fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

4.4 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Coraz więcej Francuzów wybiera emigrację

Coraz więcej Francuzów wybiera emigrację. Wydaje się, że przynajmniej część z nich motywowana jest chęcią odcięcia się od wszystkich tych „incydentów”, niebezpieczeństw, ciągłego mówienia o wspólnotowości oraz „cancel culture” – analizuje „Le Figaro”.

Warto przeczytać

Ci emigranci nie mogą już rozpoznać we Francji kraju ich młodości albo miejsca z opowieści ich rodziców. Znika on pod napływem agresji, przestępczości, komunitaryzmu. Jest też anulowany w ramach „cancel culture”. Choć nadal kochają Francję, postanawiają opuścić jej granice.

Dyrektor departamentu opinii IFOP (Institut français d’opinion publique), francuskiej firmy ankietowej i badawczej, uważa, że te ruchy migracyjne to jeden z efektów postępującej globalizacji. Za częścią wyjazdów stoją kwestie ekonomiczne (w tym na przykład podatkowe), ale niektóre motywowane są poszukiwaniem lepszej jakości życia czy większego bezpieczeństwa.

Bo we Francji robi się niebezpiecznie. Tu jakaś dziewczynka zostaje „zgwałcona na środku ulicy”, tam jakieś dzieci „zabijają się nożami”, jeszcze gdzieś indziej policjant czy strażak zostanie zaatakowany, płoną osiedla, można się nawet spotkać z podpalaniem ludzi.

„Przerażające jest to, że nie ma już żadnych ograniczeń, że mamy wrażenie, że wszystko może się zdarzyć” – narzeka udręczony Christophe, 60-letni konsultant finansowy. Jego zdaniem zagrożony jest też sam francuski sposób życia, a władza nie potrafi sobie z tym poradzić. Ten paryżanin został w 2019 r. napadnięty w metrze. „Zdałem sobie sprawę, że nawet 16. okręg Paryża nie jest już bezpiecznym miejscem” – ubolewa. „Pochodzę z Nantes i widziałem, jak to miasto pogrąża się w delikcie”.

Jakość życia ważniejsza niż pogoń za karierą

Christophe od wczesnego dzieciństwa większość wakacji spędzał w Portugalii. „Czułem, że rozumiem się z Portugalczykami, którzy są bardzo francuskojęzyczni, przywiązani do zachowania swoich tradycji i mają bardzo silną tożsamość” – wspomina. Znalazł tam nie tylko piękne krajobrazy, morze, małe knajpki i cudowne mozaiki, ale też spokojne życie, wysoką kulturę i solidną edukację. „O ile na początku mojej kariery zawodowej priorytetem było wynagrodzenie i rozwój zawodowy, o tyle dziś stawiam na jakość życia: gdyby pojawiła się możliwość pracy w Lizbonie lub telepracy, od razu bym z niej skorzystał” – przyznaje.

Przeczytaj także:

Także Węgry kuszą Francuzów. W 2017 r. węgierski premier Viktor Orbán powiedział: „Wpuścimy oczywiście prawdziwych uchodźców: Niemców, Holendrów, Francuzów, Włochów, sterroryzowanych polityków i dziennikarzy”. Wielu chrześcijan szuka na Węgrzech Europy, której nie mogą już rozpoznać w ojczystym kraju. Ferenc Almássy, redaktor naczelny portalu Visegrad Post, twierdzi, że regularnie dostaje wiadomości od Francuzów, którzy proszą o pomoc w związku z przeprowadzką na Węgry. „W ciągu ostatnich pięciu lat spotkałem się z kilkunastoma przypadkami, w których ludzie przyjechali ze względów bezpieczeństwa” – przyznaje. Może skala tego zjawiska nie jest na razie duża, ale wiele ono zdradza. „Na Węgrzech nie mamy do czynienia z imigracją. Nie ma żadnych ataków. Ale zawsze ostrzegam: zmiana życia, nauka węgierskiego, rozpoczęcie kariery od zera – to czasem bardzo trudne!”. Nie każdemu się udaje, niektórzy rezygnują i wracają do swojego kraju.

Bezpieczeństwo jest podstawą wolności

Jednak Laure nie planuje powrotu w najbliższym czasie. Pochodząca z Aix-en-Provence Francuzka uważa, że została zmuszona do wyjazdu. „Jestem bardzo zła na mój kraj… Jest w nim teraz mnóstwo ludzi, którzy nie chcą respektować naszych praw, ale to my jesteśmy wyrzutkami. Kochamy Francję i musimy wyjechać!”.

Mając 48 lat, wyszła powtórnie za mąż. Jej mąż jest Francuzem węgierskiego pochodzenia. Pod koniec 2019 r. małżeństwo przeprowadziło się na Węgry. Od dłuższego czasu rozważali przenosiny, chcieli je jednak odłożyć na późniejsze lata. „Ale w Nîmes mieliśmy kilka prób włamań. Mojemu synowi skradziono skuter. Nie mógł jechać sam autobusem. Moją córkę pogoniła banda naganiaczy” – wspomina Laure.

W ubiegłym roku dzieci Laure wróciły na dwa tygodnie do swojej ojczyzny. Planowali spędzić w niej więcej czasu, ale syn został zaatakowany i zdecydowali się skrócić wakacyjną wizytę. Dzisiaj zarówno syn, jak i córka układają sobie życie w Budapeszcie. „Moja 23-letnia córka znalazła dobrą pracę w amerykańskiej firmie”, mówi Laure, sama pracująca jako nauczycielka języka francuskiego. „Mój syn studiuje informatykę. I cały ten ciężar, który miałam jako matka, gdy spóźniali się dziesięć minut, cały ten ciężar wyparował! Kiedy oglądamy wiadomości na francuskich kanałach, wcale nie żałujemy naszego wyboru”.

Rodzina Laure osiedliła się w miejscowości nieopodal jeziora Balaton. Oprócz nich są tam Włosi, Holendrzy, Niemcy i Austriacy. Łącznie czternaście rodzin z zagranicy, które opuściły swoje ojczyzny z podobnych powodów. „Są wśród nich przyjaciele, do których włamano się dziewięć razy w Seine-et-Marne…” – mówi Laure. „To przykre, bo byliśmy siłą napędową Francji, a teraz do tego kraju trafiają ludzie, których interesują tylko korzyści. A życie na tym ładnym osiedlu? Nawet nie zamykam drzwi do domu, kiedy idę na zakupy. Kiedy pijemy drinka na tarasie z przyjaciółmi, ubrani tak jak lubimy, możemy zostawić telefon komórkowy na stole. Kiedy idę na plażę, mogę zostać w wodzie przez godzinę bez oglądania się za siebie, a moja torba zawsze tam będzie. Nie mogę czuć się całkowicie Węgierką – wychowałam się z Francją w sercu! Ale wiem, co dają mi Węgry, a czego nie dała Francja: jeśli nie jesteś bezpieczny, nie masz wolności”.

47-letni Paul postanowił wyjechać z kraju po tym, jak w 2016 r. został napadnięty wraz z dziewczyną, gdy szli do restauracji w Nantes. Skradziono mu tylko papierosy, ale przyłożono nóż do gardła. Podobne historie przytrafiały się także jego znajomym, a niedługo później jego dziewczynie ukradziono telefon komórkowy. W 2017 r. byli już na greckiej wyspie Naksos, którą kiedyś odwiedzili w ramach wakacyjnego wyjazdu. „Zaczęliśmy od prac dorywczych, żeby zobaczyć, jak zostaniemy przyjęci przez miejscową ludność” – wspomina Paul. „Najpierw zatrzymaliśmy nasze mieszkanie we Francji, by wrócić do niego zimą. Najtrudniejszy jest pierwszy krok. Ale szczerze mówiąc, teraz w Grecji czujemy się jak w domu!”.

Paul zrezygnował z dobrze płatnej pracy w sektorze handlu detalicznego, by zostać kelnerem w Grecji. „Straciłem 2 tys. pensji, ale na koniec miesiąca mam jeszcze więcej! Pracujesz 70 godzin tygodniowo, ale i tak znajdujesz czas na pływanie. A jaka jest jakość życia! Jest dużo solidarności, nie ma stresu, nie ma agresji. Geje mogą chodzić ramię w ramię, wszyscy się witają, szanują i nikt nie narzeka. Jeżdżę na skuterze, mogę go zostawić na wiele godzin przed sklepem i nikt go nie ukradnie, nigdy nie zastanawiam się, czy dobrze zamknąłem okno… Wszyscy znajomi nam zazdroszczą, jedna para ma nawet zamiar do nas dołączyć”.

Francuska dusza zanika

Tendencja do wyjazdów jest jeszcze silniejsza wśród francuskich Żydów. Badanie Fondapol wykazało, że opuszczenie Francji rozważa aż 46 proc. osób wyznania mojżeszowego. W samym 2021 r. aż 3,5 tysiąca Francuzów dokonało aliji – imigracji do Izraela. To najwyższa liczba od 2017 r.

Daniel Knoll, 65-letni negocjator na paryskim rynku nieruchomości, przyznaje, że od lat czuje się niespokojnie we Francji. „Moje dzieci wyjechały do Izraela ponad 20 lat temu z moją byłą żoną”. W marcu 2018 r. jego matka Mireille Knoll została zamordowana przez antysemitów.

Knoll uważa, że Francja traci duszę i zmierza w stronę opisaną przez Houellebecqa w „Uległości”. „Na co dzień słyszę od współwyznawców, że są obrażani lub atakowani podczas noszenia jarmułki, znam historię ludzi dźganych z okrzykami »Allah akbar«, a w niektórych dzielnicach nie mówi się nawet po francusku. Mam wrażenie, że to już nie jest nasz dom. Czekałem na Sarkozy’ego i jego Kärcher, czekałem na Vallsa, ale w rzeczywistości żaden rząd nie reaguje, a skrajności nadal rosną”.

W 11. okręgu Paryża jedną z ulic nazwano imieniem zamordowanej Mireille Knoll. Jej dwaj synowie nie znajdują w tym jednak wiele pocieszenia. Dokonali różnych wyborów. Daniel wraz z żoną przygotowuje się do wyjazdu, ale jego starszy brat Allan upiera się: „Jestem w domu, wyjazd nie jest dla mnie”.

SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »