Bill Clinton pragnął „powiększyć” demokratyczną strefę wpływów, a w 2000 r. politolog Kenneth Waltz napisał, że oczekuje, iż „Stany Zjednoczone wkrótce podejmą działania w celu wzmocnienia demokracji na całym świecie” i że „zadanie to, jak można się obawiać, zostanie podjęte przez amerykańskich wojskowych z pewnym entuzjazmem”.
„Miał rację, o czym wie każdy czytelnik The American Conservative. Potem nastąpiła seria wojen ideowych, prowadzonych przez prezydentów z obu partii” — czytamy.
Pierwsza inwazja na Afganistan pod wodzą George’a W. Busha była wynikiem wydarzeń 11 września, ale następująca po niej 20-letnia okupacja miała na celu zbudowanie liberalnej demokracji w miejscu, które jej nie chciało. Wojna w Iraku opierała się w równym stopniu na szerzeniu demokracji, co na znalezieniu broni masowego rażenia, a nigdy nie było prawdziwych przesłanek, że Irakijczycy byli zdesperowani w kwestii demokracji bardziej niż Afgańczycy.
Kiedy Barack Obama objął urząd prezydenta po Bushu, nie zdołał prawdziwie odrzucić doktryny Busha i kontynuował w Syrii oraz Libii politykę interwencji opartych na ideałach — obie okazały się katastrofalne.
GOP wydaje się przygotowana na rzeczywistość
Administracja Trumpa była pierwszą, która zerwała z tą ścieżką, ponieważ Donald Trump odrzucił koncepcję niekończących się wojen i w swoim przemówieniu inauguracyjnym opowiedział się za hasłem „America First”. Nie było jednak jasne, czy droga Trumpa będzie przyszłością dla GOP (Grand Old Party — nazwa stosowana wymiennie w odniesieniu do Partii Republikańskiej), czy też tylko epizodem.
Przeczytaj także:
- Katar i USA współwinne tragedii afgańskich uchodźców
- Republikanie mogą przejąć Izbę Reprezentantów i Senat
- Republikanie uważają, że USA nie stać na sfinansowanie nowego 3,5-bilionowego planu Bidena – donosi „The Washington Times”
- Ron DeSantis nadzieją amerykańskich republikanów?
„Trump stał na czele GOP, która nadal składa się z ludzi wyznających wyidealizowaną politykę zagraniczną, nawet jeśli w trakcie jego rządów wielu starszych neokonserwatystów, takich jak Bill Kristol, otwarcie przeszło na stronę Demokratów. To sprawiło, że przyszłość amerykańskiej polityki zagranicznej była stosunkowo niejasna” — pisze autor publikacji.
Czy obie partie będą nadal miały zasadniczo takie samo podejście? Czy też GOP może się oderwać?
W trakcie wojny na Ukrainie członkowie establishmentu, zwłaszcza Demokraci, rozwinęli swoją dotychczasową idealistyczną politykę zagraniczną do poziomu zupełnej fantazji. Tymczasem przyszłość polityki zagranicznej GOP wydaje się przygotowana na rzeczywistość.
Weźmy na przykład niedawne oświadczenie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, że wojna na Ukrainie „musi się zakończyć wyzwoleniem Krymu”. Taki cel jest praktycznie niemożliwy. Aby Rosja oddała Krym, musiałaby stanąć w obliczu całkowitego upadku państwa i zapomnieć, że ma broń jądrową. Jednak w trakcie wojny zrozumiałe jest, że mąż stanu chce dać swoim żołnierzom coś aspiracyjnego, o co będą walczyć; w trakcie nieuniknionych negocjacji, będzie mógł dążyć do osiągnięcia zadowalającego porozumienia.
Niezrozumiała jest natomiast reakcja administracji Bidena — lub jej brak — na te deklaracje. Zamiast po cichu próbować zjednać sobie prezydenta Ukrainy, administracja ta dała Ukrainie zielone światło, sugerując, że wsparcie będzie trwało tak długo, jak długo Ukraina będzie chciała walczyć, bez względu na to, czy sprzyja to interesom USA.
Sceptyczne nastawienie do bezsensownego idealizmu
Niepokoi również pozorny brak troski establishmentu o to, jak wykorzystywana jest pomoc. Ameryka wydała na Ukrainę ponad 50 mld dolarów, około 10 mld dolarów z tych wydatków przeznaczono na „Fundusz Wsparcia Ekonomicznego” — w zasadzie czysty zastrzyk gotówki dla ukraińskiego skarbu. Reszta to mieszanka broni i pomocy. Jednak zaskakujący ostatni raport CBS podaje w wątpliwość, ile z tych materiałów rzeczywiście dotarło na linię frontu.
Wszystko to, wraz z niemożnością zakwestionowania tego bez bycia nazwanym prorosyjskim, przyspieszyło zmianę w sposobie myślenia GOP o Ukrainie i polityce zagranicznej w ogóle. To, co zaczęło się za czasów administracji Trumpa, nasiliło się, gdy republikańscy kandydaci w całym kraju coraz częściej odrzucali wyidealizowaną politykę zagraniczną swoich niedawnych partyjnych przodków i byli za to nagradzani.
Joe Kent, który niedawno pokonał Jaime Herrerę Beutler w prawyborach w Waszyngtonie, prowadził kampanię wyraźnie przeciwko idealizmowi w sprawie Ukrainy, nazywając żądania Putina na Ukrainie „bardzo rozsądnymi” i zgadzając się z opisem Zełenskiego jako bandyty. Jego zwycięstwo nad Herrerą Beutler, bardziej doktrynerskim GOP-owcem, sugeruje, że zmiany w myśleniu o polityce zagranicznej, które wprowadził Trump, nie są bynajmniej chwilowe.
Kent podąża za wieloma innymi zwycięzcami prawyborów i początkującymi urzędnikami, którzy są sceptycznie nastawieni do bezsensownego idealizmu. J.D. Vance, nominowany przez GOP do Senatu w Ohio, powiedział, że nie obchodzi go, co się stanie na Ukrainie, co spotkało się z dużym odzewem mediów — i wygrał swoje prawybory. Blake Masters, odpowiednik Vance’a w Arizonie, napisał na Twitterze, że „nowi liberalni doktorzy Strangelove zabiją nas wszystkich” swoją nieznajomością rzeczywistości i również wygrał swoje wybory. Urzędujący senator Josh Hawley, szybko wschodząca gwiazda, wyjaśnił niedawno w „National Interest”, dlaczego głosował przeciwko przyjęciu Szwecji i Finlandii do NATO mówiąc, że Ameryka potrzebuje „prawdziwie strategicznej polityki zagranicznej — takiej, która patrzy na strategiczne interesy tego kraju teraz, a nie na świat sprzed lat”.
Sam Trump powiedział, że Ukraina „powinna była dogadać się” z Rosją i powinna była poddać się rzeczywistości w takich sprawach jak Krym i NATO.
To wszystko powinno być sygnałem ostrzegawczym
Wygląda na to, że to rzeczywistość, a nie ideały, będzie rządzić polityką zagraniczną Republikanów. I prawdopodobnie najbliższe dwie tury wyborów to potwierdzą. Wszyscy wyżej wymienieni kandydaci mają duże szanse na zwycięstwo w listopadzie. Jeśli Donald Trump zdobyłby Biały Dom w 2025 r., prawdopodobnie powróciłby do Waszyngtonu wraz z jeszcze większą liczbą nowo wybranych senatorów i przedstawicieli, którzy podzielają te poglądy.
„To wszystko powinno być sygnałem ostrzegawczym dla ukraińskich przywódców i partii. Jeśli chcą, żeby ich dostęp do łatwej kasy wciąż trwał, zamiast zdjęć do Vogue’a i legalizacji małżeństw homoseksualnych, powinni opracować argumenty, dlaczego wsparcie dla Ukrainy leży w narodowym interesie Ameryki” — pisze theamericanconservative.com.
Do 2025 r. „Bo my jesteśmy demokracją, a Rosja nie” nie będzie już miało sensu i z pewnością nie przekona kierowanych przez GOP władz wykonawczych i ustawodawczych do przekazania kolejnych miliardów pomocy. Wydaje się, że Partia Republikańska, a wkrótce po niej amerykański rząd, będzie zadawać bardziej realistyczne pytania w rodzaju „Co nam to da?”. Problemy będą postrzegane przez pryzmat „America First”, a jeśli Ukraina nie będzie w stanie dostosować się do tej rzeczywistości, straci swoje najsilniejsze i najbogatsze państwo wspierające.
Ta zmiana obejmie także resztę Europy i świata. W 2020 r. minister spraw zagranicznych Niemiec nazwał „nie do przyjęcia” fakt, że prezydent Trump wyprowadził jedną trzecią swoich wojsk z kraju, a dwa lata wcześniej niemieccy urzędnicy śmiali się z przemówienia Trumpa w ONZ, w którym zasugerował, że Niemcy pewnego dnia zapłacą za swoją nadmierną zależność od rosyjskiej ropy. A teraz, nawet po rosyjskiej inwazji, jeden z think tanków stwierdził, że Niemcy prawdopodobnie nie dotrzymają obietnicy wydawania 2 proc. na obronę do 2024 r.
„Jest oczywiste, że Niemcy i duża część Europy mają po prostu nadzieję, że wojna na Ukrainie wkrótce się skończy i będą mogli wrócić do normalnego funkcjonowania” — czytamy.
GOP jest gotowa na konfrontację z rzeczywistością
Kiedy nie było pewne, w jakim kierunku pójdzie Partia Republikańska, ta nadzieja była uzasadniona. Jednak nowa grupa republikanów „America First” twierdzi inaczej. Europejczycy i firmy obronne, które zakładają, że Ameryka zawsze będzie częścią NATO, powinny zacząć rozważać inne możliwości. Ale nowa polityka zagraniczna nie zatrzyma się na NATO. Przez dziesiątki lat po zimnej wojnie kluczowym elementem polityki amerykańskiej było zawarcie jak największej liczby umów o wolnym handlu; czasami wydawało się, że każda administracja konkuruje z poprzednią o to, kto zawrze więcej umów o wolnym handlu.
Jednak polityka handlowa, którą wprowadził Trump, pozostanie na zawsze, ponieważ wszyscy wyżej wymienieni kandydaci (i wielu innych) wyrażali sceptycyzm wobec wolnego handlu i wysyłania przemysłu za granicę. Sam Trump na CPAC 2022 wezwał do wpisania ceł na Chiny do ustawy i rozszerzenia uprawnień prezydenta w zakresie ceł. Jeśli w 2025 r. Trump odzyskałby władzę w Kongresie dzięki GOP, uchwalenie takiej ustawy będzie niemal pewne.
„Jak mówi powiedzenie: albo poradzisz sobie z rzeczywistością, albo możesz być pewien, że rzeczywistość poradzi sobie z tobą. Nowa GOP jest gotowa na konfrontację z rzeczywistością. Czy reszta świata też?” — konkluduje The American Conservative.