fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

13.2 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Czy Turcja powinna pozostać w NATO?

W obliczu nadal toczącej się wojny między Rosją a Ukrainą wschodnioeuropejscy członkowie NATO obawiają się, że mogą zostać kolejnym celem moskiewskiej armii. Podobne obawy mogły zrodzić się w skandynawskich krajach – Finlandii i Szwecji, które poprosiły i przyjęcie do paktu transatlantyckiego. Tymczasem Turcja, będąca w NATO od 1952 r., postanowiła wykorzystać tę sytuację i zapowiedziała, że poprze kandydaturę Sztokholmu tylko pod warunkiem, że ten rozprawi się z kurdyjskimi krytykami Ankary. Dlaczego w tej perspektywie Turcja nadal uważana jest za sojusznika Stanów Zjednoczonych – zastanawia się „The American Conservative”.

Warto przeczytać

Wydaje się, że aktualny prezydent USA Joe Biden traktuje Turcję dość lekkomyślnie. Choć Ankara blokowała poszerzenie NATO, a wcześniej zakupiła system obrony powietrznej S-400 od Rosji, Biden popiera projekt sprzedaży amerykańskich samolotów F-16 Turcji.

Turecki prezydent Recep Tayyip Erdoğan przestał w końcu sprzeciwiać się akcesji Szwecji i Finlandii do NATO. Oficjalnie podaje się, że to zniesienie sprzeciwu Erdoğana i poparcie sprzedaży F-16 przez Bidena nie są ze sobą powiązane. Może rzeczywiście tak nie jest, bo przecież już na początku tego roku administracja Bidena zapowiedziała sprzedaż Turcji rakiet bojowych oraz radarów. Ciężko było ten plan przeciągnąć przez amerykański Kongres, który za czasów administracji Trumpa chciał ukarać Ankarę sankcjami za zakup rosyjskich S-400.

W czasie, kiedy Turcja przystępowała do NATO, układ sił był inny niż dziś. Stany Zjednoczone czuły się zobowiązane do obrony osłabionej wojnami Europy Zachodniej przed ich głównym rywalem – Związkiem Radzieckim. Nad światem wisiała groźba użycia broni jądrowej, w Korei trwała wojna.

Nikt wtedy nie zwracał uwagi na słabą turecką demokrację albo przewroty wojskowe w tym kraju. Zresztą Portugalia też była dyktaturą, kiedy w 1949 r. znalazła się wśród członków założycieli paktu. Także w przypadku Grecji „pucz pułkowników” z 1967 r. nie poskutkował opuszczeniem szeregów NATO.

Przeczytaj także:

Kiedy Związek Radziecki upadł, NATO wraz z Unią Europejską zaczęli kłaść szczególny nacisk na promocję wartości demokratycznych. I choć główny członek Sojuszu potrafił bombardować, najeżdżać i okupywać narody na całym świecie, licząc ofiary w setkach tysięcy, to w oficjalnych stanowiskach wciąż odwoływano się do ideałów demokracji: „NATO dąży do zapewnienia trwałego pokoju w Europie, opartego na wspólnych wartościach wolności jednostki, demokracji, praw człowieka i rządów prawa”. Nie ulega wątpliwości, że gdyby dzisiaj Turcja złożyła wniosek o przystąpienie do NATO, zostałby on z całą stanowczością odrzucony.

Dwadzieścia lat temu demokracja w Turcji była bardzo ograniczona. Cywilne rządy poruszały się w granicach wyznaczonych im przez wojsko. Republika Turcji miała nacjonalistyczny charakter i żaden cywilny premier nie mógł porzucić nacjonalistycznych ideałów. Wojsko strzegło także sztywnego sekularyzmu państwa, nie dopuszczając żadnych polityków czy partii, które nawiązywałyby do islamu.

Erdoğan przełamał wojskową dyktaturę. Choć w czasie, gdy był burmistrzem Stambułu, otarł się o więzienie za publiczne przytaczanie zakazanego wiersza islamskiego, to stopniowo – mniej i bardziej legalnymi środkami – dochodził do władzy wymykającej się wojskowym ramom. Po nieudanym puczu wojskowym w lipcu 2016 r. niezależność tureckich sił zbrojnych zupełnie zniknęła.

Jednak Erdoğan, dawniej prześladowany, po zdobyciu władzy sam stał się prześladowcą, obierając autorytarny kurs. Uri Friedman napisał: „W ciągu ostatniego półtora roku prokuratorzy rządowi otworzyli prawie 2 tys. spraw przeciwko Turkom za znieważenie tureckiego prezydenta. Od 2002 r. Turcja spadła z 99. na 151. miejsce w corocznym rankingu Reporterów bez Granic dotyczącym wolności prasy w różnych krajach, w dużej mierze z powodu zastraszania przez rząd krytycznych dziennikarzy i cenzury Internetu”.

Erdoğan wykorzystał nieudany pucz wojskowy, by ukarać swoich krytyków i przeciwników politycznych. W efekcie tysiące Turków straciło pracę, otrzymało zakaz podróżowania albo trafiło do więzień – wystarczyły krytyczne poglądy wobec Erdoğana albo najmniejsze, chociaż związki ze społecznym ruchem Fethullaha Gülena oskarżonego przez Erdoğana o zorganizowanie puczu.

Po puczu Erdoğan zdołał przekształcić rząd z parlamentarnego na prezydencki, w ten sposób ugruntowując swoją władzę. Do dziś Gülen wykorzystywany jest przez panujący w Turcji reżim do szerzenia represji. W opinii publicznej utrzymuje się stanowisko, że w przeprowadzenie puczu wmieszane były także Stany Zjednoczone.

Freedom House przyznaje Turcji w rankingu wolności zaledwie 32 na 100 możliwych punktów, co daje jej status „braku wolności”. Organizacja tłumaczy, że mimo uchwalenia pewnych liberalizujących reform na początku panowania Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), „rząd wykazał rosnącą pogardę dla praw politycznych i swobód obywatelskich i od 2016 r. prowadzi szeroko zakrojoną rozprawę z krytykami i przeciwnikami”. W 2017 r. wprowadzono zmiany do konstytucji, które wzmocniły władzę prezydenta, właściwie uniemożliwiając jego kontrolowanie i ograniczanie.

W przyszłym roku w Turcji powinny odbyć się kolejne wybory prezydenckie i parlamentarne, co pozwala się spodziewać pogłębienia stosowanych represji. Zwłaszcza że gospodarka, która kiedyś była dużym atutem Erdoğana, obecnie jest wrakiem. Oficjalnie podawany poziom inflacji sięgnął 70 proc., ale pojawiają się głosy ekonomistów twierdzących, że realna stopa inflacji jest jeszcze wyższa.

Im bardziej Erdoğan traci na popularności, tym częściej zwraca się ku nacjonalistom. Dziś nie wiadomo nawet, czy faktycznie dojdzie do wolnych wyborów. W 2019 r. Erdoğan odmówił już zaakceptowania wyniku wyborów na burmistrza Stambułu, które musiały zostać powtórzone, bo jego partia przegrała z kretesem. Może w przyszłym roku postanowi od razu ustawić wynik głosowania.

Problemem dla NATO jest nie tylko wewnętrzna polityka Turcji, ale także jej relacje z innymi członkami paktu. Właściwie od dawna Ankara jest w stanie wojny z należącym do Unii Europejskiej Cyprem oraz Grecją – członkiem Unii Europejskiej i NATO.

W 1974 roku Turcja najechała Cypr i wyodrębniła z jego terytorium Turecką Republikę Cypru Północnego – państwo uznawane jedynie przez Ankarę. Od jakiegoś czasu rząd Erdoğana próbuje ingerować w rozwój energetyki na tym terenie.

Wiele tureckich rządów zgodnie odmawiało uznania greckiej suwerenności nad dużymi wyspami, regularnie naruszając grecką przestrzeń powietrzną i doprowadzając do wojskowych konfrontacji. Z tego powodu Grecja wydaje na wojsko większą część PKB niż USA, jednak ich działania wymierzone są nie w Rosję, a właśnie w Turcję.

Polityka zagraniczna w wydaniu Erdoğana jest jeszcze bardziej agresywna niż w przypadku jego poprzedników. Często występuje agresywnie wobec Zachodu. Postuluje na przykład rewizję Traktatu z Lozanny z 1923 r., w którym wyznaczono granice Turcji. Promuje koncepcję „osmańskiej polityki zagranicznej”, popularną wśród tureckich nacjonalistów, która zakłada poszerzenie zasięgu państwa. Wspiera także morską doktrynę „Błękitna Ojczyzna” zmierzającą do przejęcia kontroli nad wodami śródziemnomorskimi, do których roszczenia zgłaszają Cypr, Grecja Egipt oraz Izrael.

Niejednoznaczne, ale w obecnej sytuacji niezwykle ważne są relacje Ankary z Rosją. Kraje te sąsiadują ze sobą i wielokrotnie prowadziły wojny. Dzisiaj jednak Turcja przedstawia się raczej jako przyjaciel Moskwy – co jest trudne do pogodzenia z członkostwem w NATO, dla którego Rosja jest w zasadzie jedynym istotnym przeciwnikiem militarnym. Tymczasem Turcja nabywa od Rosji broń i próbuje blokować operacje NATO na Morzu Czarnym, a do tego opiera się wprowadzaniu sankcji przeciwko Moskwie.

Jens Stoltenberg, obecny sekretarz generalny NATO, jeszcze w marcu deklarował, że „silne przywództwo Turcji i zaangażowanie w zbiorowe bezpieczeństwo NATO jest wysoko cenione”. Teraz widać, jak bardzo Turcja pod przewodnictwem Erdoğana oddala się od Zachodu. W 2003 r. Turcja uniemożliwiła USA prowadzenie operacji wojskowych przeciwko Irakowi, a w czasie konfliktu w Syrii początkowo współpracowała z Państwem Islamskim. Zresztą i dzisiaj Turcja wykazuje w Syrii – zdaniem Amnesty International – „haniebne lekceważenie życia cywilnego, dokonując poważnych naruszeń i zbrodni wojennych, w tym doraźnych zabójstw i bezprawnych ataków”.

Po nieudanym zamachu stanu Erdoğan przeprowadził czystki wśród oficerów, upewniając się, że w NATO reprezentować go będą przywódcy o odpowiednio „osmańskich” poglądach. Tureccy oficerowie stanowią swego rodzaju piątą kolumnę przy każdym konflikcie niezgodnym z planem Erdoğana. Są w stanie odmówić pomocy, a nawet utrudniać operacje NATO. Mustafa Gurbuz z American University stwierdził żartobliwym tonem, że niedługo Ankarę można będzie postrzegać jako „konia trojańskiego Rosji w ramach NATO”.

Część krytyków uważa, że skoro problem koncentruje się na Erdoğanie, minie wraz z nim. Problem w tym, że Erdoğan nie wykazuje żadnych problemów zdrowotnych, które zmusiłyby go do ustąpienia z urzędu, nie ma też gwarancji, że jego następca zostanie wybrany w wolnych wyborach i przyjmie odmienną linię prowadzenia polityki zagranicznej. Równie dobrze aktualnego prezydenta może zastąpić minister spraw wewnętrznych i obrony albo szef wywiadu – i każdy z nich może obrać jeszcze bardziej nacjonalistyczną drogę.

Niechęć do Ameryki nie ogranicza się bowiem do samego prezydenta czy rządu. Kiedy w 2019 r. przeprowadzono badanie opinii publicznej względem USA, tylko 20 proc. określiło swoją przychylność. Dziś zaledwie 9 proc. Turków pozytywnie odnosi się do Amerykanów, a aż 60 proc. uważa USA za największe zagrożenie dla Turcji. Dla porównania: Rosję wskazało tylko 20 proc. badanych. Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w marcu ponad połowa ankietowanych Turków uważała, że winę ponosi USA albo NATO, jedna trzecia sądziła, że winni są Rosjanie, a 8 proc. – że Ukraina.

Jeśli NATO ma działać i być traktowane poważnie, należy zobowiązać Turcję do lojalności – co oznacza zarówno zakończenie konfliktów z innymi członkami, jak i niewspieranie antagonistów, przede wszystkim Rosji. Turcja musi być gotowa na podjęcie działań przeciwko wrogom paktu. Jeśli tak się nie stanie, jeśli Ankara nadal będzie działała przeciwko celom sojuszu, należy rozważyć jej wykluczenie.

Nie oznacza to, że Stany Zjednoczone powinny teraz przyjąć wrogą postawę względem Turcji. Także Europa musi wykazać wiele zrozumienia i dyplomacji w budowaniu relacji z Turcją, z którą łączy się gospodarczo i która odgrywa istotną rolę w europejskim kryzysie emigracyjnym. W ramach NATO potrzebna jest poważna dyskusja na temat procedur dotyczących członków, do których utracono zaufanie. Turcy mogą pozostać przyjaciółmi – być może nawet lepszymi przyjaciółmi – nawet jeśli przestaniemy oczekiwać od nich bycia sojusznikami.

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »