fbpx

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

4.4 C
Warszawa
piątek, 19 kwietnia, 2024

"Każdy rząd pozbawiony krytyki jest skazany na popełnianie błędów"

Co zyskujemy dzięki kryzysom supermocarstw? 

Amerykański dwumiesięcznik „Foreign Policy” podejmuje temat obecnego kryzysu supermocarstw zastanawiając się, czy tak jak w przeszłości może wyniknąć z tego coś dobrego dla krajów demokratycznych.

Warto przeczytać

Czy nadeszła era trwałych napięć pomiędzy supermocarstwami? Inwazja Rosji na Ukrainę zdestabilizowała wschodnią część kontynentu oraz wywołała wojnę zastępczą z NATO. Ryzyko globalnej eskalacji znacznie wzrosło. W Azji kryzys między USA i Chinami spowodowała wizyta przewodniczącej amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi na Tajwanie. A to tylko jeden z wielu punktów zapalnych na zachodnim Pacyfiku. Możliwe, że pytanie nie brzmi, czy dojdzie do starcia, ale kiedy, gdzie i w jakich okolicznościach ono nastąpi. 

Waszyngton musi też mierzyć się z odnowieniem kryzysów nuklearnych z Iranem i Koreą Północną. Nie są to jednak sprawy, które mogłyby doprowadzić do wojny, w przeciwieństwie do konfliktów wielkich mocarstw. To ich zmagania są próbą sił o najwyższą stawkę. 

Ale kryzysy pozwalają też na zrozumienie dyplomatycznych i wojskowych intencji przeciwnika. Pokazują cenę geopolitycznego współzawodnictwa oraz są okazją do podjęcia konstruktywnych działań. Dla Stanów Zjednoczonych może to być sposób na wzmożenie inicjatyw i inwestycji, które pomogą zatriumfować w przedłużającej się rywalizacji. 

Aby lepiej pojąć te mechanizmy, warto cofnąć się do początków zimnej wojny. Pod koniec lat 40. XX wieku różnorodne kryzysowe sytuacje pojawiały się od Europy Zachodniej po Azję Wschodnią. Wszechobecne były obawy przed kolejną wojną. Waszyngton i jego sojusznicy poradzili sobie z problemami, ostatecznie zwyciężając w zimnowojennej potyczce. Jednak rozwiązania, takie jak doktryna Trumana, Plan Marshalla, czy utworzenie NATO, zrodziły się nie ze spokoju, lecz pilnej potrzeby, jaka pojawiła się w kryzysie. 

Także teraz Stany Zjednoczone i powiązane z nimi państwa mogą wykorzystać napięcie na świecie, żeby rozpoznać własne słabości militarne oraz wzmocnić istotne koalicje czy zdobyć krajowe poparcie dla bardziej zdecydowanych działań. Kryzysy nie są niczym niezwykłym w mocarstwowej rywalizacji. Szczególnie często zdarzają się na początku, gdy nie są jeszcze wyznaczone czerwone linie graniczne i strefy wpływów. 

Inaczej było w przypadku zimnej wojny. Pierwsze zgrzyty pojawiły się, kiedy Związek Radziecki w 1946 roku wywarł nacisk na Iran i Turcję. W pierwszej połowie 1947 roku doszło do kryzysu spowodowanego komunistycznym przewrotem, wojną domową w Grecji oraz ekonomicznym upadkiem Europy Zachodniej. W następnych latach wystąpiły zamach stanu w Czechosłowacji, blokada Berlina Zachodniego i zwycięstwo komunistów w wojnie domowej w Chinach. W 1950 eskalował konflikt na Półwyspie Koreańskim. 

Przez cały okres zimnowojenny nikt w Waszyngtonie nie był pewien, czy nie dojdzie do globalnego starcia. Wspierając Turcję w 1946 roku przeciw sowieckim groźbom, prezydent Harry Truman powiedział: „równie dobrze możemy dowiedzieć się, czy Rosjanie chcą podbić świat teraz, jak i za pięć czy dziesięć lat”. Podobne uczucie bliskości wojny towarzyszyło amerykańskim politykom podczas blokady Berlina oraz w trakcie wojny koreańskiej. 

Truman uniknął konfliktu skutecznie łącząc rozwagę i siłę. Stany Zjednoczone odmówiły wycofania się z kluczowych obszarów. Waszyngton wspierał Turcję, Grecję i Iran przeciwko naciskom Moskwy. Jednak ówczesny prezydent USA ustępował w kwestiach, które uznano za drugorzędne. Odmówił interwencji w chińskiej wojnie domowej, co pozwoliło wygrać komunistom. A choć konflikt koreański przekształcił się z wojny o obronę Południa w ofensywę przeciw Północy, to Truman zadowolił się impasem, zamiast doprowadzić do szerszej konfrontacji. 

Jednak tym, co sprawiło, że ten okres był geopolitycznie tak transformujący, było skuteczne zarządzanie i wykorzystanie tych kryzysów przez Waszyngton i sprzymierzeńców. Przykładem może być doktryna Trumana z marca 1947 roku. Jej postulaty obejmowały m.in. pomoc w wysokości 400 milionów dolarów dla Grecji i Turcji. Truman oświadczył, że świat jest podzielony na „alternatywne sposoby życia”, a Stany Zjednoczone muszą wspierać „wolne narody” w walce z inwazją totalitaryzmu. 

Uważał, że nie chodzi tylko o bezpieczeństwo basenu Morza Śródziemnego, ale też powstrzymanie ZSRR i jego popleczników od narzucania swojej woli innym państwom. Udało się dzięki temu zachować kluczowe placówki na granicy Europy, Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Doktryna pokazała też, że dzięki zainwestowaniu w stworzenie międzynarodowej stabilności tuż po wojnie, USA nie musiało wkładać znacznie więcej pieniędzy i wysiłku, aby ją utrzymać w późniejszym okresie. 

Od tego momentu rozpoczął się również proces zdobywania poparcia społecznego i politycznego dla otwartej rywalizacji z Moskwą. A także zyskiwania inwestycji, które pozwoliły Stanom Zjednoczonym skutecznie prowadzić w zimnowojennym wyścigu. 

Doktryna Trumana powstała na bazie kryzysu związanego z ekspansją komunizmu i zastraszaniem dyplomatycznym Turcji ze strony Sowietów, a także upadkiem wpływów Wielkiej Brytanii w regionie. W ciągu zaledwie dwóch tygodni przygotowano bezprecedensowy pakiet pomocy gospodarczej i bezpieczeństwa dla Europy w czasie pokoju. Sytuacja nadzwyczajna stała się bodźcem dla dyplomatycznej kreatywności. 

Jeszcze większą innowacją okazał się plan Marshalla. Ten kosztowny zastrzyk pomocy gospodarczej o wartości 12 miliardów dolarów miał ożywić zachodnią Europę po wojnie i stworzyć z niej wspólnotę zdolną odeprzeć radzieckie zakusy. Także i tutaj USA zadziałało błyskawicznie, gdy tylko zaczęło rosnąć napięcie na linii Waszyngton – Moskwa. „Pacjent tonie, a lekarze się zastanawiają”, oświadczył ówczesny sekretarz stanu USA George Marshall. Stany Zjednoczone porzuciły więc wcześniejsze wahania co do długoterminowego wsparcia dla Europy, a program pobudził Stary Kontynent ekonomicznie i politycznie. Sprowokowało to bardziej agresywne sowieckie działania, ale to z kolei spowodowało odpowiedź przestraszonych rządów zachodnioeuropejskich i zawiązanie Traktatu Północnoatlantyckiego, który przełamał prawie 150-letnią politykę izolacjonizmu USA. 

W 1949 roku NATO istniało jednak głównie na papierze. Dopiero wybuch wojny koreańskiej skłonił Stany Zjednoczone do wysłania dodatkowych sił do Europy Zachodniej. Stworzono też jednolitą strukturę dowodzenia Sojuszu i zawarto pakty bezpieczeństwa z Japonią, Filipinami, Australią i Nową Zelandią. Kłopoty wczesnej zimnej wojny pozwoliły Ameryce na opracowanie właściwej polityki i zbudowanie silnej pozycji, dzięki której ostatecznie zwyciężyła. 

Obecnie nadchodzi nowa fala kryzysów i nowa era rywalizacji Waszyngtonu z Moskwą i Pekinem. 

Chiński przywódca Xi Jinping chce podważyć status quo w Cieśninie Tajwańskiej i w innych częściach Azji Wschodniej. Tam, gdzie aspiracje Chin kolidują z interesami i zobowiązaniami Stanów Zjednoczonych w zakresie bezpieczeństwa. Waszyngton pokazuje jednak, że jest zdeterminowany, aby powstrzymać Pekin przed wywieraniem nacisku na sąsiadów i przejęciem Tajwanu. W tym samym czasie chińskie groźby stają się coraz ostrzejsze. Wizyta Pelosi może nie doprowadzi do poważnego kryzysu bezpieczeństwa na zachodnim Pacyfiku, ale jakiś skutek wywoła. 

Nie warto się też spodziewać, że Władimir Putin po cichu odejdzie. Jeżeli Rosja odniesie jakieś zwycięstwo w Ukrainie to będzie nadal starała się umacniać swoją pozycję w Europie Wschodniej. W przypadku przegranej może być jednak skłonna do desperackich posunięć. Współzawodnictwo w podejmowaniu ryzyka przez wielkie mocarstwa będzie się niestety pojawiać coraz częściej i zwiększać napięcie na świecie. 

Waszyngton z pewnością będzie w stanie unikać niepotrzebnego prowokowania kryzysów, ale nie jest w stanie uniknąć ich całkowicie. Stany Zjednoczone mogą jednak wykorzystać takie sytuacje w dobrym celu. 

Kryzysy pokazują również intencje przeciwnika. Po II wojnie światowej Związek Radziecki dążył do dalszej ekspansji kosztem krajów niekomunistycznych. Do czegoś podobnego dochodzi dzisiaj w Ukrainie. Przez lata zachodni obserwatorzy debatowali nad tym, kim właściwie jest rosyjski prezydent. Mężem stanu, którego razi ekspansja NATO w kierunku Rosji, czy utajonym agresorem pragnącym restytuować ZSRR? Po lutowej inwazji tylko najbardziej naiwni analitycy mogą się nad tą kwestią nadal zastanawiać. Z jednej strony wojna jest dla Ukrainy kataklizmem. Z drugiej pokazała prawdziwe oblicze rosyjskiego dyktatora. 

Kryzysy mogą też obnażyć słabości amerykańskiej postawy militarnej i umożliwić ich skorygowanie. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że USA i ich sojusznicy odkryli niedoskonałości swoich arsenałów i obronnych baz przemysłowych w czasie wojny na Ukrainie, a nie swojej własnej. Od momentu inwazji zachodnie demokracje stanęły w obliczu trudnych kompromisów między zdolnością wspierania Ukrainy a możliwościami utrzymania w dobrej kondycji własnych armii. 

Obecny konflikt pokazuje, jak szybko pełnowymiarowa wojna wielkich mocarstw w Europie lub na zachodnim Pacyfiku wyczerpałaby zapasy amunicji oraz uzbrojenie i inne aktywa państw Zachodu. I jak trudno byłoby je zastąpić. Aby jak najlepiej wykorzystać konflikt na Ukrainie, kraje demokratyczne powinny zwiększyć produkcję kluczowych systemów broni i amunicji. Inwestycja w większą odporność zbyt kruchego przemysłu obronnego to sposób na to, by nie dać się zaskoczyć, gdy wybuchnie kolejna wojna. 

Kryzysy przyspieszają też tworzenie się koalicji równoważących. Akces do NATO zgłosiły Finlandia i Szwecja, wzmocniło się także globalne przymierze państw demokratycznych, w tym Japonii, Korei Południowej i Australii. 

Kryzys w Cieśninie Tajwańskiej przyspieszyłby zapewne tworzenie dwustronnych i wielostronnych porozumień przeciwko działaniom Pekinu. W swoich planach Waszyngton uwzględniłby nie tylko Tajwan, Japonię i Australię, ale też Indie i Wietnam. Rozważone zostałyby zapewne ewentualne sankcje ekonomiczne i technologiczne, które można zastosować w przypadku chińskiej agresji. Mogłoby to pobudzić nawet Czworokątny Dialog Bezpieczeństwa do stworzenia ram koalicji wojskowej. 

Kryzysy to dobry sposób na przecięcie impasu. W pokojowych czasach nie doszłoby do stworzenia Planu Marshalla i NATO. Podczas wojny na Ukrainie Stany Zjednoczone przekazały Kijowowi więcej broni i pieniędzy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać, i to w ekspresowym tempie. Czy w takim razie Waszyngton wykorzysta doświadczenia z obecnego konfliktu do osiągnięcia czegoś podobnego po drugiej stronie świata? 

Amerykańska pomoc wojskowa dla Tajwanu mogłaby zostać znacznie sprawniej i szerzej zrealizowana, gdyby ograniczyć biurokrację. Ale Tajpej również powinno zwiększyć budżet obronny i skoncentrować się na zdolnościach asymetrycznych, takich jak pociski i drony oraz zdolności całej populacji do obrony. 

Kryzysy stanowią okazję do budowania politycznego konsensusu i rozmachu. Podczas zimnej wojny napięcia między mocarstwami przekonały amerykańską opinię publiczną do wsparcia odważniejszych wydatków i polityki. Trudna sytuacja wytrąca systemy demokratyczne z samozadowolenia, obrazowo pokazując nadchodzące niebezpieczeństwa. I często robi to lepiej, niż elokwentne przemówienia czy poparte dowodami argumenty. 

Problemem jest polityczny letarg. USA podejmują wiele kroków, żeby zwiększyć konkurencyjność wobec Chin – od zmniejszenia zależności w łańcuchu dostaw, po zagwarantowanie odpowiednich środków na obronę. Są to jednak krótkoterminowe koszty ekonomiczne i polityczne, a w ostatecznym rozrachunku polityka Waszyngtonu wobec Pekinu wydaje się neutralna. Amerykańskie firmy wahają się w sprawie handlu z Chinami, ale poważny kryzys w Cieśninie Tajwańskiej mógłby radykalnie zmienić ich ustosunkowanie. Podobnie jak strategię działania polityków. 

Jak przyznał zimnowojenny strateg George Kennan kryzysy są niemal nieuniknione w trakcie rywalizacji wielkich mocarstw. „Nie ma prawdziwego bezpieczeństwa ani alternatywy dla życia w ryzyku”. To właśnie nadchodzi obecnie, niezależnie od tego czy Amerykanie są na to gotowi, czy nie. Pytanie, czy Waszyngton będzie w owych zatargach potrafił się bezpiecznie poruszać i czy wykorzysta je na swoją korzyść? 

Więcej artykułów

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Wpisz komentarz!
Wpisz imię

Najnowsze artykuły

Translate »