwnika, zanim pojawią się główne wojska. W koncepcji nie jest jednak wspomniane, jak to się dzieje.

Ten typ operacji konkuruje też z innymi służbami w kwestii prowadzenia walki przez dowódcę połączonych sił. Obecnie wszystkie służby mają wypracowane w tej materii własne rozwiązania. Koncepcja wspólnych, skoordynowanych działań pozostaje więc zaledwie teorią. W operacjach „Pustynna Burza” i „Iracka Wolność” każda służba walczyła według własnej doktryny i na swoim obszarze działania. I choć nie było to problemem w walce z Irakijczykami, to może się nim stać przeciwko Rosji lub Chinom. Wówczas, kiedy jedność wysiłków i alokacja zasobów będą miały decydujące znaczenie.

Jaka jest misja armii w Europie? To bardzo ważne pytanie. Misją powinno być w pierwszej kolejności powstrzymywanie agresji, nie zaś jej pokonywanie. Trzeba więc uczynić ją niewykonalną lub mało prawdopodobną, co pozbawi potencjalnego agresora wiary w osiągnięcie celów. W takim przypadku należy się przede wszystkim skupić na defensywie.

Skoncentrowane na działaniach ofensywnych operacje wielodomenowe mają też inne implikacje. To rozwiązanie określa, jak armia chce walczyć. I niekoniecznie będzie to adekwatne do tego, jak będzie musiała walczyć w Europie w przyszłości.

Hipotetyczny rosyjski atak na kraje bałtyckie, a więc scenariusz najczęściej wykorzystywany w analizach konfliktów europejskich, napotyka kilka przeszkód.

Po pierwsze, siły przeszkolone, zorganizowane i wyposażone do działań ofensywnych będą gorzej przygotowane do obrony.

Po drugie, operacje wielodomenowe zakładają polityczną gotowość do uderzenia na cele znajdujące się na terytorium wroga. W sytuacji, gdy dysponuje on bronią jądrową, przy równoczesnej chęci uniknięcia eskalacji, ten kluczowy element staje się bezużyteczny. W odniesieniu do Rosji można uznać, że kosztowne pociski hipersoniczne o zasięgu ponad 2500 km wydają się zbędnym wydatkiem. Szczególnie że od granicy łotewskiej do Moskwy jest zaledwie 600 km.

Po trzecie, obecność sił NATO na wschodniej flance jest w stanie udaremnić atak, gdy zawiedzie odstraszanie. Operacje ofensywne powinny być ograniczone do odzyskania zajętego terytorium. Jakiekolwiek dalsze akcje korzystające z uzyskanej swobody manewru do osiągnięcia celów strategicznych mogą doprowadzić do rozszerzenia konfliktu. Znaczenie będzie miało także to, jak Rosjanie interpretują pojęcie „zwycięstwa” oraz cele strategiczne sojuszu.

Możliwość wykorzystania broni jądrowej przez Rosję określa dekret z 2020 r. Zgodnie z nim Rosja „zachowuje prawo do użycia broni jądrowej w przypadku agresji na Federację Rosyjską z użyciem broni konwencjonalnej, gdy zagrożone jest samo istnienie państwa”. Zastosowanie broni nuklearnej o niskiej sile rażenia mogłoby powstrzymać wojska amerykańskie od podobnej odpowiedzi, a przede wszystkim od kontynuowania operacji na rosyjskiej ziemi.

Uwzględniając realia wojny w Ukrainie i charakter przyszłych działań odstraszających w Europie, koncepcje armii USA i jej zdolności wsparcia powinny się koncentrować na uniemożliwieniu Rosji udanej inwazji. Stanowiłoby to siłę napędową strategii modernizacyjnej skoncentrowanej przynajmniej w części na zagwarantowaniu zdolności do głębokiej obrony i powstrzymaniu szybkiego zwycięstwa wojsk rosyjskich. Byłaby to raczej aktywna obrona, choć ta defensywna doktryna została w dużej mierze odrzucona w latach 70. XX wieku. O wiele bardziej do charakteru armii pasowała koncepcja bitwy powietrzno-lądowej, a defensywa ma wielu przeciwników w siłach Stanów Zjednoczonych i innych służbach.

W jakich obszarach armia powinna się lepiej rozeznać na podstawie wojny w Ukrainie?

  1. Ocena, jakie siły ukraińskie wystarczyłyby, aby powstrzymać inwazję. Niekoniecznie jednak pozwoli to uzyskać odpowiedź na pytanie, czego potrzeba, by zapobiec rosyjskiemu atakowi na wschodnie państwa członkowskie NATO. Umożliwi jednak wstępne oszacowanie niezbędnych sił odstraszających, by zapobiec agresji.
  2. Przeanalizowanie, jakich zdolności wymagałyby siły odstraszania, gdyby ich głównym zadaniem była obrona, a nie ofensywa.
  3. Określenie, które zdolności rosyjskie i ukraińskie okazały się ważne podczas wojny i zastanowienie się, jak armia może te zdolności sobie zapewnić oraz im przeciwdziałać. Najistotniejsze są tu drony, obrona powietrzna, zdolność przetrwania pojazdów bojowych oraz ogień bezpośredni.
  4. Zrozumienie potencjalnych reakcji ze strony Rosji w przypadku ataków operacyjnych i strategicznych na jej terytorium.
  5. Ocena słabych punktów kluczowych systemów armii, pod kątem strat rosyjskich i ukraińskich, dzięki której możliwe byłoby określenie sposobów łagodzenia skutków technicznych i taktycznych.
  6. Zbadanie zdolności amerykańskiej bazy przemysłowej do sprostania wydatkom na amunicję oraz uzupełniania strat materiałowych w razie przedłużającej się wojny z Rosją.
  7. Ocena systemu medycznego NATO w celu zrozumienia jego potencjalnych braków, jeśli liczba ofiar będzie zbliżona do liczby ofiar obu walczących stron na Ukrainie.

Choć to zaledwie część zagadnień, to i tak pozwoliłyby armii zrozumieć implikacje wojny w Ukrainie dla operacji wielodomenowych.

Jak do tej pory wiele analiz tego konfliktu obwiniało za niepowodzenia źle wyszkolonych rosyjskich żołnierzy oraz nieskutecznych dowódców. Ale wyciąganie na tej podstawie wniosku, że armia amerykańska zwyciężyłaby, prowadząc operacje wielodomenowe i korzystając z przewagi jakościowej, jest zbyt pochopne. Zwłaszcza że Rosjanie dysponują podobnym potencjałem i stosują podobną doktrynę operacyjną.

Filarem amerykańskiej armii są dobrze wyszkolone i profesjonalnie dowodzone wojska, przygotowane do prowadzenia operacji wielodomenowych. Równocześnie jednak to ukierunkowanie może sprawiać, że w mniejszym stopniu będą gotowe do oferowania i realizowania innych rozwiązań dowódcom bojowym i ich cywilnym zwierzchnikom. Paradoksalnie więc może się okazać, że profesjonalizm armii amerykańskiej, który zasadniczo odróżnia ją od Rosjan sprawi, że będzie ona gorzej przygotowana do prowadzenia wojny z Rosją lub Chinami. Jak zauważa analityk wojskowy Michael Kofman: „Błędne idee sprawią, że wysiłki USA nie będą już zmierzały do tego, by znaleźć się po właściwej stronie krzywej kosztów w wojnie eliminacyjnej, która prawdopodobnie będzie definiować kolejny konflikt wielkich mocarstw. Niezależnie od tego, czy planistom obrony się to podoba, czy nie”.

Czy to braki kadrowe są główną przyczyną rosyjskich trudności na Ukrainie? Co by było, gdyby uświadomili sobie, że z powodu niekompetencji dowódczych wojna błyskawiczna się nie powiedzie i zmienili strategię? Czy ich obecne podejście, polegające na prowadzeniu wojny na wyniszczenie, zmęczy siły ukraińskie? I czy w sytuacji walki na wyniszczenie sprawdziłaby się strategia operacji wielodomenowych prowadzonych przez siły ochotnicze?

Określenie czy armia amerykańska ma zdolności do prowadzenia tego typu wojny, jest ważne dla armii, jeżeli chce ona zwyciężać w konfliktach, które być może będzie musiała stoczyć, a nie tych, które stoczyć by chciała.

Stawka jest bardzo wysoka, także dla sojuszników USA. Biorąc pod uwagę kluczową rolę sił lądowych w skutecznym odstraszaniu i systemach obronnych, armia musi dobrze radzić sobie z operacjami wielodomenowymi.

Czy obecny zespół analityków będzie starał się znaleźć wady w operacjach wielodomenowych i ich założeniach? Czy też będzie szukał dowodów potwierdzających słuszność takiego podejścia? Być może lepiej byłoby uświadomić dowództwu, że mimo wieloletnich wysiłków, ich przyszłościowa koncepcja walki wcale nie musi zapewnić zwycięstwa.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »