Gdy na Ukrainie trwa wojna z rosyjskim najeźdźcą, po stronie ukraińskiej walczy wielu Czeczenów, organizowanych przez Ahmieda Zakajewa, przedstawiciela Czeczenii na uchodźctwie. Walczy również wielu Gruzinów i Białorusinów. Tym samym zachodzi zjawisko przypominające wydarzenia sprzed ponad stu lat, kiedy to wraz z polską armią przeciwstawiającą się bolszewikom z bronią w ręku stawało wielu przedstawicieli rozmaitych narodów niewolonych przez Rosję. I tu warto przypomnieć, że sto lat temu Polska nie była jedynie bezwolnym obserwatorem tego, co działo się w obrębie ziem podbitych przez Białą lub Czerwoną Rosję, ale prowadziła aktywną politykę, nazywaną ruchem prometejskim.
Termin „prometeizm” został wymyślony przez pułkownika Tadeusza Schaetzla, oficera Oddziału II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego (wywiad). Jest tu nawiązanie do starożytnego greckiego mitu o Prometeuszu, który wykradł bogom ogień i tym ogniem obdarował ludzi; za karę został przykuty do skały, gdzie drapieżny ptak wydziobywał mu wątrobę. Trzeba przypomnieć, gdzie Grecy umieszczali tę skałę. Prometeusz został przykuty na Kaukazie. Greccy żeglarze pływali po Morzu Czarnym i świetnie znali wszystkie jego brzegi z okolicznymi krainami, tak więc wiedzieli, że w obrębie znanego im świata nie ma gór wyższych niż Kaukaz. Nadal ta ziemia spływa krwią, tym razem już nie Prometeusza, ale narodów które bądź bronią odzyskanej niepodległości, jak Gruzini, bądź dopiero pragną uzyskania niepodległości. Jest znamienne, że ochotnicy z Gruzji i Czeczenii licznie przybywają na Ukrainę by tu wspierać naród walczący o wolność. Aby powstrzymać rosyjski imperializm, trzeba połączonego wysiłku wszystkich ofiar tego imperializmu.
Po zwycięstwie nad bolszewikami w roku 1920 trwały wielomiesięczne negocjacje zakończone podpisaniem pokoju w Rydze czerwca 1921. Ten pokój stanowił odejście od promowanej przez Piłsudskiego idei federacyjnej, z nadziejami, że utworzy się sieć sfederowanych ze sobą państw Europy Środkowo-Wschodniej, zdolnych do wspólnej obrony przez zewnętrznymi agresorami. Jednak w kręgu osób związanych z Piłsudskim w miejsce zdezaktualizowanej idei federacyjnej przedstawiono nowy pomysł, mający na nowo wzmagać starania o wolność narodów ciemiężonych przez Rosję, a była to właśnie idea prometejska. Warto sobie o tym przypomnieć, bo i dziś Polska może być aktywnym graczem tak względem państw mających problem z naciekiem ze strony rosyjskiej, na przykład Kazachstanem, jak i z narodami, które dopiero teraz mogą zabiegać o niepodległość, na przykład Buriacją.
Kaukaz, ziemia Prometeusza, okazała się miejscem wielu udanych działań promujących wolność. Narody północnego Kaukazu i Zakaukazia, mimo różnic językowych, religijnych i historycznych, łączyła niechęć do północnego agresora, widoczna szczególnie w XIX w., kiedy to miejscowe elity polityczne rozbudzały i pogłębiały uczucia narodowe oraz integrowały obszary etniczne stanowiące dotąd amorficzny konglomerat dialektów, rożnych zwyczajów i prowincjonalnych odrębności. Narodziła się kaukaska myśl niepodległościowa, zaś pomimo różnic, także politycznych, a także antagonizmów wewnątrz poszczególnych państw, udało się osiągnąć pewną świadomość wspólnoty losu i, nie bez przeszkód, doprowadzić do wspólnego działania. To, że Lenin i Stalin tworzyli pseudo-autonomiczne republiki związkowe Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu wynikło z wcześniejszych faktów dokonanych w rozwoju tamtejszego ruchu niepodległościowego. Warto przy tym wspomnieć o tradycyjnie przychylnym nastawieniu miejscowych elit do Polski, o czym może świadczyć wojskowa umowa polsko‑gruzińska z maja 1920. Niestety, w roku 1921 bolszewicy obalili niepodległe państwo gruzińskie, jednak kaukaskie elity polityczne nie poprzestawały na emigracyjnej wegetacji, włączając się w zainicjowany w Polsce ruch prometejski.
W Europie Środkowej mamy zróżnicowanie chyba jeszcze większe niż to zawsze się działo w rejonie Kaukazu. Szczęśliwie, koniunktura polityczna ostatnich dwudziestu lat doprowadziła, że główne państwa tego regionu są członkami Unii Europejskiej, a nadal trwają działania mające przyłączenie do UE kolejnych krajów bałkańskich. Sami z siebie tak byśmy się nie zjednoczyli, bo w tym regionie nadal istnieje wiele wewnętrznych antagonizmów. Jednak dziś fakt naszego polityczno- militarnego powiązania sprzyja temu, by budować rzeczywiste braterstwo, a w tle pomocy dla walczącej Ukrainy tak się faktycznie dzieje. Gdybyśmy chcieli powrócić do idei prometejskiej, warto by podjąć wspólne systematyczne działania na rzecz wspierania elit różnych narodów, dotąd pozostających pod butem Moskwy. I w tym jest dobre miejsce dla ambicji nieco dziś pogubionego Viktora Orbána. Jakiś czas temu Putin obiecał Orbánowi, że po pokonaniu Ukrainy odda Węgrom Ruś Zakarpacką, i to wydawało się wspaniałym spełnieniem węgierskich marzeń o przełamywaniu skutków traktatu z Trianon z 4 czerwca 1920, kiedy to ogromnie okrojono terytorialnie państwo węgierskie. Dzisiaj nie możemy sobie jednak pozwolić na wzajemne wyrywanie sobie takich czy innych ziem. Natomiast dobrą rolą dla Węgrów może być nawiązywanie bliskiej współpracy z tymi ludami znad Wołgi, które mówią pokrewnymi im językami. Jest miejsce na budowanie współpracy kulturalnej, gospodarczej, a na dalszym etapie również i politycznej. Gdy zaś coraz więcej narodów będzie się wyłamywało z Rosji, ostatniego na naszej planecie państwa kolonialnego, wówczas pogrzebany zostanie i sam imperializm rosyjski.
Sto lat temu akcja prometejska została zainicjowana rozwojem instytucji kształcących polskie elity w zakresie nauk o Wschodzie. W ramach tego dokonywało się gruntowne poznawanie kultur, społeczeństw i języków państw leżących za wschodnią granicą, wydawanie gazet przybliżających polskiej opinii publicznej skomplikowane zagadnienia narodowościowe i geopolityczne, wreszcie wspieranie środowisk emigracyjnych, a w ramach tego pomaganie im przezwyciężać swe wzajemne zantagonizowanie. Do dziś w Polsce istnieją pewne zainicjowane wówczas instytucje bądź ich sukcesorzy. Musimy tylko przestać je traktować jako miejsce aktywności szczupłego kręgu wąskich specjalistów, zaś potraktować jako ważny kierunek polityki państwa, w zazębieniu z wysiłkiem organizacji pozarządowych oraz polskiego biznesu. Warto też to sprzęgnąć z rozmaitymi wymiarami inicjatywy Trójmorza.
Marek Oktaba – architekt, teolog i działacz społeczny, zajmujący się m.in. pomocą bezdomnym, w ramach Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, oraz akcją adopcji serca w Afryce. Uczeń nestora katolickiej nauki społecznej ks. prof. Józefa Majki. Specjalizuje się w etyce życia gospodarczego i teorii ładu przestrzennego.