fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

16.2 C
Warszawa
czwartek, 28 marca, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Nieetyczny gaz z Azerbejdżanu

Inwazja Rosji na Ukrainę odbiła się ekonomicznym echem na globalnych rynkach energii, dokładając swoją cegiełkę do wzrostu inflacji. Nic dziwnego, że Unia Europejska zaczęła rozglądać się za innymi dostawcami gazu ziemnego i… znalazła go w Azerbejdżanie. Jednak, jak twierdzi na łamach „Le Figaro” prof. Nerses Kopalyan, Azerbejdżan to nie jest dobre miejsce na zakończenie dalszych poszukiwań.

Warto przeczytać

Zacznijmy od tego, że zmniejszenie zależności od putinowskiej Rosji na rzecz zwiększenia jej od Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, to żadna zmiana, gdyż kraje te podpisały sojusz chwilę przed rozpoczęciem inwazji Rosji na Ukrainę. Rozwiązanie to stanowi też osłabienie nałożonych na Rosję sankcji, ponieważ od początku 2022 roku 20 proc. udziałów w najważniejszym azerbejdżańskim rurociągu Shah Deniz należy do rosyjskiego Łukoilu.

Ponadto zatrzymanie się w poszukiwaniach na azerskim gazie jest przede wszystkim niepraktyczne. Choć kraj ten chwali się możliwością dostarczenia dużych ilości paliwa, to jest mało prawdopodobne, by udało mu się zaspokoić europejski popyt choćby tylko w większej części. Widać to po treści porozumienia, jakie Unia Europejska podpisała niedawno z Azerbejdżanem w Baku, a z którego wynika, że dostawy gazu ziemnego do Europy zwiększą się z 10 do 20 miliardów metrów sześciennych rocznie. Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, określiła to porozumienie „nowym rozdziałem […] współpracy energetycznej z Azerbejdżanem, kluczowym partnerem w […] wysiłkach na rzecz odejścia od rosyjskich paliw kopalnych”.

Dla właściwego zrozumienia sytuacji musimy jednak wskazać skalę, która te dodatkowe 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie pokaże z właściwej perspektywy, gdyż obiektywnie może wydawać się, że to dużo. Należy jednak zaznaczyć, że Europa  zużywa około 400 miliardów metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie, z czego do tej pory Rosja dostarczała od 130 do 200 miliardów. Gdyby jednak azerbejdżańskie 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie ktoś nadal uznał za istotną ilość, to trzeba dodać, że jest to cel, który ma zostać osiągnięty dopiero za 15 lat.

W zamian za tak niewielki wkład w energetyczne bezpieczeństwo Europy, miałaby ona pomagać kolejnemu dyktatorowi. Warto również się zastanowić, czemu Azerbejdżan, którym rządzi rodzina uwikłana w wiele skandali korupcyjnych, nie chce bardziej pomóc Europie, zaspokajając większą niż zadeklarowaną część jej popytu na gaz. Odpowiedź jest zaś prosta – nie jest w stanie. Ostatni raport Oxford Institute for Energy Studies wykazał, że Azerbejdżan ma niewielkie możliwości produkcji gazu, a jego sprzedaż do Europy jest mało rentowna. W raporcie podkreślono także „wysokie koszty dostarczenia azerskiego gazu do Europy i rozszerzenia południowego korytarza gazowego”.

Komplikacje pojawiają się także w zakresie poszukiwań i zagospodarowania złóż gazu na Morzu Kaspijskim. Azerski gaz ziemny, który już teraz można znaleźć we Włoszech, jest tam prawie dwa razy droższy od rosyjskiego i trzy razy droższy od algierskiego. W Turcji gaz azerski był konkurencyjny, ale na rynku europejskim nie ma szans na osiągnięcie konkurencyjnych cen.

Oksfordzki raport zawiera także stwierdzenie, że „nawet najbardziej optymistyczne założenia dotyczące rozwoju wydobycia gazu nie sugerują, że znaczne dodatkowe ilości będą dostępne w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Nie ma wiarygodnego scenariusza, w którym rozbudowa infrastruktury transportowej zostanie zakończona w ciągu tej dekady”.

Kreowanie Azerbejdżanu na naftowego potentata to właściwie tylko PR-owa zagrywka rodziny Alijewów, przykrywająca brutalne represje, które pozwoliły im przejąć i wprowadzić dyktatorską władzę.

Amerykański Freedom House Democracy Index, który uwzględnia 167 krajów świata, Azerbejdżan lokuje dopiero na 141 pozycji pod względem przestrzegania wolności i praw obywatelskich. Zdaniem specjalistów organizacji „w ostatnich latach władze przeprowadziły szeroko zakrojone akcje mające na celu ograniczenie wolności obywatelskich, pozostawiając niewiele miejsca na swobodę wypowiedzi lub aktywizm”. Także Indeks Transformacji Bertelsmanna nisko plasuje Azerbejdżan, informując w swoim raporcie, że przez miniony 2021 rok w tym kraju „kontynuowano konsolidację rządów autorytarnych”.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje natomiast, że z powodu spadku produkcji ropy naftowej Azerbejdżan do 2030 roku stanie się dłużnikiem netto, gdyż większość wydatków publicznych w tym kraju pokrywana jest z dochodów ze sprzedaży ropy. Wśród państw, które nazywa się państwami rentierskimi, a do których należy Azerbejdżan, niestabilność wewnętrzna i upadek gospodarczy zwykle idą w parze, szczególnie jeśli gospodarka jest słabo zdywersyfikowana. Oznacza to, że Azerbejdżan jest bardzo podatny na wszelkie wstrząsy – tak gospodarcze, jak społeczne. Międzynarodowy Fundusz Walutowy podkreśla także, że ryzyko wewnętrznej destabilizacji Azerbejdżanu jest bardzo wysokie. Z tą oceną zgadza się również Bank Światowy, sukcesywnie obniżając ocenę stabilności politycznej kraju. Aktualnie wynosi ona -0,75 (w skali od -2,5 do 2,5). To bardzo słaby wynik, zwłaszcza że zachowanie stabilności jest przecież głównym celem dyktatur.

Reżim Alijewa jest więc zagrożony. Sam też stwarza zagrożenie – nie tylko dla obywateli Azerbejdżanu, lecz także dla sąsiedniej Armenii, którą zaatakował w 2020 roku. Niestety kolejny atak również jest możliwy, zwłaszcza w momencie, w którym potrzebne stałby się odwrócenie uwagi od problemów wewnętrznych.

Trudno wskazać dobry powód, dla którego Unia Europejska miałaby podjąć współpracę z dyktatorskim Azerbejdżanem i zbliżyć się do niego gospodarczo i politycznie. Można przecież znaleźć lepszych dostawców ropy czy gazu na przykład z Afryki Północnej, znad wschodniej części Morza Śródziemnego, z Zatoki Perskiej i z wielu innych miejsc. Może uda się nam kupić trochę gazu z Azerbejdżanu, ale zapłacimy za niego niewspółmiernie wysoką cenę – nie tylko gospodarczą, ale przede wszystkim moralną.

Zacznijmy od tego, że zmniejszenie zależności od putinowskiej Rosji na rzecz zwiększenia jej od Azerbejdżanu Ilhama Alijewa, to żadna zmiana, gdyż kraje te podpisały sojusz chwilę przed rozpoczęciem inwazji Rosji na Ukrainę. Rozwiązanie to stanowi też osłabienie nałożonych na Rosję sankcji, ponieważ od początku 2022 roku 20 proc. udziałów w najważniejszym azerbejdżańskim rurociągu Shah Deniz należy do rosyjskiego Łukoilu.

Przeczytaj także:

Ponadto zatrzymanie się w poszukiwaniach na azerskim gazie jest przede wszystkim niepraktyczne. Choć kraj ten chwali się możliwością dostarczenia dużych ilości paliwa, to jest mało prawdopodobne, by udało mu się zaspokoić europejski popyt choćby tylko w większej części. Widać to po treści porozumienia, jakie Unia Europejska podpisała niedawno z Azerbejdżanem w Baku, a z którego wynika, że dostawy gazu ziemnego do Europy zwiększą się z 10 do 20 miliardów metrów sześciennych rocznie. Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej, określiła to porozumienie „nowym rozdziałem […] współpracy energetycznej z Azerbejdżanem, kluczowym partnerem w […] wysiłkach na rzecz odejścia od rosyjskich paliw kopalnych”.

Dla właściwego zrozumienia sytuacji musimy jednak wskazać skalę, która te dodatkowe 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie pokaże z właściwej perspektywy, gdyż obiektywnie może wydawać się, że to dużo. Należy jednak zaznaczyć, że Europa  zużywa około 400 miliardów metrów sześciennych gazu ziemnego rocznie, z czego do tej pory Rosja dostarczała od 130 do 200 miliardów. Gdyby jednak azerbejdżańskie 10 miliardów metrów sześciennych gazu rocznie ktoś nadal uznał za istotną ilość, to trzeba dodać, że jest to cel, który ma zostać osiągnięty dopiero za 15 lat.

W zamian za tak niewielki wkład w energetyczne bezpieczeństwo Europy, miałaby ona pomagać kolejnemu dyktatorowi. Warto również się zastanowić, czemu Azerbejdżan, którym rządzi rodzina uwikłana w wiele skandali korupcyjnych, nie chce bardziej pomóc Europie, zaspokajając większą niż zadeklarowaną część jej popytu na gaz. Odpowiedź jest zaś prosta – nie jest w stanie. Ostatni raport Oxford Institute for Energy Studies wykazał, że Azerbejdżan ma niewielkie możliwości produkcji gazu, a jego sprzedaż do Europy jest mało rentowna. W raporcie podkreślono także „wysokie koszty dostarczenia azerskiego gazu do Europy i rozszerzenia południowego korytarza gazowego”.

Komplikacje pojawiają się także w zakresie poszukiwań i zagospodarowania złóż gazu na Morzu Kaspijskim. Azerski gaz ziemny, który już teraz można znaleźć we Włoszech, jest tam prawie dwa razy droższy od rosyjskiego i trzy razy droższy od algierskiego. W Turcji gaz azerski był konkurencyjny, ale na rynku europejskim nie ma szans na osiągnięcie konkurencyjnych cen.

Oksfordzki raport zawiera także stwierdzenie, że „nawet najbardziej optymistyczne założenia dotyczące rozwoju wydobycia gazu nie sugerują, że znaczne dodatkowe ilości będą dostępne w ciągu najbliższych dwudziestu lat. Nie ma wiarygodnego scenariusza, w którym rozbudowa infrastruktury transportowej zostanie zakończona w ciągu tej dekady”.

Kreowanie Azerbejdżanu na naftowego potentata to właściwie tylko PR-owa zagrywka rodziny Alijewów, przykrywająca brutalne represje, które pozwoliły im przejąć i wprowadzić dyktatorską władzę.

Amerykański Freedom House Democracy Index, który uwzględnia 167 krajów świata, Azerbejdżan lokuje dopiero na 141 pozycji pod względem przestrzegania wolności i praw obywatelskich. Zdaniem specjalistów organizacji „w ostatnich latach władze przeprowadziły szeroko zakrojone akcje mające na celu ograniczenie wolności obywatelskich, pozostawiając niewiele miejsca na swobodę wypowiedzi lub aktywizm”. Także Indeks Transformacji Bertelsmanna nisko plasuje Azerbejdżan, informując w swoim raporcie, że przez miniony 2021 rok w tym kraju „kontynuowano konsolidację rządów autorytarnych”.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje natomiast, że z powodu spadku produkcji ropy naftowej Azerbejdżan do 2030 roku stanie się dłużnikiem netto, gdyż większość wydatków publicznych w tym kraju pokrywana jest z dochodów ze sprzedaży ropy. Wśród państw, które nazywa się państwami rentierskimi, a do których należy Azerbejdżan, niestabilność wewnętrzna i upadek gospodarczy zwykle idą w parze, szczególnie jeśli gospodarka jest słabo zdywersyfikowana. Oznacza to, że Azerbejdżan jest bardzo podatny na wszelkie wstrząsy – tak gospodarcze, jak społeczne. Międzynarodowy Fundusz Walutowy podkreśla także, że ryzyko wewnętrznej destabilizacji Azerbejdżanu jest bardzo wysokie. Z tą oceną zgadza się również Bank Światowy, sukcesywnie obniżając ocenę stabilności politycznej kraju. Aktualnie wynosi ona -0,75 (w skali od -2,5 do 2,5). To bardzo słaby wynik, zwłaszcza że zachowanie stabilności jest przecież głównym celem dyktatur.

Reżim Alijewa jest więc zagrożony. Sam też stwarza zagrożenie – nie tylko dla obywateli Azerbejdżanu, lecz także dla sąsiedniej Armenii, którą zaatakował w 2020 roku. Niestety kolejny atak również jest możliwy, zwłaszcza w momencie, w którym potrzebne stałby się odwrócenie uwagi od problemów wewnętrznych.

Trudno wskazać dobry powód, dla którego Unia Europejska miałaby podjąć współpracę z dyktatorskim Azerbejdżanem i zbliżyć się do niego gospodarczo i politycznie. Można przecież znaleźć lepszych dostawców ropy czy gazu na przykład z Afryki Północnej, znad wschodniej części Morza Śródziemnego, z Zatoki Perskiej i z wielu innych miejsc. Może uda się nam kupić trochę gazu z Azerbejdżanu, ale zapłacimy za niego niewspółmiernie wysoką cenę – nie tylko gospodarczą, ale przede wszystkim moralną.


SourceLe Figaro

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »